Kraj

Konarzewska: Cycki, brody i polska krzywda

To, co się wylało po Eurowizji, to Polska. To, jaka jest naprawdę i czego się boi.

Jakub Dymek: Broda Conchity czy słowiańskie cycki?

Marta Konarzewska: Broda, ale w sukience. To wygrało w tej bitwie o gender, którą obserwowaliśmy na scenie Eurowizji. Conchita jest niejednoznaczna, bo dla jednych jest to kobieta z brodą, dla innych mężczyzna w sukience, znak transowości, LGBT. Przekroczenie, którego nie da się już zatrzymać, bo jak powiedziała sama Conchita – we’re unstoppable! Dla mnie ta wygrana była wzruszająca, bo Eurowizja jest oczywiście kiczowata, ale kiczem, który ma moc wyzwalania wzruszeń. I cała scenografia, sposób kręcenia tego widowiska, jego podniosłość są właśnie takie, by mogło ludzi wzruszać – i to wykorzystała Conchita. Swoim występem jako diwa sprawiła, że w ramach tego wydarzenia wzruszyć się też mogły osoby LGBTQ, wykluczone, wszyscy, do których się zwróciła w swoim występie i w przemówieniu po wygranej.

Ale co my właściwie widzieliśmy na tej scenie? Bo sądząc po komentarzach w internecie, można by pomyśleć, że widzimy klęskę kobiet, które przegania jakieś monstrum z teatru osobliwości. Coś tu niektórym nie gra. Jak to możliwe, pytają, że kobieta z brodą poniża „normalne” kobiety?

Widzieliśmy drag, czyli społeczną konstrukcję płci – wizerunek, nad którym ma się kontrolę, ciało, które nadaje samo sobie znaczenia, płeć świadoma i sprawująca nad sobą władzę wygrywa tu z ciałem biernym, będącym przedmiotem władzy, sterowanym. Z tym, co tabloidy nie bez powodu nazywały slave girls. Z tymi niewolnicami znaczeń, które nie są ich, które zostały nadane kobiecości bardzo dawno. Conchita wygrała z tą starą śpiewką, że najwięcej witaminy mają (polskie) dziewczyny. Europa wybrała ciało świadome i samokształtujące się, bo Conchita-diwa celowo zderza kobiecość i męskość. Gdy jest w męskim stroju, to wcale nie nosi brody; ta broda jest dopasowana właśnie do sukni. A polskie dziewczyny co tam zderzają, jakie znaczenia same nadają? Ubijają masło.

Conchita wygrała, mleko się rozlało…

Wylały się przede wszystkim lęki. Poseł Kurski mówi o dopychaniu płci kulturowej kolanem; jemu się wszystko chyba kojarzy z dopychaniem. Widać jak na dłoni – bo to są bardzo proste rzeczy – lęk przed tym, że Europa się zmienia, że jest jakaś inność, że coś jest nieoczywiste. I lęk, gdzie my w tym wszystkim jesteśmy. W tej reakcji na Conchitę ujawniło się, że czujemy się skrzywdzeni, że Polska została skrzywdzona.

Powiedzmy sobie otwarcie: to, czego „nie doceniła” Europa w tym konkursie, to nie polskie dziewczyny, tylko seksizm. Tak naprawdę wysłaliśmy na ten konkurs seksizm, wysłaliśmy znaczenia, które już nie są aprobowane. Ja nie identyfikuję się z panią w maselnicy.

Zresztą niespecjalnie nawet chciało mi się na nią patrzeć, bo adresatem tego widowiska jest mężczyzna i męskie spojrzenie.

Nie podobały ci się dziewczyny ubijające masło?

One są jakoś ładne, mogą się podobać, ale nawet jeśli zwrócimy uwagę tylko na kategorie estetyczne, to Conchita wygrywa. Jeśli, drodzy konserwatyści, piękno to harmonia – to austriacka drag queen wypada lepiej niż słowiańska przaśność. Conchita, niczym operowa diwa, wykonywała jedynie trzy ruchy, ale miała je opracowane do perfekcji. Nie mam po obejrzeniu tych dwóch występów żadnych wątpliwości co do tego, co jest piękne. Jeśli ktoś widzi w brodzie i sukience dysharmonię, to nie ujawnia się w tym kwestia estetyki, ale uprzedzeń.

A co z zarzutami o pornograficzność wobec obu występów? Ja to widzę tak, z tymi Słowiankami, że to jest rzeczywiście gołe: kamera, wystawione na ogląd ciała, mało gry. Bardziej targ niewolników niż performens.

Ta pani, która ubija masło i patrzy na pana ukrytego za kamerą to klasyczna sytuacja. Nie trzeba mówić, kto tu pokazuje rozkosz i dla kogo. Dlatego te fragmenty potem najczęściej pokazywano w mediach; tu wiadomo, co się dzieje i po co. Nie chcę jednocześnie wpadać w purytanizm i zarzucać Donatanowi i Cleo, że ich klip ocieka seksem. Nic by mi tu nie przeszkadzało, gdyby ten seks cokolwiek przekraczał, gdyby te dziewczyny były seksualne dla siebie nawzajem. Albo chłopcy… dla pana za kamerą. Albo jakiś inny gest, który utrudnia spojrzenie, peszy.

Gdyby to chociaż było pornograficzne jakkolwiek inaczej niż tylko jako obraz władzy męskiego spojrzenia nad kobietami…

Conchita ma w sobie dużo prowokacji, już sam pseudonim, który można rozszyfrować jako „kiełbasa w muszelce” jest niejednoznaczny i niegrzeczny. Wychodzą sensy i transowe, i gejowskie i hermafrodyckie. Każdy może sobie czytać występ Conchity na swój sposób. Tymczasem produkcja Donatana i Cleo potrafi być pornograficzna tylko w tym najprostszym znaczeniu. 

A może nikt w Polsce nie chce niczego czytać „na inny sposób” – przecież na potrzeby tej medialnej dyskusji, która się toczy teraz, zapomnieliśmy, że istnieją w Polsce geje, drag queens, drag kings, kluby gejowskie i osoby transpłciowe. Że w ogóle istnieje coś poza normą. Polacy są tak zdziwieni, jakby naprawdę pierwszy raz cyrk do miasta przyjechał i kobieta z brodą była atrakcją dnia.

Po pierwsze, tak w sytuacji lęku działa wyparcie. Po drugie, politycy prawicy robią ze społecznością gejowską, co chcą – jak chcą, to znajdą gejowski klub i będą na niego pluć, a jak chcą, to będą udawać, że w Polsce osób LGBTQ nie ma wcale i właśnie po raz pierwszy taką widzą na oczy, bo im ktoś pokazał w telewizji i muszą się zdenerwować. „Jezus Maria, Europa wspiera gender, wyklucza polskość”.

Nie można nie zauważyć, że ten występ Polski na Eurowizji opierał się na erotyzacji tego, co kobieta robi dla narodu, co dla niego znaczy, jakie jest jej miejsce. Przegraną rzeczywiście można odczytać jako porażkę tego modelu, który prezentuje Polska w odniesieniu do kobiecości. „W tym, co nam mama w genach dała” jest odwołanie do genetycznej polskości, naturalnego ciała. Nic tylko krew, biologia, naród.

A kontrą do tego jest…

Piosenka o godności. Bo na to się oburza polska prawica. To nie jest od razu oczywiste, trzeba nie tylko patrzeć, ale i posłuchać tego występu – osoby LGBTQ, wszyscy, którym kłania się ta diwa, mogą chcieć godności i mieć godność. Do tego się bezpośrednio odnosi ta piosenka, o tym są te słowa o feniksie z popiołów i byciu unstoppable. Conchita śpiewa, że nie chce zemsty, tylko zadośćuczynienia. To jest queer, to jest silne, to jest niesamowite.

Niesamowite jest dla mnie też to, jak to się nakłada na polskie wojny kulturowe. Tu jest wszystko: gender, naród, płeć. To tragikomiczne, że przegrana słowiańskich biustów stapia się z dziejową krzywdą Polski, teraz „oszukaną” przez jury na Eurowizji.

Tak się dzieje, bo prawica umiejętnie potrafi grać krzywdą. Potrafi też oczywiście grać nienawiścią, zagospodarować ją, wpisać w działania, takie jak palenie tęczy. Ale tu zadziałało to, że „Polska została skrzywdzona”. A my robimy coś, co potrafimy najlepiej – zachowujemy się jak ofiary. A przez co została Polska skrzywdzona? Przez gender.

Krzywda, ale i zbiorowe mentalne gimnazjum tu się ujawnia. Bo skąd te pytania: „a co Conchita ma pod sukienką?”, „a jak sika”, „a gdzie się siusiak schował”? Wydawałoby sie, że tego rodzaju fascynacja znika po okresie dojrzewania płciowego.

Za każdym razem, jak coś nie jest „normalne”, to zaczynamy o to pytać – a pytamy jak dzieci. A jak sika pani, która się podnieca maselnicą? Dlaczego o to nikt nie pyta? To jest strasznie infantylne, ale i związane z lękiem, trochę nastoletnim rzeczywiście, przed kobietą z brodą.

Infantylizm to jedno, a całkiem dosłowna nienawiść? Jaskiniowy język w stylu „baba z fiutem”?

Polskie przyzwolenie na mowę nienawiści otwiera się wtedy, kiedy jest mowa o tematach LGBT. O Żydach już nie można tego powiedzieć. A Biedronia można pobić, mimo że jest posłem.

Grodzką można obrażać i nic się nie dzieje. To się zawsze dzieje w sferze LGBT. To, co się wylało po Eurowizji, to Polska. To, jaka jest naprawdę i to jest bardzo smutne. Zrzucamy maski poprawności i pokazujemy, kim jesteśmy. Tylko że ten karnawał odbywa się u nas za często.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij