Dwa najważniejsza słowa tego lata: harwester i forwarder.
Pierwszy chwyta, obrzyna, ścina, zwala, później wciąga, podcina i wrzuca na tego drugiego, forwardera. „Siwy”, rolnik z Podlasia, mówi, że taki harwester jest w stanie ściąć przy jednym wyjeździe w Puszczę Białowieską 60 metrów sześciennych drewna.
– W Kanadzie, tam to są jeszcze gorsze maszyny, 150 kubików w dzień roboczy pocisną. Oni mają drzewa jeszcze tylko dlatego, że pół ich kraju to jest las. Nie zdążyli wyciąć – produkuje się Siwy. Jest zadowolony, bo wytropił właśnie maszyny wycinające puszczę.
W zasadzie to wytropił je kto inny, ale Siwy potwierdził, że rzeczywiście tam stoją. Też ważne. W obozie poszedł cynk, że zaparkowane są koło budynku nadleśnictwa. Nie tną, bo jest wolne, niedziela, ale na początku tygodnia miały wrócić do roboty. Jak na razie słabo im to wychodzi.
Dwa dni później, we wtorek, z samego rana kilkanaście osób przypięło się łańcuchami i blokuje wyjazd harwestera i forwardera. Kiedy wybijam kolejne zdania na klawiaturze, mokną w deszczu na tle flag „STOP WYCINCE PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ”, dyskutując nieustannie ze strażą leśną.
Akcję planowali dobrych kilka dni, bo przykuwanie się do drzew (i maszyn) to głównie spryt, pomysł i dobre wykonanie, nie ma miejsca na błędy ani romantyczne uniesienia. Spróbujcie wsadzić sobie ręce do rury PCV, a później spiąć się łańcuchem w środku. Nie jest to wcale takie łatwe. Po co rura? Żeby nie było widać, gdzie ciąć. Policjanci i strażnicy leśni nie chcą mieć na sumieniu poobcinanych rąk, więc trochę się muszą pomęczyć, żeby wyzwolić maszyny wycinające puszczę z łańcucha ludzkich kończyn i rur PCV.
To już czwarta blokada w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nic nie wskazuje na to, żeby ekolodzy, którzy rozbili wokół puszczy już kilka obozów, mieli szybko odpuścić. Najbliższy weekend to idealna okazja, żeby przekonać się o tym osobiście. Pewnie, jak dobrze zagadacie, to nauczą was też jak spiąć dwie ręce w rurze.
Puszcza to nie plantacja! Aktywiści ponownie zablokowali wycinkę, interweniuje policja [zdjęcia]
czytaj także
Dojazd do obozu nie jest wyzwaniem dla nikogo, kto potrafi kupić bilet kolejowy. Trochę pociągów dojeżdża do Czeremchy. Przez kilkanaście minut przesiadki podziwiać można tam prawdopodobnie najszczelniej pokryty boazerią dworzec na świecie. Później jakieś pół godziny kolejką do Hajnówki. Korony drzew oglądane z wysokiego nasypu to chyba najlepszy przedpokój do puszczy, jaki można sobie wyobrazić. Ostatnie 20 kilometrów z Hajnówki do Białowieży można zrobić pekaesem, stopem, rowerem, z buta, wedle uznania.
Na miejscu, w Pogorzelcach (kilka kilometrów na północny zachód od Białowieży), moc wrażeń gwarantowana. Zawsze znajdą się jakieś sztachety od płotu, które można byłoby poprawić. Patrole wychodzą do lasu prawie codziennie. Jedzenie samo się nie zrobi, a ognisko samo nie rozpali. Inicjatywa własna w pogorzelskiej szopie jest zawsze mile widziana.
Czasem przyjeżdża ktoś na występy gościnne. W sobotę na przykład podjechał „typ w merolu”, jak relacjonowali obozowicz. – Coś tu śmierdzi? Czujecie? – dobyło się zza opuszczonej do połowy szyby. – Nie, drogi panie – grzecznie zripostowali ludzie na działce. – A to wy tak śmierdzicie! Na całą puszczą! He, he! – wykończył swój żart kierowca i zerwał rzeczonego „merola” sprzed wjazdu.
– Z lokalsami jest różnie – otwarcie przyznaje Asia. – Obdzwoniliśmy lokalne pensjonaty, pochodziliśmy po ludziach. Udało się zebrać ponad sto podpisów pod apelem o zaprzestanie wycinki.
Asia przygotowała też listę pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych, które „są po dobrej stronie”, jak mówią o swoich sojusznikach mieszkańcy obozu. Wkrótce lista zawisnąć ma w internecie.
– Ta puszcza to ich największy skarb. Turyści przecież właśnie dla niej tutaj przyjeżdżają. A lokalsi zamiast walczyć, to się boją i chyba czekają, aż wszystko zetną im harwesterami – usłyszałem w obozie.
Przyjedźcie do puszczy, zahaczcie o obóz, to zobaczycie też, ile roboty trzeba włożyć w wykopanie latryny i ile czasu spędzić na łące, żeby wyczaić żubra. Przy odrobinie szczęścia spotkacie też osoby pracujące dla Lasów Państwowych, instytucji odpowiedzialnej za wycinkę.
– I po co wy tu w ogóle protestujecie? Że to niby stuletnie te drzewa? A kto to wyliczył? – gardłował w zeszłą niedzielę pan w leśnym mundurze. – Kornik puszczę zżera i te drzewa wam się na głowy powalą. My tu porządek chcemy zaprowadzić, a wy odbieracie ludziom prawo do pracy. Do polityków idźcie, oni takie prawo uchwalili, a nie do drzew się przykuwacie.
– Tutaj protestujemy, bo tutaj rosną drzewa, które chcecie wyciąć, a nie pod ministerstwem – odpowiadał Michał, pisarz, ornitolog, mieszkaniec obozu. – Poza tym dobrze pan wie, że tniecie w ponad stuletnich drzewostanach, a to już z prawem Unii Europejskiej zgodne nie jest. Zobaczycie, że dostaniecie za to porządne kary. Niech mi pan nie mówi o tym korniku i niebezpieczeństwach, bo tu od drugiej wojny światowej nikogo drzewo nie przywaliło.
czytaj także
A jak nie lubicie takich słownych naparzanek i nie przepadacie za krępowaniem się w plastikowych rurach, to Obrońcy Puszczy i Lokalsi przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej organizują dla was w nadchodzący weekend koncert Stanisława Sojki i spacer z Adamem Wajrakiem. W planach czterodniowego wydarzenia wpisali też m.in. „spotkanie z Wiolą, aktywistką, która brała udział w blokadach wycinek”, „ćwiczenia ze zdziwienia – spacer ornitologiczny z Michałem Książkiem”, spotkanie z Zenonem Kruczyńskim, autorem książki Farba znaczy krew i mieszkańcem Białowieży, który brał udział w poprzedniej blokadzie, czy warsztaty dla dzieci.
Przyjedźcie po prostu do tej puszczy, nie ma lepszego planu na ten weekend.
czytaj także
*
„Puszcza umiera!” – pisała Simona Kossak we wstępie do swoje książki „Saga Puszczy Białowieskiej”, której pierwsze wydanie ukazało się w 2001 roku. Od czasu powstania tego tekstu zrobiono wiele, by powstrzymać umieranie Puszczy Białowieskiej: obecnie puszcza w całości – nie tylko Białowieski Park Narodowy – jest obszarem unijnej sieci Natura 2000, a także obiektem światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak proces ochrony puszczy został zatrzymany jesienią 2015 roku, kiedy to powstał plan zwiększenia dopuszczalnych limitów pozyskania drewna w Nadleśnictwa Białowieża. Od tego czasu trwają protesty naukowców i organizacji ekologicznych przeciwko niszczeniu tego unikatowego naturalnego lasu. Mimo protestów i interwencji międzynarodowych proces dewastacji puszczy postępuje. Od kilku miesięcy prowadzona jest wycinka za pomocą ciężkiego sprzętu. Kolejne etapy tej walki relacjonujemy na stronie Krytyki Politycznej.
Korniki zjadają świerki. Puszcza nie z takimi rzeczami sobie radziła