Kobiety w piłce nożnej dziś nikogo już nie dziwią, ale ich droga na boisko wciąż jest kręta i wyboista. Nawet, gdy uda im się wejść na szczyt, często muszą grać według seksistowskich i homofobicznych reguł. – Dla władz klubowych i sponsorów piłkarka ma być nie tylko zdolna, ale też atrakcyjna. Najlepiej, by nosiła długie włosy, nakładała makijaż i nadawała się do reklam ciuchów albo kosmetyków. Byleby tylko nie była sobą, a już na pewno – nie mówiła publicznie o swojej orientacji – mówi nam Suzi Andreis z Klubu Sportowego Chrząszczyki.
Aż 79 proc. badanych przez Brytyjczyków lesbijek deklaruje, że czuje się pomijana w przestrzeni publicznej i rzadziej dostrzegana w społeczeństwie niż heteroseksualni mężczyźni. 40 proc. z nich uważa, że wydarzenia i kampanie wspierające środowiska LGBT+ są adresowane głównie do gejów i spychają sytuację kobiet na margines. Z kolei co trzecia homoseksualna mama doświadcza homofobii ze strony innych rodziców.
Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii przez organizację DIVA Media Group i firmę Kantar, które przepytały blisko 1600 lesbijek o doświadczenia związane z ich orientacją. Wyniki ankiet opublikowano z okazji trwającego właśnie Tygodnia Widoczności Lesbijek i przypadającego 26 kwietnia Dnia Widoczności Lesbijek.
To czas, który przypomina nam, że dyskryminacja osób LGBT+ ma wiele odcieni, a na tęczowo niekiedy mieni się patriarchat. Dlatego kobiety coraz głośniej upominają się o swoje miejsce tam, gdzie andro- i heterocentryzm oddziałuje najsilniej, czyli w świecie piłki nożnej. O tym, czy sport ma orientację i płeć rozmawiamy z Suzi Andreis feministką, założycielką Klubu Sportowego Chrząszczyki i współorganizatorką corocznych turniejów piłkarskich pod hasłem Futbol przeciwko Homofobii.
Zobaczcie nas – obok siebie i na boiskach
Paulina Januszewska: Skąd się wzięły Chrząszczyki?
Suzi Andreis: Ze środowiska lesbijskiego i kobiet nieheteronormatywnych, skupionych wokół listy mailingowej dla polskich lesbijek Polles.
Historia Chrząszczyków sięga końcówki lat 90. Latem, podczas jednego z naszych mityngów zupełnie spontanicznie zorganizowałyśmy amatorski mecz piłki nożnej. Traktowałyśmy to jako żart, bo kompletnie nie umiałyśmy wtedy grać. Ale bawiłyśmy się świetnie. Na tyle świetnie, że w zeszłym roku minęło już 20 lat, odkąd regularnie spotykamy się na boiskach i halach sportowych, jeździmy na turnieje i je organizujemy, prowadzimy warsztaty, dyskusje i spotkania.
W 2001 roku wzięłyśmy udział w w Mistrzostwach Świata IGLFA w Londynie, a od 2013 roku działamy oficjalnie jako klub sportowy. W tym samym roku udało nam się także powołać pierwszą w Warszawie Kobiecą* Akademię Piłkarską, czyli szkołę piłki nożnej dla dorosłych kobiet, osób niebinarnych, transpłciowych i wszystkich, które identyfikują się jako kobiety.
czytaj także
Stąd ta gwiazdka w nazwie?
Akademia z założenia ma być inkluzywna i otwarta dla wszystkich, choć początkowo – mniej więcej do połowy lat dwutysięcznych – zajmowałyśmy się głównie agregacją kobiet nieheteronormatywnych – lesbijek. Nie myślałyśmy wtedy jeszcze o kobiecej piłce nożnej w szerszym kontekście, biorąc na przykład pod uwagę kwestie tożsamości płciowej. Zależało nam głównie na tym, by stworzyć wspólną przestrzeń do spotkań i organizacji nieformalnych wydarzeń – nie tylko tych piłkarskich. Ważna była dla nas solidarność środowiskowa i wyrażanie swojej tożsamości, podmiotowości, na co w tamtym czasie w wielu dziedzinach wciąż trudno było sobie pozwolić. Ale z czasem sport i osadzone w nim kwestie równościowe wysunęły się na prowadzenie. Nauczyłyśmy się sporo o transinkluzywności i podjęłyśmy kroki, by nasza działalność była adresowana do wszystkich, opierała się sztywnym binarnym podziałom płci oraz związanym z nim stereotypom i tworzyła otwartą, przyjazną społeczność. Wiele zmieniło się w momencie, gdy sformalizowałyśmy naszą działalność.
czytaj także
Co dokładnie?
Przede wszystkim warunki gry, bo pierwsze mecze odbywały się na kartofliskach, czyli wolnych skrawkach trawy na świeżym powietrzu, w parkach i na przykład okolicach warszawskiej AWF – bez bramek (za te służyły nam plecaki), bez oznaczeń i bez profesjonalnego przygotowania. Wtedy też zorientowałyśmy się, że kobieca piłka nożna – nie tylko ta queerowa – w Polsce prawie nie istnieje. Nie było dla nas boisk, drużyn i przede wszystkim kasy.
Kolejne lata to już moment, kiedy same organizowałyśmy turnieje, zdobywałyśmy środki na rozwój i ciężej trenowałyśmy. Nigdy nie zapomnę, jak po raz pierwszy weszłyśmy na profesjonalne boisko i w dodatku wszystkie miałyśmy na sobie jednakowe koszulki.
Chrząszczykom stuka w tym roku 21 lat. Jak przez ten czas zmieniła się sytuacja kobiet w piłce nożnej?
Na pewno kobiecy futbol bardzo zyskał na popularności – także w Polsce, gdzie obecnie można dużo łatwiej niż nawet 10 lat temu znaleźć drużyny czy kluby dla kobiet. Jednak piłkarki wciąż muszą się zmagać z tymi samymi problemami, co wcześniej, i wciąż czują, że reguły gry na boiskach dyktują mężczyźni. Nie jest bowiem tak, że nagle FIFA, UEFA, PZPN albo sponsorzy zdali sobie sprawę, że kobiety mają prawo uprawiać sport przez lata zdominowany przez facetów i na dodatek mogą w nim być dobre. Zrozumieli raczej, że wpuszczenie do tego świata dwóch miliardów zawodniczek w skali globu to po prostu nowa szansa dla kapitalistycznego rynku i nowe źródło kasy – zwłaszcza dla firm, które przecież z piłki nożnej uczyniły jeden z najbardziej dochodowych biznesów na świecie. Mam z tym problem.
Dlaczego?
Bo za tym urynkowieniem kobiecej piłki nożnej idzie też powielanie stereotypowych wzorców kobiecości, które mocno w nas uderzają. W dodatku najbardziej pożądane, widzialne i dominujące są kobiety heteronormatywne. Gdy obejrzysz zdjęcia z imprez sportowych z piłki nożnej kobiet 20 lat temu, większość zawodniczek miało raczej taki – powiedziałabym – lesbian image. W tej chwili jest całkowicie odwrotnie. Nie wnikam, rzecz jasna, w osobiste decyzje piłkarek – bo każda z nas sama powinna decydować o tym, jak chce wyglądać. Bardziej martwi mnie to, że powszechnie rezygnuje się z różnorodności wśród kobiet grających w nogę.
Coraz częściej okazuje się też, że o kwestii wyglądu decydują władze piłkarskie i sponsorzy, którzy kładą ogromny nacisk na feminizację i heteroseksualizację piłkarek, bo nie chcą, by te wyglądały – mówiąc wprost – jak lesby. Mają być atrakcyjnymi, heteroseksualnymi kobietami, dopasowanymi do powszechnie lansowanych kanonów piękna i hetero-, męskocentrycznego, czy też patriarchalnego wyobrażenia o kobiecości. To pokazuje, że kobieta w piłce nożnej jest traktowana wciąż przedmiotowo. Musi dobrze grać, ale jeszcze lepiej – prezentować się na plakatach reklamowych. Oczywiście na pewno wynika to również z ogólnie przyjętych wzorców, które kształtują się w naszej głowie latami, bo normą jest, że piłkarkom – a zwłaszcza lesbijkom – odbiera się kobiecość. Właściwie ona cały czas jest w piłce problematyczna.
czytaj także
Co to znaczy?
Kobiecość cały czas jest negowana albo wykorzystywana przeciwko nam, żeby piłkę nożną kobiet ośmieszyć. Najpierw musimy wstydzić się tego, że jesteśmy kobietami, a potem, że lesbijkami. W pierwszej kolejności wmawia nam się, że piłka nożna to męska przestrzeń, a jak się w niej znajdziemy, mamy nie poruszać kwestii orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej. Piłkarki od zawsze były katalogowane w kategorii niekobiet przez to, jak wyglądały i przez to, że grały w „męski sport”.
Teraz z kolei idziemy w drugą stronę i musimy realizować z góry narzucany komunikat: „ok, gramy w piłkę, ale wciąż jesteśmy pięknymi, delikatnymi kobietami”. Nie jest żadną tajemnicą, że największą presję wywierają pod tym względem kluby. Wiele z nich wyraźnie mówi: „noś długie włosy”, „nie stroń od makijażu”, „nie afiszuj się ze swoją orientacją” itp. To i dążenie do jednorodności jest normą. Nie tylko w Polsce.
Ale przecież w zagranicznym środowisku piłkarskim jest sporo wyoutowanych zawodniczek, jak choćby Amerykanka, Megan Rapinoe.
Owszem. Jednak nie są to aż tak liczne przypadki, jak może się na pierwszy rzut oka wydawać. Łatwo jest ulec iluzji, że homofobii w piłce nożnej kobiet nie ma, bo da się wymienić z pamięci parę nazwisk ujawnionych sportsmenek. Co dzieje się jednak na innych – niższych szczeblach piłkarskich?
O ile sporo mówi się o uprzedzeniach wobec nieheteroseksualnych mężczyzn, o tyle coś, co w innych krajach nazywane jest lesbophobią, stanowi przemilczany temat. Absolutnie nie chcę umniejszać dyskryminacji wymierzonej w gejów, która skutkuje ogromnym wykluczeniem, przemocą werbalną i fizyczną, a często również koniecznością wieloletniego ukrywania się. Jeżeli jednak nazywamy te zjawiska tak samo, to jest naturalne, że na hasło „homofobia w sporcie” myślimy głównie o mężczyznach. Tak po prostu jest urządzony świat – patriarchalnie i męskocentrycznie.
Tymczasem dyskryminacja wymierzona w kobiety i mężczyzn jest pod tym względem różna, a w przypadku kobiet nieheteronormatywnych rzadziej się o niej mówi. Doświadczenia Chrząszczyków pokazują natomiast, że lesbophobia, ale też transfobia, przebiega dwutorowo. Z jednej strony są oczywiście hejterzy w sieci, którzy atakują nas bezpośrednio, ale z drugiej ludzie, którzy są w założeniu powinni być naszymi sojusznikami, jak na przykład Roman Jaszczak [trener Medyka Konin, czterokrotnego mistrza Polski w kobiecym futbolu – przyp. red.], który uważa, że nie powinno się ruszać tematu orientacji seksualnej i tożsamości płciowej w piłce nożnej, bo to szkodzi popularyzacji tego sportu wśród kobiet. Niestety mam wrażenie, że jestem jedyną osobą w Polsce, która o tym mówi. I mimo, że jest coraz więcej kobiet zarejestrowanych w PZPN-ie, coraz więcej kobiecego futbolu w szkołach, wciąż mamy sporo do zrobienia w queerowym sporcie, ale także w kwestii wychowywania dziewcząt.
czytaj także
Co masz na myśli?
Zmianie musi ulec – moim zdaniem – cały proces socjalizacji, który odbywa się w szkole. Obecny system dosłownie urywa skrzydła dziewczętom w kwestii rozwoju fizycznego, ich relacji ze sportem. Dziewczynki są zasadzie od urodzenia oddalane od sportu, a już na pewno od piłki nożnej, jak gdyby to nie była przynależna im sfera. Efekt jest taki, że na etapie 7-8 klasy wiele dziewcząt przychodzi na WF ze zwolnieniem, a potem jako trzydziestolatki mają problemy z koordynacją ruchową lub całkowicie obezwładniający lęk przed sportami zespołowymi.
czytaj także
A jak to jest z graniem ponad narodowościowymi podziałami? I to jeszcze w Polsce, gdzie kibice otaczają się wyłącznie biało-czerwonymi barwami?
Jak już mówiłam, mamy podejście inkluzywne, czyli również internacjonalne. Taki był też zamysł utworzenia Kobiecej* Akademii Piłkarskiej, gdzie gwiazdka oznacza wszystkie kobiety, lesbijki, osoby nieheteronormatywne, identyfikujące się jako kobiety, ale też takie, które pochodzą z różnych miejsc świata, różnych grup społecznych itd.
Chcemy zapraszać do wspólnego kopania piłki wszystkie osoby zza granicy, z mniejszości etnicznych żyjących w Warszawie. Często grają z nami osoby z Ukrainy i Białorusi. Idea integracji jest dla nas bardzo ważna, a sport bardzo ją ułatwia. Marzę o tym, by Akademia i Chrząszczyki były warszawską tkanką, łączącą różne – nierzadko wykluczane społecznie – środowiska. To jest również powodem, dla którego od 2010 uczestniczymy co roku w rozgrywkach Etnoligi organizowanej przez Fundację dla Wolności.
Oczywiście jest wśród nas masa piłkarek, które kibicują drużynom narodowym. Ale ja – z pochodzenia Włoszka, dość dobrze znająca ekspansję piłkarskiego, niekiedy niebezpiecznego patriotyzmu z Italii – kompletnie tego nie podzielam. Nie dopinguję ani polskiej drużynie, ani włoskiej. Wolę niszczyć bariery niż je wznosić.