Kraj

Rok po ACTA: kiedy ruszy rządowa machina?

Pierwszy rządowy Kongres Wolności w Internecie nie był sukcesem. Czym zakończy się drugi? Może chociaż będziemy świadkami dialogu?

Nieco ponad rok temu, a dokładnie 4 i 5 lutego na zaproszenie kilku organizacji pozarządowych do Warszawy zjechali ludzie zaangażowani w protesty przeciwko ACTA; wtedy nazywaliśmy ich actawistami i wierzyliśmy, że mamy do czynienia z nową gwardią, która będzie walczyć o Internet wolny od państwowego nadzoru i korporacyjnej dominacji. Wydarzenie, na którego zorganizowanie mieliśmy ledwie tydzień, ochrzciliśmy Improwizowanym Kongresem Wolnego Internetu

Trzeba było działać szybko, bo sytuacja w rządzie i na ulicy zmieniała się bardzo dynamicznie. Rozumiał to dobrze Michał Boni i dlatego 4 lutego po południu wymknął się z oficjalnego panelu w Gdańsku i przyleciał do Warszawy, żeby zdążyć na dyskusję z młodymi obywatelami. Konfrontując się z mało przyjazną salą, przepraszał za błędy i proponował nowe otwarcie. 

To poświęcenie na niewiele się zdało: dzień później organizatorzy Improwizowanego Kongresu i organizatorzy protestów przeciwko ACTA podjęli wspólną decyzję, że nie przyjmą zaproszenia na debatę z premierem. W wydanym oświadczeniu za warunek dalszej rozmowy uznaliśmy: ujawnienie dokumentów negocjacyjnych dotyczących ACTA, („najpierw prawda, potem debata”); konkrety w miejsce politycznych deklaracji o zawieszeniu ratyfikacji ACTA; wreszcie, konsultacje „w Internecie, nie w gabinecie”, czyli tam, gdzie głos będą mogli zabrać wszyscy zainteresowani. To był czas buntu i wielkich nadziei.

Jaki był polityczny kontekst tamtych wydarzeń? 2 lutego Donald Tusk ogłosił, że „zawiesza ratyfikację” porozumienia ACTA. Nikt wtedy nie widział, co owe zawieszenie tak naprawdę oznacza. Jednocześnie premier przyznał, że polskie stanowisko w sprawie ACTA nie było w rzetelny sposób skonsultowane z obywatelami i że najwyższy czas to naprawić. To był dopiero początek „przemiany”, która w dwa tygodnie później, 17 lutego, zaowocowała jasną deklaracją polskiego rządu: jesteśmy przeciw ACTA i będziemy działać przeciwko jego ratyfikacji także na forum Unii Europejskiej. Dopiero wtedy triumfowaliśmy. Dla wszystkich zaangażowanych było jednak jasne, że to zaledwie otwarcie poważnej rozmowy o konkretnych wyzwaniach związanych z regulacją Internetu. 

5 marca kolejne zaproszenie do stołu wystosował Michał Boni, organizując otwarty formalnie dla wszystkich Kongres Wolności w Internecie. Impreza miała załagodzić nastroje i dać szansę na spokojne przedyskutowanie postulatów różnych środowisk, które uaktywniły się na fali ACTA. 250 osób (w większości już zmęczonych dyskutowaniem, bo luty obfitował w tego typu wydarzenia), wiele sprzecznych poglądów, kilka naprawdę skomplikowanych tematów i jeden próbujący to wszystko pogodzić minister – nie wszyscy byli nastawieni optymistycznie. Niektórzy wręcz uważali, że Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji próbuje zawłaszczyć oddolną, obywatelską ideę, organizując swój własny kongres pod takim a nie innym szyldem. Mimo to przyszli…

Pierwszy rządowy Kongres Wolności w Internecie nie był sukcesem. Frustrację po tym wydarzeniu wylewali na Ministerstwo wszyscy, bo niczyje oczekiwania nie zostały w pełni spełnione. Na domiar złego akurat tego dnia doszło do tragicznego wypadku kolejowego pod Szczekocinami, co spowodowało, że Michał Boni musiał się ograniczyć do otwarcia i zamknięcia wydarzenia, które było przecież pomyślane jako forum dialogu z rządem. 

Żeby ledwie rozpoczęte dyskusje kontynuować i zatrzeć wrażenie klęski, Ministerstwo zaproponowało kolejne rozdanie: eksperckie warsztaty „po ACTA”, które miały przynieść systemowe rozwiązania wszystkich palących problemów. Rozwiązania miały wypracować w trzy miesiące (bo wielkimi krokami zbliżało się EURO), przy udziale ekspertów pracujących społecznie, pod demokratyczną egidą reprezentanta Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji oraz reprezentanta „strony społecznej”. Grupy miały mieć charakter taskforce: nie za dużych i sprawnych, ale jednak reprezentatywnych. Miały pracować bez budżetu i wsparcia logistycznego, ale za to szybko i skutecznie. Miały wypracować konkretne propozycje zmian prawnych w kilku obszarach, z którymi rząd Donalda Tuska nawet się nie zmierzył w poprzedniej kadencji

Tym razem w zasadzie nie było optymistów. Po długich negocjacjach, znacznym ograniczeniu oczekiwań i paru burzliwych spotkaniach w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, urzędnikom Michała Boniego udało się zebrać i zmobilizować grupę reprezentującą stronę społeczną. Prace w grupach roboczych trwały przez całe lato i faktycznie zakończyły się spisaniem wielu, całkiem konkretnych postulatów zmiany prawa lub kierunków, w jakich te zmiany powinny zmierzać. Wypracowane materiały liczyły kilkaset stron. Na prośbę ministra Boniego zostały nawet ustalone priorytety, z myślą o „etapie wdrożeniowym”. Niestety, to właśnie na tym etapie cały mechanizm się zatarł. 

Niektóre postulaty grup roboczych rzeczywiście zostały uwzględnione z pracach nad nowelizacją Prawa Telekomunikacyjnego. Ukłonem w stronę obywateli było też przyjęcie przez rząd wypracowanego w ramach warsztatów Kodeksu Konsultacji. Jednak pierwotny plan działania zakładał zrealizowanie aż piętnastu niebanalnych kroków w takich obszarach, jak prawo autorskie, konsultacje społeczne czy prywatność w sieci. Zgodnie z deklaracją, na wypełnienie tej obietnicy Minister Administracji i Cyfryzacji formalnie ma czas do 2015 roku. 

W najbliższą środę, 13 lutego, zapewne dowiemy się, jak Michał Boni wyobraża sobie konkretne prace na tym polu, i znowu będziemy mieli szansę o tym podyskutować. Ministerstwo organizuje drugi Kongres Wolności w Internecie i znowu zaprasza wszystkich zainteresowanych. Czy tym razem będzie sukces albo przynajmniej dialog? 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Katarzyna Szymielewicz
Zamknij