Wolimy jeździć niemieckimi samochodami a domy czyścić chemią z Niemiec. Seriale czy muzyka z Zachodu też są nam bliższe. Nasz styl życia stoi na przeszkodzie wepchnięcia Polski w łapy Putina.
Chamska i bezczelna zagrywka na rympał, którą odstawiła partia rządząca przy okazji forsowania ustawy Lex TVN, oczywiście nie skłania do optymizmu. Każde tego typu nagięcie prawa kroczek po kroczku degeneruje domenę publiczną – a więc jej procedury, kulturę polityczną oraz zaufanie do instytucji jako takich. Skoro politycy dzierżący władzę w świetle kamer, w najlepszym czasie antenowym, mogą oficjalnie unieważnić głosowanie na podstawie zupełnie wymyślonego pretekstu, to dlaczego zwykły obywatel miałby się do przepisów stosować?
Równocześnie jednak paniczne teorie, według których Polska niebezpiecznie skręca w stronę Rosji, a właściwie już niedługo znajdzie się w jej orbicie wpływów, są skrajnie wręcz przesadzone. Opierają się na fałszywym przeświadczeniu, że Polacy wciąż nie są zachodnim społeczeństwem i tę zachodniość trzeba w nas nieustannie umacniać, bo jeśli tylko na chwilę stracimy z oczu niegodny zaufania lud, to zaraz będziemy tu mieli nawet nie Ankarę, ale wręcz Biszkek. Polacy swoją zachodniość muszą nieustannie udowadniać. Według tej optyki właściwie wyssaliśmy wschodniość z mlekiem matki, więc ona gdzieś tam się w nas czai i tylko czeka na idealny moment, żeby eksplodować, czego efektem będzie dołączenie Polski do Wspólnoty Niepodległych Państw, a może nawet do złowrogiego ZBiR-u.
czytaj także
Społeczeństwo to nie pionek
Ta liberalna narracja jest w dużej mierze podobna do optyki prawicowych geopolityków, czyli zupełnie pomija rolę społeczeństw w stosunkach międzynarodowych. Oczywiście społeczeństwo występuje tu jako pomocne narzędzie w ewentualnej próbie odsunięcia tych złych od władzy – jednak na tym jego rola się kończy. Nie jest ono rozpatrywane jako podmiot tylko jako przedmiot, który trafia raz w jedne, a raz w drugie ręce. Jeśli nie uda się obalić autorytarnej władzy, która odsuwa nas, a jakże, od Zachodu, to w naturalny sposób pomkniemy w kierunku Moskwy – bezwładnie jak trzyletnie dziecko na zjeżdżalni. Takie są prawidła polityki, leżymy w tym miejscu, gdzie leżymy, Francja może sobie pozwolić na więcej, gdyż leży w bezpiecznej części Europy.
W tych teoriach nikt nie pyta społeczeństwa, czy faktycznie chciałoby się upodobnić do kraju Putina. Ono jest bezwolne i występuje jedynie jako elektorat jednej lub drugiej partii. Gdy przyjdzie co do czego, to decyzje będą zapadać ponad nim, więc trzeba zadbać o to, żeby nasi byli przy władzy, bo jak będzie odwrotnie, to kraj skręci w kierunku, jaki nam się nie podoba. Inaczej mówiąc, te z grubsza licząc jakieś tysiąc osób ze szczytów polskich elit władzy jest tak potężne, że mogą popchnąć społeczeństwo w zupełnie dowolnych kierunkach i byłaby to ich suwerenna decyzja.
Prawda jest jednak taka, że Polska w przewidywalnym czasie bez wątpienia nie trafi do rosyjskiej strefy wpływów. I nie tylko dlatego, że nasze relacje gospodarcze z Niemcami oraz Europą Zachodnią są bliskie, jak nigdy wcześniej, więc Volkswagen się nie zgodzi. Nie trafi tam, ponieważ polskie społeczeństwo tam zwyczajnie nie pasuje. Nie myślimy w tamtych kategoriach, nie rozpoznajemy tamtych wzorców kulturowych, nie interesują nas dyskusje, jakie się tam toczą. Jesteśmy społeczeństwem na wskroś zachodnim nie tylko dlatego, że nie piszemy cyrylicą i chodzimy nie do cerkwi a do kościoła, którego centrala leży w ścisłym centrum kulturowym UE, lecz przede wszystkim dlatego, że myślimy po zachodniemu i żyjemy w zachodnim stylu.
Wschód kontra zachód, czyli polski liberał już wie, na kogo zagłosujemy
czytaj także
Niemiecki wzór
Na pierwszy rzut oka Polacy są w równym stopniu niechętni wobec Niemiec i Rosjan. Niemcy i Rosja równie często bywają przedstawiane jako straszak – ten zły, który chce nas dopaść i zaprowadzić tu swoje porządki. Podejście Polaków oraz Polek do Niemiec i Rosjan jest jednak zupełnie odmienne. Polacy nie lubią Niemców, ale sami chcieliby być jak Niemcy. Polacy nie przepadają też za Rosjanami, lecz mało który chciałby Rosjaninem się stać. Od 1989 roku „dogonienie Niemiec” jest idee fixe naszej wspólnoty politycznej. Kolejne rządy, z tym pisowskim na czele, obiecują nam nieustannie, że już w czasie ich rządów wreszcie ich dogonimy – teraz to już na pewno, nie ma innej opcji. Pisma ekonomiczne i publicystyczne uwielbiają snuć teorie o tym, kiedy by się to wreszcie mogło wydarzyć. Nie wcześniej niż za 30 lat, twierdzą niektórzy. Mamy szansę już w perspektywie dekady – zakrzykują drudzy.
czytaj także
To Niemcy są punktem odniesienia zarówno dla lewicy, jak i prawicy. Sięga to co najmniej lat 90. Na studiach zgłębiałem głównie historię polskiej i światowej chadecji, a z tych czasów utkwił mi w głowie jeden interesujący fakt. Otóż formalnie największą partią chadecką w Polsce było Porozumienie Centrum, z którego wywodzi się nie tylko Kaczyński, ale też ścisłe jądro PiS. A najważniejszym wzorcem dla PC była… niemiecka CDU. Oczywiście było to w czasach konserwatysty Helmuta Kohla, a nie zlewaczałej Merkel, która „zaprosiła tu tabuny uchodźców”. CDU jawiła się ówczesnej prawicy jako przykład sprawnej machiny politycznej, a nie jako platforma lewicowej indoktrynacji. Jednak sam fakt, że ledwie dwie-trzy dekady temu obecne elity pisowskiej władzy odczuwały wspólnotę ideową z niemiecką chadecją dowodzi zakorzenienia PiS w świecie Zachodu. Kaczyński i spółka nie chcieli budować w Polsce jakiejś mitycznej trzeciej drogi, lecz zamierzali z grubsza odwzorować tu niemiecki model chrześcijańskiej demokracji – a nawet niemiecki system polityczny, z bardzo silnym kanclerzem na czele rządu, co szczególnie podobało się ówczesnym ideologom PC, dla którego silna władza wykonawcza miała mieć centralne miejsce w podziale władz w kraju.
Pewny jak fura z Rajchu
No tak, ale Orban był kiedyś sympatycznym liberałem w rozciągniętym swetrze, a teraz jest prorosyjskim oligarchą. Może i Kaczyński kiedyś lubił CDU, ale teraz lubi Salviniego i Le Pen. To oczywiście jest prawdą, tylko że nie neguje istnienia kompleksu wobec Niemiec. To on napędza zarówno nas, jak i nasze elity polityczne. To do Niemiec porównujemy się przy każdej okazji, niemiecki styl życia jest dla nas wyznacznikiem spełnionej zamożności, a niemieckie pensje niedościgniętym wzorem. W analizach porównawczych opisujących realia życia nad Wisłą to właśnie rzeczywistość niemiecka jest najczęściej punktem odniesienia, do którego musimy dążyć. Mamy problem ze śmieciówkami? Patrzcie, a w Niemczech prawie wszyscy są na etacie. Rodzima firma z Polski odnosi sukcesy? Świetnie, Niemcy są zbudowane na takich właśnie średniej wielkości firmach! Ograniczenie prędkości na autostradach? Przecież na autobahnach można pruć bez przeszkód.
Nie lubimy Niemiec, ale jeździmy niemieckimi samochodami, bo one kojarzą się nam nie tylko ze niezawodnością, ale też z prestiżem. Nieprzypadkowo polski Sebix jeździ Golfem i nosi dres z Adidasa, a nie Nike’a – Adidas to jest symbol prestiżu w klasie ludowej, patrzcie kochani, stać mnie już na porządny dres i buciki z Rajchu. Sklepy z chemią z Niemiec nadal są popularne w mniejszych miejscowościach, chociaż obecnie już tylko chemiczni puryści są w stanie odróżnić Persil sprzedawany w Polsce i w Niemczech. Znaczek „made in Germany” ma jednak swoją magiczną siłę przyciągania, która zakorzeniona jest głębiej, pod powłoką racjonalności. Ona podpowiada każdemu Polakowi, że jeśli coś zostało zrobione w Niemczech, to chociaż to nasi oprawcy i ciemiężyciele, to to musi być dobre. Przecież Niemcy nie robią lipy.
W dyskusjach o polityce mieszkaniowej podaje się przykłady z Berlina, względnie Wiednia, a nie z Moskwy. Niemcy wprowadzili częściową jawność płac w firmach? Po kilku latach już jest to w programie PiS. Każdy poświęcony Polsce artykuł w niemieckiej prasie jest szeroko omawiany w Polsce, jakby zdanie Niemiec o Polsce miało jakąś tajemniczą moc sprawczą – od ich pochwały stawalibyśmy się bogatsi, za to z powodu ich krytyki automatycznie bardziej zacofani. Gdy młody Polak uratował niemieckiego strażaka podczas ostatniej powodzi, TVP Info fetowało go przez pół dnia.
Poczucie przynależności
A Rosja? Rosja w percepcji Polaków występuje jedynie jako zagrożenie, zła siła, która chce na nas spuścić atomówkę. Nie zajmują nas rosyjskie dyskusje, kompletnie nie interesuje nas też, jakie są propozycje Rosjan na rozwiązywanie problemów ekonomicznych i społecznych. Poza Putinem i może paroma gwiazdami sportu nie znamy prawie żadnych żyjących Rosjan, gdyż są oni dla nas zupełnie nieinteresujący. Informacje o zabitych w zamachu gdzieś na Kaukazie, a nawet i w Moskwie, traktujemy jak doniesienia z Afryki Subsaharyjskiej albo z głębi Azji – z całym szacunkiem dla Azji i Afryki. Realia rosyjskie to jest dla nas zupełnie obcy świat, nieczytelny i niespecjalnie atrakcyjny. Nie odczuwamy powszechnej empatii wobec przechodzących jakieś dramatyczne wydarzenia Rosjan, bo nie czujemy, żeby to byli ludzie podobni do nas. Z rosyjskich dóbr kultury skonsumujemy czasem jakiś serial, jeśli tylko będzie zrobiony w porządnym zachodnim stylu, ale tak generalnie, oczywiście poza grupką fascynatów, mało kogo rosyjska kultura specjalnie pociąga. Rosyjskość kojarzy nam się z badziewiatością i siermięgą. Wóda, mróz, samowolka na drogach i marazm – kto by chciał żyć w takich warunkach.
7 postkomunistycznych osiedli, na których chciałabyś mieszkać
czytaj także
Inaczej mówiąc, polskie społeczeństwo jest na wskroś zachodnie. Dokonały tego trzy dekady nieustannego chłonięcia zachodnich wzorców kulturowych. Nie znosimy lub uwielbiamy zachodnich artystów, chwalimy lub krytykujemy zachodnie produkty kultury, aprobujemy lub szkalujemy zachodnie idee. Idee z Rosji, nie licząc rosyjskiego imperializmu oczywiście, zupełnie nas nie interesują. Już w latach 90. na osiedlach idolami byli amerykańscy koszykarze albo francuscy raperzy, a z Rosjan znaliśmy co najwyżej Jelcyna, przy czym nawet jego raczej mgliście. Oczywiście nie wszystko nam się na Zachodzie podoba. Własne narodowe fanaberie mają jednak także Francuzi czy Włosi. Także we Włoszech i Francji występuje skrajna prawica, a Stany Zjednoczone są światowym zagłębiem chrześcijańskiego fundamentalizmu, a jednak nikt ich zachodniości nie poddaje pod wątpliwość.
Aktywista LGBT z Rosji: Dekadę temu nie wyobrażałem sobie, że Polska tak się zmieni
czytaj także
Kaczyński nie wyprowadzi więc nas z Zachodu w objęcia Rosji, gdyż nie ma takiej mocy sprawczej. Polacy tkwią na Zachodzie po uszy – to Zachód nas fascynuje lub oburza, a Rosji jedynie się boimy. Bardzo bliskie relacje gospodarcze, społeczne i kulturowe są ważniejszymi gwarantami naszego zakorzenienie na Zachodzie niż bazy NATO albo amerykańscy żołnierze. Oczywiście Rosja może napytać nam mnóstwo biedy – na przykład ostrzelać nasze miasta z Obwodu Kaliningradzkiego. Dlatego też obecność amerykańskich żołnierzy oraz baz NATO jest nie do przecenienia. To jednak nie one decydują o naszej przynależności do świata Zachodu, tylko poczucie przynależności właśnie.