Kraj

Ksiądz Ucho: Znam tajny plan genderystów. To masturbacja dzieci niepoczętych

Ksiądz Oko to ich agent!

Tomasz Stawiszyński: Jest ksiądz jednym z najbardziej bezkompromisowych kapłanów walczących z zarazą gender, wytrawnym badaczem tropiącym spisek genderystów, który sięga – jak wynika z księdza publikacji – dalekiej prehistorii, a zarazem praktycznie nie widać księdza w mediach. Nasza rozmowa to bodaj pierwszy wywiad, jaki trafi być może do szerszej publiczności. Czy to efekt działalności sił zainteresowanych w uciszeniu księdza? Komuś zależy, żeby ksiądz milczał?

Ks. Mariusz Ucho: Cóż, to oczywiste. Zarówno ośrodki koordynujące działania międzynarodówki genderystowskiej, jak i rozmaite farbowane lisy działające w jej służbie, a udające tylko bojowników lepszej sprawy, robią wszystko, żeby mój przekaz nie trafił do opinii publicznej. Próbują mnie dyskredytować, odsądzać od czci i wiary, nazywać szaleńcem, albo – o ironio – człowiekiem niedouczonym [śmiech]. Tymczasem jestem bez wątpienia najlepiej wykształconym człowiekiem w Polsce, z ogromnym prawdopodobieństwem – w Europie oraz z istotnym prawdopodobieństwem – na świecie. Jeszcze będąc niemowlęciem, ujawniałem niezwykłe talenty; w wieku dwóch tygodni dość swobodnie operowałem tabliczką mnożenia i tablicą Mendelejewa, potrafiłem całkiem nieźle komunikować się w języku polskim, angielskim, francuskim i niemieckim, zaś w wieku dwóch miesięcy mój poziom wykształcenia szacowano na odpowiadający poziomowi wykształcenia absolwenta Harvardu. Jako trzylatek opublikowałem sześciusetstronicową dysertację doktorską – bardzo pozytywnie ocenianą przez tak różne osoby, jak Stephen Hawking, Allan Bloom, Karol Wojtyła i Alain Delon – w której przekonująco dowodziłem, że teoria względności Alberta Einsteina jest przesiąknięta genderystowską ideologią i odpowiada w dużej mierze za współczesną plagę promiskuityzmu, rozpasania, lewactwa, leseferyzmu i gloryfikacji najohydniejszych płciowych zboczeń. Można ją zatem postawić w jednym rzędzie z dziełami Lenina, Stalina, Kim Ir Sena, Pol Pota i Mao Tse-tunga – czyli głównych przedstawicieli ideologii gender w XX wieku.

Już słyszę ten chór oburzonych przedstawicieli środowisk uniwersyteckich, którzy zakrzykną, że teoria względności to sprawa naukowa i z ideologią nic wspólnego nie ma…

A niech sobie krzyczą. Krzykiem i rzekomym oburzeniem – w gruncie rzeczy będącym wyrazem zwykłego lęku o stołki i pieniądze z grantów – nie uda im się zakryć elementarnych faktów. Ta cała rzekoma „teoria”… Zresztą, proszę pana, wystarczy, że pan sobie uświadomi, jak się owa „teoria” nazywa. Względności. Czyli relatywizmu. To jest po prostu teoria relatywizmu, która uczy, że wszystko jest takie, jakie się chce, żeby było, a nie takie, jakie Pan Bóg stworzył. Absurdalność tego pomysłu jest tak oczywista, że już w wieku trzech lat była dla mnie uderzająca.

Czemu to ma służyć? Dlaczego oni to robią?

To oczywiste zaprzeczenie naturze, w której naturze naturalnie leży to, że jeśli zgodnie z naturą coś jest jakieś, to nie może być inne.

Podobnie jak tłok silnika nie może poruszać się w rurze wydechowej, ponieważ z natury przeznaczony jest mu cylinder. Jeżeli wszystko jest względne – a do tego, jak powiedzieliśmy, prowadzą dewiacyjne wnioski względościowców-genderystów – mogę wybierać, czy jestem kobietą czy mężczyzną, mogę odbywać stosunki płciowe z dowolną liczbą dowolnie dobranych partnerów, mogę swobodnie przemieszczać strefy erogenne na swoim ciele albo nawet całe ciało uczynić jedną wielką strefą erogenną. Genderystowskie ośrodki „badawcze” prowadzą zresztą szeroko zakrojone eksperymenty mające na celu rozszerzenie stref erogennych na całe ciało, a także na przedmioty codziennego użytku, a nawet całe miasta.

Miasta?!

Nie słyszał pan nigdy o masturbowaniu miast?

Nigdy. Mówi się, że masturbować można wyłącznie… hm…

Chce pan powiedzieć: organy płciowe? Mój Boże, ależ pan naiwny [śmiech]. Masturbować można wszystko. Dosłownie wszystko. Masturbowanie całych miast, a nawet całych państw, stanie się wkrótce powszechną praktyką, jeśli oczywiście ludzie się w porę nie obudzą.

Genderyści mają skądinąd ambicję przeprowadzenia masturbacji całego globu.

Przygotowania do tej operacji trwają już od dawna, a jej elementami są loty w kosmos, rozmieszczanie satelitów i wszystkie rzekome programy „podboju” przestrzeni kosmicznej. W gruncie rzeczy nie chodzi jednak o żaden podbój – a o przygotowanie do gigantycznego planetarnego samogwałtu. Będzie on przebiegał prawdopodobnie na dwa sposoby. Po pierwsze, chodzi o to, żeby w odpowiednim dniu wszystkie dzieci na świecie – w wieku od zera do kilkunastu lat – rozpoczęły symultaniczną masturbację. Ich masturbacja ma być swoistym przygotowaniem do głównego punktu programu, o którym za chwilę powiem. Genderyści są perfekcjonistami, wiedzą, że wszystko musi przebiegać absolutnie bezbłędnie. To właśnie dlatego wprowadza się do żłobków i przedszkoli obowiązkowe lekcje onanizmu. Żeby zresztą tylko do przedszkoli i żłobków… Onanizmu uczy się już zarodki. Masturbowanie zarodków – pod niewinnie brzmiącymi nazwami „USG” albo „badania prenatalne” (to jest forma masturbacji bardziej inwazyjnej) – odbywa się już na poziomie gabinetów ginekologicznych. Niczego nieświadome, omamione pseudomedyczną ideologią kobiety w ciąży wchodzą do tych gabinetów jak do jaskini lwa. Jest to dokładnie to samo, jakby dorosły zdrowy człowiek wstrzykiwał sobie wirus HIV albo zarażał się dobrowolnie pałeczkami najohydniejszych wenerycznych chorób. Chodzi jednak o seksualizację zarodków, seksualizację embrionów – posługując się ich językiem. Mówiąc zaś zgodnie z prawdą – o seksualizację dzieci nienarodzonych.

Przy okazji, genderyści prowadzą także specjalny program seksualizacji i masturbacji dzieci niepoczętych. Tych ostatnich jest bowiem znacznie więcej niż dzieci poczętych oraz dzieci narodzonych.

Proszę sobie wyobrazić, z jaką skalą problemu będziemy się mierzyć, jeżeli genderystom uda się przeciągnąć na swoją stronę te niezliczone rzesze masturbujących się dzieci niepoczętych!

To przekracza moje wyobrażenie…

A to się, proszę pana, dzieje na naszych oczach! I to dopiero wstęp. Jak powiedziałem, w przededniu głównej genderystowskiej operacji wszystkie poczęte i niepoczęte dzieci rozpoczną gremialną orgiastyczną masturbację, transmitowaną przez wszystkie podporządkowane genderystom stacje telewizyjne na świecie. Dziewczynki ubrane będą w stroje męskie, chłopcy w dziewczęce – do tego wskutek zaawansowanych manipulacji biogenetycznych i odrażających zabiegów operacyjnych w miarę przyrostu pobudzenia seksualnego ich płcie będą się błyskawicznie zmieniać. Niczym w kalejdoskopie…

Wszystkie dzieci? To się ma szansę udać?

Wie pan z pewnością, że dziecko z natury lgnie, ono szuka, chce być zaspokojonym. Genderyści doskonale potrafią to wykorzystać.

Ale po co?

To ma być dopiero preludium do masturbacji globalnej. Strefa erogenna zostanie równomiernie rozprowadzona po powierzchni kuli ziemskiej, a specjalne elektroniczne urządzenia – pod postacią niewinnie brzmiących „stacji badawczych”, „odwiertów”, „kopalni” i innych „platform” – w odpowiednim momencie rozpoczną intensywną stymulację całej planety.

Czym to się skończy?

Tym, czym kończy się masturbacja ludzka. Tyle że w tym przypadku skutki będą znacznie bardziej przerażające. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, a wiem, co mówię, bo mam wiele dyplomów i podążam drogą Wszystkich Świętych – genderyści dążą do jednej, wielkiej, globalnej, kosmicznej ejakulacji. Ten gigantyczny kosmiczny wytrysk ma zniszczyć całą ziemię. Orgazm – jak wiadomo – to mała śmierć. Ten orgazm ma być jednak orgazmem absolutnym, orgazmem, w którym cała planeta raz na zawsze się zatraci, spuści, zniknie. I to jest właściwy cel wszelkiej maści genderystów. Zresztą podobną akcję próbowali przeprowadzić już 68,5 milionów lat temu, na przełomie kredy i paloegenu, kiedy to wyginęły wszystkie dinozaury. Wtedy globalnej ejakulacji nie udało się przeprowadzić, ale tradycyjne, oparte na hierarchii i płciowym zróżnicowaniu społeczności dinozaurów zostały skutecznie zniszczone.

A zaczynało się równie niewinnie – najpierw tyranozaur przestawał polować, tracił zainteresowanie samicą, wydawało mu się, że może sobie wybierać, czy chce być dinozaurem czy dinozaurzycą.

Seksualizacja dinozaurów również przybierała coraz bardziej zaawansowane formy – z masturbacją jaj, czyli dinozaurów nienarodzonych, włącznie. Skutki tego wszyscy znamy, dinozaurów nie ma już dzisiaj z nami. Jeśli się w odpowiednim momencie nie przebudzimy, spotka nas niestety ten sam los.

W sposób bezkompromisowy i otwarty ujawnia ksiądz plany genderystów. Nie boi się ksiądz odwetu?

Jestem przede wszystkim po stronie prawdy, lewackie brednie, których potok po publikacji naszej rozmowy wyleje się zapewne na moją głowę, zupełnie mnie nie ruszają. Przyzwyczaiłem się także do życia w ukryciu. Od lat jestem tropiony przez genderystowskich agentów, którzy podstępnie próbują zmienić mi płeć. Często zdarza się, że ktoś po kryjomu przyszywa mi falbany do sutanny, w zawoalowany sposób zachęca do masturbacji. Ale, jak powiedziałem, jestem do tego przyzwyczajony. Nie obawiam się niczego, zależy mi wyłącznie na losie bliźnich – i naszej planety.

Ma ksiądz wielu sojuszników?

Niestety, nie. Nawet w obrębie Kościoła działają genderystowscy agenci. Przykładem jest – mówię to z ciężkim sercem, bo wiem, że jest to prawda niewygodna dla wielu – mój niegdyś serdeczny kolega Darek Oko. Już dawno został skaptowany przez genderystowską siatkę wpływów, choć udaje wielkiego przeciwnika gender. W gruncie rzeczy działa dokładnie odwrotnie. Proszę popatrzeć, jaką on ma fantazję. Te wszystkie jego opowieści o dwunastolatkach ssących sztuczne penisy opakowane w prezerwatywę pobudzą niejedną niezdrową wyobraźnię… I te wizje przedszkolaków uprawiających seks… Darek robi dla genderystów świetną robotę.

Jestem pewien, że jeśli tylko plan planetarnego wytrysku dojdzie do skutku, Darek Oko osobiście da sygnał do jego rozpoczęcia.

Podobnie posłanka Kempa – sterowana przecież przez te same środowiska. Tak to niestety wygląda, ale trzeba o tym mówić, bo inaczej wszyscy pójdziemy na zatracenie.

Dziękuję księdzu za rozmowę i trzymam kciuki, żeby misja ratowania naszej planety się księdzu udała.

Bóg zapłać za życzenia. Nie jest lekko, ale będziemy walczyć. Alleluja i do przodu! Aha – i niech pan pamięta, ręce na kołdrze!

Oczywiście, proszę księdza. Teraz i zawsze.

Ks. Mariusz Ucho – mężczyzna, posiada setki doktoratów we wszystkich możliwych dziedzinach wiedzy, studiował na wszystkich prestiżowych uniwersytetach, jest jedynym człowiekiem na świecie, który przeczytał wszystkie książki i – w sensie jak najbardziej dosłownym – wie wszystko. Od wielu lat ukrywa się przed bojownikami gender, którzy usiłują doprowadzić go do masturbacji, a następnie zmienić mu płeć. Prezentowana rozmowa jest pierwszym wywiadem, jaki ksiądz Ucho udzielił mediom. Mieszka w Warszawie, Krakowie, Nowym Jorku i Otwocku.


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij