Kraj

Puszcza murem podzielona. Tarcza Wschód może wykończyć polską przyrodę

Efekt muru, jaki obserwujemy, jest tylko taki, że znacząco zwiększyła się liczba osób rannych po upadku lub poranionych concertiną. Nie zmniejszyła się za to liczba migrantów. Tymczasem dla zwierząt to zapora nie do pokonania – podkreśla prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN.

Kiedy w Polsce mówimy „puszcza”, to niemal na pewno chodzi o Białowieską. Należy ona do lasów o charakterze pierwotnym, które stanowią zaledwie 0,2 proc. wszystkich lasów w Europie. Jest lasem naturalnym – występuje w nim ponad 20 gatunków drzew (dla porównania w przeciętnych lasach gospodarczych, które w ogromnej większości pokrywają nasz kraj, są to 1–2 gatunki). Puszcza Białowieska jest wielowiekowa i wielogatunkowa. Odnawia się naturalnie i nie potrzebuje sadzenia.

Z prof. Rafałem Kowalczykiem, który mieszka i pracuje w Puszczy Białowieskiej od 30 lat, spotykamy się w Świnorojach, na północnym krańcu puszczy. Kowalczyk z wyboru, od zawsze związany jest z lasem. Z wykształcenia jest leśnikiem po technikum leśnym i wydziale leśnym SGGW, pracownikiem naukowym Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, którym kierował przez blisko dziewięć lat. Jest także członkiem PROP – Państwowej Rady Ochrony Przyrody oraz przewodniczącym Komitetu Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN.

Mur na granicy dewastuje przyrodę i demokrację

„Puszcza to las wyjątkowy. Kiedyś należała w całości do Polski. Po II wojnie światowej została podzielona granicą. Jest lasem unikatowym, bo jedynym w Europie, który trwa nieprzerwanie od ostatniego zlodowacenia, czyli prawie od 12 tysięcy lat” – mówi spokojnie, choć z wyraźnym zachwytem.

Całość puszczy jest transgranicznym Obiektem Światowego Dziedzictwa UNESCO – jednym z siedmiu lasów na tej liście, choć jedynym nizinnym. Puszcza stanowi 0,7 proc. powierzchni lasów Polski, ale znajduje się tu blisko 40 proc. populacji żubra, 10 proc. populacji rysia i 100 proc. populacji ryjówki średniej (białowieskiej).

Nie zmniejsza migracji, szkodzi zwierzętom

To, co chroni się w puszczy, to jednak nie pojedyncze gatunki, ale naturalne procesy, które przebiegają tutaj tak jak przed setkami czy tysiącami lat. Wydawało się, że po zażegnaniu kryzysu wycinkowego związanego z gradacją kornika i olbrzymich protestów sprzeciwu za czasów ministra Szyszki nastał naprawdę dobry czas dla tego prastarego lasu.

Kowalczyk mówi, że ostatnie pięć lat było wspaniałym okresem dla przyrody – wycinki wstrzymano zupełnie, a puszcza się zapuszcza i pięknie regeneruje po zamieraniu świerka. Wydawało się nawet, że będziemy świadkami naturalnego powrotu do puszczy jej największego drapieżnika, czyli niedźwiedzia, który osiedlił się tu kilka lat temu i był regularnie obserwowany po obu stronach granicy przecinającej puszczę.

Niestety, zamiast dzikich zwierząt, od 2021 roku na fotopułapkach częściej nagrywają się ludzie wędrujący przez puszczę w kierunku lepszego świata. Całe rodziny z małymi, kilkuletnimi dziećmi. Kowalczyk wspomina, że w czasie pierwszego takiego spotkania na puszczańskich bagnach płakał. Sam ma kilkuletnią córkę, a żona od czasu wybuchu kryzysu pracuje w organizacji humanitarnej.

Kryzys migracyjny zaostrzył się w 2021 roku, a pisowskie władze postawiły na granicy w 2022 roku pięciometrowy mur zwieńczony concertiną, czyli drutem żyletkowym.

– Jako naukowcy od samego początku, kiedy jeszcze zamiast muru stały zasieki z concertiny, mówiliśmy, że nie można dzielić puszczy. Próbowaliśmy prowadzić dialog, kiedy zapadła decyzja o budowie muru. Niestety, wszelkie nasze prośby odbijały się od ściany albo były negatywnie rozpatrywane. Dla migrantów to tylko pięciometrowy mur, który można przejść za pomocą sześciometrowej drabiny. Efekt muru, jaki obserwujemy, jest tylko taki, że znacząco zwiększyła się liczba osób rannych po upadku lub poranionych concertiną. Nie zmniejszyła się za to liczba migrantów. Tymczasem dla zwierząt to zapora nie do pokonania – podkreśla Kowalczyk.

Mur powstał na całym, 186-kilometrowym odcinku granicy z Białorusią – od Doliny Bugu do Puszczy Augustowskiej. Rozcina i dzieli aż pięć obszarów Natura 2000. Przecina transgraniczne korytarze migracyjne i powoduje przerwanie ciągłości ekologicznej i przemieszczania się zwierząt z Europy Zachodniej do wschodniej i w drugą stronę. W 2014 roku w Europie było 315 km płotów na granicach. W roku 2022 już 2048 km. Ich skuteczność jest znikoma, ale dają poczucie komfortu psychicznego, które przez polityków jest skutecznie sprzedawane społeczeństwu i usprawiedliwia kolejne miliardowe inwestycje.

Tarcza Wschód dzieli nie tylko państwa

Tak dzieje się także teraz. Narracja bezpieczeństwa została w 100 proc. przejęta od PiS przez obecną koalicję – a szczególnie premiera Donalda Tuska. W ubiegłym tygodniu minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz i wiceszef MON Cezary Tomczyk zapowiedzieli powstanie tzw. Tarczy Wschód. Koszt jej budowy wyniesie 10 mld zł, a inwestycja ma być współfinansowana ze środków UE i zakończyć się do 2028 roku. Zabezpieczone ma być 700 km granicy.

Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN, któremu przewodniczy profesor Kowalczyk, opublikował wcześniej stanowisko w tej sprawie. „W związku z rosnącym zagrożeniem ze strony Rosji i Białorusi oraz zapowiedzią […] kompleksowych działań zabezpieczających wschodnią granicę Polski w ramach programu »Tarcza Wschód«, Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN pragnie zadeklarować gotowość współpracy przy opracowaniu planu odpowiedniego zarządzania środowiskiem w strefie granicznej, w tym obszarami cennymi przyrodniczo, w trakcie realizacji ww. programu”.

Co dalej z Puszczą Białowieską? [wyjaśniamy]

O jaki plan chodzi naukowcom? Głównie o wykorzystanie naturalnego potencjału i dzikości terenów przygranicznych do zatrzymania ewentualnej inwazji z terenu Białorusi. „Podniesienie poziomu wód gruntowych, poszerzenie rozlewisk rzek, odtwarzanie naturalnych mokradeł czy zalesianie i renaturalizacja przekształconych środowisk leśnych to rozwiązania, które mogą stanowić istotną barierę dla agresji militarnej” – piszą naukowcy w swoim stanowisku. O tej samej strategii pisał Michał Sutowski w wydanym przez Krytykę Polityczną raporcie Obwarzanek uzbrojony.

„Obok podniesienia bezpieczeństwa naszego kraju, tego typu rozwiązania pomogą również w realizacji międzynarodowych zobowiązań związanych z ochroną bioróżnorodności. Uwzględnienie aspektów przyrodniczych istotnie zmniejszy również koszt planowanych działań, a może nawet pomóc w pozyskaniu środków na realizację niektórych z nich z funduszy unijnych przeznaczonych na ochronę przyrody i klimatu” – czytamy dalej w stanowisku PAN.

– Nie wyobrażam sobie powtórki z muru, który był budowany bez konsultacji z przyrodnikami. Musimy wejść w dialog. Inaczej w imię prewencji zniszczone zostaną najcenniejsze obszary przyrodnicze – mówi Kowalczyk.

Niestety, na razie się na to nie zapowiada. Podczas konferencji prasowej prezentującej szczegóły Tarczy Wschód ani minister Kosiniak-Kamysz, ani wiceminister Tomczyk nawet słowem nie wspomnieli o apelu naukowców. Zamiast tego pojawiły się wizualizacje: głębokie rowy przeciwczołgowe, potężne jeże żelbetowe, betonowe palisady na rzekach i planowane pola minowe.

Internet obiegła na chwilę informacja, że rząd planuje także renaturyzować bagna w celach obronnych, ponieważ na wizualizacji jest taki element jak „zabagnienie”. Co ciekawe i nawet zabawne, gdyby nie było tragiczne – owo bagno graniczy z pogłębionym rowem odwadniającym. To tylko wskazuje, że autorami tych opracowań są wyłącznie inżynierowie wojskowi, ale na pewno nie były one konsultowane z naukowcami i przyrodnikami.

Bagna i drzewa zamiast muru? Sienkiewicz: Nie tylko ludzie bronią ziemi, ale i ziemia ludzi

Na kolejnych wizualizacjach widać planowane fortyfikacje, wieże obserwacyjne i strażnicze, gniazda oporu. Wszystko to oświetlone, zabetonowane, umocnione. Powtórka z zimnej wojny, ale na większą skalę. Wszystko to na najcenniejszych przyrodniczo terenach nie tylko Polski, ale całej Europy.

Co z niedźwiedziami, rysiami, żubrami?

Jakie są efekty muru dla przyrody? – pytam Kowalczyka. – Mówimy o przecięciu populacji takich gatunków jak niedźwiedzie, rysie, wilki, borsuki, lisy, sarny czy dziki. Jeśli wstrzymujemy przepływ genów, to spadek zmienności genetycznej będzie obserwowany dopiero za kilka, czasem kilkadziesiąt lat. Nastąpi fragmentacja i izolacja po obu stronach granicy. Niedźwiedź został wytępiony w XIX wieku, ale w 2019 roku pojawił się osobnik blisko granicy, który zwiastował powrót gatunku do naszej części puszczy. Niestety, przez mur już nie przejdzie – mówi naukowiec.

Efekt muru to także poszerzanie luki w przyrodzie wzdłuż granicy – wycinka drzew, wnikanie gatunków inwazyjnych, ruch kołowy, piach, żwir, kurz. Zanieczyszczenie światłem i hałasem. Militarne konstrukcje to struktury liniowe ciągnące się kilometrami. Następuje tzw. efekt odpychania i utraty siedlisk.

W lasach „magicznego” Podlasia leżą ciała

– Na fotopułapkach blisko granicy częściej łapiemy pojazdy wojskowe niż zwierzęta. Ruch wzdłuż granicy jest dwa razy bardziej intensywny niż w głębi puszczy. Mnóstwo ciężarówek, samochodów wojskowych. Mamy taką fotopułapkę, gdzie jeszcze do niedawna nagrywało się dużo wilków, a ruch przy granicy to był jeden pojazd na dobę. W tej chwili, od 2022 roku, to już kilkanaście pojazdów na dobę. Wilki nagrywające się na tej fotopułapce to już rzadkość. Jedna piąta terenów puszczy znajdująca się do niedawna między granicą a białoruskim płotem z drutu kolczastego o wysokości 2 m, który w wielu miejscach biegnie 1–2 km od granicy, została dla zwierząt odcięta przez mur. To były tereny, gdzie zwierzęta nie widziały człowieka, żerowały tam, rozmnażały się” – mówi smutno Kowalczyk.

Niestety, polska armia, będąca w strukturach NATO, nie przestrzega żadnych zasad obowiązujących w terenie cennym przyrodniczo. Wojskowe ciężarówki pędzą z ogromną prędkością i nie zatrzymują się nawet po zabiciu dwóch żubrów po kolei. W sumie od początku obecności wojska na granicy zginęły już cztery ich osobniki – wszystkie zabite przez wojskowe pojazdy.

– W lesie są budowane jakieś dziwne budowle – ziemianki, sklecone z desek i folii chatki, otoczone drutem kolczastym, oświetlone. To wszystko w rezerwacie na przykład. Przed czym ma to chronić i czemu służyć? – pyta Kowalczyk.

Queerowe wilkołaki odgryzą głowy politykom, którzy wycięli Puszczę

Jednym z gatunków, którego domem jest Puszcza Białowieska, jest ryś. IBS PAN bada je od ponad 30 lat. Ich populacja „przed murem” szacowana była na 30–35 zwierząt. – Populacja puszczańska rysi jest odrębna od innych europejskich populacji i ma najmniejszą zmienność genetyczną w Europie. To wskazuje, że już przed budową zapory była częściowo izolowana. Co się stanie teraz, kiedy mur podzielił puszczę? Zostało prawdopodobnie około 10–15 zwierząt po naszej stronie – przekazuje mój rozmówca.

Jakie są bezpośrednie przyczyny podzielenia populacji rysi murem? Prof. Kowalczyk precyzuje:

– Bariera wprowadziła duże zaburzenie w ich strukturze socjalnej i przestrzennej. Niektóre rysie miały terytorium po obu stronach granicy, którego część straciły. Jest to szczególnie groźne dla samic. W okrojonym terytorium jest za mało pokarmu, żeby wykarmić młode. Jego przesunięcie nie jest łatwe, bo po sąsiedzku są inne samice broniące swoich terytoriów, a zwiększenia użytkowania terenów na obrzeżach puszczy zwiększa ryzyko śmiertelności np. w wyniku kolizji z pojazdem. Śmiertelność kociąt rysi jest bardzo wysoka i wynosi ok. 50 proc. Jeśli mamy w puszczy takie zagrożenie jak mur, który powoduje utratę terytoriów, to samice nie będą w stanie wykarmić młodych. Liczba kociąt, która będzie dorastać do dorosłości, wyniesie 1–2, co nie zrekompensuje naturalnej umieralności tych zwierząt. To oznacza, że rysie urodzone i wychowane „po murze” mogą być ostatnimi w polskiej części puszczy.

Rozważniej byłoby budować schrony, ale polityczniej jest inwestować w Tarczę Wschód

Co można zrobić? – Próbujemy rozmawiać. Postulowaliśmy powstanie zespołu ds. ekologicznych skutków zapory. Potrzebny jest monitoring i badania. Docelowo powinny być to bariery elektroniczne, a nie fizyczne. Aktualna intensyfikacja zabezpieczenia granicy o dodatkowe fortyfikacje i elementy obronne tylko pogłębi kryzys. A można byłoby to zrobić tak samo skutecznie, ale z dużo mniejszym zagrożeniem dla bezcennej na tym terenie przyrody. Wciąż mam nadzieję, że ten dialog się rozpocznie – kończy Kowalczyk.

Osobiście mam ogromny problem z instrumentalnym traktowaniem przyrody. Wizja funkcji obronnej i wjeżdżających w bagna czy naturalne ostępy leśne czołgów, wozów bojowych czy quadów przyprawia mnie o dreszcz grozy i czarne myśli. Nawet jeśli te bagna i lasy miałyby te wojenne machiny zatrzymać.

Jeszcze czarniejsze myśli przychodzą mi do głowy, kiedy patrzę na wizualizacje pokazywane przez ministra Tomczyka. Wiem, że kiedyś te betonowe palisady porośnie dziki bluszcz, a żelbetowe pająki będą siedliskiem dzikich ptaków. Ale zanim to nastąpi, zobaczymy zagładę. I nie będzie nią wcale wojna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij