Razem postanowiło pokazać, że nie są zakapiorami, że widzą, co się dzieje dookoła, że do skutecznego dbania o prawa pracownicze, prawa kobiet itp. muszą połączyć siły z innymi podmiotami politycznymi.
Hasło, że Razem zostaje osobno, to suchar tak stary, że byłam nieco zaskoczona słysząc, jak sama partia zdecydowała się wprost odwołać do tego durnego szantażu. A jednak.
Na wtorkowej konferencji prasowej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk bardzo zdecydowanie stwierdziła, że „wyniki wyborów samorządowych nie są zadowalające dla nikogo po lewej stronie sceny politycznej”. A w związku z tym „najwyższy czas podjąć próbę budowy silnej i skutecznej lewicy”. Część słuchających zapewne westchnęła, że „nareszcie”, część pomstowała, że „zdrajcy”. Większość – wyborców, bo nie aktywistów politycznych – zapewne nawet nie zauważyła tej deklaracji.
czytaj także
Razem zaryzykowało samodzielny start do sejmików, żeby pokazać, że jest poważnym – czytaj: ogólnopolskim, nawet jeśli małym graczem politycznym. Przeliczyli się, ale przecież nie zniknęli. Dziś partia jest za mała, żeby inni się bili o zapraszanie jej do koalicji, ale wciąż za duża, żeby po prostu się rozwiązać, przybić sobie piątki i rozejść się do domów. Razem ma jednak dotację z budżetu (choć Dziemianowicz-Bąk zaczęła konferencję od tego, że „nie mają pieniędzy”, ale rozumiem, że chodzi o „wielkie pieniądze”, jak u dużych partii) i kilka coraz bardziej rozpoznawalnych twarzy. To wiano można wnieść do jakiegoś projektu politycznego, który zakładałby połączenie rozbitej lewicy.
czytaj także
Usłyszeliśmy też, że „Razem jest gotowe i otwarte na współpracę, na rozmowę”. Jak mówiła jedna z najpopularniejszych działaczek partii: „jako Razem jesteśmy przekonani, że musimy podjąć próbę rozmowy ze wszystkimi ugrupowaniami po lewej stronie od PO-PiS-u. Mamy poczucie, że nie jesteśmy odosobnieni w tym przekonaniu”. „Ze wszystkimi” w tym przypadku oznacza głównie SLD i Roberta Biedronia. O SLD wspomniano podczas konferencji prasowej kilkakrotnie, głównie w kontekście dzielących ugrupowania różnic. Niezbyt to dyplomatyczne, ale różnic jest faktycznie sporo, a jeszcze do niedawna Razem właśnie na sprzeciwie wobec tradycji SLD budowało spory kawał swej tożsamości. Wiadomo jednak, że tylko krowa nie zmienia poglądów (z całym szacunkiem dla krów). Razem postanowiło pokazać, że nie są zakapiorami, że widzą, co się dzieje dookoła, że do skutecznego dbania o prawa pracownicze, prawa kobiet itp. muszą połączyć siły z innymi podmiotami politycznymi.
Sroczyński: Lewica nie może popełnić błędu „ideowej czystości”
czytaj także
„Oczywiście, nie wiemy, jaki będzie rezultat tych rozmów” mówiła Dziemianowicz-Bąk. „Wiele różni nas od innych organizacji politycznych” dodawał Maciej Konieczny i wspominał oczywiście SLD. „Blisko nam do Roberta Biedronia, ale i tu są różnice”, podkreślał działacz kojarzony z frakcją „prawdziwie lewicową” w partii.
Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z Michałem Sutowskim przekonywał w czerwcu tego roku, że odda Razem połowę miejsc na listach, jeśli tylko uda się doprowadzić do wspólnej koalicji. Czarzasty blefował, to jasne, ale robił to w sposób cwany. Ukazywał w ten sposób Sojusz jako tę stronę, która chce się dogadać, a Razem jako tych, co stają okoniem. Teraz Razem postanowiło wyciągnąć rękę do SLD, choć dziś może się wydawać, że to SLD nie ma żadnego interesu w dogadywaniu się z partią o poparciu poniżej 2 procent. Dotacja budżetowa Razem nie jest dla SLD aż tak istotnym wianem, a do tego sparzeni doświadczeniem Zjednoczonej Lewicy eseldowcy nie wejdą w kolejną koalicję wyborczą, która podnosi przecież próg dostępu do Sejmu.
czytaj także
Razem wyciąga też rękę do Roberta Biedronia. Od momentu, kiedy zapowiedział on budowanie nowej siły politycznej, Razem twierdziło, że jest otwarte na współpracę. To tak naprawdę najciekawsze w tej chwili pytanie: czy Robert Biedroń będzie w ogóle zainteresowany współpracą z Razem? Z pewnością chętnie przyjmie w swoje szeregi wybranych polityków czy polityczki z Razem, ale na dziś partia ta chce usiąść do rozmów jako całość – ludzie, struktury i szyld.
Wybory do Europarlamentu, czyli najbliższe, do których szykuje się Robert Biedroń, sprzyjają ugrupowaniom, które mają na listach znane postaci i takie osoby, którym ludzie już ufają. W Razem należą do nich Agnieszka Dziemianowicz-Bąk czy Adrian Zandberg. Wybory to jednak ciężka praca i czas, kiedy potrzeba sporych zasobów, również pieniężnych. Razem akurat pracy się nie boi, a pieniądze na kampanię ma. O programie nie wspominam – nie dlatego, żeby nie był istotny, po prostu znalezienie dziesięciu różnic między poglądami Biedronia a Dziemianowicz-Bąk zajęłoby mi ze sto lat. Program może mieć wyborcze znaczenie, ale nie on będzie wyzwaniem w negocjacjach.
Razem wolałoby samodzielnie wygrać wybory – usłyszeliśmy podczas wtorkowej konferencji. SLD też, ale „wszyscy jesteśmy politykami i nie możemy obrażać się na rzeczywistość” dodał Maciej Konieczny.
Razem najwyraźniej przeprosiło się z rzeczywistością i zdecydowało się wyciągnąć rękę do Czarzastego i Biedronia. Teraz piłka jest po ich stronie.