Twój koszyk jest obecnie pusty!
Rozłam na Lewicy. Początek końca czy szczęśliwe rozwiązanie wewnętrznych sporów?
Pięcioro polityków Lewicy ogłosiło powołanie koła parlamentarnego PPS. Trudno nie zauważyć ironii w fakcie, że pod szyldem PPS zgromadzili się m.in. Joanna Senyszyn czy Andrzej Rozenek.
Stało się to, czego parlamentarnej Lewicy udało się uniknąć przez ponad dwa lata od wyborów w 2019 roku – doszło do rozłamu w jej klubie parlamentarnym. Pięcioro polityków opuszcza klub i zakłada koło parlamentarne.
We wtorek ogłoszono powstanie koła Polskiej Partii Socjalistycznej. Tworzą je między innymi zasiadający w Sejmie Robert Kwiatkowski, Joanna Senyszyn oraz Andrzej Rozenek. PPS będzie też reprezentowane w Senacie, nie tylko w osobie od dawna związanego z partią senatora Wojciecha Koniecznego, ale także Gabrieli Morawskiej-Stanckiej – co oznacza, że lewicowa koalicja traci całą swoją reprezentację w Izbie Wyższej.
Co jest przyczyną rozłamu? Co może z niego politycznie wyniknąć?
Spodziewany rozwód
Rozłam w klubie Lewicy jest efektem wydarzeń sprzed kilku miesięcy: gwałtownego konfliktu między przewodniczącym Włodzimierzem Czarzastym a grupą polityków dawnego SLD, kontestujących zasady, na jakich partia miała zjednoczyć się z Wiosną.
Grupa skupiona wokół dzisiejszych rozłamowców zarzucała Czarzastemu autorytaryzm, brak demokracji w partii, niesprawiedliwe traktowanie SLD w ramach połączenia z Wiosną, wreszcie, współpracę z PiS-em – było to kilka miesięcy po głosowaniu klubu Lewicy za Europejskim Planem Odbudowy, faktycznie wspólnie z PiS-em.
Czarzasty na krytykę odpowiedział z całą mocą, jaką jako przewodniczącemu SLD dawał mu regulamin. Buntowników albo zawieszono, albo nie przyjęto do nowej partii – jak Andrzeja Rozenka, który chciał walczyć z Czarzastym o stanowisko przewodniczącego. Przeciwnicy przegrali wewnątrzpartyjną walkę, doszło do zjednoczenia na ustalonych wcześniej warunkach, Czarzasty i Biedroń zostali wybrani na przewodniczących partii.
Konflikt został jednak raczej zamieciony pod dywan niż rozwiązany, można się było spodziewać, że prędzej czy później wróci.
– To było do przewidzenia – mówi nam o secesji piątki polityków Anna Maria Żukowska z klubu Lewicy. – Ta grupa od kilku miesięcy głosowała raczej zgodnie z linią PO niż z rekomendacjami naszego klubu. Powielali też wymierzoną w Lewicę narrację Platformy, zarzuty, że Lewica przebiera nogami, by rządzić z PiS-em.
Bardziej zaskoczony jest przewodniczący sejmowego klubu Lewicy, Krzysztof Gawkowski.
– Jeszcze w poniedziałek mieliśmy posiedzenie klubu, byli Joanna Senyszyn i senator Konieczny, nic nie wskazywało wtedy, że chcą odejść. Tyle, jeśli chodzi o lojalność – mówi Gawkowski w rozmowie z Krytyką Polityczną.
Czy rozłamowi dało się zapobiec? Stworzyć warunki, by parlamentarzystki i parlamentarzyści w klubie Lewicy zostali? Gawkowski nie rozumie, czemu rozłamowcy zdecydowali się opuścić klub, skoro pretensje zgłaszają głównie do partii Nowa Lewica.
– W klubie nikt nie był szykanowany, nikomu nie odebrano funkcji, ustaw, dbałem o to, by każdy czuł się tu dobrze – mówi Gawkowski.
Wypowiadający się anonimowo poseł Lewicy zwraca uwagę, że w klubie wytworzył się trudny „psychologiczny miks”.
– Kwiatkowski i Rozenek bardzo wiele zawdzięczają Czarzastemu, to dzięki niemu weszli do Sejmu. Oni są z kolei przekonani, że to on wszystko im zawdzięcza, że to oni go stworzyli. Tak się nie da wspólnie pracować.
– Nie da się zmusić na siłę do pozostania kogoś, kto chce odejść – mówi Żukowska. – Państwo posłowie od dawna mieli plan, by zostać wyrzuconymi z klubu, gdy to nie wyszło, odeszli sami.
W nieoficjalnych rozmowach politycy Lewicy potwierdzają, że konflikt z rozłamowcami od dawna narastał w klubie. Grupa, która teraz będzie tworzyć koło PPS, miała zarzucać parlamentarnemu klubowi Lewicy, że jest zbyt oddalony od centrum – zarówno w kwestiach praw człowieka, na przykład LGBT+, jak i ekonomicznych – oraz że zbyt często głosuje razem z PiS-em. Grupa Rozenka przekonywała, że wyborcy oczekują, że Lewica zawsze będzie pryncypialnie przeciw wszystkiemu, co robi ten rząd.
Czy za trzema rozłamowcami z Sejmu i dwoma z Senatu pójdą kolejni? W kole PPS nie ma choćby posła Tomasza Treli, który przed kongresem zjednoczeniowym był głównym antagonistą Czarzastego. Trela skomentował całą sprawę na swoim Twitterze: „Wybrali Cię z danej listy, zacząłeś tę listę reprezentować w Sejmie, odchodzisz, zmieniłeś zdanie i kurs, zrób to, ale ODDAJ MANDAT!”.
Gawkowki mówi w rozmowie z Krytyką Polityczną, że jest jeszcze jedna „głęboko sfrustrowana osoba w klubie”, która może odejść.
– Potencjalni rozłamowcy albo coś już dostali – choćby stanowiska w regionach – albo za chwilę dostaną. Mają zbyt wiele do stracenia, by angażować się w niepewny politycznie projekt – mówi z kolei anonimowo jego kolega z klubu.
PPS pomostem do Platformy?
Jakie będzie miejsce nowego koła na scenie politycznej? Trudno nie zauważyć pewnej ironii w fakcie, że pod szyldem Polskiej Partii Socjalistycznej zgromadzili się politycy tacy jak Joanna Senyszyn czy Andrzej Rozenek, sytuujący się raczej na prawym, najbardziej liberalnym ekonomicznie skrzydle parlamentarnej Lewicy.
– Im się wydaje, że nazwa PPS nic nie znaczy i mogą ją sobie po prostu przyjąć. Tymczasem to jest partia, która ma swoją historyczną tożsamość, program, młodzieżówkę na lewo od Razem – to będzie dla nich problem – mówi jeden z lewicowych posłów.
Jaki będzie program koła? Na razie jego założycielskie oświadczenie powiela zarzuty stawiane przez krytyków Czarzastego od kilku miesięcy: pojawiają się sformułowania o „dyktatorskich praktykach partii Nowa Lewica” i gotowości „współpracy z całą demokratyczną opozycją” w celu „odsunięcia od władzy i rozliczenia PiS”. Czy to sygnał, że rozłamowcy przygotowują się do jakiegoś porozumienia z Koalicją Obywatelską i startu z jej list? Ich koledzy z Lewicy są wobec takich scenariuszy dość sceptyczni.
– Mamy informacje, że klub KO był sondowany, czy część tych posłów może przystąpić do niego, i to się nie spotkało z aprobatą, co wymusiło utworzenie osobnego koła – mówi KP Żukowska.
Jej kolega z klubu nie pod nazwiskiem dodaje: – Poza Gabrielą Morawską-Stanecką pozostałe osoby z koła PPS są nieprzyjmowalne do Platformy. Wyobraża pan sobie, że w Trójmieście na jednych listach Tusk wystartuje z Senyszyn? Albo że weźmie Rozenka – w oczach elektoratu PO obciążonego współpracą z Urbanem?
Gdy pytam, czy Rozenek, znany z obrony emerytur mundurowych, odebranych przez PiS także funkcjonariuszom pozytywnie zweryfikowanym po ’89 roku, nie byłby cennym zasobem dla PO, polityk odpowiada: – Tusk może wziąć elektorat mundurowy i bez Rozenka. Wtedy sprzeda obronę emerytur jako obronę dorobku III RP i pozytywnie zweryfikowanych w niej funkcjonariuszy.
Jeśli nie akces do wielkiej koalicji wokół opozycji, to jaki może być plan rozłamowców?
– To będzie historia powtarzająca się na lewicy od wielu wyborów – przewiduje Żukowska. – Przychodzi grupa kilku osób i mówi, że założy konkurencyjny komitet wyborczy o zbliżonej nazwie, o ile nie dostanie jedynek na listach. Tak było w 2015, w 2019, spodziewamy się tego samego w 2023.
Pytani o możliwość wspólnego startu z rozłamowcami politycy Lewicy dziś twardo mówią nie.
– W Sejmie współpracować mogę z każdym – wyjaśnia Gawkowski – ale jakbym miał budować wspólne listy z ludźmi, którzy w ten sposób odeszli, to czułbym obrzydzenie.
Lewica zdoła to ustać?
Jakie będą skutki rozłamu? Przychodzi on w trudnym dla Lewicy momencie, w okresie sondażowej bessy – kolejne badania dają jej miejsce za Konfederacją i poparcie niewiele wyższe od progu wyborczego. Wszystko to po wielkim kryzysie medialnym związanym z głosowaniem wspólnie z PiS nad Europejskim Planem Odbudowy i ciągnącym się kilka miesięcy konflikcie. Utrata całej senackiej reprezentacji i stanowiska wicemarszałkini Senatu nie podnosi z pewnością prestiżu lewicowej reprezentacji parlamentarnej. Jak dalece jednak koło PPS będzie w stanie dalej szkodzić Lewicy?
– Zupełnie nie wierzę w to, że ten projekt zaistnieje wyborczo – mówi anonimowo jeden z lewicowych posłów. – Oni raczej walczą teraz o to, by jeszcze przez dwa lata zachować jakieś resztki podmiotowości w polityce. Budowanie jej na powtarzaniu ataków PO na Lewicę nie jest jednak dobrym politycznym pomysłem na siebie.
Politycy Lewicy w rozmowach z dziennikarzami wprost wyrażają poczucie ulgi, że cała ta wewnętrzna przepychanka wreszcie się kończy.
– Sytuacja znalazła swój finał, moim zdaniem nie najgorszy, w nowy rok wejdziemy spójni, z jednolitą linią programową – mówi Żukowska. Gawkowski uważa, że obecny rozłam to cena za zjednoczenie Wiosny i SLD na wynegocjowanych wcześniej warunkach. Gdyby do niego nie doszło, rozłam byłby znacznie dalej idący.
Jesteśmy w połowie parlamentarnej kadencji. Lewica ma więc dwa lata, by się odbudować, określić się na przyszłe wybory i zdefiniować się wobec pozostałych sił opozycji demokratycznej. Jeśli jej się to uda, to o wydarzeniach z końcówki 2021 roku mało kto będzie pamiętał poza największymi politycznymi geekami. Jeśli jednak jej się to nie uda, jeśli w wyniku błędów wyeliminuje się z politycznej gry, wydarzenia z ostatniego tygodnia przed świętami Bożego Narodzenia 2021 urosną do rangi początku końca projektu Nowa Lewica.

















