Samorządowcy protestują w Warszawie przeciw koncepcjom podatkowym Nowego Ładu, które odbierają im dotychczasowe dochody z podatku PIT. Oznacza to mniej pieniędzy na zielone inwestycje samorządowe, poprawiające jakość życia mieszkańców, ale też na bieżące, podstawowe wydatki, których koszty rosną z powodu inflacji. Rozmowa z prezydentem Rzeszowa Konradem Fijołkiem.
Katarzyna Przyborska: Jakie są postulaty protestujących samorządowców?
Konrad Fijołek, prezydent Rzeszowa: Najważniejszy jest taki, żeby zrekompensować samorządom ubytek, który wyniknie ze zmian w systemie podatkowym. To dobrze, że mieszkańcy będą mieli więcej w kieszeni, ale to od samorządów zależy jakość ich codziennego życia. Chcemy wprowadzenia trwałych mechanizmów, które zwiększą udział samorządów w podatkach. Na tym skorzystaliby wszyscy.
Rząd chce zabrać samorządom, ale dać ludziom. No to ludzie powinni być zadowoleni. Czy nie?
Ale to odbije się na jakości usług publicznych. A jeśli ludziom zostanie więcej w kieszeni, ale i samorządy nie doznają uszczerbku, będziemy mieć efekt synergii. Dlatego ten ubytek trzeba samorządom zrekompensować. To będzie z korzyścią dla wszystkich. I dla państwa, bo gospodarka będzie nakręcana przez działania samorządowe, a popyt i koniunkturę nakręcać będą obywatele. Jeśli okroimy element samorządowy, efekt synergii nie zostanie uruchomiony.
Wygrał pan wybory, opowiadając o zielonym, bezpiecznym, przyjaznym mieszkańcom Rzeszowie. Jak będzie wyglądał Rzeszów, jeżeli przejdą zmiany zapisane w Nowym Ładzie?
Nie zrealizujemy tego, o czym opowiadałem. Oczekiwania mieszkańców co do poprawy jakości życia są dziś wyraźnie artykułowane. Są duże, i z resztą słusznie, i my chcielibyśmy je spełnić, jednak na to potrzebne są środki.
Majmurek o wyborach w Rzeszowie: Tym razem to opozycja wygrywa przez nokaut
czytaj także
Potrzeby są duże, ale wydaje się, że i możliwości są duże. W zasięgu ręki jest potężny zastrzyk finansowy od UE, więc te zielone projekty, które pan obiecywał, miałyby szansę.
O to właśnie chodzi. Żeby ten Nowy Ład był nie tylko polski, ale też zielony. Żeby inwestycje rzeczywiście poprawiające jakość życia mogły być w samorządzie realizowane. Im bliżej mieszkańca, tym lepiej. Krajowe infrastrukturalne inwestycje są bardzo potrzebne i zrozumiałe. Natomiast drugim filarem tego procesu odnowy i ładu powinny być inwestycje najbliżej mieszkańca, te, które realizuje samorząd.
Czyli to od samorządów zależy, jak bardzo zielona będzie Polska?
Tak, bo to samorząd przeprowadza inwestycje, które związane są z jakością życia i tam, gdzie są one oczekiwane. Czyli park w pobliżu, tereny rekreacyjne: jeziora, baseny, infrastruktura potrzebna do organizacji np. wydarzeń kulturalnych.
A władza centralna tego nie potrafi?
Władza centralna powinna się zająć np. budową bloków energetycznych, nieopartych o węgiel. Natomiast trudno, żeby organizowała przestrzeń mieszkańcom różnych miast w promieniu 10–15 minut spacerem wokół miejsca zamieszkania.
Czyli z organizacją tzw. miast piętnastominutowych, które mają ograniczyć wydatkowanie energii, poprawić jakość powietrza i dobrostan mieszkańców, może poradzić sobie tylko samorząd?
No trudno, żeby władza centralna realizowała programy np. retencji, zdawała sobie sprawę ze specyfiki potrzeb konkretnych miejskich terenów, tej czy innej dzielnicy. Rzeszów ma zróżnicowany teren. Są tereny płaskie w dolinie rzeki, są dzielnice, które pną się w górę. Inwestycje przeprowadzane centralnie są bardzo istotne, ale nie można lekceważyć tych lokalnych. Tu chodzi o zachowanie równowagi.
Co dzisiaj jest największym problemem dla samorządów? Edukacja? Opieka zdrowotna?
Największy kłopot jest taki, że rosną nam koszty wszędzie. Jest presja płacowa, presja tych, którzy wykonują inwestycje. Budujemy wszystko za dużo większe pieniądze niż kiedyś, a jednocześnie są nam zmniejszane środki.
Pan miał w maju nadzieję, że rząd Zjednoczonej Prawicy porządzi jeszcze ze dwa miesiące i rozpadnie się targany wojnami wewnątrz własnej koalicji. Jest październik, a rząd się trzyma jakoś. Może w tej sytuacji dla Rzeszowa byłoby lepiej, żeby to Marcin Warchoł z Solidarnej Polski był prezydentem, albo wojewoda Ewa Leniart, kandydatka PiS. Może mieliby bliżej do pieniędzy potrzebnych miastu?
Rzeczywiście, zawsze taki dylemat istnieje. Przedstawiciel rządu może i mógłby rządzić w każdej gminie w każdym mieście. Ale to zaprzeczenie idei samorządności. Poza tym rządy się czasem zmieniają, czasem zmieniają się nagle – i co wtedy? Za każdym razem mamy wymieniać wszystkich gospodarzy miast? Tego typu logika nie ma nic wspólnego z demokratycznym państwem.
czytaj także
Rząd olewa protesty pielęgniarek, nauczycielek, pracowników, ZUS, wasz protest też może zlekceważyć.
Oczywiście. Efekt tego lekceważenia będzie widoczny w momencie wyborów parlamentarnych za rok czy dwa lata. Chyba nie warto. Nie uchwalimy w budżetach na kolejny rok wielu ważnych wydatków, które idą na sprawy ludziom potrzebne.
Ale to wy, samorządowcy, będziecie najbliżej do bicia. A rząd powie: wybierzcie naszych, to będziecie mieli lepiej.
To jest naiwne myślenie. Rzeszów pokazał, że ono nie działa. Przyjeżdżali do Rzeszowa przedstawiciele ważnych ministerstw, obiecywali: „Zrobimy to i tamto”. Ale mieszkańcy wiedzą, jak to w rzeczywistości wygląda. Mają dostęp do informacji, trzydzieści lat doświadczenia demokracji, nie dadzą się nabrać. Rządzącym lepiej się opłaci nie obcinać samorządom, a wzrost gospodarczy, który dzięki temu uzyskamy, zwróci się rządowi w poparciu.
**
Konrad Fijołek – prezydent Rzeszowa, absolwent Wydziału Socjologii Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie. Wieloletni radny Rady Miasta Rzeszowa, w latach 2006–2010 był przewodniczącym Rady Miasta Rzeszowa, od 2014 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego rady.
***
Materiał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.