Kraj

Lwa-Starowicza nikt nie pyta o to, jaką ma na sobie bieliznę

joanna-jedrusik

Wczoraj po południu udzieliłam wywiadu dziennikarzowi „Vivy”, Romanowi Praszyńskiemu. Nie był to wywiad specjalnie przyjemny – pisze Joanna Jędrusik, autorka książki „50 twarzy Tindera”.

Od redakcji: W środę zrobiło się głośno o wywiadzie, jaki dla „Vivy” z aktorką Anną Marią Sieklucką przeprowadził Roman Praszyński. Aktorka gra główną rolę w filmie 365 dni, adaptacji bestsellerowej książki Blanki Lipińskiej.

W wywiadzie aktorka usłyszała m.in. pytania: „czy lubi Pani seks?”, „skoro nie lubi Pani seksu, to co Pani lubi?”, „założyła Pani na casting koronkową bieliznę?”, „Pani ma doświadczenie seksualne?”, „bywa Pani na plażach nudystów?”, „jest Pani samotną kobietą?”, „a kiedy Pani płacze, do kogo idzie Pani się przytulić?” czy komentarz „brzmi Pani jak kobieta, która ma 57 lat, a nie 27”.

„Viva” zdjęła wywiad ze swojej strony w sieci. Dziennikarz przeprosił i dodał, że „konwencja wywiadu, jaką przyjąłem, nie sprawdziła się”.

Tego samego dnia dziennikarz „Vivy” przeprowadził wywiad z Joanną Jędrusik, autorką wydanej przez Krytykę Polityczna książki 50 twarzy Tindera. Po rozmowie Joanna opisała wydarzenie na swoim profilu na Facebooku. Jej relacja zaczyna się od tego, że „nie był to wywiad specjalnie przyjemny”.

Przytaczamy wpis w całości za zgodą autorki.

***

Wczoraj po południu udzieliłam wywiadu dziennikarzowi „Vivy”, Romanowi Praszyńskiemu. Nie był to wywiad specjalnie przyjemny.

Po wywiadzie natrafiłam na bardzo świeży artykuł o skandalicznym wywiadzie z aktorką grającą w filmie 365 dni. A potem kolejny. A potem wpisy w mediach społecznościowych. I wiedziałam, że muszę napisać tego posta, nie tylko dlatego, że nie chciałabym, żeby mój wczorajszy wywiad się ukazał, ale także dlatego, że chciałabym, żeby takie standardy dziennikarskie znikły z powierzchni ziemi. Oraz przede wszystkim dlatego, że Pan Dziennikarz robił ze mną wywiad świeżutko po wybuchu całego zamieszania i przeprosinach. I mam wrażenie, że zupełnie nic sobie z tego nie robił, niczego się nie nauczył, a przeprosiny (bardzo w stylu nonapology, ale to inna sprawa) to pic na wodę, fotomontaż.

Wywiad miał dotyczyć mojej książki o Tinderze oraz podcastu, który będę prowadzić. Podcast będzie o seksie, sporo o seksie było w mojej książce. Sporo seksu było również w filmie, w którym zagrała Anna Maria Sieklucka. Jeszcze przed moim wywiadem mleko się rozlało, media zaczęły komentować obrzydliwy wywiad z aktorką, a Pan Dziennikarz opublikował na swoim Facebooku przeprosiny, tłumacząc na przykład, że „konwencja wywiadu, jaką przyjąłem, nie sprawdziła się, ale miałem, być może mylne wrażenie, że koreluje z tematyką filmu i książki”. Faktycznie, moja książka też była o seksie i innych trudnych sprawach. Książki Lwa-Starowicza też są o seksie, jego jakoś nikt nie pytał o to, jaką ma na sobie bieliznę i preferencje seksualne, tak jak miało to miejsce w przypadku odtwórczyni głównej roli w filmie 365 dni. W moim przypadku również pojawiły się pytania, które przekraczały moje granice.

Padały pytania, które wprawiały mnie w zakłopotanie, którego dziennikarz zdawał się (nie chciał?) nie dostrzegać. Drążył kwestie mojego doświadczenia seksualnego, tego, czego się w sferze seksualnej nauczyłam (bardzo interesowały go szczegóły, dopytywał, jakich nowych rzeczy), czy tego, jakie są moje granice w BDSM-ie. Rozumiem, że prasa kolorowa to nie „Tygodnik Powszechny” i czytelników interesują nie wzrost gospodarczy czy nadchodzące wybory, ale randki i seks. Zdarzyło mi się wiele razy udzielać wywiadów najróżniejszym mediom, od Kozaczka po BBC World, i nigdy nie miałam poczucia, że któreś medium aż tak bardzo szuka sensacji. Pojawiło się na przykład pytanie o to, jak się miewa moja depresja, z którą się wcale nie comingoutowałam i nie mówiłam wcześniej w wywiadzie, że mnie dotyczy, chociaż owszem, opisywałam w książce depresję sprzed paru lat. Miałam wrażenie, że zostałam zdiagnozowana w trakcie wywiadu. Pan Dziennikarz drążył, ile czasu i razy chodziłam na terapię, kiedy zaczęłam, ile dokładnie trwała terapia, co mi dała. Wypytywał też szczegółowo o to, jak długo trwały moje kolejne związki. Odbiegało to od tematyki wywiadu, ale pomiędzy pytaniami od czapy pojawiały się pytania całkiem normalne, nie miałam więc poczucia, że zupełnie nas znosi z tematu. Nawet w kontekście mojej książki odniosłam wrażenie, że charakter pytań miał mnie zdyskredytować lub wprawić w zakłopotanie. Mam tu na myśli na przykład przytoczony przez Pana Dziennikarza cytat z mojej książki: „przestaję się uważać za głupią cipę”. Nie pamiętałam, w jakim kontekście to pisałam, więc nie mogłam tego skomentować, natomiast wyrywanie z kontekstu takich wypowiedzi wywołuje dyskomfort.

Jakby pytań było mało, Pan Dziennikarz w pewnym momencie, patrząc mi w dekolt, powiedział, że „patrzy mi na serce”. Jeśli bezczelne gapienie się na piersi i dawanie do zrozumienia: „gapię się, bo można, co mi zrobisz”, nie jest przegięciem, to nie wiem, co jest.

Wieczorem przeczytałam o tym, że Paulina Młynarska miała z tym samym dziennikarzem nieprzyjemne przejścia 3 lata temu, odmówiła wtedy publikacji. Zakładam, że nie ona jedyna i że pojawią się też inne głosy, niemniej mój wywiad uważam za wyjątkowo paskudny, biorąc pod uwagę moment, w którym go udzielałam.

Wiem, że „Viva” bardzo słusznie postąpiła, zdejmując żenujący wywiad z Anną Marią Sieklucką, mam nadzieję, że podejmie równie słuszną decyzję o niepublikowaniu wywiadu ze mną, nawet zanim ten trafi do autoryzacji.

Tinder pozwala przełamać społecznościowe bańki i podziały klasowe

Jestem bardzo wdzięczna masie dziennikarzy, którzy wcześniej robili ze mną wywiady i wykazali się profesjonalizmem, większość tych rozmów sprawiła mi szczerą przyjemność, nie miałam poczucia, że ktoś chce mnie upokorzyć, nadużyć pozycji władzy, autorytetu zawodowego czy że ktoś niezdrowo ekscytuje się moim życiem seksualnym oraz dobrostanem psychicznym. Tym bardziej, drodzy dziennikarze, proszę, piętnujcie takie zachowania, a jak już zostaniecie naczelnymi, to nie puszczajcie takich tekstów.

Na koniec chciałam zwrócić uwagę na to, że takie zachowania to forma przemocy. Jestem młodą autorką z niewielkim dorobkiem, wspomniana wcześniej aktorka również nie ma na koncie wielu filmów. Dziennikarze rozmawiają z nami z pozycji autorytetu i doświadczenia. Oczekujemy od nich profesjonalizmu, ale nie mamy na tym etapie kariery pojęcia, jak on wygląda. Kobiety, które kiedykolwiek spotkała jakakolwiek forma molestowania, które kiedykolwiek zostały wprawione w zakłopotanie, wiedzą, że czujemy się z tym źle, nieswojo, ale kiedy robi to ktoś z pozycji władzy: przełożony, nauczyciel czy wykładowca, to zdecydowana większość z nas milczy, boi się zareagować, wstydzi się przyznać do tego, że ktoś nas poniżył, że poczułyśmy się słabe, zawstydzone. Tak samo czułam się ja po takim wywiadzie. Do teraz wściekam się na siebie, że nie potrafię w takich sytuacjach wygarnąć komuś, niezależnie od tego, jaki jest ważny i doświadczony, bronić swoich praw i swojej godności.

Ta złość powinna być skierowana w innym kierunku. Kiedy ktoś gapi się nam bezczelnie w dekolt, to łamie naszą granicę, jest to forma molestowania. Kiedy wprawia nas świadomie w zakłopotanie, również. Wkurzajmy się na molestujących, a nie na siebie same.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Jędrusik
Joanna Jędrusik
Kulturoznawczyni, napisała „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij