Czy Tomasz Lis, Dominika Wielowieyska i Maciej Stuhr poparliby strajk nauczycieli, gdyby miał miejsce w czasach rządów PO? Czy Anna Zalewska i Beata Szydło martwiłyby się o dobro dzieci, gdyby był rok 2014? Czy Grzegorz Schetyna obiecywałby wtedy podwyżki dla pedagożek?
Te pytania zadał sobie chyba każdy, kto potrafi wyrwać się choć na chwilę z logiki POPiS-u. Zdecydowanie przecząco odpowiada na nie Adam Leszczyński, przywołując cytaty z Dominiki Wielowieyskiej. Wiemy też jednak, że Joanna Kluzik-Rostkowska, była posłanka PiS i ministra edukacji narodowej w rządzie PO, już w dwa tygodnie po objęciu urzędu przekonywała, że nauczyciele powinni pracować dłużej. W kwietniu 2015 roku mówiła wprost o konieczności likwidacji dodatku wiejskiego oraz o braku pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli. Dziś podobne propozycje rządu nazywa „niepoważnym traktowaniem”. Choć sama nie mówi wprost o podwyżkach, to jej obóz polityczny obiecuje je po ewentualnym zwycięstwie w wyborach do parlamentu, a ton byłej ministry wobec środowiska nauczycielskiego jest o wiele bardziej przychylny niż kilka lat temu.
Kiedy w 1993 roku nie odbyły się matury, Anna Zalewska była szefową „Solidarności” w Świebodzicach. Wprawdzie obecna ministra edukacji twierdzi, że 26 lat temu była „łamistrajkiem”, lecz szef tamtego strajku w Świdnicy wspomina, że Zalewska mówiła mu wówczas: „Musimy to wydrzeć, bo nam się należy!”. Liceum, w którym zatrudniona jest Zalewska, prowadzi dziś strajk.
czytaj także
Takich sprzeczności można dziś znaleźć sporo. Powstaje zatem pytanie: w jakim stopniu stosunkiem do strajku nauczycieli kieruje troska o ich warunki pracy, a w jakim – klanowa logika polskiej polityki? I co z tego wynika? Być może najczytelniej wyraził się Tomasz Lis na swoim Twitterze 19 kwietnia, kiedy to zaapelował do nauczycieli o zawieszenie strajku: „Zwycięstwo nauczycieli jest tak bliskie jak zwycięstwo demokratów. Wspólna sprawa”.
Poparłem strajk nauczycieli. Zdobyli sympatię milionów Polaków. Ale od tej władzy nic nie dostaną. A kontynuując strajk stracą tę sympatię. Powinni go więc zawiesić. My powinniśmy im to ułatwić. Zwycięstwo nauczycieli jest tak bliskie jak zwycięstwo demokratów. Wspólna sprawa???
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) April 18, 2019
Strajk niewątpliwie jest uwikłany w politykę tożsamości, która w potransformacyjnej Polsce niemal od samego początku funkcjonowała kosztem polityki interesu ekonomicznego. To właśnie na polityce tożsamości świat pracy budował strategie oporu, o czym szczegółowo pisze amerykański socjolog David Ost w książce Klęska „Solidarności”.
czytaj także
Wobec widma prywatyzacji państwowych zakładów na początku lat 90. zagrożone interesy polskich robotników nie wyrażały się na polu ekonomii czy praw pracowniczych, lecz tożsamości splecionej z identyfikacją moralną. Kiedy zapowiadano daleko idące zwolnienia, rzeczą o wiele ważniejszą od realnych skutków społecznych, takich jak chociażby utrata pracy, było to, czy zwalniali „nasi” czy „oni”. Kiedy etaty likwidowali ludzie powiązani z dawną nomenklaturą, było to niegodziwe; kiedy to samo robili nowo wybrani przez robotników dyrektorzy, często wywodzący się z „Solidarności” – racjonalne i konieczne.
Pisze Ost: „O reakcji przesądzał często skład kadry kierowniczej. Jeśli o potrzebie zwolnień i innych bolesnych cięciach mówiła dyrekcja składająca się ze starej nomenklatury, „Solidarność” się sprzeciwiała. Jeśli to samo mówiła dyrekcja wybrana przez zdominowaną przez związek radę pracowniczą – często sama o solidarnościowym rodowodzie – przyznawano, że, niestety, rozsądek wymaga poświęceń”.
Na początku lat 90. zagrożone interesy polskich robotników nie wyrażały się na polu ekonomii czy praw pracowniczych, lecz tożsamości splecionej z identyfikacją moralną.
Ten sam mechanizm doprowadził do konsolidowania się bazy związkowej w ramach Akcji Wyborczej Solidarność, która skupiała się nie na ochronie interesów ekonomicznych robotników i rozbudowie struktur związkowych, lecz na antagonizmie wobec rządzącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Wyrazem tej logiki było przywiązanie do kwestii, które nie miały nic wspólnego z prawami pracowniczymi: zakazu aborcji, lustracji i dekomunizacji czy konstytucji opartej na wartościach chrześcijańskich.
Źródłem tego zjawiska, zdaniem Osta, jest brak identyfikacji klasowej polskich robotników: „Nie byli «robotnikami», tylko «antykomunistycznymi, polskimi, katolickimi robotnikami» – z naciskiem na wymienione przymiotniki”. Pracownicy nie postrzegali się jako klasa, która ściera się w walce o swoje interesy z kapitalistami, lecz jako część wspólnoty symbolicznej, zakorzenionej w historii, a nie we współczesnych stosunkach pracy.
Dlaczego strajkujemy? Odpowiadają nauczycielki z Władysławowa, Sokółki i Konina
czytaj także
Lata starć z autorytarnym państwem PRL wytworzyły u pracowników przekonanie, że walki związkowe są uzasadnione w kontrze do państwa, ale już niekoniecznie do prywatnych firm. Potwierdza to dzisiejszy strajk: szkoły prywatne nie strajkują, mimo że często zarabia się w nich jeszcze mniej niż w publicznych. Zorganizowanie strajku w placówce prywatnej jest niewątpliwie systemowo trudniejsze, zarazem jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że zaszczepiona polskim pracownikom w latach 90. wiara w sprawiedliwość mechanizmów rynkowych kształtuje ich postawy wobec metod oporu także w roku 2019.
Tożsamościowa linia podziału, którą odzwierciedlają i umacniają największe media, nakreśla spór polityczny do dzisiaj: to nie od realnych interesów, lecz od przynależności i identyfikacji z obozem rządzącym bądź jednoczącą się opozycją zależy stanowisko w sprawie 500+, protestu lekarzy rezydentów, trzynastej emerytury czy specjalnych stref ekonomicznych Morawieckiego. Czy ten sam mechanizm rządzi strajkiem nauczycieli?
Próby wciągnięcia strajkujących w spór tożsamościowy są bardzo silne: robi to nie tylko Tomasz Lis na Twitterze czy szef PO obiecujący podwyżki, ale także rząd, kiedy wyciąga zdjęcia Sławomira Broniarza z politykami opozycji czy z plakatem „Konstytucja” w tle albo insynuuje tajemne spotkania szefa ZNP z Grzegorzem Schetyną. Zwolennicy PiS pytają, dlaczego nauczyciele odmówili pracy dopiero teraz, a nie wcześniej, gdy rządziła PO. Wszystkie te zabiegi mają oczywiście znów przenieść walkę o interesy ekonomiczne na podatny grunt tożsamości symbolicznej, na którym o wiele łatwiej rozgrywa się w Polsce wszelkie spory.
Protestu nauczycieli nie da się jednak tak łatwo wpisać w ten schemat. O ile bowiem po raz kolejny przeciwnikiem okazuje się wyłącznie państwo, a na cenzurowanym jest obecna ministra i obecny premier, a nie osoby z poprzedniej ekipy, o tyle da się dziś zaobserwować kilka istotnych przesunięć od konfliktu tożsamościowego w stronę walki stricte pracowniczej.
czytaj także
Absolutnym novum w polskim dyskursie jest zdanie: „ideą się nie najesz”. Choć jego źródłem jest karkołomna wypowiedź marszałka Karczewskiego o pracy dla idei, konstatacja ta zaczęła już żyć własnym życiem: pojawia się na demonstracjach nauczycielskich oraz w piosenkach pisanych przez grona pedagogiczne. Wmuszany nauczycielom etos „pracy dla idei” wreszcie zaczyna się kruszyć. Dziś znacznie śmielej mogą z nim walczyć skandalicznie niedofinansowane pielęgniarki, opiekunowie osób niepełnosprawnych czy adiunkci polskich uczelni – bo to od nich (i właściwie tylko od nich) wymaga się, by pracowali z najwyższym poświęceniem, nie oczekując w zamian nawet podstawowego bezpieczeństwa ekonomicznego.
Absolutnym novum w polskim dyskursie jest zdanie: „ideą się nie najesz”.
Widzimy też ważny wniosek natury ekonomicznej: gwarantem wysokiej jakości usługi publicznej, jaką ma być edukacja, jest godna pensja pracownika. Tę myśl trudno pogodzić z hasłem o tanim państwie i wszystkimi jego późniejszymi wcieleniami.
Liczne protest songi pisane przez nauczycieli to również zjawisko, którego od bardzo dawna w Polsce nie obserwowaliśmy: tworzy się folklor zawodowy. W tekstach tych piosenek rząd jest jasno określony jako przeciwnik, jednak jeszcze więcej miejsca poświęca się nauczycielskiej niedoli i podkreślaniu roli solidarności i jedności w zwycięstwie.
Warto bowiem pamiętać, że dzisiejszy strajk to kulminacja walki o lepsze warunki pracy, która nie zaczęła się w marcu 2019 roku, lecz trwa od co najmniej kilku lat i sięga poprzednich ekip rządzących. Krzysztof Chojak, dyplomowany nauczyciel i działacz ZNP, w rozmowie z Krytyką Polityczną mówił bardzo wyraźnie: „To nie ma nic wspólnego z Kaczyńskim. Od 24 lat jestem nauczycielem i prawie tak samo długo protestuję. Sytuacja powtarza się raz po raz od wprowadzenia gimnazjów. (…) Od tamtej reformy stale pogarsza się sytuacja ekonomiczna nauczycieli”. W podobnym tonie pisze Paweł Krysiak, redaktor naczelny lubelskiej „Gazety Wyborczej”: „Przeciwnikiem nauczycieli są PiS-owski rząd i machina propagandowa TVP, ale istotą strajku nie jest walka z partią Jarosława Kaczyńskiego. (…) Nie zapominajcie, że to jest strajk o godziwą płacę”.
Z lekcji na lekcję: 5 minut przerwy na przejechanie 4 kilometrów [rozmowa z nauczycielem]
czytaj także
Przy wszystkich dobrych powodach, które każą popierać ten strajk, jest zatem jeszcze ta bardziej odległa perspektywa: nauczycielki i nauczyciele wyłamują się dziś z ram polskiej polityki tożsamościowej, która dla pracowników jest zawsze gorszym wariantem niż polityka nakierowana na interesy ekonomiczne.
Nauczycielki i nauczyciele wyłamują się z ram polityki tożsamościowej, która dla pracowników jest zawsze gorszym wariantem niż polityka nakierowana na interesy ekonomiczne.
W latach 90. szybko się okazało, że nowi zarządcy sprywatyzowanych przedsiębiorstw prowadzą jeszcze bardziej antypracowniczą politykę niż ich poprzednicy z dawnej nomenklatury. Z kolei zorientowana tożsamościowo przeciwko SLD Akcja Wyborcza Solidarność okazała się współautorką najbardziej antypracowniczych reform w historii III RP, w opłakanym stanie pozostawiając związki zawodowe i ich reputację. Czy kierowana dziś jedynie antypisowską tożsamością Platforma Obywatelska dozna olśnienia i po powrocie do władzy zacznie prowadzić politykę zgodną z interesami nauczycieli? Możemy się tylko domyślać.
Przykład byłych krajów bloku wschodniego pokazuje, że świat pracy może być silny tylko wtedy, gdy wyzbywa się historyczno-symbolicznych tożsamości na rzecz orientacji na interesy ekonomiczne. Czy nauczyciele mogą być awangardą tej zmiany? Jeśli tak, to na pewno jest to jeszcze jeden powód, dla którego warto im dziś życzyć powodzenia.