Mieszkasz w dużym mieszkaniu, zapłacisz za wywóz śmieci więcej. Tak zdecydowali radni Gdańska. Mieszkańcy zaprotestowali.
Mieszkańcy Gdańska nie zgadzają się z postanowieniami radnych miasta dotyczącymi ustalania kosztów wywozu i utylizacji śmieci. Chcąc pokazać swoje niezadowolenie protestowali w czwartek w siedzibie Rady Miasta.
Wokół sposobu naliczania opłat za utylizacje śmieci wywiązał się spór. Mieszkańcy Gdańska, podobnie jak radni PiS, uważają, że najlepszą metodą zaliczania opłat jest metoda „osobowa”, czyli taka, w której wysokość opłat zależy od liczby mieszkańców. Większość radnych uważa, że lepszą metodą naliczenia, ile powinniśmy płacić za wywóz śmieci, jest powiązanie wyliczeń z powierzchnią mieszkania – w myśl zasady, że mieszkańcy większych domów produkują więcej śmieci. Argumenty w tym sporze nie zawsze są mocne. Zapytany przez Jacka Teodorczyka (radny PiS) o zależność między powierzchnią mieszkania, a wytworzonymi śmieciami, wiceprezydent Miasta Gdańska Maciej Lisicki odpowiedział: „Zależność między metrami kwadratowymi, a śmieciami jakaś jest, ale jaka, tego nie wie nikt. To nie są odpowiedzi łatwe – i dodał. – Segregacja w budynkach wielorodzinnych rzeczywiście nie jest łatwa, ale to właśnie zadanie dla zarządów i prezesów spółdzielni. Ta ustawa także na nich narzuca obowiązki”.
Ten nieracjonalny, zdaniem mieszkańców, system naliczania opłat zmotywował ich do interwencji. Gdańszczanie uważają, że rządzący w ogóle się z nimi nie liczą, w związku z tym postanowili nie czekać biernie na decyzje władz i pojawili się w czwartek w budynku Rady Miasta przed rozpoczęciem obrad.
Protestujący chcieli uczestniczyć w sesji Rady, ale ochrona nie wpuściła ich na salę. W momencie, gdy na korytarzu zjawili się radni PO, zebrani wyjęli worki na śmieci i zaczęli krzyczeć: „Chcemy pozbierać te śmieci! Prezydenta i radnych PO powinno się wywieźć na Szadółki! Złodzieje!”
W sprawie powierzchniowej metody naliczania opłat za wywóz śmieci interweniowali wcześniej również prezesi gdańskich spółdzielni mieszkaniowych. Wysłali oni do władz miasta list otwarty, w którym zwracają uwagę, iż sposób naliczania opłat za wywóz śmieci w zależności od metrażu mieszkania jest niesprawiedliwy, całkowicie odrzucany przez mieszkańców i spowoduje dwu- lub trzykrotny wzrost kosztów wywozu śmieci. Do listu odniósł się wiceprezydent Maciej Lisicki, który uznał, że jest on próbą wszczęcia wojny z miastem i ustawą. Lisicki uważa również, że tzw. metoda powierzchniowa z perspektywy ogółu jest neutralna i z pewnością bardziej sprawiedliwa, niż naliczanie opłaty „od osoby”.
Mimo protestów na czwartkowej sesji Rady Miasta Gdańska przegłosowana została ustawa, która zakłada naliczanie opłat powierzchniowych. Wyniosą one 66 gr za m2 mieszkania (śmieci posegregowane) i 88 gr./m2 (śmieci nieposegregowane). Jeżeli metraż mieszkania jest większy niż 110 m2, opłata wzrasta odpowiednio o 10 i 13 groszy.
Podczas sesji Rady Miasta podjęta została również kwestia konsultacji społecznych. Radny PiS Piotr Gierszewski zapytał czy były brane pod uwagę konsultacje z mieszkańcami w sprawie naliczania opłat za wywóz i utylizację śmieci. Wiceprezydent Lisicki w odpowiedzi stwierdził, że żadne miasto nie przeprowadzało w tej sprawie konsultacji. Gdańsk natomiast zorganizował sześć spotkań informacyjnych.
Nie ma co dziwić się Gdańszczanom, że są oburzeni. Władze miasta podejmują decyzje, nie słuchając ich głosu. Konsultacje społeczne to wciąż rzadkość, co jeszcze bardziej utwierdza ludzi w przekonaniu, że rządzący nie liczą się ze zdaniem obywateli. Optymistyczną jest to, że dzisiaj Gdańszczanie udowodnili, iż mają dość sytuacji, w których decyzje mające wpływ na ich życie zapadają bez ich udziału. Miejmy nadzieję, że władze Gdańska dostrzegą to i zaczną wykorzystywać narzędzia demokracji partycypacyjnej. A także, że mieszkańcy częściej będą aktywnie uczestniczyć w sesjach Rady Miasta.
Bo demokracja nie ogranicza się do wrzucenia głosy do urny raz na cztery lata.