Niewątpliwie nowy Gowin jest bardziej warszawski niż krakowski, więc wydaje się trochę bardziej inkluzywny i mniej surowy.
Od początku było wiadomo, że nowa koalicja będzie miała swojego Jarosława Gowina. Polska polityka nie poradziłaby sobie bez kolejnej inkarnacji kulturalnego konserwatywnego liberała. W czasach rządów PO-PSL i Zjednoczonej Prawicy funkcjonował oryginalny Gowin, a podczas pierwszego rządu PiS (2005–2007) tę nieformalną funkcję pełniła Zyta Gilowska. W latach 1997–2001 mieliśmy nawet rządy pre-Gowina, czyli Jerzego Buzka – przesympatycznego i pełnego ciepła człowieka, który dał nam takie cuda jak prywatyzacja emerytur czy komercjalizacja ochrony zdrowia.
czytaj także
Wydawało się, że naturalnym kandydatem na nowego Gowina będzie Władysław Kosiniak-Kamysz, lider najbardziej konserwatywnej frakcji w obecnej koalicji. Też jest z Krakowa, i to z bardzo szacownego rodu – jego ojciec Andrzej był ministrem w rządzie Mazowieckiego. Młody Kosiniak-Kamysz jest jednak trochę przygaszony i oddał pole Szymonowi Hołowni, który chętnie wziął na siebie trudną rolę koalicyjnego obrońcy społecznego status quo. Aktualny Gowin przejął właściwie wszystkie wady tego oryginalnego Gowina, chociaż nadał tej roli bardziej postępowy, tefałenowski sznyt.
Powstrzymać rewolucję
Jedną z podstawowych funkcji archetypu Gowina w polskiej polityce jest hamowanie rewolucyjnych zapędów koalicjantów. Oryginalny Gowin w 2012 roku w wywiadzie dla „Wyborczej” stwierdził, że będzie bronił tradycyjnych wartości nawet za cenę ochrzczenia go przydomkiem ajatollaha. W czasie rządów PO-PSL krakowski intelektualista starał się więc powstrzymać skręt partii Tuska w lewo. W Zjednoczonej Prawicy próbował blokować prawicowych rewolucjonistów, co byłoby nawet chwalebne, gdyby mu się udało, ale jego jedynym sukcesem na tym polu było powstrzymanie „wyborów kopertowych”.
czytaj także
Hołownia również stoi na straży tradycyjnych wartości, chociaż robi to nieco przebieglej, co umożliwia stanowisko marszałka Sejmu. Na wstępie obwieścił likwidację „sejmowej zamrażarki”, wnet okazało się jednak, że zamiast niej wstawił sobie do gabinetu „sejmową chłodnię”. Hołownia nie zamraża projektów ustaw, on je tylko odkłada na dobry moment. Tak właśnie zrobił ze złożonymi niemal pół roku temu projektami liberalizującymi przepisy aborcyjne, które czekać miały na czas po wyborach samorządowych, by „nie pokłócić się i nie poróżnić na chwilę przed”.
Umiarkowany postęp w granicach „zdrowego rozsądku”
Podobnie jak Gowin, Hołownia próbuje zgrywać umiarkowanego postępowca, rozsądnie kroczącego między niereformowalną altprawicą a rozemocjonowaną lewicą.
Gdy sprzeciw wobec in vitro zaczął być postrzegany po stronie liberalnej jako faux-pas, Gowin sprytnie wymyślił sobie, że poprze tę metodę, ale pod warunkiem zakazu zamrażania zarodków. Popierał wytwarzanie co najwyżej dwóch, o ile oba miały zostać wprowadzone do macicy. Potem zaproponował „mały kompromis”, czyli zwiększenie liczby zarodków do trzech, ale pod warunkiem implantacji wszystkich.
Od tamtych czasów minęło półtorej dekady, in vitro przestało być kontrowersyjne nawet dla dużej części PiS. Pojawiły się jednak nowe postulaty, które tym razem ujarzmia Szymon Hołownia. Oczywiście robi to tak jak Gowin, czyli uzależnia poparcie od wcześniejszego wybicia im zębów. Idealny przykład to wyrównanie płac między płciami – Trzecia Droga wpisała to do swoich gwarancji, ale tylko w zakresie takiej samej płacy za taką samą pracę, co jest już dawno prawnie uregulowane. Gender pay gap to efekt zupełnie innych czynników – tak zwanej kary za dziecko czy pomijania kobiet przy awansach na kluczowe stanowiska.
czytaj także
W sprawie aborcji Hołownia również proponuje kompromis, czyli powrót do przepisów sprzed niesławnego i wydanego podczas pandemii wyroku TK, które już wtedy były niemal najostrzejsze w Europie. Dalszą liberalizację przebiegle uzależnia od wyniku referendum, co w polskich warunkach może oznaczać utopienie tego postulatu na lata, jeśli nie dekady.
Osobom LGBT Hołownia dałby troszkę praw, ale nie za dużo, tylko tak w sam raz, z umiarem. Nie przesadzajmy z tym postępem. Związki partnerskie popiera, ale w sprawie małżeństw jednopłciowych zagłosowałby przeciw, ponieważ „to nie byłoby właściwe” i „tak nie powinno być”.
Współczujący przedsiębiorczyzm
Jarosław Gowin nie zawsze był surowy. Wobec przedsiębiorców wykazywał ogrom empatii, robiąc wszystko, by nie stała im się jakakolwiek „krzywda”. Był największym przeciwnikiem Polskiego Ładu w Zjednoczonej Prawicy, a TVP Info nazwała go nawet „głównym hamulcowym” reformy podatkowej, która miała minimalnie zmniejszyć regresję systemu podatkowo-składkowego, wyrównując część obciążeń przedsiębiorców z pracownikami etatowymi. W wyniku jego działań wprowadzono idiotyczną „ulgę dla klasy średniej”, która była główną przyczyną chaosu powstałego w wyniku wprowadzenia Polskiego Ładu. To m.in. dzięki niemu najzamożniejsi przedsiębiorcy wywalczyli prawie dwukrotnie niższą składkę zdrowotną od pracowników. Mimo to podczas spotkania w Karpaczu, odcinając się od Polskiego Ładu, powiedział, że im… współczuje.
Chociaż w kwestii praw człowieka Hołownia stara się być rozważny i umiarkowany, to w odniesieniu do praw przedsiębiorców jest już radykalnie pryncypialny. Podobnie jak Gowin, to zaciekły przeciwnik urealnienia składki zdrowotnej przedsiębiorców zawartej w Polskim Ładzie. Podczas sobotniej konwencji programowej przed wyborami samorządowymi wspólnie z Kosiniakiem-Kamyszem postawili sprawę na ostrzu noża. „Kwestia składki zdrowotnej to nasze być albo nie być w koalicji. Stawiamy tę sprawę bardzo twardo i bardzo jasno” – powiedział lider Polski 2050.
Inaczej mówiąc, Hołownia uzależnił uczestnictwo w koalicji od przywrócenia niesprawiedliwego sposobu naliczania składki zdrowotnej, skrajnie preferującego przedsiębiorców. Dlaczego stoi na tak kuriozalnym stanowisku? Wytłumaczył to na platformie X. „Zmiany w sposobie poboru składki zdrowotnej od przedsiębiorców to jedna z najpilniejszych spraw. Tego oczekują od nas ludzie, którzy budują dobrobyt Polski” – napisał Hołownia.
Według „Gowina 2.0” polski dobrobyt tworzy więc ok. 2 milionów przedsiębiorców, a nie 14 milionów pracowników etatowych. Ci pierwsi mają budować uprzywilejowaną elitę, która może dorzucać do systemu ochrony zdrowia symboliczne, ryczałtowe kwoty, a pracownicy muszą odprowadzać daninę proporcjonalną do dochodu. Równocześnie jednak Trzecia Droga zobowiązała się do podniesienia nakładów na zdrowie do 7 proc. PKB. Jak chce to zrobić, postulując zabranie z NFZ 7 mld złotych?
Rynek załatwi
Jarosław Gowin od początku swojej kariery był orędownikiem wprowadzania mechanizmów rynkowych do wszelkich obszarów życia społecznego. Jako minister sprawiedliwości w 2013 roku przeprowadził reformę deregulującą kilkadziesiąt zawodów – między innymi całkowicie otwierając zawód pośredników i zarządców nieruchomości. Jako minister nauki przeprowadził reformę wprowadzającą większą rywalizację między uczelniami i premiującą te czołowe kosztem prowincjonalnych.
czytaj także
Pod względem liberalizmu gospodarczego Hołownia idzie w ślady poprzednika. Trzecia Droga obiecywała między innymi zamrożenie głównych stawek podatków do końca kadencji oraz wprowadzenie dobrowolnego ZUS-u dla przedsiębiorców w trudnej sytuacji finansowej. To ostatnie zostało już zapowiedziane przez premiera Tuska w formie wakacji od składek ZUS – wyłącznie dla przedsiębiorców oczywiście.
Najgroźniejsze są jednak pomysły TD zmierzające do cichej prywatyzacji ochrony zdrowia. Jedna z gwarancji mówi o refundacji z NFZ prywatnych wizyt u lekarzy, co nie tylko doprowadziłoby do dalszego wzrostu cen usług medycznych, ale też do drenażu pieniędzy z publicznego NFZ do prywatnych podmiotów.
Wolny rynek dla ludu, publiczne posady dla naszych
Pomimo uwielbienia mechanizmu rynkowego Gowin i Hołownia są zwolennikami obsadzania stanowisk publicznych swoimi ludźmi. Ludzie Gowina obsiedli stanowiska w Społecznej Inicjatywie Mieszkaniowej, Agencji Rozwoju Przemysłu czy Krakowskim Parku Technologicznym. Przede wszystkim jednak panowie związani z Porozumieniem, z Gowinem na czele, nadzorowali Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, w którym prawdopodobnie dochodziło do skandalicznych nadużyć finansowych. W czasie, gdy Gowin szefował Ministerstwu Nauki, podległe mu NCBiR przyznało 10 mln złotych dotacji spółce, której jednym z założycieli był wiceszef jego partii Robert Anacki.
Hołownia wydaje się równie chętny do obsadzania stanowisk publicznych swoimi zaufanymi ludźmi, którzy błyskawicznie znaleźli się na atrakcyjnych posadach – między innymi Michał Gniatowski (szóstka na liście TD) wszedł do rady nadzorczej Enei, a Robert Gajda (ostatnie miejsce na liście TD) został wiceprezesem NFOŚiGW. Co prawda po wyjściu na jaw tej ekspansji Hołownia zapowiedział, że żaden członek Polski 2050 nie będzie mógł zasiadać w zarządach lub radach nadzorczych spółek skarbu państwa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by na jakiś czas oddać legitymację. Albo w ogóle jej nie brać, jak libertarianin i były konfederata Artur Dziambor, który nieudanie startował z listy Trzeciej Drogi, a na osłodę dostał posadę w Porcie Gdańsk na stanowisku dyrektora marketingu.
Podobieństw jest znacznie więcej i nie wszystkie są negatywne. Polska 2050 jest znana z promowania OZE, co samo w sobie jest oczywiście w porządku, o ile nie dochodzi się z tym do ściany, jak ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska, która chciała niedawno budować wiatraki przy samych domach. Gowin swego czasu zamierzał reprezentować „zielony konserwatyzm”, czyli prawicową odmianę dbałości o środowisko i klimat. Nic więc dziwnego, że na listach Trzeciej Drogi znalazło się tak wiele osób związanych niegdyś z Gowinem. Chociażby posłanka Magdalena Sroka, obecnie szefowa komisji śledczej ds. Pegasusa, czy Jan Strzeżek, który po nieudanych wyborach został szefem Gabinetu Politycznego w Ministerstwie Technologii i Rozwoju.
Maciej Duszczyk w MSWiA, migranci w sejmie u marszałka Hołowni
czytaj także
Aktualna inkarnacja Jarosława Gowina jest więc nieco bardziej postępowa, czasy się przecież zmieniły, pewnych rzeczy już nie wypada, za to w dobrym tonie jest głosić inne. Niewątpliwie nowy Gowin jest bardziej warszawski niż krakowski, więc wydaje się trochę bardziej inkluzywny i mniej surowy. To jednak wciąż ten sam wolnorynkowy konserwatysta, który udaje zatroskanego, a w gruncie rzeczy stoi na straży społecznego status quo. I będzie go bronił.