Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Nie ma podpisu, nie ma parku. Dolna Odra padła ofiarą politycznej wojny

Inicjatywa objęcia czynną ochroną wyjątkowo cennego przyrodniczo Międzyodrza w województwie zachodniopomorskim miesiące temu stała się kwestią walki politycznej, w której ostatnie słowo okazała się mieć opozycyjna prawica.

Kontekst

🚫 Prezydent Karol Nawrocki zawetował w piątek 7 listopada ustawę o powstaniu Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.

💀 Latem 2022 roku upały i susza połączone ze zrzutami soli z kopalni doprowadziły do zakwitu toksycznych glonów, które zabiły ponad 200 milionów organizmów wodnych — ryb, ślimaków i małży.

🐟 Pomysł na stworzenie Parku Narodowego powstał po katastrofie i zyskał poparcie samorządów, mieszkańców, a także Sejmu i Senatu.

To mogła być chwila triumfu ochrony przyrody ponad politycznymi podziałami i impuls do aktywnego zaangażowania się w poprawę dobrostanu drugiej największej polskiej rzeki. Od katastrofy ekologicznej w 2022 roku panuje w tej sprawy rozczarowujący impas. Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, zaplanowany na Międzyodrzu w województwie zachodniopomorskim, dostał zielone światło od samorządów, zyskał poparcie mieszkańców regionu, przeszedł przez Sejm i Senat. Wyłożył się na ostatniej prostej, bo Karol Nawrocki ustawy o jego powstaniu nie podpisał.

Można się było łudzić, że prezydenckiego weta nie będzie, ale wskazywały na nie wszystkie znaki na niebie i ziemi: od sejmowych głosowań opozycyjnej prawicy przeciwko nowemu parkowi narodowemu po próby zbudowania sprzeciwu wśród lokalnej społeczności przez miejscowych polityków. Na kilka dni przed decyzją Nawrockiego spotkałem się z Łukaszem Ławickim, ornitologiem, od 20 lat zajmującym się ochroną i badaniami ptaków, i hydrobiolożką Uniwersytetu Szczecińskiego dr hab. Agnieszką Szlauer-Łukaszewską, jednymi z głównych inicjatorów idei objęcia Doliny Dolnej Odry dodatkową ochroną. Już wtedy nastroje nie były optymistyczne.

– Tutejsi politycy z PiS-u i Suwerennej Polski wzięli ideę tego parku narodowego i zrobili sobie z niego oręż, żeby móc sobie pobronić polskich interesów – twierdzi Ławicki. – Ludzie przez to uwierzyli, że przemysł czy żegluga zahamuje i park stał się przedmiotem politycznej nawalanki. Nagle ochrona przyrody na bagnie, którym nikt się dotychczas nie interesował, stała się kwestią, za którą każdy tutaj chce umierać. Bez tej brudnej polityki w ogóle byśmy się dziś nie zastanawiali, czy Nawrocki zawetuje, czy nie zawetuje.

Czytaj także Dlaczego Park Narodowy Doliny Dolnej Odry powstanie? Daniel Petryczkiewicz

Park wyrosły z katastrofy

Weto w sprawie ochrony przyrody jest tym dotkliwsze, że dotyka rzeki od dekad będącej w fatalnym stanie, która trzy lata temu doświadczyła gigantycznego wstrząsu w postaci największej katastrofy ekologicznej w historii Unii Europejskiej. Latem 2022 roku połączenie wyjątkowo upalnych temperatur i braku opadów ze zrzutami tysięcy ton soli z górnośląskich kopalni doprowadziło do zakwitu Prymnesium parvum, słonolubnego organizmu, wytwarzającego zakwity toksyczne dla wodnej fauny. Zginęło wówczas ponad 200 milionów organizmów: ryb, ślimaków i małż. Wiele gatunków stanęło na krawędzi wyginięcia w lokalnym ekosystemie, bo katastrofa wybiła 90 proc. ich populacji.

– Śmiertelność była olbrzymia – wspomina Ławicki. – Kiedy ta katastrofa dotarła w obszar Dolnej Odry, jeździłem nad rzekę przez tydzień, od rana do wieczora, z dziennikarzami i innymi aktywistami. Liczyliśmy ryby i małże, żeby oszacować skalę tej tragedii. Nie wiem, czy emocjonalnie przeżyłem coś podobnego.

Wielu ekspertów i aktywistów zajmujących się ochroną przyrody sądziło wówczas, że katastrofa z 2022 roku będzie szokiem potrzebnym, by na poważnie zająć się poprawą stanu Odry, a w dalszej perspektywie – także innymi dużymi rzekami, których kondycja w Polsce jest dramatyczna. Ławicki był jednym z nich.

– Wydawałoby się, że po takim wydarzeniu nie ma innej opcji – powstaną systemowe rozwiązania, które pozwolą uniknąć powtórzenia tej tragedii.

Trzy lata później szansa na to zostaje zaprzepaszczona. Nie przeprowadzono rewizji pozwoleń wodnoprawnych, na mocy których kopalnie legalnie zrzucają po dziś dzień zrzucają do Odry zasoloną wodę, nie zaproponowano szeroko zakrojonych inwestycji w projekty renaturyzacyjne, a kompetencje w kwestii rzek pozostają rozmyte pomiędzy dwiema instytucjami o diametralnie różnych priorytetach: Ministerstwem Infrastruktury i Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Wprawdzie wycofano się z zaproponowanej jeszcze za rządów PiS-u specustawy odrzańskiej, która sugerowała jeszcze więcej ingerencji w koryto Odry, ale przedstawiona na początku tego roku nowelizacja nie wprowadziła żadnych rozwiązań, które mogłyby poprawić stan ekologiczny rzeki. Park Narodowy Doliny Dolnej Odry byłby więc tak naprawdę jedyną proodrzańską inicjatywą na dużą skalę po 2022 roku.

Kopalnie muszą zrzucać mniej soli

– Pomysły, żeby stworzyć park narodowy, chodziły wielu z nas po głowie już od dłuższego czasu, ale zmobilizowaliśmy się dopiero po katastrofie – wspomina dr hab. Szlauer-Łukaszewska.

– Nie była to nowa idea, bo park nad Odrą miał być po obu stronach granicy już na początku lat 90. – dodaje Ławicki. – W 2022 roku powiedzieliśmy sobie – albo teraz, albo nigdy. Odra była wtedy na ustach całej Polski, praktycznie każde wiadomości zaczynały się od informacji o niej, decydenci w Warszawie zdaje się wreszcie dostrzegli, że mamy w kraju nie tylko Wisłę.

Ustanowienie w zachodniopomorskim parku narodowego nie zaradziłoby problemom, które trapią drugą największą polską rzekę od dekad. Decyzje, które miałyby zapobiegać powtórce z 2022 roku, muszą zostać podjęte w środkowej części Odry: chodzi tu przede wszystkim o znaczne zmniejszenie ilości soli, jaką zrzucają kopalnie, a w dalszej perspektywie – projekty renaturyzacyjne, jeśli nie w głównym, skrajnie uregulowanym korycie, to przynajmniej w dorzeczach.

– Ten park narodowy to nie jest recepta na kłopoty Odry – zaznacza Ławicki. – On powinien być traktowany jako projekt poboczny, element większej układanki. Tymczasem niektórzy politycy myślą, że jeśli park narodowy zostałby ustanowiony, to znaczy, że zrobili coś dla Odry i można nad nią przejść do porządku dziennego. Tak nie jest, problemy tej rzeki to coś zupełnie innego niż to, o co tu walczymy.

– Związek oczywiście istnieje, choć w drugą stronę – zaznacza dr hab. Szlauer-Łukaszewska. – Bez czystej Odry Międzyodrze jest cały czas zanieczyszczane. Ten cały zrzut biogenów, który trafił tutaj po katastrofie odrzańskiej, nie zniknął w cudowny sposób, tylko zaszkodził tym terenom. A rzeka cały czas jest degradowana, bo nawet jeżeli nie ma teraz wielkiego pomoru, to nadal płyną nią zanieczyszczenia.

– Ustanowienie tego parku mogłoby stać się impulsem dla podobnych inicjatyw w innych miejscach – sugeruje Ławicki. – Na wcześniejszych fragmentach Odry też są przecież bardzo cenne przyrodniczo obszary. Są Łęgi Odrzańskie, piękna dolina z wieloma starorzeczami przed Krosnem Odrzańskim, łęgi w okolicach stopnia wodnego Malczyce… Na tych obszarach od lat działają inicjatywy, które mają pomysły, co tam można dla przyrody zrobić.

Międzyodrze wymaga czynnej ochrony

Dolina Dolnej Odry po stronie polskiej jest obecnie parkiem krajobrazowym, co w praktyce oznacza, że obszar ten jest pozbawiony aktywnej ochrony przyrodniczej. A takowej wymaga, bo nie jest teren dziewiczy, a silnie przeobrażony przez człowieka i potrzebuje jego ingerencji, by zachować swoją wyjątkowość. To sieć kanałów i starorzeczy, pomiędzy którymi rozciągają się torfowiska, mokradła oraz lasy łęgowe. Trudno się tam poruszać na piechotę: ścieżek jest mało, nie są oznaczone, potrafią kończyć się na przykład zdewastowanym mostem lub ślepą uliczką, a dodatkowe dróżki wydeptane przez wędkarzy prowadzą w miejsca, gdzie każdy krok może się skończyć wdepnięciem po kostkę w wodę lub błoto. Zdecydowanie lepszym środkiem transportu są tutaj kajaki lub małe łódki, które pomimo listopadowego chłodu kilkukrotnie przemykały przez wodne trasy.

Powołanie parku narodowego dostarczyłoby zastrzyk funduszy, za które można by udrożnić kanały i regularnie oczyszczać śluzy, tworząc przyjaźniejsze habitaty dla rozmaitych gatunków ryb oraz ptaków. Bioróżnorodność Międzyodrza jest niezwykła: prawie ćwierć tysiąca gatunków ptaków, w tym drapieżne rybołowy, bieliki i błotniaki, chronione gatunki ryb, ssaki takie jak bobry, wydry i wilki, a także płazy i gady. Bez aktywnej ochrony to bogactwo przyrody stopniowo zanika.

– Wiadomo, jaki status w Polsce mają parki krajobrazowe – mają chronić krajobraz. A tu mamy taki specyficzny obszar, gdzie trzeba czynnej ochrony, żeby to to wszystko funkcjonowało, zarówno pod kątem wody, jak i zachowania siedlisk – mówi Ławicki. – Bez ingerencji człowieka tereny te zarosną wielkie trzcinowiska. Jeśli Międzyodrze się zostawi, to za dziesięć lat zrobi się z tego obszar jednolity.

– Zmniejszy się także liczba zbiorników wodnych – ostrzega dr hab. Szlauer-Łukaszewska. – W zarośniętych kanałach będą występować warunki beztlenowe, więc Międzyodrze przestanie być ostoją dla ryb, nie będzie dla nich ani miejscem schronienia, ani tarliskiem, ani obszarem zdobywania pożywienia. Bez czynnej ochrony te tereny po prostu stopniowo staną się lądem. I żeby zachować lub odbudować walory przyrodnicze tej doliny potrzebny jest park narodowy, bo nic innego nie da podobnej ciągłości ochrony.

Czy park zwiększa ryzyko powodzi?

Mając na uwadze potrzebę czynnej ochrony tego obszaru i wspomnienia z katastrofy sprzed trzech lat wydawałoby się, że ustanowienie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry jest formalnością. Sprzeciw wyraziła prawicowa opozycja spod znaku PiS-u i Konfederacji. Według jej członków projekt to fanaberia, która kosztem propagandy sukcesu Ministerstwa Klimatu i Środowiska nałoży kaganiec na lokalnych przedsiębiorców.

– Jedynym argumentem jego zwolenników jest to, żeby ten park powstał, bo od ponad 20 lat nie ma w Polsce nowego parku narodowego – mówił w rozmowie z Do Rzeczy Dariusz Matecki, szczeciński poseł z ramienia PiS. – Nie ma przeprowadzonej inwentaryzacji przyrodniczej i nie ma uzasadnienia do tego, żeby w ogóle powstał. Jest park krajobrazowy, który wystarczająco chroni przyrodę.

Przedstawiciele prawicy powiązali z powstaniem nowego parku narodowego także kwestię wygaszania działalności Elektrowni Dolna Odra koło Gryfina, zasilanej węglem kamiennym. Rzecz w tym, że decyzja ta została podjęta już pięć lat temu – za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Od tamtego czasu z eksploatacji wycofuje się kolejne bloki, stopniowo zastępując ich działanie elektrownią gazową, a objęcie Międzyodrza dodatkową ochroną nic by tutaj nie zmieniło.

Czytaj także Znamy przyczyny katastrofy Odry. Wiemy, dlaczego będą kolejne Katarzyna Przyborska

Przeciwnicy projektu ostrzegali także przed zwiększeniem zagrożenia powodziowego. To absurdalny zarzut – ustanowienie parku narodowego pozwoliłoby porządnie zadbać o udrożnienie śluz i kanałów na terenie Międzyodrza, a sama jego specyfika już działa przeciwpowodziowo. Torfowiska, lasy łęgowe oraz mokradła wchłaniają ogromne ilości wody jak gąbka i spowalniają jej bieg.

– Na tym odcinku Międzyodrza nie planuje się i nigdy się nie planowało żadnych prac antypowodziowych – wskazuje Ławicki. – Sam ten obszar jest naturalnym miejscem ochrony przeciwpowodziowej, a te działania w ramach parku narodowego, czyli chociażby zapewnienie lepszego przepustu, tylko te zabezpieczenia poprawia. Jeśli pozwolimy Międzyodrzu dalej zarastać, ulądawiać się, a kanały będą nieprzepływne, to w przypadku powodzi będzie ono mniej skuteczne.

Ekoterroryzm” zza Odry?

Narracja o potencjalnych zagrożeniach związanych z utworzeniem parku narodowego ostatecznie przemówiła do radnych miejskich Gryfina, jednej z czterech gmin (obok Szczecina, Kołbaskowa i Widuchowej), na których terenie planowano jego powstanie. Pod koniec października podjęli decyzję, że wypisują się z planowanego parku narodowego, tym samym zmniejszając jego planowaną powierzchnię z 6 ha do 3,8 ha. Wśród osób, z którymi rozmawiałem w Gryfinie jeszcze przed decyzją prezydenta, nie brakuje głosów zarówno wspierających, jak i krytykujących tę decyzję.

– Ja mam podobne zdanie do radnych. Czytałam, że park narodowy spowolni żeglugę, że będą zwolnienia w elektrowni Dolnej Odrze. Ja jestem przeciw i myślę, że większość osób tutaj myśli podobnie. Kiedy przyjechał tutaj prezydent Nawrocki, ludzie z Gryfina prosili go nawet, żeby nie podpisywał tej ustawy. I mam nadzieję, że tego nie zrobi – mówi napotkana w centrum miasta kobieta.

– Nie wiem, czy ten park narodowy jest tutaj tak naprawdę potrzebny – przyznaje wędkarz łowiący nad wschodnią odnogą Odry. – Trzeba by oczyścić kanały, żeby zapewnić ochronę przeciwpowodziową, i zabrać się za kłusownictwo rybackie. Jak się trochę w Międzyodrze zainwestuje, to parku narodowego wcale nie będzie trzeba. Tylko musi być jakaś chęć ze strony polityków. Bo przyroda to akurat sama sobie poradzi.

Czytaj także Nie damy odrzeć Odry z osobowości (prawnej) Paulina Januszewska

– Park narodowy powinien tutaj powstać już ze sto lat temu – twierdzi z kolei mężczyzna na spacerze w parku krajobrazowym. – Trzeba tu wyznaczyć ścieżki, naprawić mosty i kanały. Jestem zdecydowanie za tym pomysłem, o ile on będzie oznaczał inwestycje w ten teren. Ale obawiam się, że pieniądze rozpłynęłyby się jak ta woda.

Być może kluczowym zarzutem w informacyjnej wojence wokół parku było to, że powstaje on rzekomo z inicjatywy Niemców. PiS przekonywał, że naszym zachodnim sąsiadom zależy na zahamowaniu polskiej gospodarki w tym obszarze poprzez forsowanie regulacji związanych z aktywną ochroną przyrody. Stopniowe zamykanie elektrowni, według fałszywych wiadomości powiązane z ustanowieniem parku narodowego, zmusiłoby nas do sprowadzania energii zza granicy. Dodatkowo narracje te sugerują, że Niemcom zależy także na ograniczeniu żeglugi po Odrze. To argument o tyle nietrafiony, że granice parku narodowego nie obejmują samych dwóch głównych koryt rzeki, pomiędzy którymi znalazłby się chroniony obszar. W kwestii transportu śródlądowego podpisanie ustawy przez prezydenta Nawrockiego nie zmieniłoby nic.

– Współpracy ze stroną niemiecką praktycznie nie było – mówi Ławicki. – Obszar, który miał być objęty ochroną czynną, jest położony w całości na terytorium Polski, decyzje i kwestie administracyjne zależą od nas. Ten park narodowy, który leży w Brandenburgii, po zachodniej stronie granicy, nie chciał się angażować ani nawet wyrażać swojego poparcia, bo zdawano sobie sprawę, że to byłoby dolanie oliwy do ognia, paliwo dla antyniemieckiej spirali. Organizacje pozarządowe również nie współpracowały międzynarodowo, choć byłoby to korzystne, bo przecież przyroda nie zna granic. Jest zresztą wiele parków narodowych w Polsce, które leżą na pograniczu: Bieszczady, Karkonosze, Białowieża…

Co dalej po wecie?

Straszenie Niemcami, nawet jeśli niepodparte faktami, zdało jednak egzamin. Nie pomógł nawet apel dyrektorów innych parków narodowych, którzy w październiku prosili prezydenta o dodanie Międzyodrza do listy 23 istniejących parków. 7 listopada 2025 roku Karol Nawrocki, w zgodzie z linią swojej partii, nie podpisał ustawy powołującej do życia Park Narodowy Doliny Dolnej Odry. Międzyodrze zostało więc pozbawione szansy na aktywną ochronę przyrodniczą, bo przeciwnicy tej idei nie zaproponowali żadnej sensownej alternatywy.

– Przez 30 lat było narzekanie, że nic się w tym parku krajobrazowym nie robi, a gdy już pojawił się pomysł, to wszystko i tak sprowadza się do politycznej walki – mówi Ławicki. – Można mieć inną wizję ochrony tego obszaru, ale jej nie ma. Jest tylko sprzeciw. I nie wiem, co się stanie, jeśli ten park narodowy nie powstanie. Może temat odejdzie w zapomnienie, może wróci przy lepszych warunkach politycznych…

Kiedy rozmawiamy w przeddzień decyzji Nawrockiego, nadzieje jeszcze się tlą, ale w głosie obojga moich rozmówców da się wyczuć frustrację tym, w jaką stronę podążyła sprawa Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.

– Miałem takie złudne nadzieje, że uda się ten projekt przeprowadzić, bo to jest proces oddolny. Nikt nie może nam powiedzieć, że to wymysł, który przyszedł z Warszawy. Wymyślili go ludzie, którzy mieszkają nad Odrą, przekonaliśmy tutejsze samorządy. To w ogóle nie była inicjatywa polityczna, choć teraz się to zarzuca. Weszła oczywiście na poziom Sejmu i Senatu, ale taka jest ścieżka legislacyjna. Więc jeśli ten park narodowy nie przejdzie, to po prostu będzie porażka. Porażka przyrodnicza, ale także porażka inicjatywy społecznej i samorządowej, która przebiła się do przestrzeni medialnej i została uwalona przez wielką politykę.

Zwolennicy powołania parku narodowego mają potencjalne rozwiązania, które mogłyby przynajmniej częściowo pomóc Międzyodrzu. Dr Szlauer-Łukaszewska zapowiada, że weto nie będzie sygnałem do złożenia broni przez aktywistów w kwestii czynnej ochrony dla Doliny Dolnej Odry. Mówi się chociażby o powołaniu rezerwatu, do czego potrzebna jest wyłącznie decyzja Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska lub włączeniu doliny Dolnej Odry w granice innego parku narodowego. Ministra Klimatu i Środowiska Paulina Hennig-Kloska zapewniała jeszcze we wrześniu, że rząd jest przygotowany na ewentualność weta. „Ten park powstanie, niezależnie od tego, czy pan prezydent będzie z nami współpracował, czy nie” – mówiła.

To jednak pudrowanie przykrej rzeczywistości. A ta jest taka, że natura na Międzyodrzu przegrała z partyjnym interesem i fałszywymi narracjami.

*

Jakub Mirowski – magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej, Balkan Insight czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także rozwojem i ewolucją skrajnie prawicowych ruchów i ideologii.

Artykuł powstał przy wsparciu Journalismfund Europe. / This article was developed with the support of Journalismfund Europe.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie