Miasto

Gill-Piątek: Tuwim, Łódź i kwity polskie

Zaczęłyśmy od prostej diagnozy: Tuwim jest upupiony. A raczej ulokomotywiony.

Czort z tym Tuwimem! Niby takie twarde baby, a i tak w rok mu rady nie dałyśmy. Kiedy wiadomo już było, że oficjalnie 2013 będziemy fetować poetę, usiadłyśmy z Joanną, żeby się nad tą sprawą dobrze naradzić. Bo Tuwim nasz, bezsprzecznie. Wrażliwiec, ukryć się nie da – lewak, anarchista nawet. Skromny, ale bardzo towarzyski, do tego czasem prawdziwy romantyk, wypisz, wymaluj jak Jaś Kapela. A i odwinąć się potrafił porządnie, celnie wbijając szpile satyry w przedwojenne imperium ciemnogrodu. Które właśnie wraca, co do tego nie ma wątpliwości. Gdyby Tuwim żył dzisiaj, plułyby na niego równo wszystkie „wSieci” i „Do rzeczy” razem wzięte. Kto by go teraz drukował? Nie ma pewności, czy dla nas nie byłby zbyt radykalny.

Siedziałyśmy zatem nad Tuwimem i zastanawiałyśmy się, jak go tu magicznie przywrócić światu. Zaczęłyśmy od prostej diagnozy: Tuwim jest upupiony. A raczej ulokomotywiony. Taki zaczesany, nobliwy pan z wydatnym nosem, który wierszyki dla dzieci pisał. I koniec. Owszem, u nas w Łodzi coś poza Lokomotywą znać wypada i niektórzy nawet Kwiaty Polskie przeczytali, ale w powszechnej świadomości z przyjaźnią z poetą słabo, a już z czytaniem go w aktualnym kontekście – tragicznie. Nawet w jego rodzinnym mieście, gdzie nadal w jedenastu enklawach biedy „głodno, chłodno, brudno, źle”, wiedza o Tuwimie jest pobieżna i znikoma.

Ale zanim mogłyśmy się wziąć za Kwiaty, trzeba było wypełnić kwity polskie. Czyli napisać projekty. Trochę się boczyłam na ministra Zdrojewskiego, że jakoś bardzo hojnie na Tuwima nie posypał, ale teraz jestem mu wdzięczna, że w ogóle coś było. Wdzięczność ta wynika z obserwacji przygotowań do Roku Karskiego, też łodzianina, na który, jak się zdaje, pieniędzy nie będzie w ogóle. Według moich przewidywań Rok Tuwima ze skromnym budżetem wyszedł w Łodzi całkiem dobrze, ale ogólnopolskiego szału nie zrobił. Gdyby nie kilku pojedynczych zapaleńców, to Warszawa, której poświęcił druga połowę życia, nie pamiętałaby o nim zupełnie.

Kiedy miałyśmy już plan i nawet środki na jego realizację, nagle wypuszczony z pudełka dziejów Tuwim zaczął nam hasać po całej Łodzi. Najpierw wedle słynnego wiersza kazał całować się w dupę za sprawą kolektywu B.I.E.D.A., który rzeźbę pod tym tytułem uroczyście zamontował na naszym podwórku. Zaraz potem wskoczył do tramwajów, skąd przychodziły do nas pełne oburzenia głosy, wywołane utworem Mój dzionek:

Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.

Proszę pana, to nie my, to Tuwim – tłumaczyłyśmy – a poza tym ten wiersz jest satyryczny. Proszę się uspokoić, nie, nie mamy telefonu do ognistej sadystki Chajki, to było pisane sto lat temu. Tak, te broszurki pornograficzne też już przepadły.

Kiedy łódzkich pasażerów narażałyśmy na szok, serwując im stuletnią ale wciąż dotkliwie aktualną poezję, nas z kolei bombardowały konkursowe memy. Czy wiecie Państwo, ile mało cenzuralnych cytatów z wieszcza da się idealnie dopasować do zdjęć z Sejmu i z polskiej rzeczywistości w ogóle? Kreatywność ludzka ciągle zadziwia. W końcu udało się wyłonić zwycięskie prace. One także pojechały w łódzkich tramwajach, choć nikogo już nie zbulwersowały.

Za to my udaliśmy się liczną grupą pod Urząd Miasta Łodzi, żeby z Tuwimem pomanifestować i sprawdzić, jak brzmi w lokalnej przestrzeni i globalnym kryzysie. „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość!”, „Wznosicie nowy Babilon!” czy „Ja na tramwaj nie mam, dobrze mi tak ścierwu” – te i inne hasła na własnoręcznie przygotowanych transparentach okazały się doskonale wpisywać we współczesny kontekst, zwłaszcza w obliczu niedawnej podwyżki cen łódzkich biletów. Stojąc na Ławeczce Tuwima, skandowaliśmy wiersze do megafonu, a Julian uśmiechał się lekko, szczególnie jakby przy Giełdziarzach:

Złodzieje na wolności! Próżniaki! Parszywce!
Bando rozzuchwalona i niesyta nigdy!
Baczcie! Marki, przepite wieczorem przy dziwce,
Jak proklamacje fruną w mrowie ludzkiej krzywdy.

Wyszło aż za dobrze. Potem musiałam tłumaczyć pewnej pani radnej, że ta „kolejna grupa niezadowolonych ze wszystkiego”, jak napisała o nas na Facebooku, była w istocie niewinną akcją artystyczną.

Wydawało się, że już będzie spokojnie, bo warsztaty z dziećmi, letnie czytelnie, spotkania czy spacer śladami Ireny Tuwim. Ale gdzie tam. Zaczęły się zdjęcia do Tuwim movie, czyli filmików-wierszy, w których zagrali znani i nieznani mieszkańcy Łodzi. I nie tylko. Intelektualiści, robotnicy, młodzież, seniorki, ważne persony obok imigrantów i wykluczonych – wszyscy, którzy dali się zaprosić do czytania Tuwima. Tu do naszego damskiego fanklubu dołączył z kamerą nieoceniony Stefan Brajter, który oprócz tego, że jest operatorem i reżyserem, to o Łodzi wie prawie wszystko.

Stefan kręcił, a my namawiałyśmy przechodniów, kusząc ich cukierkami i pinami. Co nie było łatwe. Ja nie umiem, nie mam okularów, nie jestem profesjonalistką. A potem i tak delikwent lub delikwentka, a nawet cała rodzina, lądowali na ławeczce i czytali. Czasem trzeba było powtarzać, bo w połowie tekstu ktoś wybuchał śmiechem:

Lojalnie mówię do żony:
„Małżonko, jestem wstawiony”.

Odrzekła z pogardą: „Błazen!
Uważam, że jesteś pod gazem”.

Mówię: „Przesady nie lubię.
Przysięgam ci, że mam w czubie”.

Powiada: „Kłamiesz, kochany
Twierdzę, że jesteś pijany”.

Doświadczeń z tego namawiania była masa. Na przykład, że po pewnych zabiegach do Tuwima da się dość łatwo namówić młodzież, imigrantów, osoby starsze czy panią prezydent. Ale jest jeden typ człowieka, który nie da się w żaden sposób złowić na poezję: pan w średnim wieku wbity w garnitur. Dlatego jeśli uważnie obejrzycie filmy, żadnego takiego w nich nie znajdziecie.

Najmocniejszym momentem powstawania Tuwim movie było zaproszenie do czytania tzw. stałych rezydentów Piotrkowskiej. Czyli bezdomnych.

Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz:
Przyjdzie do nich — pić z nimi — smutny Chrystus Miasta

– pisał o nich poeta. A dziś? Nieroby, żule, patologia. Te epitety słychać nie tylko z dna internetowego szamba, ale także z ust niektórych łódzkich urzędników. Ludzie, chciałoby się krzyknąć, gdybyście widzieli, jak czytają Walkę, jak łzy spływają im po twarzach. Gdybyście tylko widzieli…

W tym czasie Tuwim, widocznie nie mogąc wytrzymać napięcia, zaczął beztrosko podbijać Polskę. A to dzięki krótkim cytatom, które wyłuskiwała Joanna i posyłała w świat za pomocą facebooka. Ku naszemu zaskoczeniu zainteresowanie nimi szybko przebiło wszystko, co wiązało się z naszą codzienną lokalną działalnością. Być może z powodu wspólnoty drobnych doświadczeń, bo co prawda minął wiek, ale nadal „lipiec jest miesiącem, kiedy w tramwaju nie można otworzyć okna, którego w grudniu nie można zamknąć”, a nawet na naszej zielonej wyspie „żeby zacisnąć pasa, trzeba najpierw mieć spodnie”.

Po wakacjach wieszcza fetowała już cała Łódź. Tuwim występował we wszystkich barwach i odmianach, plastikowy i pomalowany, jako prawdziwa lokomotywa w artystycznym sweterku, był Tuwim plenerowy, muzyczny i teatralny, a nawet piknikowy z cukrową watą. My urodziny Juliana przypadające na 13 września, świętowaliśmy slamem poetyckim, czyli bitwą na wiersze. Kwiat młodej polskiej poezji miał zmagać się w Domu Literatury pod hasłem „TWM:LDZ”. Organizację wzięła na siebie zaprzyjaźniona z nami Marta Zdanowska, bez której żaden slam w tym mieście nie może się udać. Za co jej bardzo tu dziękujemy.

Znając czułość poetyckiej duszy, za bardzo nie wypadało wprowadzać obowiązkowych tuwimowskich odniesień. Nic bardziej błędnego. Wzięty na młody literacki warsztat Tuwim okazał się inspiracją do takich wzlotów talentu, że licznie zgromadzoną publiczność trudno było utrzymać na krzesłach, bo spadała z nich ze śmiechu albo z wrażenia. Niestety nie możemy podać tu dokładnych zapisów, bo choć młoda poezja nie uznaje cenzury, to my pewnych reguł trzymać się powinniśmy. Musicie się więc Państwo zadowolić suchym komunikatem, że po zaciętej walce pierwsza nagroda powędrowała w ręce Kuby Malinowskiego, zwanego również Przybyłowskim.

W tym czasie Stefan montował, co wcześniej sfilmował. Wtedy dołączył do tej pracy Sławas Lewy, znany łódzki improwizator i multiinstrumentalista. I w ten sposób oprócz krótkich filmików-wierszy powstał zupełnie prawdziwy film Tuwim movie. Film to już poważna sprawa, można więc było z Tuwimem wybrać się poza Łódź. Z pompą, premierami i dyskusjami w wielu miastach. Martyna pomagała z uchem przy telefonie, pieczołowicie pakując plakaty, a Joanna tylko wzdychała nad ułomnością nauki, która nie dopracowała jeszcze teleportacji na tyle, żeby łatwo przenieść się z Krakowa do Gdańska, a potem do Opola. I ruszała dzielnie w dalszą drogę. Myślę, że gdyby Tuwim wiedział, że będzie kiedyś taka Joanna, poświęciłby jej jakiś poemat heroiczny.

Teraz Tuwim movie można obejrzeć w internecie nie ruszając się z domu.

A Joanna po powrocie i intensywnej walce, bo wszystko trzeba było rozliczyć, patrzy na świat już bardziej przytomnie. I coraz bardziej widzę, że na Tuwima ciągle mamy chęć. Bo tyle jeszcze tematów: Tuwim kabaretowy, zaangażowany, liryczny… Rok to zdecydowanie za mało. Za kilka dni nadamy łódzkiej Świetlicy Krytyki Politycznej symboliczne imię Ireny i Juliana Tuwimów. Wtedy chwilę odetchniemy, a potem znów rzucimy się na kwity polskie. Bo jakoś ciągle tego Tuwima nie mamy w Łodzi dość.

Programy „Tutaj Tuwim” i „Tuwim movie” zostały zrealizowane przez Świetlicę Krytyki Politycznej w Łodzi przy wsparciu Urzędu Miasta Łodzi i Instytutu Książki. Zespół koordynacyjny: Joanna Filipczak-Zaród, Hanna Gill-Piątek, Ewa Kamińska, Martyna Dominiak. Za pomoc w projekcie dziękujemy naszym partnerom i przyjaciołom, szczególnie Stefowi Brajterowi, Sławasowi Lewemu i Marcie Zdanowskiej oraz Klubom Krytyki Politycznej w Cieszynie, Koszalinie, Krakowie, Trójmieście, Opolu, Gnieźnie, Częstochowie i Ostrowcu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek
Polityczka lewicy
Członkini Partii Zielonych. Koordynatorka Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi, działaczka społeczna i polityczna, graficzka. Studiowała grafikę i malarstwo na ASP w Łodzi. W latach 2005-2008 liderka lokalnych stowarzyszeń warszawskich. Razem z Joanną Rajkowską poprowadziła „Marsz Tyłem” w Poznaniu (Malta 2010). Współautorka książki "Bieda. Przewodnik dla dzieci" (2010). Felietonistka Krytyki Politycznej.
Zamknij