Kraj

Kto pochyli się nad rolnikiem leżącym Rejtanem?

Jaką ofertę ma państwo dla producentów żywności, którzy chcą zmienić profil działalności na roślinny? Jaka jest polityka podatkowa wobec zazieleniających się firm? Gdzie jest schemat subsydiów i subwencji? Można by te pytania streścić w jednym: gdzie jest polityka rozwoju? Nie będzie innego rozwoju niż ten, który to wszystko uwzględnia.

Nie idzie łatwo z „piątką dla zwierząt”? Proces legislacyjny przyjął formę sporu, rolnicy protestują, a z szampanów otwieranych po pierwszym głosowaniu w Sejmie uleciały już bąbelki? Tak właśnie wygląda proces zmiany prawa mającego chronić zwierzęta w społeczeństwie, którego klasa polityczna jest podzielona nawet w sprawie fragmentarycznej reformy eksploatacji zwierząt. Gorzej – w społeczeństwie, którego państwo nie rozumie konieczności zmian i nie traktuje poważnie nawet tych, które samo proponuje.

Nie mamy rządu zdolnego do kierowania procesem transformacji i nie mamy państwa, które rozumiałoby potrzebę radykalnego przeformułowania rolnictwa. Coraz wyraźniej widać, że zmiana jest konieczna z powodów etycznych, ekologicznych i ekonomicznych. Wymaga skali cywilizacyjnej, która jest jedyną adekwatną odpowiedzią na kryzys klimatyczny, zagrażający wszystkim, bez względu na stosunek do zwierząt. Przecież lekceważenie zagrożenia w tym przypadku pociągnie za sobą znacznie więcej napięć społecznych i krzywdy niż te, które codziennie obserwujemy w związku z pandemią.

W państwie, które rządzi byle jak, zaledwie symulując zainteresowanie największymi problemami współczesności, nawet tak ograniczone ingerencje w prawo i status quo jak „piątka dla zwierząt”, będą postrzegane przez wielu jak egzystencjalne zagrożenie, a nie jak – nomen omen – dobra zmiana. Polskie państwo i polski rząd rządzą byle jak. Kto tu w ogóle jeszcze czuje się bezpiecznie?

Ludzie nie chcą cierpienia zwierząt

Możemy się spierać co do zakresu pożądanej roli państwa w porządku społeczno-politycznym, ale pomijając spór o teorie i modele – tu i teraz ma ono wciąż do odegrania ogromną rolę i wielki pozytywny potencjał. Pozostaje on dramatycznie niewykorzystany. Ani sektor pozarządowy, ani biznesowy nie są w stanie efektywnie wypełnić tej luki. Nic nie zrekompensuje niedowładu sektora publicznego. Bez wsparcia państwa z jego instrumentami polityki gospodarczej zmiana rolnictwa i gospodarki żywnościowej nie jest możliwa.

Jeśli jakaś grupa społeczna wciąż jest przekonana, że od podrzynania gardła w ubojni lub wpychania elektrody w odbyt, żeby później obedrzeć ze skóry, zależy jej egzystencja, to znaczy, że państwo i jego urzędnicy nie traktują poważnie potrzeby zmiany. Są oderwani od rzeczywistości. Nie są świadomi, jak głęboko w mentalności ludzi i w systemie ekonomicznym jest usadowione uzależnienie od krzywdzącego wykorzystywania zwierząt. Nie chcą i nie potrafią mu zaradzić. Właśnie uzależnieniu – nieracjonalnemu, wieloaspektowemu i destrukcyjnemu dla wszystkich.

Jaką ofertę ma państwo dla producentów żywności, którzy chcą zmienić profil działalności na roślinny? Gdzie atrakcyjna oferta edukacyjna ułatwiająca przebranżowienie? Jaka jest polityka podatkowa wobec zazieleniających się firm? Gdzie jest schemat subsydiów i subwencji? Co ze wsparciem start-upów zajmujących się nowymi, bezofiarnymi technologiami żywienia? Można by te pytania streścić w jednym: gdzie jest polityka rozwoju? Nie będzie innego rozwoju niż ten, który to wszystko uwzględnia.

W takim kontekście „piątka dla zwierząt” rzeczywiście może się wydawać kaprysem starzejącego się i pośpiesznie poprawiającego polityczny testament – choć wciąż nadzwyczajnie wpływowego – polityka. Zapewne także dowodem bezwarunkowej lojalności jego najwierniejszych przybocznych. Nikt się nie postarał, żeby wyglądało to jak społecznie odpowiedzialna polityka, a nie widzimisię.

Dzisiejsze spory wokół „piątki dla zwierząt” są więc przewidywalnym efektem wieloletnich zaniedbań państwa i klasy politycznej. Ponadpartyjnego braku gotowości kolejnych rządów na zmiany. Nieumiejętności rzetelnego, metodycznego przygotowania na ich wprowadzenie. Ten tryb rządzenia może tylko dzielić i antagonizować.

Mała, schyłkowa branża

Właśnie ujrzała światło dzienne analiza przygotowana przez Zachodni Ośrodek Badań Społecznych i Ekonomicznych zatytułowana Wpływ uboju rytualnego na polskie rolnictwo i gospodarkę. W dokumencie jest mowa o tym, że – używana jako argument przeciwko „piątce dla zwierząt” – skala uboju rytualnego i jego znaczenie ekonomiczne są przeszacowane. To całkiem prawdopodobne. Jednak niezależnie od tego część rolników rzeczywiście ma poczucie zagrożenia „piątką dla zwierząt”, a co gorsza, kierunkiem zmian, które wytycza. Przy dobrej polityce jest to do uniknięcia lub przynajmniej złagodzenia. Dla dobra zwierząt nie powinni czuć się zagrożeni, na pewno nie w skali, która utrudnia i ogranicza zmiany.

Podczas warszawskiego protestu przeciw nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych powiedział, że jest ona antyludzka i traktuje zwierzęta jako ważniejsze od ludzi. To oczywiście bzdura, ale fakt, że ktoś w ogóle może grać taką kartą, jest dowodem chaotycznej i krótkowzrocznej polityki państwa. Dopóki w przestrzeni publicznej ktoś może poważnie wyartykułować propozycję, żeby zamiast „piątki dla zwierząt” przyjąć „piątkę dla ludzi”, będziemy mieli problem z prawdziwą ochroną zwierząt. Słowo „zamiast” w tym przypadku musi zniknąć.

Niestety, kiedy zaglądam do programów partii politycznych zabiegających o przejęcie władzy, nie widzę jakościowej różnicy podejścia i wyraźnej zapowiedzi realistycznej polityki. Takiej, która uwzględnia zarówno rzeczywiste wyzwania dla grup, które będą dotknięte zmianami rolnictwa i gospodarki żywnościowej, jak i społeczne fobie, które zawsze towarzyszą transformacjom. Są hasła, owszem. W tym kontekście nie natknąłem się jednak na zaawansowane projekty lepszego państwa.

Niestety, program wyborczy Lewicy z 2019 roku zatytułowany Polska jutra wyglądał jeszcze bardziej blado niż program Koalicji Obywatelskiej Twoja Polska. Zawierał jedno zdanie o utworzeniu urzędu Rzecznika Praw Zwierząt, jedno o likwidacji ferm futrzarskich i zakazie wykorzystywania zwierząt w cyrkach i jedno o końcu chowu klatkowego. Trudno to traktować poważnie.

Kaczyński, norki i Lewica [komentarz Macieja Gduli]

We fragmentach dotyczących rolnictwa były wzmianki o korzystniejszym systemie ubezpieczeń rolniczych, uproszczeniu systemu zrzeszania się, z korzyścią dla ludowych zespołów sportowych, ochotniczej straży pożarnej i kół gospodyń wiejskich. Wspomniano o ulgach podatkowych i dopłatach do inwestycji w odnawialne źródła energii w rolnictwie. I tyle.

Jeśli nic się nie zmieni w sposobie prowadzenia polityki zmian, duża część rolników będzie się kłaść Rejtanem i panikować, zamiast nauczyć się z nich korzystać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij