Kraj

Majmurek: Jest super, więc o co wam chodzi

Ja też powiedziałbym dzisiaj londyńczykom: nie pakujcie się i nie wracajcie.

Nie jestem fanem prezydenta Dudy, krytykowałem go tu już nie raz. Tym razem stanąłbym jednak w jego obronie. Prezydentowi dostaje się za słowa skierowane pod adresem brytyjskiej Polonii. Na spotkaniu z polonijnymi mediami powiedział bowiem: „Nikomu tu dzisiaj nie powiem: pakuj się i wracaj. Pytanie dzisiaj jest następujące: czy jest więcej miejsc pracy w danej miejscowości, czy szanse są większe, czy łatwiej prowadzić działalność gospodarczą, czy obciążenia są mniejsze albo przynajmniej łatwiejsze do zniesienia? Ja takich zmian na razie nie widzę. To jest kwestia przyszłości. (…) Rozwój na papierze jest, w statystykach. Widzimy jednak postępujące rozwarstwienie społeczne, zanika wytwarzająca się po 1989 r. klasa średnia, ludzie ubożeją. Ten proces musi być zatrzymany i odwrócony”.

Polemizowałby, czy rozwój faktycznie jest wyłącznie na papierze i czy klasa średnia faktycznie się kurczy. Ale w tej wypowiedzi chodzi o coś innego, o pewną niezwykle ważną emocjonalną prawdę, jakiej dotyka Duda, a którą ignoruje PO i sympatyzujący z nią publicyści. Polska rozbudziła w ludziach z mojego i trochę starszego pokolenia aspirację do życia tak, jak w krajach rozwiniętych. Rozbudziła ją także za sprawą narracji PO i sprzyjających jej mediów o polskim sukcesie, skoku cywilizacyjnym, najlepszym okresie w polskiej historii. I faktycznie, pod wieloma względami wcześniej naprawdę było dużo gorzej. Tym niemniej polska gospodarka oparta na montowniach, dyskontach i produkcji tak wysoko przetworzonych produktów jak pianki do materacy, meble ogrodowe czy ramy okienne, ciągle większości nie jest w stanie zapewnić życia na poziomie normalnej, niższej nawet klasy średniej „jak na Zachodzie”.

Nawet polska średnia płaca – niecałe tysiąc dolarów na rękę miesięcznie – nie daje dochodów pozwalających poczuć się częścią zamożnej Europy (a większość ludzi nawet tyle przecież nie zarabia).

Polska mediana, czyli około 600 dolarów na rękę miesięcznie, częścią Zachodu nie pozwala się poczuć tym bardziej. Zarabiającym ją Polakom daje ona możliwości nabywcze upodobniające nas do mieszkańców krajów byłego ZSRR, a nie Holandii, Niemiec czy nawet Włoch.

Bardzo wielu Polaków – w olbrzymiej mierze posiadających takie aspiracje – nie stać na to, by swobodnie podróżować po świecie (nawet tanimi liniami i śpiąc po hostelach i couchsurfingach), swobodnie wyjść na miasto, kupować interesujące ich książki, chodzić do kina czy teatru, gdy mają na to ochotę, wychować tyle dzieci, ile by faktycznie pragnęli mieć, czy oddawać się nawet bardzo rozsądnie kosztownemu hobby. Z mediany nieosiągającej 500 euro miesięcznie na rękę nawet w Podlaskiem nie można sobie poszaleć. W dodatku olbrzymią część dochodu dyspozycyjnego polskich gospodarstw domowych zżerają u nas koszty mieszkania, bo wszystkie rządy wypięły się na politykę mieszkaniową i oddały ją drenującemu potencjalną klasę średnią kompleksowi dewelopersko-bankowemu.

Frustracja i emigracja są reakcją na to wszystko. Póki to się nie zmieni, ludzie z Wielkiej Brytanii czy Niemiec tu nie wrócą. Wolą tam pracować nawet poniżej kwalifikacji, ale żyć „normalnie”. Nie płacić połowy dochodów na mieszkanie, podróżować, rozwijać zainteresowania, nie pracować po 80 godzin w tygodniu. Politycy powinni to widzieć, umieć odpowiedzieć na te wszystkie frustracje. Dlatego wyśmiewanie słów Dudy za odnoszące się do tych faktycznych odczuć słowa, tak jak to robią dziś komentatorzy „Gazety Wyborczej”, jest najlepszym sposobem na przekucie tej frustracji w poparcie dla PiS.

Bo szczerze: rozumiem ludzi, którzy – gdy w odpowiedzi na wszystkie te problemy słyszą w kółko, że w Polsce budują się przecież autostrady, aquaparki, fontanny multimedialne, drogi, że jesteśmy uprzywilejowani, bo możemy wyruszać się bez paszportów po całej Europie – nie wytrzymują, tracą równowagę i głosują na Kukiza, Korwina albo Kaczyńskiego.

Bo co z tego, że mogą poruszać się po świecie, skoro realną swobodę ruchu ogranicza cena biletu lotniczego rzuconego w tanich liniach w promocji? Co z tego, że modernizuje się kolej, skoro na Pendolino ich nie stać, a połączenia do mniejszych miejscowości ulegają likwidacji?

Co im z nowych, wspaniałych gmachów publicznych, skoro pół pensji płacą za wynajęcie mieszkania w dużym mieście na gierkowskim blokowisku, umeblowanego przez właścicieli gdzieś w okolicach pierwszej „Solidarności” liszajowatą już wówczas meblościanką?

Jasne, PiS nie ma żadnego pomysłu, jak rozwiązać te problemy. Ale jeśli strona nie-prawicowa będzie wyłącznie protekcjonalnie przekonywała, jak u nas jest super, to PiS jesienią wcale nie będzie potrzebował koalicyjnego partnera.

 

**Dziennik Opinii nr 259/2015 (1043)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij