"Ilu ludzi musi umrzeć, żeby pomóc rodzinie?" pyta w felietonie dla "Dziennika Opinii" Jaś Kapela.
Ilu ludzi musi umrzeć, żeby można było pomóc rodzinie? To pytanie może wydawać się absurdalne, ale może wcale takie nie jest, skoro poseł PiS twierdzi, że: „Przecież wiemy o tym, że in vitro to zabójstwo wielu istnień ludzkich. Wiemy o tym, i proszę nas nie przekonywać. To niech usłyszy również najmłodsze pokolenie. Tak, żeby siostrzyczka lub braciszek narodziło się z in vitro, kilkoro spośród nich musi umrzeć. Biorę odpowiedzialność za swoje słowa”. No i pięknie, że bierze. Przypominam, że niezawiadomienie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa, czyli w tym wypadku zabójstwa, jest karalne. Więc mam nadzieję, że poseł już się ze swoją wiedzą pofatygował do prokuratury. W innym wypadku oznaczałby to, że wcale ze swoje słowa odpowiedzialności nie bierze, a jedynie rzuca je na wiatr.
M.in. pod hasłem całkowitego zakazu in vitro w UE ma odbyć się w Lublinie Marsz Życia. Na Marsz zaprasza prezydent miasta Krzysztof Żuk, tłumacząc że chodzi o to, żeby wspierać rodziny. Ale rozumiem, że tylko rodziny płodne. Rodziny sięgające po metodę in vitro, powinny być wtrącane do więzień, bo przecież zabijają własne dzieci. Jestem ciekaw, kiedy ktoś weźmie odpowiedzialność za takie słowa. Pewnie już wkrótce.
A może wcale nie. Rzeczniczka prezydenta Lublina już się tłumaczy: „Prezydent na pewno daleki jest od opowiadania się po którejś ze stron”. Czy w takim razie zobaczymy go też na Marszu Szmat albo Paradzie Równości? Bo jeśli nie, to trzeba uznać, że rzeczniczka robi nas w bambuko. Jakoś nie widziałem, żeby prezydent Lublina objął patronatem akcję „Rodzice, odważcie się mówić”. Pewnie dlatego nie widziałem, że tego nie zrobił. Czy rodziny LGBT to nie są rodziny? Nie należy ich wspierać? Podobnie rodziny, które zdecydowały się na aborcje, czy in vitro – co wymieniane jest na jednym wydechu, jakby te procedury medyczne miały ze sobą cokolwiek wspólnego. One też raczej mogą nie czuć się dobrze w mieście, którego prezydent maszeruje przeciwko nim. No, chyba, że będzie miał własny transparent „Rodzina tak, aborcja troszkę, in vitro czasami”. W innym przypadku mamy wszyscy prawo podejrzewać, że popiera Marsz Życia w całej rozciągłości. A przynajmniej w tym samym stopniu, co ONR. Zresztą pomysł, że prezydent miasta Lublin będzie maszerować z ONR-em w jednym rzędzie bardzo mi się podoba. Szczególnie, że po kolejnym ataku na dyrektora lubelskiego teatru NN Tomasza Pietrasiewicza mówił: „To incydent, który nie powinien się zdarzyć. Szkodzi Lublinowi i jego mieszkańcom. Zwróciłem się do policji i Straży Miejskiej o działania, które dadzą odpór takim praktykom”. Ale pewnie zupełnie przypadkiem po tych słowach policjanci przeszukiwali mieszkania działaczy ONR i rację ma rzecznik tej organizacji, że Pietrasiewicz atakuje się sam. Tutaj akurat widzimy, że prezydent rzeczywiście jest daleki od opowiadania się po której ze stron. Raz naśle policję, innym razem pomaszeruje ramię w ramię.
Na Marsz Życia zapraszają również wojewoda lubelski Jolanta Szołno-Koguc, kurator oświaty Krzysztof Babisz (PO) i marszałek województwa Krzysztof Hetman (PSL). Ten ostatni zaprasza wszystkich, którzy tak jak on „cenią najważniejsze wartości: rodzina oraz życie”. Jak rozumiem, rodziny starające się o dziecko przy pomocy in vitro nie cenią ani rodziny, ani życia. Pewnie dlatego chcą mieć dzieci. Żeby je mordować i niszczyć życie. A jakby ich dzieci miały co do tego wątpliwości, to im poseł z PiS-u albo marszałek z PSL-u wytłumaczy: „Wasi rodzice zamordowali wasze rodzeństwo, żebyście mogli żyć”. To na pewno przyczyni się do tworzenia pozytywnego klimatu w ich rodzinach. Oraz w innych. Skoro wysocy rangą urzędnicy legitymizują twierdzenie, że aborcja, czy in vitro to zabójstwa, to pewnie niektórzy mogą w to uwierzyć. Wg CBOS usunąć ciążę mogło pięć milionów kobiet. Pewnie jakaś część z nich mieszka również w województwie lubelskim. Pewnie część ma dzieci, które chodzą do szkół, z których mają odbyć się zorganizowane wycieczki na Marsz. Czy dzieci rodziców, którzy dokonali aborcji, też będą musiały maszerować? Czy zostaną odgórnie zwolnione? Bo jeśli to pierwsze, to trochę nie w porządku. A jeśli to drugie, to można się bać, że „dzieci życia” mogą się nie polubić z dziećmi cywilizacji śmierci. I może być problem. Ale z pewnością będzie to problem dobry dla rodzin. Nic tak nie łączy ludzi jak wspólne kłopoty.
Felieton ukazał się na łamach „Dziennika Opinii Krytyki Politycznej”.