Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

W poszukiwaniu nowego 500+

Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że jego partia zamierza popłynąć na prawicowej fali tak daleko, jak się da. PiS zamierza więc być jeszcze bardziej zamknięty w swojej bańce.

ObserwujObserwujesz

3

Organizatorom wielkiej konferencji programowej PiS przyświecało najpewniej jedno hasło: im więcej, tym lepiej. Podczas katowickiego wydarzenia weekendowego upchnięto ponad sto paneli dyskusyjnych, w których działacze partii próbowali wykazać, że mają w głowie ogromną liczbę pomysłów. Imprezie towarzyszyła również publikacja programowa, która była jeszcze większa niż sama konferencja, gdyż obejmowała ponad 550 stron.

Nie jest chyba zaskoczeniem, że z tak wielkiej imprezy do szerszej publiki przedostało się bardzo mało konkretów. Utyskiwania Kaczyńskiego na Niemcy, Francję i Brukselę, drobne utarczki słowne między Joanną Lichocką a Jackiem Kurskim – i to chyba tyle. Jak na przełomowe wydarzenie w przełomowych czasach to bardzo słaby wynik.

Czytaj także „Własność państwowa = Włoszczowa”. Jak Polska liberalna stworzyła kurę znoszącą PiS-owi złote jajka Karol Trammer

Co ciekawe, swój zawód w odniesieniu do konferencji własnej partii Jarosław Kaczyński wyraził już na jej otwarciu, gdy podczas swojego wystąpienia kręcił nosem na tematykę paneli i dawał do zrozumienia, że nie był wielkim zwolennikiem organizacji wydarzenia.

Otwierając konferencję, prezes PiS nie odżegnywał się od polityki, wręcz przeciwnie – zadeklarował, że jej celem jest przygotowanie programu politycznego, który następnie powinien oddziaływać na wyborców, przekonywać ich do prawicowych koncepcji i dokonywać stopniowej zmiany społecznej. Zasadniczo to bardzo zdrowe podejście, w przeciwieństwie do znikających jak komety partyjek, które rzekomo z polityką nie chcą mieć nic wspólnego. Trudno jednak było wybrać gorszy sposób dotarcia do wyborców niż przytłaczająca ogromem paneli konferencja, w której działacze PiS dyskutują między sobą na wszelkie możliwe tematy.

Relacje na żywo na YT obserwowała garstka osób – trzeciorzędni streamerzy zbierają większą widownię podczas dziesiątego ogrywania Gothica. Mimo to coś się z tego miszmaszu wyłania i wnioski o aktualnym staniem mentalnym PiS można wyciągnąć.

Partia przede wszystkim

Stwierdzenie, że „PiS zwiera szeregi”, jest tak wyświechtanym frazesem, że można je porównać chyba tylko do słynnego „wynik będzie na żyletki” w odniesieniu do ostatnich wyborów prezydenckich. W Polsce każda partia zwiera szeregi, ponieważ temperatura sporu politycznego jest gorętsza niż powietrze w tropikach. PiS jednak się na tym polu wyróżnia, gdyż poziom nieufności pisowców wobec innych jest ekstremalnie wysoki. Wszyscy wokoło tylko czyhają, żeby zaszkodzić działaczom PiS lub Polsce, której interesy oczywiście reprezentuje tylko partia Kaczyńskiego.

Mimo to poziom upartyjnienia konferencji był zaskakujący nawet jak na standardy ugrupowania. Organizatorzy tak zadbali o spójność paneli, że często nie występowały w nich nawet osoby z konkurencyjnych pisowskich frakcji, a co dopiero spoza PiS. Tych ostatnich można wymienić na palcach dwóch rąk – konserwatywno-liberalny publicysta Tomasz Wróblewski, ukrainosceptyczny ekonomista Artur Bartoszewicz, stały bywalec Republiki Miłosz Lodowski i paru bliskich PiS akademików, takich jak Tomasz Grosse, Przemysław Żurawski vel Grajewski czy Andrzej Zybertowicz. Jak widać, daleko nie sięgali – nawet nie chciało im się wstać z fotela.

Było za to wiele paneli typowo frakcyjnych. W panelu „Polska ambitna, nowe technologie, innowacje…” wystąpili między innymi Waldemar Buda, Janusz Cieszyński, Jadwiga Emilewicz i Piotr Müller, czyli frakcja Mateusza Morawieckiego, który miał też swoją debatę o finansach publicznych, gdzie sam wystąpił. Panel „Polska sprawiedliwość – reforma trzeciej władzy” był oczywiście ziobrystowski, więc wystąpili tam między innymi Zbigniew Ziobro, Marcin Warchoł, Michał Woś i Bartłomiej Wróblewski. Panel „Bezpieczeństwo Polaków – Polska silna siłą Wojska Polskiego” można byłoby nazwać panelem Antoniego Macierewicza, gdyż poza nim wystąpili też jego byli współpracownicy, Tomasz Szatkowski i Marcin Dworczyk, ale wkręcił się też Mariusz Błaszczak, który akurat za Macierewiczem nie przepada.

Swoje wydarzenie „Nowa Polska – nowe państwo…” miała też bliska ziobrystom frakcja tak zwanych maślarzy, od słów Tobiasza Bocheńskiego, który miał podobno wykłócać się o pochodzenie masła podanego mu podczas lotu. Wystąpili w niej także jego bliscy koledzy Przemysław Czarnek, Krzysztof Szczucki i Zbigniew Bogucki z kancelarii prezydenta.

Cała w prawo

Prezes Kaczyński nie ukrywa, że jego partia zamierza popłynąć na prawicowej fali tak daleko, jak się da. Im dalej, tym lepiej, nawet jeśli po drodze zostawi się cel za sobą. Do swojego wykładu wplótł więc odniesienie do Donalda Trumpa, który podczas wystąpienia w ONZ miał podobno zarysować jakiś nowy ład określony jako „demokracja zbrojna” – czyli taka wydająca 5 proc. PKB na (amerykańskie) uzbrojenie.

Słuchałem wystąpienia Trumpa i moim zdaniem to był bełkot, w którym prezydent USA odbiegł od tematu tak daleko, że w pewnym momencie zaczął opowiadać o znakomitej formie fizycznej – swojej i Melanii. Kaczyński, zwykle dosyć krytyczny wobec Trumpa, tym razem zrobił w jego kierunku niski ukłon, wyciągając z jego potoku słów jakąś rzekomo spójną koncepcję.

Prawicowy zwrot PiS (wiem, to oksymoron) wyraził się również w słowach Kaczyńskiego odnośnie do Unii Europejskiej, której najwięksi członkowie, czyli Niemcy i Francja, chcą Polsce „zabrać państwo”. Oczywiście wątpliwe jest, by Berlin i Paryż chcieli sobie wziąć na głowę tyle problemów, skoro sami mają własnych pod dostatkiem. Nieufność tak zaślepia jednak polityków PiS, że wrogów dostrzegają czasem nawet we własnych szeregach, a co dopiero wśród sojuszników. Tylko ruch MAGA wydaje im się przyjazny.

Dowodem na zaostrzanie kursu jest również wstęp do dyskusji „Kim są Polacy” autorstwa Bronisława Wildsteina. Publicysta kreśli tam obraz rozpadającego się Zachodu, który gnębią lewicowe ideologie i autorytarna demokracja liberalna (kolejny oksymoron).

„Nowy totalitaryzm na pozór zasadniczo różni się od tych, które pamiętamy z wieku dwudziestego. Jest zdecydowanie mniej represyjny, a swoją przemoc realizuje głównie w symbolicznym wymiarze, zamiast jednego centrum prezentuje układ sieciowy. Niemniej, tak jak jego pierwotne wcielenie usiłuje objąć wszelkie aspekty ludzkiej egzystencji, rozbić tradycyjne wspólnoty i doprowadzić do stanu, w którym samotne i bezbronne jednostki konfrontowane są

z wszechwładnym, ideologicznym molochem” – ten przydługi cytat z Wildsteina dobrze oddaje lęki szerzone przez ideologów PiS.

Dobrze już (raz) było

Konferencja programowa „Myśleć Polska” pokazała również, że PiS zasadniczo nie widzi szczególnych błędów popełnionych przez swoje rządy z dwóch poprzednich kadencji. Chociaż licząca ponad pół tysiąca stron publikacja pokonferencyjna jest pełna opisów zaniedbań i nierozwiązanych od lat problemów trapiących polskie państwo, to w ogóle nie pojawia się w niej refleksja „ej, przecież my dopiero co skończyliśmy ośmioletnie rządy”. Te zaniedbania powstawały najwyraźniej przed 2005 rokiem, a potem w latach 2007-2015 i po 2023 r. Pomiędzy wszystko było świetnie.

Doskonałym odbiciem tego braku refleksji była najgłośniejsza debata „Reforma mediów publicznych”, która odbiła się szerokim echem głównie z powodu swojego składu i utarczek słownych między Joanną Lichocką a Jackiem Kurskim. W debacie wzięła udział jeszcze Dorota Kania (była dyktatorka naczelna w Polska Press) i Jolanta Hajdasz (szefowa bliskiego PiS Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich). Jako „element pluralistyczny” miał wystąpić dziennikarz Kanału Zero Igor Zalewski, ale chyba się zorientował, w jakim towarzystwie ma się pojawić – więc się nie pojawił. Możliwe, że Zalewskiego spłoszyło dopisanie do panelu Jacka Kurskiego, który według informacji Jacka Gądka z „Newsweeka” początkowo nie był wymieniany w programie konferencji.

Spór, jaki rozgorzał podczas panelu, rozciągał się między „trzeba przejąć media publiczne” (Lichocka) a „trzeba przejąć media publiczne i wspierać finansowo inne prawicowe media” (Kurski). Dorota Kania zaproponowała więc powstanie Narodowego Holdingu Mediów Publicznych, w którego w skład miałyby wejść TVP, Polskie Radio oraz PiS – po chwili Kania niepotrzebnie się poprawiła i zmieniła ostatnie na PAP, co popsuło tę spójną koncepcję. Kurski natomiast postulował powstanie Funduszu Misji Społecznej, który finansowałby „niezależne” media wypełniające misję publiczną. Ta ostatnia byłaby oczywiście rozumiana zgodnie z kierunkiem obranym przez PiS – czyli plecami do wszystkiego na lewo od prawej strony.

Co szkodzi obiecać

Chociaż powyższy śródtytuł to cytat z posła KO, dobrze pasuje również do konferencji programowej PiS. Pojawiło się w niej tyle postulatów, że blakną na ich tle nawet słynne „sto konkretów na sto dni”. Mamy tam między innymi dochód podstawowy w formie odpisu od podatku wysokości 500 zł miesięcznie dla każdego dorosłego Polaka. 800+ powinno rosnąć wraz z liczbą dzieci i być co roku waloryzowane. Podatek PIT powinien być niski, ale z progresywnymi stawkami 5, 10 i 15 procent. Oczywiście nie zabrakło żelaznego postulatu prawicy, według którego odpowiedzią na kryzys demograficzny zamiast imigrantów powinna być repatriacja – w swoim tekście programowym wymieniła ją między innymi Beata Szydło i Bartosz Marczuk.

Postulaty były nie tylko hojne, ale też wzajemnie sprzeczne. Najlepiej widać to w propozycjach podatkowych, wśród których znajdziemy zarówno model z górną stawką PIT 15 proc., jak również taki z sięgającą 40 proc. (Marek Dietl). Niektóre z pojedynczych propozycji kosztowałyby ponad sto miliardów złotych, co kłóciło się z wykładem otwierającym konferencję, w którym prezes PiS poświęcił dużo miejsca potrzebie zbilansowania budżetu państwa.

Czytaj także Sukcesja w PiS: Lepsi cynicy Morawieckiego niż dogmatycy Czarnka Piotr Wójcik

Katarzyna Szwarc w jednym tekście wyraża sprzeciw wobec dalszego wspierania kredytów mieszkaniowych, a dosłownie dwa teksty dalej Leszek Skiba przekonuje, że należy poprawić dostęp do kredytów mieszkaniowych. Zdecydowana większość tekstów nawet nie zawiera jakichś kontrowersyjnych postulatów, ograniczając się do opisu fatalnego stanu Polski, która w zaledwie dwa lata z potęgi stała się ruiną.

Konferencja „Myśleć Polska” nie pokazała żadnych naprawdę świeżych pomysłów i w przeciwieństwie do kongresów „Polska Wielki Projekt”, które przed 2015 rokiem otwarły PiS na nowe idee i środowiska, była czysto partyjnym spędem. Przypominała raczej imprezę zakładową, w której załoga firmy lepiej się poznaje i rozmawia o wspólnych celach zawodowych w luźnej atmosferze.

PiS zamierza więc być jeszcze bardziej zamknięty w swojej bańce i jeszcze bardziej prawicowy niż przed 2023 r. Poza tym ewidentnie poszukuje nowego 500+, które ponownie wyniosłoby partię do władzy. Szukać będzie go jednak we własnym, bezpiecznym gronie, żeby nie przedostały się szkodliwe, lewackie pomysły, takie jak delikatnie progresywna reforma podatkowa Polskiego Ładu czy piątka dla zwierząt imienia Jarosława Kaczyńskiego, z powodu których niczemu niewinny PiS stracił władzę.

W wyborach prezydenckich PiS postawił wszystko na wzbierającą prawicową falę, na czym wygrał, gdyż głosy w pierwszej turze przechylone były w prawo najbardziej w historii III RP. Zwycięstwa Brauna nad Hołownia nie przewidział chyba nawet sam Kaczyński. Prezes postanowił więc obrać jednoznacznie prawicowy kierunek, licząc na to, że w 2027 roku atmosfera społeczna będzie taka sama albo jeszcze bardziej. Jeśli znów trafi w dziesiątkę, PiS powróci do władzy, którą będzie musiał się jednak podzielić ze środowiskami kontrowersyjnymi nawet w partii Kaczyńskiego. Oczywiście do tego czasu atmosfera może się zmienić. Problem w tym, że pierwszy i tak dowie się o tym Kaczyński z licznych, podsuwanych mu pod nos badań.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie