O utrwalaniu prawicowej hegemonii w dyskursie publicznym pisze Michał Wszołek z Zielonych.
W swojej publicystyce często podkreśla pan profesor swój wręcz pogardliwy stosunek do młodych naukowców nazywając m. in. uczestniczki i uczestników konferencji naukowych „akademickim zooplanktonem” czy „tabunem miernot”. Podkreśla pan, że polski system stypendialny dla doktorantów i doktorantek jest już wystarczający i jak pisał pan w Gazecie Wyborczej w tekście Doktorant w maśle: „doprawdy, nie wypada już żądać więcej”. Czy nie dostrzega pan ciężkiej naukowej pracy wielu doktorantek i doktorantów i czy w związku z tym praca na uczelni nie stanowi dla pana nieuniknionego źródła cierpień?.
Tak miało brzmieć pytanie zadane podczas programu „Młodzież kontra” nadawanego w TVP Regionalnej przez przedstawiciela partii politycznej Zieloni do Jana Hartmana, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i polityka Twojego Ruchu w odcinku nadanym dzisiejszego popołudnia. Pytanie jednak nie padło.
„Młodzież kontra” jest nadawana od 2001 roku w niedzielę o 16 w ogólnopolskim kanale TVP Regionalna. Założeniem programu jest zadawanie pytań zaproszonemu gościowi przez przedstawicieli młodzieżówek partii politycznych zarówno tych parlamentarnych, jak i nieparlamentarnych. Sam od połowy października reprezentuję w programie partię Zieloni jako współprzewodniczący jej krakowskich struktur i to doświadczenie napełnia mnie swego rodzaju przerażeniem.
Program w swej treści przyczynia się do utrwalania prawicowej hegemonii w dyskursie publicznym. Podczas ostatniego programu głos mieli przedstawiciele soft-prawicy parlamentarnej: Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski, różnych przepoczwarzeń bezkrytycznych fanatyków Janusza Korwin-Mikkego: Kongresu Nowej Prawicy, Unii Polityki Realnej, małych ruchów politycznych skupionych wokół dezerterów z dwóch największych partii: Godziny dla Polski i Republikanów po nacjonalistyczną prawicę spod znaku Młodzieży Wszechpolskiej. Ponadto głos miał Twój Ruch, niedookreślony programowo projekt Janusza Palikota. A lewicę reprezentował jedynie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Swoje pytanie zadał też przedstawiciel Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Skoro więc Jan Hartmann jest znany ze swoich dobitnych wypowiedzi o Kościele Katolickim prawica była w żywiole. Dwa razy padło pytanie o Tadeusza Rydzyka, kilka razy pojawiała się spalona tydzień temu tęcza na warszawskim Placu Zbawiciela, pytano również o antysemityzm. Dyskusja jednak pełna była pyskówek i nadużyć, okazało się, że bezkarnie w publicznej telewizji można użyć słowa „homosie”, a przedstawiciel Kongresu Nowej Prawicy może zabrać głos kilka razy wchodząc w polemikę z gościem, mimo że program ma rygorystycznie określone ramy czasowe. Siłą rzeczy zabrakło miejsca dla Zielonych i… stowarzyszenia Koliber. Musiał to być dla wizjonerów państwa bez zasiłków i tęczy na Placu Zbawiciela duży cios. Przecież po raz kolejny można zapytać mniej więcej o to samo, a jak wiadomo w bzdurę wielokrotnie powtarzaną ktoś w końcu uwierzy. Trzeba gwoli sprawiedliwości oddać, że również Hartman nie zaprezentował się z najlepszej strony dyscyplinując prowadzącego słowami: „proszę zamilknąć”, na co dziennikarz nie zareagował, jak i na kilka samowolnych wystąpień przedstawicieli radykalnej prawicy.
Jeśli przyjmuje się, że program ma umożliwić wypowiedzenie się wielu organizacjom i partiom politycznej, które na co dzień nie są obecne w mediach głównego nurtu, to nie powinno być tak, że jedynym kryterium dopuszczania do głosu – w przypadku deficytu czasu antenowego – jest tylko odrębność organizacyjna. I Unia Polityki Realnej i Zieloni są małymi partiami, ale nie zdarzyło się jeszcze, by ci pierwsi pytania nie zadali, mimo że powielają poglądy innych obecnych na sali sił, którym także głosu się nie odbiera. Nie chodzi o to, by dziarscy chłopcy z Nowej Prawicy w towarzystwie swoich milczących koleżanek zamilkli, tylko by przyjąć, że program ma uwzględniać nie tylko formalnoprawną różnorodność organizacji, ale przede wszystkim respektować pluralizm poglądów. Tydzień temu pytania nie zadali koleżanki i koledzy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, mimo że to partia parlamentarna, w tym tygodniu Zieloni. Nie chciałbym, by regułą w publicznej, ogólnopolskiej telewizji było, że na około 10-12 prawicowych, także skrajnie prawicowych, głosów przypadał jeden głos lewicy.
Dla młodych polityczek i polityków program w swej formule jest dobrą okazją zaprezentowania swoich przekonań i uderzenia rywala politycznego w czuły punkt. Ta formuła nie do końca jednak jest realizowana, bowiem poza pluralizmem konieczne jest także trzymanie pewnego poziomu dyskusji i kultury wypowiedzi, co nie do końca się udaje. Dość wspomnieć, że kilka tygodni temu Przemysław Wipler w programie powiedział do jednej z uczestniczek: „za taką wypowiedź powinna pani zostać zlicytowana”, prowadzący nie zareagował, mimo że można przyjąć, że taka wypowiedź nosi znamiona groźby karalnej. Co zabawne wszystko działo się na kilka dni przed tym, gdy niechybnie w centrum Warszawy na posła Wiplera napadli uzbrojeni funkcjonariusze policji.
Nie może być tak, że w senne, krakowskie, pełne smogu popołudnie na wzgórze Krzemionki, gdzie mieści się studio telewizyjne TVP, podążają prawicowcy w liczbie kilkunastu organizacji pewni zabrania głosu i niepewni tego lewicowcy. Półtorej godziny w ciągu dnia to nie jest aż tak mało, szczególnie, że dla prawicowców, z których część pewnie była na porannej mszy, godzina 16 to już prawie pora kolacyjna, a dla lewicowców, którzy korzystając z dnia wolnego i mając w pamięci poprzedni długi wieczór ledwo wstali to duże poświęcenie dla sprawy. Sprawy, w którą wierzą i którą chcą mieć prawo zaprezentować.
Po programie podjąłem interwencję w redakcji programu „Młodzież kontra” i zostałem zapewniony, że sytuacja się nie powtórzy.