Kwiaty, czekoladki, vouchery na bilety do teatru czy zabiegi kosmetyczne – jak dziękujecie nauczycielom swoim albo swoich dzieci? A może wesprzecie ich protest? Zajrzyjcie do miasteczka edukacyjnego i przyjdźcie na pikietę pod swoje kuratorium!
Przy placu na Rozdrożu, na skwerze oddalonym o 150 m od gmachu Ministerstwa Edukacji i Nauki, już siódmy dzień stoi miasteczko edukacyjne, którego działalność w sobotę zakończy zaplanowana na 11 pikieta pod MEiN. Codziennie w czasie debat omawiane są tu kolejne kwestie, związane ze złożonym z niemal samych problemów systemem edukacji.
− To sytuacja młodych nauczycieli, czas, warunki pracy w szkołach i przedszkolach, rola rodziców w edukacji, problemy edukacji wyższej, bieda na uczelniach i przyszłość nauki w Polsce, sytuacja pracowników niebędących nauczycielami, pań woźnych, sprzątających, kucharek, to dobrostan uczniów, podstawa programowa, braki kadrowe, wreszcie finansowanie oświaty − wylicza rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis.
Czwartkową debatę poświęcono finansom. Wzięli w niej udział nauczyciele, dyrektorzy, samorządowcy, profesorowie, specjaliści. − Chcemy zaproponować zrównanie płac nauczycieli ze średnią krajową w gospodarce i wypłacanie pensji nauczycieli z budżetu państwa w ramach dotacji celowej − tłumaczy Kaszulanis.
W czasie ostatniej, piątkowej debaty omówiona została podstawa programowa, która jest przeciążona. Dzieci ograbia z czasu wolnego, który mogłyby poświęcić na własne pasje i odpoczynek, a nauczycielom nie pozwala na autonomię i zmusza do pospiesznego zaliczania kolejnych tematów. Gościem tej debaty był pisarz, laureat Nagrody „Nike” Marcin Wicha.
Trzeba zacząć bronić polską rodzinę przed pazernością szkoły
czytaj także
W piątek w miasteczku gości też delegacja amerykańskich nauczycieli ze słowami wsparcia i zachęty do walki o lepszą edukację.
Z korporacji do branżówki
Miasteczko ma także swój wymiar protestacyjny. Mimo zimnych, październikowych nocy nauczyciele śpią w namiotach. Jednocześnie dobrym pomysłem wydaje się założenie z góry, że miasteczko będzie stało tydzień, a nie, aż przysypie je śnieg, jak to było w przypadku miasteczka medyków w zeszłym roku.
Atmosfera jest serdeczna, bo funkcjonowanie miasteczka to też okazja do spotkań nauczycieli i działaczy z całej Polski. W czasie rozmów między debatami przedstawicielka ZNP z Katowic opowiada, jak kuratorka w dniu, kiedy protestujący przybijali do drzwi katowickiego kuratorium kartkę ze swoimi postulatami i domagali się spotkania z nią, wymknęła się bocznymi drzwiami i przekradła po trawniku do samochodu, a potem opowiadała, że nikt z nią nie chciał rozmawiać. Albo jak wysłała do nauczycieli zaproszenie na uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego, które miały się odbyć… na Jasnej Górze.
Miasteczko odwiedzają też nauczyciele, którzy akurat mają okienko w pracy, ale też bardzo wielu rodziców, babcie i dziadkowie uczniów, dorośli już uczniowie.
− Przyszła pani, która mieszka po sąsiedzku, zaproponowała prysznic, skoro tu nocujemy − opowiada Urszula Woźniak z ZNP. − Dowodów wsparcia mamy bardzo wiele. Przyszła starsza pani, z wypisanymi ręcznie krateczkami z życzeniami: „Drodzy nauczyciele, jesteśmy z wami”, byli rodzice, którzy w imieniu dzieci przynieśli czekoladki, przychodzą nawet członkowie Solidarności oświatowej ze słowami poparcia i żalu, że ich związek nie przyłączył się do protestu. Wczoraj była pani Maja Komorowska, uczestniczyła w debacie o pomocy psychologiczno-pedagogicznej i dobrostanie psychicznym, dostajemy krówki, czekoladki, a najwięcej ptasiego mleczka − opowiada Urszula Woźniak.
− Jeden pan tu przebiegał, który z korporacji w tym roku przeszedł do szkoły. Do szkoły publicznej, branżowej, uczy logistyki. Jego wynagrodzenie wynosi 3424 zł i to go bardzo zaskoczyło. Zapytałam, z czego będzie żył, i okazało się, że wygrał sprawę frankową i stać go. Ale nie wiadomo, jak długo wytrzyma. Opowiadał, że ma 10 godzin zajęć z rzędu i potem pada − opowiada Woźniak. Deficyt nauczycieli w branżówkach jest jeszcze bardziej dotkliwy niż w innych szkołach, bo specjaliści bez trudu znajdują znacznie lepiej płatną pracę w innych miejscach.
Miasteczko odwiedza też bardzo wielu samorządowców, był m.in. prezydent Sopotu Jacek Karnowski, prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński, burmistrz Chodzieży Jacek Gursz. To coś, czego nie było podczas strajku w 2019 roku. Widać, że kolejne lata kryzysu w edukacji, pandemii, ale i międzyśrodowiskowych debat o edukacji sprawiły, że nauczyciele i samorządowcy grają w jednej drużynie. Pewnie wpływ na to ma też fakt, że zarówno nauczyciele, jak i samorządy doświadczają permanentnych ataków ze strony rządzących.
czytaj także
Codziennie miasteczko jest też odwiedzane przez polityków wszystkich partii opozycyjnych.
− To wspaniała okazja, by porozmawiać z przedstawicielkami i przedstawicielami edukacji z całego kraju, bo przyjeżdżają pracownicy i nauczyciele z każdego województwa, pracownicy uczelni, pracownicy niebędący nauczycielami, przychodzą profesjonaliści zajmujący się edukacją − zachęca Kaszulanis.
− Był marszałek Czarzasty, pani Szumilas była dwukrotnie, Paweł Kowal, europoseł Rosati, bardzo wielu polityków − wymienia Urszula Woźniak.
Nauczyciele cieszą się, że widzą twarze, które znają z telewizji, podchodzą, witają się.
Ja spotkałam Macieja Koniecznego z partii Razem i Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewicy.
− Właściwie codziennie posłowie i posłanki Lewicy pojawiają się w miasteczku, żeby wysłuchać, porozmawiać, dowiedzieć się więcej o problemach w różnych obszarów edukacji − mówi Dziemianowicz-Bąk. − Tu trwa wykuwanie pomysłów i programu na dobrą szkołę kompleksowo, od zarządzania, przez finansowanie, podział zadań między samorządy i państwo, dobrostan uczniów − mówi posłanka, która już planuje zorganizować spotkanie w sejmie, by przedstawić postulaty przygotowane w miasteczku edukacyjnym jak najszerszemu politycznemu gronu.
Zabrakło za to ministra edukacji. − Od ministra Czarnka tylko ochrona zajrzała, ale można powiedzieć, że osiągnęliśmy konsensus: ja powiedziałam, że edukacja jest najważniejsza, a pan kiwnął głową − śmieje się Urszula Woźniak.
Szacunek i nadzieja
Na Dzień Edukacji Narodowej uczestnicy miasteczka edukacyjnego życzą sobie przede wszystkim szacunku, zrozumienia, empatii i sukcesów uczniów. No i by mogli pracować w zawodzie. O tym mówili młodzi nauczyciele i nauczycielki w czasie debaty dotyczącej ich sytuacji. Ostrzegali, że w ich środowisku nie ma właściwie nikogo, kto nie rozważałby zmiany zawodu, głównie po to, by móc się utrzymać.
Przypomnijmy, że wcześniejsze postulaty nauczycieli obejmują dziesięć punktów, sformułowanych w czasie szerokich debat w Obywatelskim Pakcie dla Edukacji. Wśród nich znalazły się m.in. potrzeba samodzielności szkoły i mniejszego wpływu centralnego sterowania, racjonalne finansowanie edukacji, tworzenie szkoły demokratycznej, zaangażowanej i uczącej współpracy, a nie rywalizacji. Po zakończeniu akcji pod ministerstwem możemy spodziewać się kolejnych, doprecyzowanych dzięki dialogowi pracowników postulatów.
W 2019 roku protestujący byli zdesperowani, każdy kolejny dzień, kiedy spotykali się z lekceważeniem, był dla nich bolesny. Musieli się mierzyć nie tylko z rządem, ale i z niechęcią rodziców, stałymi oskarżeniami o lenistwo, za długie wakacje. Dziś, po kilku latach debat, nie są już sami. Mają poparcie nie tylko od samorządowców – o edukacji zdecydowanie więcej mówi się w mediach, a wielu rodziców organizuje się i w piątek w różnych miastach będzie pikietowało pod kuratoriami.
Jeżeli pozwolimy naszym dzieciom myśleć, przyszłość może być dobra
czytaj także
Protestujący nie łudzą się, że dotrą ze swoimi postulatami do aktualnego ministra edukacji, ale są zdeterminowani, by ich pomysły na naprawę polskiego systemu edukacji trafiły do jak najszerszego grona. Od istnienia dobrej szkoły publicznej zależy w końcu przyszłość naszego społeczeństwa, od jakości edukacji – odporność na populizm i antynaukowe manipulacje, a także budowanie spójności społecznej. Nauczyciele i nauczycielki, przekazujący rzetelną wiedzę, a nie zestawy ideologicznych założeń, są na pierwszym froncie organicznego oporu przed autorytarnymi zapędami władzy.