Warszawa ma już Program Rozwoju Kultury, niestety ciągle brakuje urzędnika, który ten program ma wprowadzać w życie.
Dokładnie miesiąc temu prezydent Warszawy zapoczątkowała długo wyczekiwaną reformę warszawskiej kultury, powołując dwa kluczowe ciała: Społeczną Radę Kultury i Zespół Sterujący Programu Rozwoju Kultury (PRK). Ale do tej pory nie powołała Pełnomocnika odpowiedzialnego za wprowadzenie programu w życie. Mamy zatem całkiem niezłą orkiestrę, jednak wciąż pozbawioną dyrygenta.
A to właśnie Pełnomocnik jest postacią kluczową dla wdrażania reformy, która wymaga współpracy nie tylko Zespołu i Rady, ale także wielu miejskich biur, instytucji kultury i środowisk (partycypacja społeczna jest zapisana w PRK na każdym etapie realizacji), ponieważ między innymi zakłada zniesienie w myśleniu o kulturze utrwalonych podziałów branżowych i sektorowych. Będzie to trudny i długotrwały proces – raczej orka niż rewolucja. Bez człowieka, który będzie zajmował się tą sprawą od rana do wieczora, „na pełny etat”, i który zepnie ze sobą wszystkie elementy tej skomplikowanej układanki, wizja zawarta w PRK skurczy się do prowizorycznych działań naprawczych.
Dlatego Pełnomocnikiem musi być ktoś, kto dobrze zna warszawską specyfikę: burzliwą historię dialogu ludzi kultury z władzami miasta i wewnętrzne mechanizmy Ratusza. Kilka dni temu Roman Pawłowski na łamach GW spekulując na ten sam temat, wskazał jako jedynego spełniającego te kryteria kandydata obecnego dyrektora Biura Kultury Marka Kraszewskiego. Trudno zgodzić się z tą opinią.
Rzeczywiście, Kraszewski w ramach swoich skromnych możliwości zrobił całkiem sporo w ostatnich latach dla warszawskiej kultury. I dalej ma co robić. Wdrażanie PRK – przynajmniej w perspektywie najbliższych dwóch lat, będzie polegać na ogromnej pracy koncepcyjnej i organizacyjnej. Tworzenie tzw. warszawskiej mapy kultury, czyli podstawowej diagnozy sytuacji, wymaga przeprowadzenia licznych kwerend i badań. Następnie przyjdzie czas na powołanie zespołów roboczych i wypracowanie konkretnych programów operacyjnych. A przecież równolegle Biuro Kultury musi pełną parą kontynuować swoją dotychczasową działalność: organizować i nadzorować życie wszystkich miejskich instytucji kultury, współpracować z organizacjami pozarządowymi, obsługiwać imprezy okolicznościowe, udzielać stypendiów indywidualnym artystom i gasić wybuchające tu i ówdzie pożary. Nie wyobrażam sobie, jak Marek Kraszewski, kierujący tym przeciążonym organizmem, miałby znaleźć czas na dodatkową systematyczną pracę nad Programem. Przecież nikt nie przejmie jego dotychczasowych obowiązków.
W PRK zapisano, że pełnomocnika powołuje prezydent miasta. Ale jeśli Ratusz nie ma w zanadrzu kandydatki lub kandydata, który mógłby skupić się tylko i wyłącznie na koordynowaniu reformy, a przy tym miałby właściwe doświadczenie i kapitał zaufania wśród ludzi kultury, to może warto skorzystać z zapisanych w Programie propozycji dobrych praktyk i po prostu rozpisać na tę funkcję konkurs.
W najbliższą środę 12 grudnia pani prezydent po raz pierwszy spotka się oficjalnie ze Społeczną Radą Kultury. To praktycznie ostatni moment w tym roku na ogłoszenie konkursu lub nominacji Pełnomocnika ds. PRK. Od tego, kim będzie Pełnomocnik, i czy w ogóle będzie, bezpośrednio zależy to, czy wypracowana w partycypacyjnym żmudnym procesie wizja polityki kulturalnej miasta stanie się ciałem. Czekamy w napięciu.