Szósta już rocznica niezrealizowanego dotąd wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie świadczeń dla opiekunów zapewne zaginie niezauważona w informacyjnym szumie. Może jeszcze głębiej niż w poprzednich latach. Tymczasem ich wykluczenie społeczne nie maleje, zaś COVID-19 dokłada jego dodatkowe warstwy.
Przypomnijmy – po raz kolejny – sprawę, w której orzekł Trybunał Konstytucyjny. 21 października 2014 roku uznał on, że obowiązujące prawo łamie konstytucję, różnicując wsparcie finansowe opiekunów osób, które stały się zależne od stałej opieki w dzieciństwie, oraz tych, które popadły w taką zależność już w dorosłym życiu. Ci ostatni nie mogą liczyć na świadczenie pielęgnacyjne (na poziomie płacy minimalnej i niezależnie od kryterium dochodowego), a jedynie na znacznie mniej korzystny, specjalny zasiłek opiekuńczy. W chwili wydania tego wyroku wynosił on 520 złotych netto, a dziś jest tylko o 100 złotych wyższy. Opiekun, by go otrzymać, nie może jednak wykonywać żadnej pracy, pobierać większości świadczeń emerytalno-rentowych, a uprawniający do niego próg dochodowy na osobę w gospodarstwie domowym wynosi jedynie 764 złote na osobę (w 2014 roku był jeszcze niższy). Część opiekunów całkowicie oddanych opiece, ale niespełniających któregoś z powyższych kryteriów, może zostać więc nawet bez tej skromnej pomocy.
Zasady dostępu do świadczeń dla opiekunów osób dorosłych ze znaczną niepełnosprawnością są zatem bardzo rygorystyczne, a same świadczenia zawstydzająco niskie, niepozwalające na jakiekolwiek godziwe funkcjonowanie w społeczeństwie. W rodzinach, gdzie sprawowana jest opieka, nieraz brakuje środków na zaspokajanie nawet podstawowych potrzeb, tym bardziej że niemała część skromnego domowego budżetu musi iść na konieczne wydatki pielęgnacyjne, rehabilitacyjne czy medyczne. Choć Trybunał w swej ówczesnej sentencji zobowiązał ustawodawcę do bezzwłocznej korekty istniejącego prawa – słusznie zauważając, że dalsza zwłoka utrwala i pogłębia dramat tych ludzi – prawo to nie zostało naprawione do dziś. Co więcej, z roku na rok jakby się oddalamy od realizacji tego, co było istotą wyroku TK. Jeśli bowiem jednym z głównych problemów potwierdzonych przez Trybunał, a wcześniej podnoszonych przez samych opiekunów oraz Rzecznika Praw Obywatelskich było nierówne traktowanie opiekunów – dziś te różnice są jeszcze większe. Świadczenie pielęgnacyjne z każdym rokiem rośnie bowiem wraz z płacą minimalną, dziś pozostając na poziomie ponad 1830 złotych netto, podczas gdy wysokość specjalnego zasiłku pielęgnacyjnego stoi niemal w miejscu. Natomiast różnica między tymi świadczeniami jest dziś trzykrotna. Także samo kryterium dochodowe, od dawna niepodnoszone, coraz trudniej jest spełnić, skoro wzrosły w międzyczasie inne świadczenia i płace, przekładające się na wysokość dochodu w gospodarstwie domowym. Jest zatem coraz gorzej, a ciągle nie widać politycznej woli, by ten regres zahamować.
Niektórym opiekunom udaje się uzyskać świadczenia na korzystniejszych zasadach za sprawą procedury odwoławczej – w ramach samorządowego kolegium odwoławczego czy w drodze decyzji sądów administracyjnych, ale jest to ścieżka powolna, niepewna, a wielu opiekunów nawet nie wie o jej istnieniu. Bywa i tak, że korzystna decyzja przychodzi dopiero po śmierci podopiecznego. Problem mogłaby rozwiązać stosowana zmiana w ustawie o świadczeniach rodzinnych, na mocy której wypłacane są świadczenia opiekuńcze, ale do takiej zmiany ustawodawca się na razie zbytnio nie pali.
czytaj także
Sytuację dodatkowo utrudnia pandemia. Po pierwsze, słuszne zaniepokojenie przyspieszeniem wzrostu zachorowań oraz wyczerpaniem kadr medycznych (i całego systemu polityki zdrowotnej) może sprawić, że problem wykluczonych opiekunów spadnie na jeszcze bardziej poślednie pozycje na agendzie publicznej, de facto wypadając poza jej margines.
Po drugie, pogorszenie się sytuacji gospodarczej i stanu finansów publicznych sprawia, że zmniejszają się szanse na reformy, które w krótkiej perspektywie wiązałyby się przecież z dodatkowymi wydatkami państwa. Zwłaszcza że te wydatki nie odpowiadałyby na potrzeby kojarzone z powszechnymi doświadczeniami społeczeństwa (np. z ochroną zdrowia czy walką z pandemią). Potrzeby i dramaty opiekunów dorosłych z niepełnosprawnościami wciąż uchodzą bowiem za problem niszowy, wobec czego w podziale publicznego tortu na tę sferę przypada niewiele – było tak jeszcze przed nadejściem koronawirusa.
Po trzecie, gospodarstwa domowe, w których sprawowana jest opieka, znajdują się w jeszcze trudniejszej niż dotąd sytuacji, zarówno w aspekcie finansowym, jak i pozafinansowym. Mają dodatkowe wydatki, np. w związku z zaopatrzeniem w środki dezynfekcji i ochrony osobistej część towarów i usług drożeje. Reorganizacja funkcjonowania różnych instytucji i usług, z których dotąd korzystali sami opiekunowie lub ich podopieczni, może też sprawiać, że wykluczonym opiekunom i opiekunkom – będącym de facto menedżerami opieki, ale i menedżerkami ubóstwa – coraz trudniej będzie to wszystko koordynować. Szczególnie dramatyczna sytuacja pojawia się wówczas, gdy opiekun zaraża się koronawirusem. Bo gdy trafia – zwłaszcza nagle – do szpitala, co wtedy dzieje się z podopiecznym? A nawet gdy opiekun pozostaje w domu, jak ma ochronić przed zarażeniem podopiecznego, dla którego COVID-19 może oznaczać scenariusz śmiertelny?
Samo niewykonanie wyroku TK – czyli pozostawienie tych ludzi bez należytego wsparcia w obliczu ryzyka ubóstwa – również utrudnia przejście przez ciężki czas pandemii. Rodzi to dodatkowy stres i napięcia, obniżające odporność organizmu, a także tworzy bariery ekonomiczne do podejmowania aktywności, które ułatwiałyby opiekunom życie w tym stresogennym i pełnym zagrożeń zdrowotnych czasie. Dlatego mimo że sytuacja pandemiczna jest katastrofalna, nie wolno sprawy wykluczonych opiekunów odłożyć ad acta ani też pozwolić na to politykom, instytucjom państwa czy opiniotwórczym mediom, na których ciąży – w różnym zakresie – odpowiedzialność za doprowadzenie do uregulowania tych kwestii i zakończenie dramatu opiekunów.
czytaj także
Pod koniec września tego roku pojawiła się ważna zapowiedź ministra Pawła Wdówika, pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. Zapowiedział on, że zgodnie z duchem przygotowywanej strategii na rzecz osób niepełnosprawnych, wraz ze zmianami w orzecznictwie wsparcie finansowe w większym stopniu niż dotąd mogłoby być przypisane nie opiekunowi, ale osobie zależnej od opieki, czy – mówiąc językiem konwencji – wymagającej wsparcia w czynnościach życia codziennego. Przypomnijmy, że dziś wsparcie (świadczenie pielęgnacyjne lub specjalny zasiłek opiekuńczy) jest przypisane właśnie opiekunowi (choć od roku działa też tzw. świadczenie uzupełniające, z którego korzysta sama osoba wymagająca tego wsparcia, a nie opiekun).
Dlaczego to istotne? Bo dalsze przesuwanie punktu ciężkości ze wspierania bezpośrednio opiekuna do wspierania podopiecznego przeobraziłoby system świadczeń, zakwestionowany sześć lat temu przez Trybunał Konstytucyjny. Na reformę w tym kierunku zdecydowali się kilkanaście lat temu Czesi (opisał to choćby dr Łuczak w swej książce o opiece długoterminowej w Polsce i w Republice Czeskiej). Warto się przyglądać tym rozwiązaniom i dyskutować, w jakim kształcie mogłyby one zaistnieć w Polsce oraz czy w ogóle powinny. W kręgach eksperckich pojawiały się już głosy przychylne dla tego kierunku reform, na długo zanim zaczęli o tym mówić decydenci (np. podczas debaty eksperckiej zorganizowanej przez fundację ICRA taki pogląd wygłosił w 2015 roku prof. Paweł Kubicki). Samą zapowiedź przyjęcia takiego kierunku zmian przez wiceministra Wdówika należy jednak traktować ostrożnie. Raz, że na tym etapie nie przedstawiono do konsultacji ani projektu, ani nawet założeń ustawy w tej konkretnie sprawie i trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi. Dwa, że diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i nawet słuszny kierunek nie gwarantuje, że szczegółowe rozwiązania nie okażą się krzywdzące czy niekorzystne dla części potrzebujących. Trzy, sama filozofia przesunięcia świadczeń od opiekuna ku podopiecznemu musi być już na starcie skonfrontowana z pewnymi pytaniami. Choćby o to, na jakich zasadach byliby wówczas zabezpieczeni zdrowotnie i emerytalno-rentowo ci, którzy nadal sprawowaliby w zmienionym systemie opiekę nad bliskimi i nie byli ubezpieczeni z innego tytułu. W obecnych ramach, wraz z wypłatą świadczeń (świadczenia pielęgnacyjnego czy specjalnego zasiłku opiekuńczego) odprowadzane są choćby niewielkie składki emerytalno-rentowe, a także uprawnienia do ubezpieczenia zdrowotnego. Gdyby świadczenie zostało po prostu przeniesione na osobę wymagającą stałego wsparcia, trzeba by zadbać o zabezpieczenie socjalne dotychczasowych opiekunów.
Wszystkie te zastrzeżenia warto mieć z tyłu głowy, aczkolwiek na razie to trochę dmuchanie na zimne – nie ma bowiem konkretnej propozycji rządu w tej sprawie. Tym, co powinno nadal stanowić dla nas punkt odniesienia (a dla ustawodawcy – źródło pilnego zobowiązania), jest wciąż niezrealizowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Trudy i zagrożenia czasu pandemii nie mogą być alibi dla dalszej opieszałości w tej sprawie. Wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę fakt, że osoby starsze, schorowane czy znacznie niepełnosprawne są grupami szczególnie „wrażliwymi”, a więc pośrednio także ich opiekunowie (często są to osoby również niemłode i w słabym zdrowiu), tym bardziej konieczna jest aktywna walka państwa z wykluczeniem społecznym tej grupy. Podniesienie świadczeń dla opiekunów osób dorosłych oraz złagodzenie kryterium umożliwiającego korzystanie z nich byłyby w tej sytuacji bardzo pożądane.