Twierdzenia zawarte w rozmaitych protestach, że gminy żydowskie nie mogą się zaopatrzyć w mięso, są po prostu nieprawdziwe.
Tomasz Stawiszyński: Spodziewała się pani takich reakcji na zakaz uboju rytualnego? Ta sprawa zmieniła się nagle w konflikt o podłożu religijnym. Pojawiają się nawet argumenty, że chodzi w gruncie rzeczy o antysemityzm polskich parlamentarzystów głosujących za zakazem.
Prof. Ewa Łętowska: Bardzo wygodnie jest zwekslować tę sprawę na tory sporu religijnego. Biznes, który jest w to zaangażowany, woli się schować za bardziej szlachetną etykietą. Mamy tu naturalny sojusz między interesem biznesowym kilku ośrodków. Na tym niestety cierpi reputacja Polski jako kraju niezbyt wrażliwego na sprawy religijne – w sytuacji, kiedy cała rzecz nie ma nic wspólnego z tą właśnie kwestią.
Dzisiejsza sytuacja, po przegłosowaniu zakazu, jest identyczna, pod każdym względem, z sytuacją z 2002 roku, kiedy na wniosek ministra rolnictwa wykreślono z ustawy o ochronie zwierząt wyjątek przewidziany dla uboju zwierząt na potrzeby gmin religijnych. Wówczas doszło do tej zmiany rzekomo dlatego – bo nie było to zgodne z prawdą – że w Polsce nie istniała potrzeba zabezpieczenia tego rodzaju uboju. I pod tym kłamliwym pretekstem wyrzucono z ustawy przepis, który pozwalał na tego rodzaju wyjątek. Tylko po to, żeby wprowadzić w 2004 roku regulację – na podstawie kompletnie nieumocowanego w ustawie rozporządzenia ministra rolnictwa – która szerokim strumieniem dopuszczała ubój komercyjny w warunkach, które pozwalały uzyskać takiemu mięsu certyfikat koszerności. Było to jednak całkowicie niezgodne i z polskim ustawodawstwem (inne ujęcie ustawy!), i z prawem UE (bo wedle niego w rzeźniach dla celów komercyjnych nie wolno było zabijać bez ogłuszenia). Wskutek rozporządzenia pochodzące z Polski mięso z certyfikatem koszerności stało się bardzo atrakcyjne na rynkach bliskowschodnich, zresztą europejskich też.
Otóż sytuacja ustawowa w tej chwili jest identyczna. A nie pamiętam, aby w 2002 roku ktokolwiek – czy gminy żydowskie, muzułmańskie czy ośrodki zagraniczne – przeciwko temu protestowały.
Dlaczego?
To zrozumiałe. Jeżeli krótko później jednocześnie dopuszczono – w sposób niekonstytucyjny – biznesowy ubój bydła w warunkach pozwalających uzyskać certyfikat koszerności, to ośrodki religijne nie miały interesu protestować, mogły się tam bowiem zaopatrywać w mięso. I jeżeli tak – nie podnosiły protestu. Co więcej, przypuszczam, że skoro certyfikaty wystawia się za opłatą, czerpały one także niejakie zyski z tej sytuacji prawnej. Zresztą wiem, że tego rodzaju umowa w 2011 roku została podpisana pomiędzy Naczelnym Rabinem Polski a Głównym Lekarzem Weterynarii. Poprzednia była z 2006 r., ale nie znam jej treści Krótko mówiąc, mamy tutaj do czynienia ze splotem interesów biznesowych, które bardzo chętnie przebierają się w szatę interesów religijnych.
Ale jeśli chodzi akurat o gminy żydowskie, to nie mają one powodu do obaw, gdy idzie o potrzeby kultu. W ustawie o stosunku państwa do gmin żydowskich z 1997 roku jest wyraźny przepis – i nigdy nikt go nie uchylił – przewidujący kompetencję gmin do zaopatrzenia się w odpowiedni rodzaj mięsa, stosowny do wymogów religijnych. Otóż, jeżeli tak, to w 2002 roku, kiedy wykreślono przepis z ustawy o ochronie zwierząt, ich sytuacja nie uległa w ogóle zmianie (co do wyjątku na cele kultowe). Mieli i mają to bowiem zagwarantowane w innej ustawie. Twierdzenia zawarte w rozmaitych protestach, zwłaszcza zagranicznych, w których mówi się, że gminy nie mogą się zaopatrzyć w mięso, są po prostu nieprawdziwe.
Czyli mogą – bez żadnego problemu?
Jest jeden problem. Mianowicie gminy, na podstawie przepisów ustawy o stosunku państwa do gmin żydowskich, muszą sobie same zorganizować tego rodzaju działalność. Nie mogą natomiast zaopatrywać się w rzeźniach komercyjnych, nieprowadzonych przez gminy. Problem jest więc przede wszystkim logistyczny. Trzeba to po prostu inaczej zorganizować. Taką rzeźnię musi prowadzić gmina. Powiem szczerze, że się dziwię ośrodkom, które szermują argumentem o ochronie swobody religijnej, że w takiej sytuacji wysuwają tak ciężkie oskarżenia. Doskonale przecież wiedzą, jaki jest stan prawny. Uważam, że jest to po prostu nierzetelne.
Jest jakaś droga wyjścia z tego impasu?
Nie ma żadnego impasu. Problem mają przede wszystkim te rzeźnie polskie, które rozwinęły biznes związany z ubojem rytualnym, a który to biznes stał się teraz nielegalny. Przy czym, uprzedzając argumenty – niech ich właściciele raczej nie mówią o konieczności odszkodowań, bo kiedy ktoś od 2004 roku czerpie korzyści ze stanu niekonstytucyjnego, o którym doskonale wie, że jest niekonstytucyjny, to jest naprawdę nie w porządku. W tej chwili stan prawny – po przegłosowaniu zakazu uboju – jest i konstytucyjny, i zgodny z prawem europejskim.
Owszem, jest problem z muzułmanami. To trzeba doregulować. Gminy mogą otworzyć własne ubojnie, ale tylko na cele własnych wiernych. Nie ma mowy o żadnym eksporcie. No i trzeba pilnować (uwaga obrońcy zwierząt, prokuratura, weterynarze), aby znów nie wykorzystano wyjątku do złamania reguły. No a naszym politykom, zwłaszcza z resortu rolnictwa proponuję korepetycje z polskiego prawa, prawa unijnego, konstytucji i rzetelności w jego przestrzeganiu tego, co prawo nakazuje.
Ewa Łętowska, ur. 1940, profesor nauk prawnych, pierwszy Rzecznik Praw Obywatelskich, później sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego.