Tusk wiedział

Z pełną świadomością dzień przed wyborami Donald Tusk zagrał prymitywną, militarystyczną i rasistowską kartą.
Donald Tusk. Fot. EPP/Flickr.com

Skoro nawet przypadkowi żołnierze mają nagrania na komórkach, skoro prokuratura postawiła zarzuty, skoro nikt nawet specjalnie nie ukrywa wiedzy o prawdziwym przebiegu wydarzeń, nie ma powodu zakładać, że tuż przed wyborami Donald Tusk nie sięgnął z wyrachowaniem po militarno-rasistowskiego jokera.

Przeczytawszy świetny tekst Wojciecha Czuchnowskiego Jak wyglądał incydent ze strzałami na granicy polsko-białoruskiej? „Nie było bezpośredniego zagrożenia”, uświadomiłem sobie, że tłumaczenie jego implikacji to rzecz poniżej godności Dziennikarza Roku i redakcji, która miesiąc temu przyznała nagrodę człowieka roku Agnieszce Holland. Czytelnicy „Gazety Wyborczej” to w końcu żaden ciemny lud, wnioski nasuwają się same. Warto jednak, żeby wiedza o prawdziwym obliczu Donalda Tuska dotarła także na zewnątrz gazetowego paywalla.

Prześladowania polskiego munduru

„Już wyjaśniam zagadnienie…” – jak mawiał sąsiad Kurski w serialu Miodowe Lata. W tygodniu poprzedzającym eurowybory gruchnęła wieść, że prokuratura prześladuje polskich żołnierzy w związku z 43 strzałami ostrzegawczymi (!) oddanymi w kierunku migrantów – w ziemię i w powietrze. Opinią publiczną wstrząsnął przede wszystkim fakt, że Żandarmeria Wojskowa zakuła żołnierzy w kajdanki, a za nadużycie uprawnień trzęsący się jak osiki w wojennym cosplayu obrońcy granic mają zostać pociągnięci do odpowiedzialności.

Bezkarność plus – nowy program Koalicji Obywatelskiej

„Postępowanie prokuratury i Żandarmerii Wojskowej wobec naszych żołnierzy budzi uzasadniony niepokój i gniew ludzi” – perorował światły Europejczyk Tusk. Do zdarzenia miało dojść na przełomie marca i kwietnia, więc jego ujawnienie przed wyborami mogło być nieco zaskakujące, ale rząd znalazł sposób, by rozegrać wizerunkowy kryzys tradycyjnym Tuskowym szeryfowaniem.

Już w piątek premier, jak się wyraził, „odebrał meldunek szefa MON”. Wezwany na dywanik minister Kosiniak-Kamysz obiecał w błyskawicznym tempie wypracować nowe procedury dotyczące użycia broni na granicy. Wraz z informacją o śmierci żołnierza, który własną piersią bronił siatki za 2 miliardy złotych, „prześladowanie” polskiego munduru wybuchło jak prawdziwa bomba, a skutki ujawnienia obu informacji łatwo można było przewidzieć.

Rozpoczął się festiwal nacjonalistycznego wzmożenia, tak dobrze znany choćby z czerwca 1939 roku, kiedy Polacy zaczęli szukać przyczyn, które doprowadziły ich do tragicznego położenia – i znaleźli je w niezbyt pałających sympatią do polskiego munduru pisarzach żydowskiego pochodzenia, co opisał u nas kilka miesięcy temu Piotr Sadzik. Dzień przed wyborami patriotyczna egzaltacja przekroczyła normy znane nawet z czasów łaskawego panowania Kaczyńskiego, Błaszczaka i Macierewicza. Tylko niewrażliwi na bogoojczyźniany patos znów zachodzili w głowę, dlaczego zmiana władzy poszła w tak żałosnym kierunku.

Chwała bohaterom

Wczorajszy artykuł Czuchnowskiego podobnych emocji nie wzbudził, choć czytamy w nim rzeczy iście rewelacyjne. Trzech rozmówców potwierdziło, że stojący za zaporą migranci nie stwarzali bezpośredniego zagrożenia dla żołnierzy – w przeciwieństwie do ich samych, patrolujących zaporę parami oddalonymi od siebie o kilkaset metrów. 43 strzały, które padły wzdłuż płotu (kwestię strzelania przez granicę ma dopiero wyjaśnić prokuratura, a potwierdził ją tylko jeden z rozmówców Czuchnowskiego) wiązały się z ryzykiem, że polscy bohaterowie „mogli się pozabijać”.

Nagrania z incydentu, zarejestrowane przez kamery zainstalowane na zaporze, miały przez wiele tygodni krążyć wśród żołnierzy i funkcjonariuszy SG. „Teraz ich posiadacze boją się je ujawnić i kasują wiadomości z telefonów” – pisze Czuchnowski. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wkrótce wylądują na uruchomionym przez Krzysztofa Stanowskiego mailu do kontaktu w sprawie sytuacji na granicy. Chyba nie taki był cel showmana, ale będzie pewną satysfakcją zobaczyć na kanale naczelnego polskiego szowinisty, jak dzielni obrońcy granicy strzelają, gdzie popadnie, w brązowych od strachu badejach, narażając życie swoich równie bohaterskich towarzyszy broni.

Jak napisał wczoraj obecny na granicy i w przeciwieństwie do latających z pałami dildo bullyboys i bullygirls zasługujący na powszechny szacunek Piotr Czaban, „co poniektórzy wycofują się ze »świętego oburzenia« na zatrzymanie żołnierzy, którzy strzelali na pograniczu. Bo zobaczyli nagranie z zajścia. Od Onetu, po ministrów, pozostałe media… Histeria, którą wywołaliście dla klików, przyniosła katastrofalne skutki”.

Fakt: goniące za klikami polskie media kolejny raz dały się ponieść koniunkturalnej, patriotycznej fali. Medialni eksperci od chwały munduru nakręcali szowinistyczny spin, Marcin Wyrwał pozostał Marcinem Wyrwałem. Jak pisał Galopujący Major po wybuchu rakiety w Przewodowie w 2022 roku – „media głupsze od polityków”. Nic więc nowego.

Trzeba rozminować granicę

czytaj także

Trzeba rozminować granicę

Wojciech Siegień

Nie będziemy tu jednak organizować Pepsi Challenge na głupotę – czy głupsze są media, czy politycy, to spór nierozstrzygnięty od lat i taki też pozostanie. Warto jednak zauważyć – i tu właśnie pora na osobiste wnioski z tekstu Czuchnowskiego – że byłoby dowodem skrajnej niekompetencji i upadku państwa, gdyby Donald Tusk dwa dni przed ciszą wyborczą, a dwa miesiące po incydencie nie wiedział, jak wyglądał jego przebieg. Skoro nawet przypadkowi żołnierze mają nagrania na komórkach, skoro prokuratura zdecydowała się postawić żołnierzom zarzuty, skoro nikt nawet specjalnie nie ukrywa wiedzy o prawdziwym przebiegu wydarzeń. Jak, nie przymierzając, Jan Paweł II – Tusk wiedział.

As w rękawie

Ale Donald Tusk nie tylko wiedział. Z pełną świadomością postanowił zagrać najbardziej prymitywną, militarystyczną i rasistowską kartą dzień przed wyborami, upokarzając koalicjantów w osobie Kosiniaka (tu akurat niewielki plus) – bo wiedział, że taki mamy klimat. Że nic tak nie mobilizuje ksenofobicznego elektoratu jak strach przed innym, niebiałym.

Murem za mundurem? Nie tak zostałem wychowany

Wyciągnął wnioski z Kaczyńskiego, by samemu stać się Kaczyńskim, z żoną, dziećmi i kontem w banku co prawda, ale poza tym nieróżniącym się przesadnie od swojego arcywroga. No, może jeszcze poza korektą socjalną i aktywnością po ataku Rosji na Ukrainę, które Robert Krasowski wskazuje jako dwa jasne punkty ostatnich lat kariery politycznej prezesa PiS. Karta osiągnięć Tuska pod tym względem prezentuje się znacznie mizerniej.

Dalsze wnioski o bohaterstwie polskiego żołnierza i moralnym ciężarze decyzji Tuska zostawiam Czytelnikowi i Czytelniczce. Pod względem wiary w wasze możliwości aż tak bardzo nie różnię się od Czuchnowskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij