Felieton Hanny Gill-Piątek ukazał się na łamach "Dziennika Łódzkiego".
Proces zaczyna się zwykle w biedniejszej dzielnicy albo zdewastowanym fragmencie miasta. Najpierw sprowadza się artystów – to oni są pionierami zmiany. Przestrzeń dostają za bezcen, często za własnoręcznie wykonany remont. Ich zadaniem jest ożywić okolicę, sprowadzić media i ludzi którzy normalnie by tam nie zajrzeli. Powstają pracownie, murale, alternatywne teatry, mnożą się niezależne inicjatywy zasiedlające opuszczone miejsca. Okolica powoli staje się modna, adresy rozpoznawalne.
[…] niepostrzeżenie zaczynają wzrastać czynsze. Czasem skokowo. Nic dziwnego, okolica względnie tania, rozpoznawalna, jest zatem coraz więcej chętnych na otworzenie poważniejszego biznesu, lepszej restauracji.
[…] Tak mniej więcej przebiega modelowy proces gentryfikacji w zachodnich miastach. W Polsce mało jeszcze mamy przykładów, gdzie nastąpiłby on w skali całej dzielnicy. Przykłady to krakowski Kazimierz i warszawska Praga, choć zmiany tam dopiero się zaczynają i są dość powolne. Gentryfikacja różni się tym od rewitalizacji, że w żaden sposób nie likwiduje to problemów społecznych, spychając je tylko w mniej widoczne miejsca.