Afera dotycząca przyjmowania znajomych poza kolejką ukazała wielkie nierówności między elitami a całą resztą społeczeństwa w Polsce. Historie opowiadane przez kobiety, które nie mają znajomości i muszą radzić sobie w systemie złym i dziurawym, pokazują, jak olbrzymie są to różnice.
Mama Ginekolog, czyli Nicole Sochacki-Wójcicka, to influencerka z ponad 900 tys. obserwujących na Instagramie. Prowadzi swój sklep, fundację i wydawnictwo. Jest milionerką i pochodzi z bardzo bogatej rodziny z kontaktami. W willi jej rodziców kręcone były sceny z Kilera i regularnie bywały elity. Basen w salonie, pozłacane krzesła – to jej codzienność od dziecka.
Lekarka od lat posługuje się w social mediach określeniem „ginekolog”, mimo iż ginekologiem nie była i dopiero niedawno zdała egzamin specjalizacyjny. Za pierwszym razem go nie zdała, popełniając aż 50 błędów. Wywołała tym falę wzburzenia fanów, którzy poczuli się oszukani, bo byli przekonani, że jest – jak sama się nazwała i na czym budowała autorytet – ginekolożką. Wciąż odbywa specjalizację z ginekologii w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie pracuje. Nie ma jej w rejestrze ginekologów, a na znanylekarz.pl (gdzie jako lekarka ma bardzo dobre opinie) jest opisana jako „lekarz w trakcie specjalizacji”.
Sochacki-Wójcicka specjalizację robi już od 11 lat, czyli dwa razy dłużej niż normalnie. Na nazwie „Mama Ginekolog”, a także na wizerunku opartym na medycznym autorytecie robi biznes i sporo zarabia: prowadzi portal o tej nazwie, w którym pracują redaktorki, a także sklep Roger Publishing z odzieżą, jedzeniem, kosmetykami, zabawkami erotycznymi, pieluchami, rowerkami, segregatorami czy ceramiką. „Rodzinna firma, która spełnia Wasze potrzeby!” – reklamuje biznes. Zarządza nim ze swoim mężem, lekarzem Jakubem Wójcickim.
Na samych swoich książkach – o gotowaniu, życiu, miłości, ślubie – zarabia miliony złotych. Reklamuje je na Instagramie, obok relacji ze swojego życia, sprzedając swoją prywatność. W 2020 roku, czyli roku covidowym, zarobiła na sprzedaży produktów na czysto 15 mln zł. To nie przeszkodziło jej we wzięciu pieniędzy z tarczy kryzysowej. „Kto nie skorzystał, ten gapa” – informowała. Widocznie gapą są miliony pracowników w Polsce, którzy nie tylko nie skorzystali, ale i często opóźniano im wypłaty (jak w firmie ojca Sochackiej, o czym zaraz) albo obniżano wynagrodzenia.
W trakcie pandemii wyjechała na Santorini, do swojego luksusowego domu, twierdząc, że szpitale teraz nie potrzebują tak bardzo ginekologów do pomocy. Gdy sama nie przebywa na greckiej wyspie, wynajmuje swój dom jako Gilbert’s Guesthouse. Reklamuje go na Airbnb.
czytaj także
Wszystko na sprzedaż
„Lekarz nie powinien wyrażać zgody na używanie swego nazwiska i wizerunku dla celów komercyjnych” – czytamy w Kodeksie Etyki Lekarskiej. Tyle że cała biznesowa działalność Mamy Ginekolog dokładnie na tym polega.
Nicole twierdzi, że szpital przydzielił jej zadanie promocji kliniki w social mediach, np. przez posty ze znanymi osobami. W trakcie godzin pracy nagrywa stories, oznacza klinikę, w której pracuje. Cała jej marka od początku oparta jest na wizerunku ginekolożki, którą nie była. Z mężem lekarzem prowadzi biznes, który zapoczątkowały darmowe wpisy edukacyjne o tematyce medycznej na blogu przekształconym w sklep internetowy. Działają dzięki wizerunkowi opartemu na autorytecie medycznym. To ten autorytet sprawia, że ludzie ufają i wierzą informacjom, które przekazują. I od lat to kapitalizuje, stając się słupem reklamowym własnych produktów i usług – bardziej bądź mniej powiązanych z ginekologią i medycyną.
Pierwsza afera z jej udziałem dotyczyła promocji zbiórki na leczenie raka nienaukowymi metodami medycyny alternatywnej, np. przez lewatywy z kawy, wlewy witaminowe i dietę organiczną. Udostępniła post ze zbiórką i zachętami do wpłat, a po krytyce usunęła. W wyjaśnieniach tłumaczyła się dobrymi chęciami i zadeklarowała, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy zdecydowała się pomóc w publicznej zbiórce. „Jest mi bardzo przykro” – pisała – „za niezasadne oskarżenia”. Zamiast przeprosić za szerzenie dezinformacji i szkodliwych dla zdrowia i życia niemedycznych metod leczenia – zwłaszcza jako lekarka z olbrzymim autorytetem i wpływem na ludzi – to siebie ustawiła jako pokrzywdzoną, nie swoich obserwujących. Odtąd już zawsze będzie reagowała na krytykę w ten sposób.
Nicole pracuje w klinice Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To placówka, która zorganizowała szczepienia dla celebrytów poza kolejką. Krystyna Janda, Leszek Miller, Wiktor Zborowski, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn – to ludzie, którzy dzięki WUM-owi mogli otrzymać szczepionkę ratującą życie szybciej niż reszta społeczeństwa. Warto to zapamiętać, ponieważ to właśnie przywilejów elit dotyczy kolejna afera wokół WUM-u.
czytaj także
Collabo influ
Jak wybuchł ten skandal? Mama Ginekolog nakręciła stories z koleżanką Emilką, influencerką z 216 tys. obserwujących, którą przyjęła w publicznej klinice po godzinach, bo tamta zawsze chciała skorzystać z takiej „super maszyny” (na którą złożyliśmy się z podatków).
W transmisji Mama Ginekolog opowiadała, że to normalne, że lekarz przyjmuje po godzinach koleżanki i rodzinę, bo dzięki temu zwalniają się kolejki i jest lepszy dostęp do lekarzy (dla koleżanek na pewno). Gdy fanka ma obiekcje, lekarka uznaje, że tamta nie rozumie, bo zapewne sama nie ma w rodzinie lekarzy. Zupełnie jakby było winą pacjentów, że nie urodzili się w uprzywilejowanej rodzinie.
Mama Ginekolog twierdzi, że przyjęcie poza kolejką ustalała z zarządem i profesorem. Jej klinika nie potwierdza tych słów, ale i nie neguje ich. Kasuje wszystkie nieprzychylne komentarze.
Wcześniej Aniela Bogusz, czyli influencerka znana jako LilMasti z 1,2 mln obserwujących na Instagramie, ogłasza, że Mama Ginekolog jest jej daleką kuzynką, i chce, by prowadziła jej ciążę. Publikują wspólne posty i wzajemnie się promują.
Ale w niedawnym streamie Mama Ginekolog w odpowiedzi na zapytanie fanki mówi, że nie da się zapisać do niej na wizytę ginekologiczną. Można do niej trafić na USG, ale to loteria i zawsze może być inna lekarka. Podkreśla, że nie pracuje w poradni ginekologicznej, więc nie da się do niej zapisać, a jedyna poradnia, którą się zajmuje, to poradnia ciąż mnogich – i tam można się zapisać.
LilMasti nie ma ciąży mnogiej. Tłumaczy, że zapisała się „normalnie”: przez wspólną im kuzynkę, także influencerkę. Cóż, dla większości osób to nie jest normalnie: nie są kuzynkami lekarek i muszą umawiać się „normalnie”, przez rejestrację. LilMasti czekała na wizytę tydzień, podczas gdy średni czas oczekiwania na pierwszą wizytę u ginekologa to 53 dni.
Mama Ginekolog, która podkreślała, że nie prowadzi ciąż (poza mnogimi) – prowadzi na NFZ ciążę LilMasti, kuzynki i influencerki. LilMasti nie wspomniała o skierowaniu, które miałaby dostać, a na stronie kliniki jest wyraźnie zaznaczone, że do wizyty z Sochacki-Wójcicką jest ono wymagane.
LilMasti opowiada, że jako bogata osoba zapłaciła duży podatek na ochronę zdrowia, i pyta, dlaczego wszyscy nie płacimy równej sumy podatku. Może dlatego, że większość z nas nie jest bogata, a ćwierć miliona podatku, które zapłaciła Bogusz, to dla większości z nas nie są nawet całe roczne zarobki? Zwraca się bezpośrednio do mnie, pytając, ile ja oddałam podatku.
Co więcej, w Polsce w istocie istnieje podatek regresywny: to biedni płacą więcej, choćby w postaci VAT-u z każdego produktu, który kupują. Niezamożni procentowo oddają państwu więcej ze swojej pensji niż bogaci.
Wcześniej LilMasti promowała Sławomira Mentzena, polityka i influencera, który pomagał jej w optymalizacji podatkowej. Dlaczego to przywołuję? Ponieważ jak na dłoni ukazuje to perspektywę elit. A w tej sprawie właśnie o bezkarność elit chodzi najbardziej.
Bogusz stwierdza, że ona jak każdy płaci podatki – i to więcej niż inni – i dlatego ma prawo do korzystania z publicznej ochrony zdrowia. To oczywiście prawda, ale problem w sytuacji z Mamą Ginekolog jest dokładnie odwrotny: nikt inny nie ma prawa do skorzystania z jej opieki ciążowej, o czym wprost informowała, gdy fanki ją o to pytały.
Oprócz LilMasti Mama Ginekolog prowadzi ciążę innej influencerki, Mai Kołodziejczyk (Pukkalifestyle) ze 120 tys. obserwujących. Informacjami na ten temat dzielą się w sieci, wzajemnie się promując.
czytaj także
Fałszowanie dokumentacji medycznej?
W innym nagraniu Nicole przyznaje, że po porodzie została przyjęta do swojego szpitala „może nie tyle na lewo”, ale… z objawami, które były specjalnie naciągane i stanowiły pretekst do jej przyjęcia. W ten sposób została przyjęta priorytetowo – inne kobiety w takiej sytuacji nie mogły być obok wcześniaków. Influencerka mówi, że to dlatego, że jest tam lekarką. Opowiada zatem otwarcie o przekręcie, jaki miałby zrobić jej szpital.
Przyjęcie do szpitala przy braku wskazań medycznych do hospitalizacji, wpisanie komuś rozpoznania, które nie istniało, to fałszowanie dokumentacji medycznej – czyli przestępstwo.
W reakcji na to nierówne traktowanie kobiety się denerwują i dzielą swoimi trudnymi historiami, wynikającymi z tego, że nie miały kontaktów: brak dostępu do lekarzy, konieczność płacenia prywatnie, która dla niezamożnych osób jest sporym wydatkiem, czy długie kolejki.
Karolina Korwin-Piotrowska zareagowała na to w osobnym poście: „Ona dalej będzie kręcić medialne lody, będzie kręcić kasę i załatwiać znajomym wizyty. Takie jak ona są nietykalne, bezkarne, ustawione od dziecka, wujkowie i ciocie zawsze pomogą”.
„Który lekarz tak nie robi?”
Zofia Zborowska, aktorka, influencerka, pisze: „Ale powiedzcie, który lekarz tak nie robi?”.
Okazuje się, że Zborowska miała robione zęby w klinice kuzyna Mamy Ginekolog, którą zareklamowała w poście. Tę klinikę reklamowała też i Nicole, i jej mama, w latach 90. wydawczyni magazynu o luksusowych wnętrzach, na które nie stać większości Polek i Polaków. Sieć powiązań i znajomości się zagęszcza.
Zofia Zborowska odniosła się do tego, mówiąc, że nie znała Nicole i nie sprawdza właściciela każdej firmy, z którą współpracuje. To jednak nie osłabia tego argumentu: elity są powiązane. Ich możliwości i kontakty są zupełnie inne niż reszty społeczeństwa. I dokładnie tego dowodzi cała ta sprawa z Mamą Ginekolog.
Gdy wypłynęła sprawa dotycząca szybszych szczepień dla elity aktorów w miejscu pracy Sochackiej, WUM-ie – a wśród nich był Wiktor Zborowski, ojciec Zofii – ta skomentowała ją w podobnym tonie jak obecną sprawę: „Naprawdę uważa Pani, że poza kolejnością w całym kraju zaszczepiła się tylko garstka aktorów?”. To normalizowanie powszechności przywilejów dla elit.
czytaj także
NFZ: „Nie ma lepszych i gorszych pacjentów”. Od kiedy?
6 lutego, po nagłośnieniu sprawy, Narodowy Fundusz Zdrowia w trybie pilnym żąda wyjaśnień od Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM, gdzie przyjmuje Mama Ginekolog. „Nie ma lepszych i gorszych pacjentów” – pisze na Twitterze i brzmi to jak nieśmieszny żart, bo NFZ jest dziś dosłownie ostatnią instytucją, która powinna rozliczać kogokolwiek ze złego traktowania zwykłych pacjentów.
Na wpis NFZ natychmiast reaguje Tomasz Lis, uznając, że „kilka sfrustrowanych pańć przypuściło furiacki atak na Mamę Ginekolog”. Okazuje się, że partnerka Lisa jest koleżanką mamy Mamy Ginekolog. W dodatku była modelką w sesji zdjęciowej firmy Nicole. Zdaje się, że ktokolwiek nowy nie pojawi się w sprawie lub nie wypowie się w niej – jest w ten czy inny sposób powiązany. Szlachta XXI wieku, po prostu.
Rektor WUM Zbigniew Gaciong zwrócił się do władz spółki UCZKiN o wyjaśnienia dotyczące kroków, jakie zostaną podjęte w sprawie lekarki Nicole Sochacki-Wójcickiej. W odpowiedzi napisano, że zostanie powołany zespół kontrolny, a wyniki jego prac przekazane NFZ i pracownikom UCZKiN. Po sytuacji ze szczepionkami dla celebrytów można powiedzieć, że przykład idzie z góry.
Co tu robi minister środowiska?
Następnego dnia Jacek Ozdoba z Solidarnej Polski, wiceminister środowiska – nie wiedzieć czemu akurat on, bo ze środowiskiem to nie ma nic wspólnego – zorganizował konferencję prasową.
– Stajemy dziś w obronie środowiska lekarskiego, które jest oburzone tym, jak wygląda praktyka Mamy Ginekolog.
Być może Ozdoba jako wiceminister środowiska zajmuje się… środowiskiem lekarskim. To może w tej sprawie wypowie się też minister rolnictwa?
– Lata zaniedbań PO zebrały plony.
Albo minister transportu:
– Pierwsi dowieziemy równość w dostępie do lekarzy.
Albo obrony narodowej:
– Czas obronić narodowe dobro, jakim są lekarze i lekarki.
Czy ministrowie już zorientowali się, jakie są ich zadania i że sprawami związanymi z lekarzami zajmuje się minister zdrowia? Czy może to chęć zdobycia zasięgów na popularnej sprawie? Politycy też działają wedle celebryckich zasad, więc nie można tego wykluczyć. Ich sieć powiązań również jest zawiła, co pokazały urodziny Roberta Mazurka. I też są absolutnie bezkarni ze swoimi przywilejami. Ich zdecydowane odcinanie się od tego to fasada: są równie splamieni.
Ile to milion złotych dla milionerki?
W sprawie Mamy Ginekolog wychodzą przy okazji inne niejasności, np. związane z mobilnym gabinetem ginekologicznym, na który Sochacki-Wójcicka ze swoją fundacją zebrała pieniądze od ludzi, a który nie powstał od 2020 roku, mimo deklaracji i wielokrotnych pytań. Także w transmisji, w której pojawiły się słowa o przyjmowaniu koleżanek, było sporo pytań o ten bus.
Inną sprawą pozostają zbiórki, na których Mama Ginekolog zbiera zawrotne kwoty: w 2020 roku dla WOŚP zebrała ponad 3 mln zł, a w 2021 roku – ponad 5 mln. W tym roku zebrała mniej, przez co obraziła się na widzów, a następnie, gdy nie osiągnęła w odpowiednim momencie wyznaczonej kwoty, nie poszła do studia WOŚP-u, żeby „nie opuścić swoich pacjentów” – mimo iż wcześniej zaznaczała, że specjalnie na ten dzień wzięła wolne w klinice.
Warto jednak zaznaczyć, że pieniądze ze zbiórki WOŚP, choć okraszone jej nazwą, to nie są jej pieniądze, tylko jej mniej zamożnych i ustawionych fanów. Tymczasem sama Sochacki-Wójcicka w samym 2020 roku zarobiła 15 mln zł na czysto z samej firmy. Dla niej te kilka milionów złotych zebrane przez jej obserwatorów to wcale nie tak astronomiczna suma jak dla reszty z nas. Ale ogłasza je i podpisuje jako swój sukces, co zapewnia jej marce lepszy PR i w ostatecznym rozrachunku opłaca się biznesowo.
W innym miejscu wypominała, jak wiele musiała zapłacić VAT-u. To jawne wprowadzanie ludzi w błąd: to nie ona płaci VAT, tylko konsumenci, którzy kupują produkty w jej firmie. Kolejny raz wpływ obserwujących – tym razem ich wkład w podatki – przypisuje sobie.
Poza tym fanów zastanawia niejasne zatrudnienie tych samych pracownic w fundacji i „rodzinnej” firmie Sochacki-Wójcickiej. W jaki sposób są wynagradzane? Skąd pochodzą pieniądze na ich wypłaty – z budżetu fundacji czy firmy? Na czym polega „rodzinność” tej firmy i czy nie jest wymówką dla nietransparentnego podziału obowiązków wobec osób, które rodziną nie są?
Healthism z klasą, czyli żeby być zdrowym, wystarczy chcieć (i dobrze zarabiać)
czytaj także
WIP dla VIP-ów?
Ratownik medyczny Janek Świtała, który na Instagramie śmiechem zbył komunikat NFZ, przyznaje, że bardziej niepokoi go to, w jakich warunkach pracowały kobiety zatrudnione w rodzinnej firmie Sochacki-Wójcickiej. To szwalnia Wałbrzych International Production (nomen omen: WIP), w której szwaczki szyją ubrania dla renomowanych marek, m.in. Hugo Bossa czy Calvina Kleina.
Pracownicy tej szwalni mieli pracować nawet po 12 godzin dziennie, także w soboty. Zakładową „Solidarność” pozbawiono pomieszczeń, a kiedy jej wiceszefowa upomniała się o premię dla wszystkich, wyprowadzono ją siłą z firmy.
– Mam wypowiedzenie, nie mogę wejść do firmy. Gdzie mam załatwiać związkowe sprawy? – pyta przewodnicząca w tekście Aliny Gierak.
W 2006 roku pracownicy Wałbrzych International Production zażądali od właściciela Krzysztofa Sochackiego należnych pieniędzy związanych ze stażem pracy, czasem nawet po kilka tysięcy złotych od osoby. Ojciec Nicole zaproponował kwoty dużo niższe, co wywołało lawinę pozwów sądowych, które pracownicy wygrali.
– Łącznie powinniśmy otrzymać ok. 250 tys. zł. Tymczasem firmę kosztowało to milion zł ze względu na koszty procesowe, adwokatów itp. A teraz dyrektor generalna Krystyna Salij obarcza ludzi winą za to, że jest trudna sytuacja finansowa. Około 40 proc. pracowników podpisało już porozumienia zmieniające, które przenoszą ich na pół etatu. Ale nie wierzę, że ludzie będą pracować po cztery godziny dziennie, lecz normalnie, bo to sposób na odzyskanie pieniędzy – mówi Onetowi Bożena Wtulich z „Solidarności” w Wałbrzych International Production.
W 2020 roku, gdy firma Roger Publishing miała zyski rzędu kilkunastu milionów złotych, pracownicy Wałbrzych International Production skarżyli się na opóźnienia w wypłatach albo wypłacanie ich w ratach. Firma odpowiedziała na to: „Niska wydajność oraz rentowność zrealizowanych zamówień spowodowała, iż nie udało się z wyprodukowanych zleceń pokryć kosztów całości wynagrodzeń oraz kosztów bieżącej produkcji”. Pracownicy uskarżali się także na brak ciepłej wody, brak ogrzewania w pomieszczeniach socjalnych i przeciekający dach w zakładzie. W odpowiedzi firma pisała, że „przy tak niskiej rentowności produkcji” utrzymanie obiektów jest dużym wyzwaniem.
Gdyby to mężczyźni mieli okres, „te dni” byłyby ustawowo wolne, a morfina – refundowana
czytaj także
Jak się bawią (i leczą) elity
Co łączy wszystkie osoby zamieszane w sprawę i wypowiadające się w niej? To celebryci, influencerzy, osoby bogate i z kontaktami. Afera dotycząca przyjmowania znajomych poza kolejką przerodziła się w ujawnienie mechanizmów i ludzi, którzy kierują się kolesiostwem i zaciekle się bronią – mimo iż argumenty przeciwko lekarce są mocne.
Ta sprawa ukazała wielkie nierówności między elitami a całą resztą społeczeństwa: historie opowiadane przez kobiety, które nie miały znajomości i musiały radzić sobie w systemie złym i dziurawym, pokazują olbrzymie różnice. I to jest głos, którego wreszcie trzeba wysłuchać. Bez rewolucji w NFZ nic się nie zmieni – a na pewno nie dzięki ukaraniu tylko jednej influencerki, która czuje, że jej wszystko wolno, bo jest na maksa uprzywilejowana. Jej przekroczenia i poczucie bezkarności to istota tego systemu.
NFZ i politycy, którzy pozują w tym wszystkim na etycznych, to kolejny poziom hipokryzji: to oni są odpowiedzialni za ciężki los zwykłych ludzi.
„Jakieś Kuby znajomości, nie znam szczegółów”
Cała ta sprawa pokazuje też butę i bezkarność elit oraz łączącą je sieć powiązań. Tutaj kuzynka, tam wujek, tu partnerka przyjaciółki mamy, tu reklama w firmie kuzyna… Wyzwania, z którymi mierzą się zwykli ludzie, dla nich są abstrakcyjne – bo mają całą sieć znajomości i lepszą pozycję.
Nicole Sochacki-Wójcicka przez lata wydawała się tego nieświadoma i bezwstydnie opowiadała o licznych znajomościach, które ma i które znacząco ułatwiają jej życie. Gdy pokazywała swój nowy luksusowy dom obserwującym, chwaliła się: „Wanna 80-letnia z angielskiego hotelu, renowacja – jakieś Kuby znajomości, nie znam szczegółów, żaluzje drewniane, od naszego lokalnego pana od rolet, jeszcze jakieś pytania?”.
Nicole w swojej książce opisuje, jak jej tata i wujek pomogli ogarnąć studia lekarskie po tym, jak przy pierwszym podejściu się nie dostała. Najpierw wujek polecił, żeby wybrała inną uczelnię, gdzie może się dostać z zagranicznym obywatelstwem bez dodatkowych egzaminów (urodziła się w Wiedniu), a potem zadzwonił do „Marka”, który przekazał, że próg się zmniejszył – a zatem „Marek” musiał pracować na jej uczelni. Niektórzy sugerują, że może chodzić o Marka Krawczyka, późniejszego rektora WUM.
czytaj także
„Każdy tak robi”?
Ludzie, którzy na doniesienia o kolesiostwie i przekrętach elit reagują, przekonując, że tak jest wszędzie, są częścią problemu. Patologia władz nie oznacza, że mamy na to przyzwalać, a w momentach ujawnienia i walki – bronić sprawców. Oni nas nie bronią, tylko depczą po nas.
Gdy patologia jest normą, to sprzeciw wobec niej uznajemy za patologię. Neoliberalna propaganda doprowadza nas do momentu, w którym niezamożna większość broni nieetycznych zachowań elit – oszustw, kolesiostwa czy omijania płacenia podatków – i tym samym uderza w samych siebie i podkopuje swoją pozycję. Obrona dostępu do usług medycznych na NFZ poza kolejką dla milionerki, zorganizowanego przez jej kuzynkę milionerkę – w momencie gdy wiele niezamożnych kobiet tego dostępu nie ma i musi płacić prywatnie, choć ledwo im starcza na życie – jest potwornym absurdem. Pokazuje poziom pogardy wobec kobiet i ludzi niezamożnych w tym kraju.
„Każdy tak robi” – słyszymy. Nie, nie każdy ma koleżankę-celebrytkę-milionerkę w ochronie zdrowia, która wypromuje się na relacjach z tobą, bo masz większe zasięgi od niej; która poza kolejką poprowadzi twoją ciążę na NFZ, mimo braku jej nazwiska w rejestrze ginekologów; i zrobi to pomiędzy reklamą jej wartego miliony złotych biznesu, opartego na autorytecie medycznym, a relacją z luksusowych wakacji z jej domu w Santorini na początku pandemii, bo przecież wtedy nie trzeba w szpitalach ginekologów. To nie jest sytuacja każdego i każdej z nas.
Wojtek Sawicki, influencer z niepełnosprawnością z profilu @lifeonwhlz, napisał: „Czuję się, jakby ktoś napluł mi w twarz. Jak sobie przypomnę, ile ja w swoim życiu naczekałem się w kolejkach do lekarza, jak trudno było mi się zawsze dostać do specjalistów, do neurologów, do kardiologów, do genetyków, to krew mnie zalewa”. Mamy prawo tak się czuć: zostaliśmy oszukani.