Kraj

Kto się boi kolejarzy?

Co się z nami dzieje, że taką nienawiścią patrzymy na pracowników, którzy mają jeszcze odwagę walczyć o swoje prawa socjalne?

Dwugodzinny strajk ostrzegawczy na polskiej kolei stał się po raz kolejny przyczyną zmasowanego ataku mediów, polityków i rządu na kolejarzy i związki zawodowe. Jednak ten krótki protest w istocie pokazuje coś znacznie groźniejszego – jak bardzo kuleje dialog społeczny między pracodawcami a pracownikami i jak silnie sympatia polityków i społeczeństwa przechylona jest w stronę pracodawców.

By nie było wątpliwości: strajk kolejarzy grupy PKP S.A w myśl obowiązującego prawa jest jak najbardziej legalny – pracownicy mogą przeprowadzić strajk ostrzegawczy, gdy widzą, że negocjacje z pracodawcą nie doprowadzą do rozwiązania sporu. Strajk kolejarzy poprzedziło także referendum, tak więc ma on demokratyczną legitymizację.

Punktem zapalnym były ulgi pracownicze na przewozy pociągami. Rozmowy z pracodawcami o warunkach ich utrzymania i zakresie zostały zawieszone 15 stycznia – do 25 stycznia. W tym czasie kolejowi pracodawcy ze spółek państwowych i samorządowych mieli – jak twierdzi szef kolejowych związków zawodowych Leszek Miętek – wręczać pracownikom do podpisania oświadczenia ze zgodą na wykup ulg przejazdowych na warunkach narzuconych przez pracodawców. Związkowcy uznali to za prowokację, tym bardziej że przerwa w negocjacjach miała służyć zbliżeniu stanowisk.

Jednak protest nie dotyczy tylko ograniczania ulg na przejazdy. Związkowcy chcą po raz kolejny zwrócić uwagę na fatalne zarządzanie koleją. Dowody? Paraliż spółki Koleje Śląskie, postawienie na skraj upadku Przewozów Regionalnych, plany zamykania kilku tysięcy kilometrów linii kolejowych, nieumiejętne wykorzystanie funduszy unijnych na modernizację, zagrożenie bezpieczeństwa i groźne wypadki kolejowe oraz plany wyprzedaży kolejowych spółek.

Teraz obie strony mają powrócić do rozmów – kolejarze wzmocnieni manifestacją siły, która z pewnością będzie oddziaływać na dalszy przebieg mediacji. Związkowcy wciąż nie wykluczają 24-godzinnego strajku generalnego.

Od momentu ogłoszenia strajku przez polskie media przetoczyła się fala oskarżeń pod adresem kolejarzy: oto podczas srogiej zimy nie wahają się zatrzymać pociągów w szczerym polu, narażając swoją i tak nadszarpniętą u chlebodawców-pasażerów reputację, by bronić archaicznych uprawnień socjalnych pochodzących ze słusznie minionej epoki. Mniej więcej taki sposób rozumowania powielała zarówno telewizja publiczna, jak i prywatne stacje oraz większość prasy. Wszystkich przebił Agaton Koziński („Polska The Times”), któremu spodobała się walka ministra Sławomira Nowaka ze „złogami z czasów komunistycznych”, jak stwierdził podczas rozmowy w Polskim Radiu.

Związkowców znowu przedstawiano jako roszczeniowców, którzy nie rozumieją wyzwań współczesnej gospodarki rynkowej, i niesprawiedliwie obciążono odpowiedzialnością za fatalny –  od co najmniej dwóch dekad – stan polskiej kolei. „-20 stopni ma być, a ci wąsaci, brzuchaci działacze związkowi ogłaszają strajk”; „Pijusy i nieroby – tylko zadyma im we łbach” – to pierwsze komentarze na jednym z forów internetowych pod informacją o strajku.

Co się dzieje ze społeczeństwem obywatelskim w demokratycznym państwie, jeśli z taką nienawiścią patrzy na pracowników, którzy mają jeszcze odwagę zawalczyć o swoje prawa socjalne w czasach, gdy setki tysięcy ludzi wypycha się na umowy cywilnoprawne czy samozatrudnienie?

Można oczywiście dyskutować, czy sposób przyznawania ulg przewozowych pracownikom i ich rodzinom nie powinien być w jakimś stopniu zmieniony, ale atak premiera i ministra na strajkujących pokazuje jasno, że stoją oni po stronie naturalnie silniejszego podmiotu – pracodawcy. Premier nie wahał się użyć dziś rano emocjonalnego języka i nazwał całą akcję „nieludzką formą protestu”, a następnie podkreślał konieczność nieuchronnych cięć w spółkach kolejowych.

A przecież prawo do strajku ma rangę konstytucyjną. Tymczasem w Polsce jego przeprowadzenie jest obostrzone tak trudnymi warunkami stawianymi przez ustawę, że podołać im mogą tylko silne związki zawodowe w państwowych spółkach. Pracownicy dużych prywatnych przedsiębiorstw nierzadko narażeni są na konfrontację z ochroniarzami wynajętymi przez pracodawcę – jak to się stało na przykład w Hucie Batory w Chorzowie w kwietniu 2012 roku. Z kolei olbrzymia część obywateli w ogóle pozbawiona jest możliwości realizacji swojego konstytucyjnego prawa do protestu, bo pracuje na umowach o dzieło, zleceniach, umowach agencyjnych czy samozatrudnieniu.

Pamiętajmy o tym wszystkim, obserwując walkę kolejarzy – nawet jeśli nieprzyjemnie jest utkwić w zimie na kilka godzin na dworcu czy w pociągu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Wszołek
Michał Wszołek
Aktywista, polityk
Współprzewodniczący krakowskiego koła partii Zielonych, aktywista inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom.
Zamknij