Ceny opału szybują w górę, więc każdy ratuje się jak może. Okazuje się, że w grzewczym undergroundzie furorę robi owies.
– A ty palisz? – zapytała mnie znajoma z Hajnówki we wrześniu. Pomyślałam, że chodzi jej o papierosy, więc odpowiedziałam, że ją poczęstuję. Ale miała na myśli co innego. Na Podlasiu już tradycyjnie we wrześniu były pierwsze nocne przymrozki, więc pytała, czy palę już w piecu. A potem dopytywała, czy uważam, że to bezpieczne pojechać teraz do Białorusi. Po co? Po tańszy pellet albo ekogroszek. Odradziłam, ale podobno – przy nielicznych otwartych przejściach granicznych, mimo wojny i politycznego napięcia między Polską i Białorusią – taki handel się odbywa.
Kiedy mieszkasz w domu jednorodzinnym, który ma niezależne ogrzewanie, to znaczy, że ty i tylko ty odpowiadasz za to ogrzewanie. I tylko ty martwisz się o opał dla siebie i swojej rodziny. Studiujesz wnikliwie prognozy pogody i zastanawiasz się, czy go wystarczy, czy nie, i jak grzać, żeby wystarczyło. Tylko że z prognozy dowiesz się co najwyżej, jakie temperatury będą w przyszłym tygodniu, ale przecież już nie tego, czy marzec będzie na plusie, czy dowali siarczysty mróz. Klimat się nam, mówiąc oględnie, rozregulował.
W tym roku ze swoją troską o opał dorzucił się rząd, dopłacając do węgla trzy tysiące złotych, do innych źródeł ciepła mniej. Ale nawet trzy koła to dzisiaj kropla w morzu grzewczych potrzeb polskich rodzin. Węgiel jest drogi albo go nie ma w ogóle. Ale ceny innych rodzajów opału też poszybowały w górę.
Wiemy, kto będzie miał tej zimy najgorzej. „Będzie nieprawdopodobna drożyzna”
czytaj także
Na razie każdy ratuje się jak może i okazuje się, że w grzewczym undergroundzie furorę robi owies.
– Mam klienta, który ma gospodarstwo i sam miesza owies z pelletem. Powiedział, że przywiezie mi worek na spróbowanie. – Justyna, właścicielka sklepu z Hajnówki, opowiada mi, jak dowiedziała się, że owies daje ciepło. – Ale ten człowiek nie ma takich ilości, żeby sprzedawać, więc w moim imieniu odezwał się do znajomego. A ten od razu go spytał: „Dla konia czy do palenia?”. Owies od tego faceta był piękny, taki suchy i czyściutki.
Justyna w ramach programu Czyste powietrze wymieniła piec. Nowy ma wszystkie wymagane energetyczne i ekologiczne certyfikaty, ale jest piecem na pellet drzewny. Kiedy zgłaszała się do programu, wydawało jej się, że to będzie optymalny wybór. Ale w międzyczasie pellet podrożał trzykrotnie. W 2021 roku tonę można było kupić za 800–900 złotych, w pierwszym półroczu 2022 roku kosztował już około półtora tysiąca. Branżowe magazyny tłumaczyły to wzrostem kosztów produkcji, przede wszystkim samego surowca, energii elektrycznej i paliwa. W ten sposób kryzys energetyczny napędzał sam siebie.
Kolejny cios zadała wojna Rosji przeciwko Ukrainie, bo duża część pelletu, który trafiał na polski rynek, pochodziła z Białorusi i Ukrainy. Teraz za tonę pelletu drzewnego trzeba zapłacić około od 2,6 do nawet 3 tysięcy złotych.
Bogaci mieli czas na wymianę pieców. Dlaczego dopłacamy do ich węgla?
czytaj także
Justyna planowała ocieplenie domu, kupiła wszystkie materiały, ale nawaliła ekipa i nie ma już szans na ukończenie inwestycji przed wiosną. Kiedy już na początku lata pojawiły się obawy, że tegoroczna zima będzie trudna z powodu wysokich cen energii i braków opału na rynku, Mateusz Morawiecki doradzał ocieplanie domów przed zimą. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy ani z kosztów takiej inwestycji, ani z realiów w branży budowlanej, ani tym bardziej z procedur programu Czyste powietrze, do skorzystania z którego zachęcał. Jeśli ktoś brał się za ocieplanie w lipcu, to tylko cudem mógł zdążyć przed zimą.
– W tym programie to jest właśnie bez sensu, że warunkiem jest wymiana pieca. Jak nie wymienisz pieca, to na nic innego nie dostaniesz środków. A ja chciałam ocieplić dom. Niestety nie zdążyłam ze wszystkim i teraz, przy tych cenach pelletu, nie pozostaje mi nic innego niż eksperymentować.
Eksperymenty pobłogosławił podczas swojego tournée po Polsce Jarosław Kaczyński, który na początku września na spotkaniu w Nowym Targu ogłosił: „Trzeba w tej chwili palić wszystkim, no poza oczywiście oponami i tym podobnymi rzeczami (…). Nie jakimiś rzeczami szkodliwymi, co… bo po prostu Polska musi być ogrzana”.
Każdy, kto musi coś wrzucić do pieca, zgodzi się z prezesem. Justyna miesza owies z pelletem. Wiedzę czerpie z doświadczeń innych, czyli w praktyce z rozmów z ludźmi i z niezawodnego YouTube’a. Jeden z filmików pokazujący użycie owsa jako opału ma 366 tysięcy wyświetleń. Niektórzy w ogóle rezygnują z pelletu czy ekogroszku i palą tylko owsem. Najważniejsze to nie doprowadzić do awarii pieca, którego podajnik i paramtery dostosowane są do określonego rodzaju opału.
– Cały czas próbuję to rozgryźć. W tej chwili dosypuję mniej więcej jedną trzecią i pieca mi jeszcze nie rozsadziło. Jest więcej popiołu niż po pellecie, ale poza tym działa. Próbowałam też łuski ze słonecznika, ale popiołu było bardzo dużo, a kaloryczność niska – opowiada Justyna.
Nie udało mi się ustalić, czy spalanie owsa to dobry pomysł na alternatywne źródło ciepła i czy jego spalanie może być szkodliwe. Eksperci migali się od odpowiedzi, odsyłając jeden do drugiego, bo to nowy temat, który nie został wystarczająco dobrze zbadany.
Trudno nawet odpowiedzieć uczciwie na pytanie, czy owies to biomasa. Bo za biomasę energetyczną generalnie uznaje się odpady rolnicze, wszystko to, czego nie da się przerobić na potrzeby spożywcze, a także drewno. Chociażby ze wspomnianych łusek słonecznika robi się pellet słonecznikowy. Ale tego rodzaju opał wcale nie jest tani. Tona kosztuje około dwóch tysięcy złotych, a za tonę owsa trzeba zapłacić „tylko” 1300 złotych.
Jednak w rozmowach off the record eksperci przyznają, że trend owsiany wydaje im się niepokojący i nie widzą w nim przyszłości energetyki, nawet tej prywatnej. Jak twierdzą, intuicja podpowiada, że kryzysowa popularność owsa może rodzić pokusę, by kosztem innych upraw zwiększać areały przeznaczone na produkcję tego zboża, które potem będzie trafiać do pieca zamiast na stół. I na pewno sprawi, że sam owies znacząco podrożeje.
Bezpieczna Polska bez ropy, węgla i gazu? [rozmowa z Marcinem Popkiewiczem]
czytaj także
Justyna mówi, że oszczędność ze spalania owsa jest ogromna, bo tona pelletu kosztuje dwa razy więcej niż tona owsa. Obliczyła, że na tegoroczny sezon potrzebuje minimum 10 ton opału. Dużo, ale to też przez to, że nie zdążyła ocieplić domu. Nawet gdyby spalała sam owies, a nie mieszkankę pelletu i owsa, to i tak koszt ogrzewania pozostanie dla niej sporym wyzwaniem, na które nie znalazła jeszcze ostatecznej rady.
Po pierwszej dostawie kilku worków od gospodarza, zaczęła szukać owsa na giełdach rolniczych. Swoich kontaktów użyła przyjaciółka, która kupiła jej dwa worki owsa od znajomych. Powiedziała, że to dla konia. Nie chciała się przyznać się, że do palenia w piecu. Justyna ją rozumie. Przyznaje, że nie czuje się dobrze z tym, że ogrzewa dom owsem. Owies powinien trafiać na stół jako kasza, płatki, mąka.
– Palę jedzeniem po to, żeby mieć na jedzenie. Dla siebie i dziecka. To chore.
A dym z hajnowskich kominów wcale nie pachnie jak owsianka.
*
Materiał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.