Kraj, Weekend

Paśnik: Blizny pokoleń dorastających po apokalipsie [rozmowa]

Punktem wyjścia dla osoby wychowanej w latach dwutysięcznych był ten najbardziej kliszowy świat polskiego stanu wojennego: zdjęcie Chrisa Niedenthala z kinem Moskwa, muzyka Jacka Kaczmarskiego czy polski punk rock, pamięć o ks. Popiełuszce. Bardzo chciałem odejść od niego możliwie jak najdalej.

„Kiedyś to było” – powiadają posiadacze karty Klubu Ludzi Nostalgicznych. Też do niego należysz?

Jacek Paśnik: Zdaję sobie sprawę, że rzeczy, wokół których orbituję w swoim pisaniu, skłaniają się ku temu, żeby tak o mnie myśleć. Jednak staram się mieć do przeszłości krytyczne podejście i badać ją możliwie dokładnie. Relacje „było” z „jest” będą określać w pewnym stopniu moje pisanie już zawsze. Ta współczesna wrażliwość w wydaniu kostiumowym najlepiej widoczna jest w mojej najnowszej książce, której napisanie wymagało ode mnie – osoby urodzonej kilkanaście lat po czasie jej akcji – szczegółowego przestudiowania rzeczywistości Polski wczesnych lat 80. od detali, po szerszy obraz: stosunków społecznych czy ujawniających się w tamtym czasie wrażliwości.

Stan wojenny nie skończył się do dziś

Najciekawsze w tych poszukiwaniach okazały się dzieła kultury z tamtego czasu i rzeczywiste wspomnienia kształtujące późniejsze opowieści naszych matek czy ojców – zapiski, na które natrafiłem chociażby w książce Dni pogrudniowe, będącej wydanym przez Ośrodek Karta zbiorem pamiętników czasu stanu wojennego, to pocztówki z innej rzeczywistości. Wracając do twojego pytania – nostalgii w tym nie było, nie jest to świat, w którym chciałbym rzeczywiście kiedykolwiek się pojawić, nawet w ramach jakiejś podróży w czasie.

Można przypuszczać, że dla osób z pokolenia naszych rodziców właśnie wtedy „było najbardziej”. Tamten czas dla nich najczęściej pokrywa się taką romantyczną, szlachetną patyną, a tak do końca nie jest…

Romantyzowanie przeszłości – które wolę nazywać mitologizowaniem, to bardziej pojemne określenie – przychodzi, zdaje się, po iluś tam latach samo z siebie. Tak szybko się nie umiera jest też pewnym hołdem dla takiego sposobu narracji. Jest ona opowiadana z perspektywy już dojrzałego faceta, ojca, który patrzy w przeszłość i próbuje sobie pewne rzeczy przypominać. Jednak pamięć przychodzi do niego w podkoloryzowanej, stuningowanej formie, typowej dla tatusiowego opowiadania. Bardzo mi zależało, żeby to uchwycić i wydobyć swego rodzaju wrażliwość dla figury ojca czy opowiadającego faceta, czasami nieco naiwnej, budzącej tym samym pewną sympatię.

Okres stanu wojennego – w swoim niepokoju, rozedrganiu – jest też dla mnie bardzo ciekawy pod kątem podatności na mnogość narracji. W kontekście charakteryzowanego przez Marię Janion romantycznego patriotyzmu będzie momentem narodowego i religijnego wzmożenia i punktem, o który zahaczyć można narracje martyrologiczne, w oczach opisujących go w dziennikach zwykłych ludzi będzie niepokojącym wyłomem z szarej codzienności, z perspektywy opisywanego przez Michała Bilewicza w Traumalandzie traumatyzującego, ogólnokrajowego wydarzenia będzie żyzną glebą dla teorii spiskowych.

Czy PRL wyzwolił kobiety?

Ten ostatni wątek jest ciekawy z perspektywy opisywania tamtego czasu na bieżąco – w tekstach z Dni pogrudniowych przewijała się ta niepewność, niedopowiedzenia, próby racjonalizowania sobie nieracjonalnej codzienności: żołnierze na kartkach pamiętników zastanawiali się, czy lada moment nie przeniosą ich do innego miasta, był też taki kawał, że jak zapytasz milicjanta na ulicy, która jest godzina, to on ci nie odpowie, bo nie mówi po polsku. Zbieranie materiałów do książki od czasu lockdownu pandemicznego dodatkowo porządkowało mi w głowie te dwie rzeczywistości, okresy zaburzonej codzienności. Słowo „codzienność” jest tutaj dodatkowo istotne z perspektywy akcji książki – więcej jest w niej tego zwykłego życia niż polityki czy wielkiej historii.

Urocz w swojej psychologicznej konstrukcji przypomina mi nieco filmową Osadę. Nie należy zapuszczać się zbyt głęboko w las, tam mogą być oni, Ruscy, zastrzelą ci psa, zastrzelą ciebie, nigdy już nie ujrzysz swoich bliskich. Czy pracując nad książką, chciałeś równomiernie oddać głos wszystkim stronom politycznego sporu tamtych dni? Z jednej strony mamy pułkownika, który szturmował Wał Pomorski z Armią Berlinga. Innym bohaterem jest solidarnościowiec, który wraca z internowania. Miałeś jakiś emocjonalny stosunek czasów, których nie możesz pamiętać?

Nie traktuję tego tekstu jako powieści historycznej – jest ona mocno osadzona wewnątrz wydarzeń, które miały miejsce, ale pojawiają się w niej postaci, które równie dobrze mogłyby uczestniczyć w naszej codzienności i na pewnym poziomie reprezentują współczesne postawy czy zachowania, które są dzisiaj również obecne w ramach zupełnie innego politycznego ustawienia.

Jeśli chodzi o pytanie o oddanie głosu wszystkim, dla mnie to jest trochę podchwytliwe. Nie lubię takiej literatury, która sili się na bycie portretem epoki, portretem pokolenia i tak dalej. Świata, przy współczesnej wielości narracji nie da się opowiedzieć dziś w taki sposób.

Ale trudno od tego uciec, podejmując taki temat…

Na pewno w kontekście budowania historycznego segmentu tej opowieści istotne było dla mnie to, żeby ten głos nie był – pomimo że to jest fikcyjna historia – wykwitem mojej fantazji czy pastiszem. Naturalny remiks, który dokonuje się tej książce, został podparty ogromną pracą na źródłach i jej weryfikacją przez osoby będące równolatkami bohaterów tej opowieści. Bardzo pomocni byli tutaj Cezary Łazarewicz i Piotr Siemion, z którymi konsultowałem tekst – pod kątem detali, ale i spójności wątków czy autentyczności postaci. Bez ich wnikliwej pracy miałbym zdecydowanie mniej pewności co do tej historii.

Niemożliwe wakacje od PRL

Mam wrażenie, że w twoich opowieściach istotną rolę odgrywają traumy. W Dzieciach mamy do czynienia ze śmiercią bliskiej osoby. W Tak szybko się nie umiera główny bohater ledwie uchodzi z życiem z katastrofy w ruchu lądowym. Dlaczego obdarzasz swoje postaci takimi tragicznymi przeżyciami?

Przy drugiej książce zależało mi na tym, żeby jednak ta opowieść była bardziej pogodna i żeby było w niej więcej życia niż śmierci. W kontekście dwójki głównych bohaterów myślę, że w obojgu dokonuje się pewna przemiana i tutaj zależało mi, żeby ich droga była nietypowa dla osób doświadczonych stanem wojennym. Ktoś mnie zapytał w kontekście tej książki, czy się nie pastwię nad tymi bohaterami, ale ja właśnie uważam, że każdy z nich coś zyskuje, a z wolt, które dokonują się w ich życiach, zostają im także pozytywy.

Myślę na przykład jego bliznach Tomka po wypadku. Według mądrości rapowych klasyków blizny miały dodawać szlachetności, ale młody chłopak jeszcze boi się na nie patrzeć. Jeszcze nie jest trochę gotowy spojrzeć prawdzie w oczy, że ciało może tak wyglądać do końca życia.

To akurat wynika z czysto literackich tropów. Element blizny jest tutaj symbolem chłopackiego dorastania i transformacji, która gdzieś tam na zewnątrz jest zaznaczona, ale dokonuje się bardziej wewnętrznie w bohaterze. W książce jest więcej takich elementów, które mogą przyjść do głowy jako rekwizyty i które mogą wydać się pozornie rekwizytami, ale w rzeczywistości są przede wszystkim intertekstami, nawiązaniami do wykorzystywania ich w tekstach kultury z epoki. Chociażby zaginiony nóż, pełniący w tej opowieści funkcję symbolu chłopackości czy niewinności młodzieńczych zabaw. Albo lornetka, która jest też symbolem przekroczenia i wejścia w cudzy świat.

Twoi bohaterowie wydają się aż zanadto dojrzali jak na swój wiek. Mają stare dusze zaklęte w młodych ciałach.

Pisząc tę książkę, czytałem dużo literatury młodzieżowej z lat 80. czy 70., których bohaterki często są mądrzejsze od swoich własnych matek. To zwrócenie uwagi na pokolenie naszych rodziców – ojców, matki, którzy w odróżnieniu od nas musieli wychowywać się w bardziej patriarchalnym i przemocowym świecie. Jednocześnie mieli na barkach ciężar pod postacią doświadczeń swoich rodziców, straumatyzowanych przez wojnę. Mówimy tu o przynajmniej dwóch pokoleniach dorastających po apokalipsie.

Leszczyński: PRL przyniósł awans cywilizacyjny

czytaj także

Wtedy też kraj znajdował się pod rządami ludzi, którzy wcześniej przeszli przez wojenne piekło, ale mieli takie przeświadczenie, że zawsze może być gorzej.

W książce takimi postaciami są na przykład rodzice Tomka, czyli dojrzali ludzie w okolicach czterdziestki, którzy są bardzo zapracowani, którym zależy na wspinaniu się po społecznej drabinie i odrabianiu strat, którzy po prostu nie mieli innego wyjścia.

Doświadczenia wielkiej historii wyznaczały w tym świecie bardzo wiele – od społecznej hierarchii przez to, jak ludzie odczuwali najbliższe stosunki rodzinne czy sąsiedzkie.

Z drugiej strony w twojej powieści trafiają się pewne wyjątki od przyjętego porządku polityczno-historycznego. Na przykład młodzież planująca zabawę na festiwalu w Jarocinie. Czyli nawet w tym opresyjnym systemie istniały swego rodzaju społeczne wentyle bezpieczeństwa.

Punktem wyjścia dla osoby, która wychowywała się w latach dwutysięcznych i dowiadywała się o tych wydarzeniach ze szkoły, był rzeczywiście ten najbardziej kliszowy świat polskiego stanu wojennego: zdjęcie Chrisa Niedenthala z kinem Moskwa, muzyka Jacka Kaczmarskiego czy polski punk rock, pamięć o ks. Popiełuszce. Bardzo chciałem odejść od tego świata możliwie jak najdalej, uciec od pewnych klisz jak Jarocin, o którym wspominasz i który pojawia się w książce ledwie w postaci anegdoty. Wciąż jednak musiałem trzymać się realiów stanu wojennego – atmosfery wojskowej opresji, która w pewien sposób zawęża świat przedstawiony i determinuje pewne rzeczy.

Jednocześnie im głębiej wchodziłem w emocje ludzi z tamtego czasu na kanwie dzienników czy dzieł kultury z tamtego czasu, tym bardziej stawało się dla mnie oczywiste, że nie było to wszystko jednowymiarowe, jak podaje nam się to w szkole, czyli My kontra Oni. Na dodatek bez jakiegoś rozróżnienia, kto to właściwie był ci Oni, kim byliśmy My. Chciałem rozbić ten monolit.

W tym celu musiałem też rozszerzyć tło poszukiwań – przestudiować to, co było później oraz wcześniej. W ten sposób zbliżyłem się do historii Karnawału Solidarności, czasu między sierpniem 1980 roku a grudniem 1981, kiedy to chyba najbardziej w trakcie PRL-u czuć było klimat rozluźnienia, swobody i jednocześnie prawdziwie wspólnotowego, szczerego, spontanicznego momentu w Polsce. Bardzo ciekawie pisze o tym Jan Sowa w tej książce Inna Rzeczpospolita jest możliwa, gdzie przedstawia ten moment jako prawdziwie robotniczą rewolucję, niezależną i samorządną – w tej opowieści ciekawą politycznie, ale i na trudnym do uchwycenia emocjonalnym, artystycznym poziomie.

Fascynujące są teksty kultury z tamtego czasu, jednym z nich jest przewijająca się w książce Wielka majówka Krzysztofa Rogulskiego – film apolityczny, ale z olbrzymim ładunkiem wolności, może nieco absurdalny, ale rewolucyjnie piękny. Opowieścią o swobodzie w PRL-u staje się tu historia dwóch facetów – uciekiniera z bidula i dezertera ze straży pożarnej na gigancie w wielkim mieście. Bez historii, z młodzieńczą energią. Zależało mi na uchwyceniu takich emocji w mojej książce – młodości, spontaniczności, jakiegoś antycynizmu.

Jeszcze w kontekście artefaktów epoki w książce, z jakiego filmu pochodzi plakat z Karolem Strasburgerem, który dziewczyna głównego bohatera trzyma w pokoju?

Z żadnego, pochodzi z czasopisma młodzieżowego „Razem”. To jest plakat, zdaje się, z końcówki lat 70. z aktorem, bon vivantem, który „Pozdrawia Panie!”. Poszukiwanie takich drobiazgów, które w moim pisaniu jest dla mnie naturalne, w kontekście drugiej książki wymagało dodatkowej pracy, wspomnianej konsultacji historycznej. Szczególnie jeśli kształtujące ówczesną rzeczywistość elementy świata przedstawionego można oglądać dziś pod innym kątem.

Kupiona za dewizy „wolność od” przeciętności PRL

Przeszło mi przez myśl, że nawet pozytywni bohaterowie tamtych dni nabrali innych odcieni sławy. Zbigniew Boniek, który na mundialu 1982 strzelił cztery bramki, ostatnio usłyszał prokuratorskie zarzuty. Karol Strasburger jest bardziej memem niż bożyszczem tłumów.

Dla mnie to była świetna zabawa i też ciekawa gra z czytelnikiem, czy będzie w stanie wyłapać elementy współczesności czy naszego poczucia humoru w tamtych realiach. Wracamy do relacji „było” z „jest” – dla mnie chyba najbardziej fascynującej w kontekście możliwych odczytań Tak szybko się nie umiera.

Niedawno ukończyłeś studia architektoniczne. Gdybyś nie zajmował się prozą, to poszedłbyś do pracy w zawodzie, działając na zlecenie dużego dewelopera? Na co dzień projektowałbyś mikrokawalerki czy miniaturowe place zabaw?

W zawodzie architekta pracowałem w sumie kilka lat i w kontekście twojego pytania o pracę dla dewelopera – bywało to trudne. Ale architektura dała mi dużo na poziomie wrażliwości na świat i przyzwyczajenia do pewnych metod pracy. Poznawania go w sposób obrazowy, dogłębny i fachowy. Moja redaktorka powiedziała mi, że mam nadzwyczaj służbowe podejście do pracy z tekstem. Rzeczywiście jest we mnie pewien poziom dyscypliny, którego wcześniej wymagały ode mnie studia czy praca w architekturze. O architekturze uwielbiam też czytać, a w Polsce to świetnie zagospodarowana nisza – przez Grzegorza Piątka, Błażeja Ciarkowskiego czy Agatę Twardoch. Tu znów ujawnia się moja natura badacza – architekturę i literaturę łączy w mojej głowie pierwiastek ciekawskości.

**

Michał Makowski – reporter Radia ZET w Warszawie, podejmuje tematy polityczne i ekonomiczne. Relacjonował m.in. akcje ratunkowe w kopalniach Pniówek i Zofiówka, tragiczny wypadek autobusu z polskimi pielgrzymami w Chorwacji oraz wizytę Joe Bidena w Rzeszowie. Turysta polski w Azji Południowo-Wschodniej.

Jacek Paśnik – pisarz, publicysta. Ukończył Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Publikował między innymi w Popmodernie, Stonerze Polskim, Wizjach i Noizzie. Jego najnowsza książka, Tak szybko się nie umiera, została wydana w 2024 roku w wydawnictwie W.A.B.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij