Kraj

Reforma Gowina, czyli „nadzorować i karać”

Protest na Uniwersytecie Warszawskim, 6.06.2018. Fot. Agnieszka Wiśniewska

Niewątpliwie są w Polsce naukowcy, którym system proponowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego odpowiada. Różnice w spojrzeniu wynikają w dużym stopniu (choć nie wyłącznie, bo są przecież humaniści, którzy świetnie sobie radzą w świecie punktacji) ze specyfiki nauk, które uprawiamy.

Za reformę szkolnictwa wyższego stoi iluzja, że można stworzyć obiektywne i jednolite kryteria oceny osiągnięć wszystkich naukowców ze wszystkich dziedzin. Obowiązujący już dziś, a w projekcie ustawy wzmocniony system punktów i grantów zbudowano na złudzeniu pełnej przejrzystości świata myśli. W neoliberalnych pomysłach na naukę – a do nich na pewno zaliczyć możemy propozycję ministra Gowina – nie ma miejsca na specyfikę poszczególnych nauk, na społeczne konteksty tworzenia idei, na grę różnych perspektyw, wreszcie na ciągłą wymianę między tym, co lokalne i partykularne a tym, co globalne i uniwersalne.

Jestem wykładowczynią w instytucie filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego i w mojej domenie, w badaniach nad literaturą i kultura „tubylczą”, zdecydowana większość publikacji ukazuje się w języku polskim. Niewielkie mam zatem szanse na zdobycie dużych punktów za publikacje w języku angielskim. Chciałabym bardzo, aby prestiżowy magazyn naukowy w rodzaju „Postcolonial Studies” opublikował mój artykuł o Mickiewiczu czy Orzeszkowej, ale brak tam mojej angielskiej publikacji nie przesądza automatycznie, że nieobecne w języku Szekspira teksty Ewy Graczyk zasługują na niską punktację.

Spór o ustawę 2.0 – o co toczy się gra?

czytaj także

Podobnie niewielkie szanse ma socjolog Maciej Gdula, który przeprowadził głośne badania preferencji politycznych mieszkańców Miastka. Na razie mało kogo na Zachodzie – czy na Północy – interesują zmiany politycznych preferencji na prowincji półperyferyjnej Polski. Brak zainteresowania dla Miastka i Orzeszkowej nie musi jednak być wieczny, bo peryferia odsłaniają często coś ważnego dla świata, nieraz też w sposób bardziej dramatyczny, jaśniej, niż zjawiska społeczne i kulturowe zachodzące w krajach „modelowych” – tych „rozwiniętych”, służących za wzór dla innych. Następna odsłona intelektualnej i politycznej gry pomiędzy marginesami i centrum może bowiem (a choć nie musi – i tak powinniśmy robić swoje) przynieść powszechne zainteresowanie badaniami Joanny Tokarskiej-Bakir czy konceptami Jana Sowy.

W naukach humanistycznych i społecznych najbardziej efektywnie pracujemy wówczas, gdy wychodzimy od najbliższego nam problemu i kontekstu, gdy jesteśmy lokalnie zakorzenieni i z tej perspektywy – bez kompleksów i megalomanii – prowadzimy wymianę z badaczami z całego świata. Nie warto zatem deprecjonować zajmowania się swoimi problemami tylko dlatego, że wydają się nieważne z perspektywy amerykańskich uniwersytetów.

Reformator Gowin i jego tania montownia wiedzy

Co prawda, zdania są w tej sprawie podzielone. Taki na przykład, rektor Politechniki Gdańskiej, prof. Jacek Namieśnik, nie widzi zagrożeń i chwali reformę Gowina. Niewątpliwie są w Polsce naukowcy, którym system proponowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego odpowiada. Różnice w spojrzeniu wynikają w dużym stopniu (choć nie wyłącznie, bo są przecież humaniści, którzy świetnie sobie radzą w świecie punktacji) ze specyfiki nauk, które uprawiamy. System reformy ministra Gowina sprzyja naukom i uczelniom technicznym oraz części nauk zwanych ścisłymi, badacze z tych dziedzin o wiele łatwiej też godzą się na kryteria ilościowe. W naukach humanistycznych i części nauk społecznych iluzja policzalności, porównywalności i przejrzystości promuje często sprawną przeciętność, bo system nie „czyta” pomysłów ekstrawaganckich, a te miewają w naszej domenie kluczowe znaczenie. Wyobraźmy sobie na przykład, że do Ministerstwa Nauki urządzonego w duchu wizji Gowina – w swoim czasie – przychodzi C. Wright Mills, Claude Levi-Strauss czy Judith Butler z projektem startującym w konkursie Sonata czy Preludium…

A mówiąc zupełnie serio, najbardziej boli mnie punkt ustawy uruchamiający mechanizmy finansowe i administracyjne, które w konsekwencji podzielą uniwersytety na lepsze i gorsze. Obecnie mamy sieć uniwersytetów działających w każdym mieście wojewódzkim. Taki stan rzeczy pozwala budować żywe ośrodki intelektualne i kulturalne w każdym z regionów Polski. Przesiąknięta źle pojętym elitaryzmem ustawa Gowina (jeśli nie uda się jej zatrzymać) spowoduje, że w przyszłości będzie w Polsce cztery lub pięć „wiodących” uniwersytetów, a reszta sprowadzona zostanie do statusu wyższych szkół zawodowych – czy wręcz zlikwidowana. Widzę poważne zagrożenie tego rodzaju dla uczelni w Gdańsku, Szczecinie czy Opolu.

Pod tym względem reforma Gowina da się streścić w jednym zdaniu: jeszcze więcej pustyni społecznej.  Można to porównać do innego pomysłu sprzed lat: likwidacja dużej części lokalnych połączeń kolejowych w latach 90. wytworzyła w Polsce wiele miejsc dotkliwego społecznego wykluczenia.

Musimy ciągle pamiętać o statusie Polski jako kraju półperyferyjnego, a o sobie myśleć jako społeczeństwie na dorobku. Oczywiście, regionalne uczelnie mają zróżnicowany poziom, jednak gdyby uniwersytety w Białymstoku, Olsztynie czy na Śląsku były przyzwoicie finansowane, gdyby były traktowane z szacunkiem – choćby tak samo jak Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński – mogłyby wykorzystywać swoje lokalne zakorzenienie do budowania więzi społecznych i kulturalnych, do zmniejszania nierówności i frustracji społecznej, a więc głównych przyczyn naszych niepowodzeń  i zapóźnień. Żeby nie było wątpliwości: żadne ośrodki akademickie w Polsce nie są finansowane adekwatnie, bo nakłady na polskie szkolnictwo wyższe to ledwie 0,42 proc. PKB – po prostu na tle UW czy UJ sytuacja tych mniejszych jest jeszcze gorsza.

Dobre wykształcenie humanistyczne, społeczne i filozoficzne możliwie dużej grupy młodych ludzi ze wszystkich klas społecznych jest podstawą dla tworzenia demokratycznego, pozbawionego kompleksów, samoświadomego społeczeństwa. Warto wychowywać ludzi, których poruszają impulsy etyczne i estetyczne, którzy się cieszą ze swego rozwoju, którzy są zdolni działać społecznie. W taki sposób kształcona zbiorowość z czasem wyłania z siebie ludzi zdolnych do tworzenia nowych koncepcji i nowych idei.

Walka o uniwersytet się nie kończy!

Nauka na światowym poziomie nie rodzi się natomiast wśród ludzi, którzy źle się czują, nie rozmawiają ze sobą, poniżają siebie nawzajem – a taki bywa zazwyczaj klimat rywalizacji o dobra ostatniej szansy. Neoliberalna obsesja rywalizacyjna wpisana w projekt Gowina zapatrzona jest w amerykańskie filmy, w wizję zawodów, które na końcu wygrywa chłopiec ze słonecznej Kalifornii. Nasza własna nie/pamięć historyczna przywołuje jednak inne kadry: obozową walkę o kawałek zgniłej brukwi, rozpaczliwe prężenie się więźniów, żeby jeszcze nie pójść do gazu. Udane przejście od oddolnych obrazów piekielnej rywalizacji do wizji w miarę pogodnego ścigania się o nieostatnie, w miarę liczne dobra, to nasze cywilizacyjne być albo nie być. Kiedy czytam o reformie Gowina, słyszę w głowie paniczny stukot słów: selekcja, degradacja, likwidacja. I nie tylko ja wpadam w panikę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ewa Graczyk
Ewa Graczyk
Literaturoznawczyni, eseistka, feministka
Literaturoznawczyni, eseistka, feministka. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego (1977). Doktor habilitowana, profesor nadzwyczajna w Instytucie Filologii Polskiej UG. Nominowana do Nagrody Literackiej „Nike” 2006 oraz do Nagrody Literackiej Gdynia 2014.
Zamknij