Wybory w Warszawie mogą mieć decydujący wpływ na odwrócenie złej passy całej opozycji lub skupienie i ugruntowanie na lata całej władzy w rękach PiS-u. Komentarz Sławomira Sierakowskiego.
Po długich tarciach i wahaniach Grzegorz Schetyna nominował Rafała Trzaskowskiego do startu w wyborach prezydenckich w stolicy. Schetyna najpierw nie chciał wystawić potencjalnego konkurenta do władzy w partii, a później już nie mógł go nie wystawić ze względu na coraz większy cień, jaki pada na Platformę w związku z rozliczaniem afery reprywatyzacyjnej w stolicy. Od dawna było wiadomo, że Trzaskowski dawał największe szanse ze wszystkich możliwych kandydatów Platformy. Jak ocenić tę kandydaturę?
czytaj także
Po pierwsze, należy zdać sobie sprawę z tego, czym będą wybory w stolicy. Będą kluczowe. Mogą mieć decydujący wpływ na odwrócenie złej passy całej opozycji lub skupienie i ugruntowanie na lata całej władzy w rękach PiS-u. Warszawa to miejsce, które jest trampoliną do ogólnopolskiego sukcesu. Tu się zaczęły zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, gdy Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy. Warszawa to ogromny potencjał instytucjonalny i kadrowy. Kaczyński wychował sobie całą armię polityków, którzy później stanowili o sile pierwszego PiS-u.
Warszawa to miejsce, które jest trampoliną do ogólnopolskiego sukcesu.
Po drugie, trzeba zdać sobie sprawę z tego, kto jest po drugiej stronie. Jeszcze do niedawna wydawało się, że PiS bez zastosowania jakiegoś przekrętu jest po prostu niewybieralny w stolicy. Dlatego wystawi kogoś nieistotnego, grzecznego, miłego, żeby poprawić sobie wizerunek w stolicy, kogoś jak Stanisław Karczewski. Kogoś bez szans na zwycięstwo. Wtedy pojawił się Patryk Jaki i komisja reprywatyzacyjna, która zręcznie wykorzystuje reprywatyzacyjne rozliczenia do budowania obozowi władzy i swojemu przewodniczącemu popularności. Podobnie jak Schetyna także Kaczyński może nie chcieć wystawić Jakiego, bo nie należy do PiS-u i po wyborze może zacząć gryźć i szarpać smycz jak Andrzej Duda. Ale już widać, że nikt z PiS-u nie będzie miał większych szans w tych wyborach.
Patryk Jaki to polityk, który należy do zaciągu prawicowych populistycznych zabijaków, którzy nie wyznają żadnych poglądów (w 2003 był w PiS, w 2006 już w PO, chwilę później znowu w PiS), nie mają żadnych skrupułów i gotowi są zrobić wszystko, żeby „nasi zaorali tamtych”, zgodnie z prawem czy bez. Jeśli zwycięży w stolicy, może być to gwóźdź do trumny opozycji i wtedy zameldować będzie można postawienie Budapesztu w stolicy w ekspresowym tempie. Wolę sobie nie wyobrażać, co stanie się z teatrami, muzeami, galerami, organizacjami pozarządowymi, ani jakie pomniki tu zaczną powstawać, jak zmienią się nazwy ulic i placów, jakie uroczystości, miesięcznice i jaka architektura pojawią się w mieście, jak traktowane będą manifestacje opozycyjne, jaki los czeka miejsca niezależnej kultury i działalności społecznej. I czy do drzew i parków Jaki będzie miał stosunek podobny, co minister Szyszko.
czytaj także
Po trzecie, ale wcale nie najważniejsze, czyli sam nominowany przez PO kandydat. Zalety Rafała Trzaskowskiego niech przedstawia Trzaskowski sam, dla mnie znaczenie ma to umiarkowane, bo nie jest to ani kandydat idealny, ani zły. Nie sądzę, żeby uczynił z Warszawy nowy Rotterdam, ani że będzie to czwarta kadencja HGW. Trzaskowski nie reprezentuje typowego platformersko-pisowskiego-peselowskiego-eseldowskiego wzorca niespecjalnie zorientowanego w czymkolwiek poza technologią władzy starszego pana, który w życiu się niczym nie zajmował, tylko posłowaniem, a jeśli zajmował, to lepiej nie patrzeć czym, żeby nie psuć sobie humoru. Zwalanie na niego wszystkich grzechów HGW zostawmy PiS-owi, bo i tak zawsze w tym będzie lepszy.
czytaj także
Po czwarte i wreszcie najważniejsze, czyli jakie są alternatywy. Nowoczesna nie zaproponuje nikogo lepszego, bo już wystawiła Pawła Rabieja. A lewica? Robert Biedroń nie chce, choć moim zdaniem powinien, wystartować w tych wyborach, a miałby duże szanse wygrać lub co najmniej zrobić bardzo dobry wynik, co podniosłoby szanse na dobry wynik lewicy w kolejnych wyborach. Inni kandydaci albo nie mają szans, albo „nie chcą, ale muszą”, a tak żadnych wyborów wygrać się nie da.
Jeśli po drugiej stronie jest Patryk Jaki i niszczące jedną niezależną instytucję po drugiej Prawo i Sprawiedliwość, to oglądanie przez lupę Trzaskowskiego z każdej strony, w nadziei, że w tym czasie z nieba spadnie lepszy kandydat, oznacza, że ta druga strona po prostu wygra i weźmie już wszystko. Jaki nie certoli się, nie wybrzydza i będzie gryźć ziemie, żeby mu się udało i uda się, jeśli wszystko na co będzie stać resztę opozycji to szukanie Trzaskowskiemu brudu za paznokciami.