Mamy do czynienia z pojedynkiem gigantów – i to na wielu poziomach – w którym, jak zwykle, najbardziej ucierpią niewinni, czyli przyroda i malutcy, zarówno rolnicy, jak i konsumenci.
Protesty rolnicze, które rozpoczęły się pod koniec lutego, od początku przebiegały pod hasłem ograniczenia importu zboża i produktów spożywczych z Ukrainy oraz sprzeciwu wobec wprowadzenia europejskiego Zielonego Ładu. Sytuację doskonale wyczuły środowiska sprzyjające Rosji, co widać wyraźnie w zmieniającej się narracji protestujących. Robi się ona coraz bardziej ogólna, populistyczna, antyunijna, antyeuropejska i prorosyjska.
czytaj także
Mając na uwadze trwającą i eskalującą wojnę w Ukrainie oraz kontekst zbliżających się wyborów do europarlamentu, nietrudno dostrzec, że sytuacja ma drugie dno. Nie sugeruję, że same protesty rolników – przetaczające się przez całą Europę – są stymulowane przez Moskwę. Mają oddolny, zorganizowany charakter i związane są z niskimi cenami zbóż na rynkach międzynarodowych – za co rolnicy winią eksport z Ukrainy. Za obniżające się ceny na giełdach międzynarodowych odpowiada jednak nie ukraińskie ziarno, ale zalew taniego zboża z Rosji.
Desanty trolli, fałszywych kont i prorosyjskich działaczy
Drugą osią narracyjną protestów jest europejski Zielony Ład, czyli pakiet ustaw, które mają dostosować nas, w tym rolników, do realiów zmian klimatycznych – co także nie jest na rękę ani Rosji, ani wielkiemu przemysłowi produkcji żywności. Oczywiście część zmian uderza także w rolników mniejszych (w Polsce trzy na pięć gospodarstw ma mniej niż 10 ha), ale są to problemy możliwe do przepracowania. Jednak tłumem – czy to na protestach, czy w sieci – rządzi afekt, uniemożliwiając dostrzeżenie niuansów i szerszych kontekstów.
czytaj także
Kwestia ugorowania urasta do monstrualnych rozmiarów i mało kto pamięta, że chodzi zaledwie o 4 proc. ziemi czy że obowiązek ma dotyczyć tylko gospodarstw większych niż 10 ha (w Polsce to tylko 25 proc. wszystkich). Umyka też fakt, że na ugorowanych terenach wciąż będzie można uprawiać określone rośliny, a za samą ziemię wciąż będą wypłacane dopłaty. Celem nie jest wyłączenie z produkcji, ale możliwość regeneracji gleby (niestety większą popularnością cieszy się fake news, zgodnie z którym Unia Europejska zabroni rolnikowi uprawy ziemi na jego gruncie).
Umowa UE z krajami Mercosuru. Niemcy znów chcą się ratować kosztem Europy
czytaj także
Na forach ogrodniczych, działkowych i rolniczych nastąpił ostatnio wysyp memów i fałszywych informacji związanych z zapisem o ugorowaniu. Miesiąc wcześniej miał tam miejsce gigantyczny desant trolli i fałszywych kont. Większość tych miejsc nie ma funkcji moderacji treści – bo też jakie dezinformacje miałyby szerzyć się na grupach o kompostowaniu i sianiu bobu?
Anna Mierzyńska, analityczka mediów społecznościowych, podczas spotkania dla dziennikarzy zorganizowanego przez Instytut Spraw Publicznych w Warszawie, zwracała uwagę na splatanie się w protestach rolniczych narracji i postaci, które mają skrajnie prawicowy, antysystemowy i radykalny charakter oraz rodowód. Wiele z nich to osoby, grupy czy konta społecznościowe jawnie prorosyjskie. Co ciekawe – jak donosiły media zaraz po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie – prawie wszystkie głosiły wcześniej hasła antyszczepionkowe czy antysystemowe, jak Bezpieczna Polska Leszka Sykulskiego, Front Krzysztofa Tołwińskiego czy Watahy Głosu Obywatelskiego Andrzeja Ponety. Ta ostatnia to skrajnie antysystemowa bojówka, wywodząca się z ruchu „polskich żółtych kamizelek”, mających na koncie m.in. pobicie personelu medycznego wykonującego szczepienia w Grodzisku Mazowieckim.
Mierzyńska wskazuje przewijającego się często w kontekście protestów Piotra Panasiuka, jednego z dwóch liderów Bezpiecznej Polski, głoszącego otwarcie poglądy prorosyjskie i antyukraińskie. Na swoim profilu w serwisie X wzywa do wspierania Białorusi i Władimira Putina, wychwala sukcesy Rosji na froncie, nazywa Ukraińców banderowcami. Panasiuk pojawia się na wielu filmach z protestów rolniczych, gdzie podżega, eskaluje i radykalizuje przekaz, jednocześnie go prymitywizując, szczując polskich rolników na Ukrainę i Unię Europejską.
(Nie)jawna opcja prorosyjska w Sejmie i poza nim
Otwarcie prorosyjscy, a jednocześnie mocno zaangażowani w protesty są posłowie Andrzej Zapałowski (Konfederacja Korony Polskiej) i Ryszard Wilk (Nowa Nadzieja). Pierwszy fotografował się na wagonach kolejowych w Medyce, sugerując, że w rzekomo wybrudzonych wapnem pociągach przewożono ziarno z Ukrainy. Obaj w swoich mediach społecznościowych publikowali filmiki z „poselskiej kontroli wagonów” przewożących ziarno rzekomo mające trafić do Polski. Okazało się, że było to tzw. ziarno techniczne, a transport jechał przez Polskę tranzytem. Relacje obaj posłowie robili w tych samych dniach, w których zboże z pociągów wysypano na tory przy polskiej granicy.
Wolałabym, żeby rolnicy nie dali z siebie robić pożytecznych idiotów Kremla
czytaj także
Wilk jest nowym posłem. Wcześniej działał w ruchach antysystemowych i antyszczepionkowych, co wyniosło go do Sejmu. Postulaty ekologiczne określa jako bolszewizm, a ograniczenia sanitarne w pandemii nazywał nielegalnym terrorem. On także uczestniczył w akcjach sprawdzania wagonów, co relacjonował na TikToku. Kilka dni temu opublikował zdjęcie naboju, który otrzymał jeden z rolników w Hajnówce. Na załączonym filmie widać, jak wyjmuje nabój z koperty podpisanej cyrylicą, sugerując, że to groźba będąca odpowiedzią na jego wsparcie dla rolników. Następnie opublikował swoje zdjęcie ze strzelnicy, z automatycznym karabinem w rękach, z którego oddaje strzały i sprawdza ich celność.
Mirosław Rostankowski to kolejny znany działacz wywodzący się z ruchów antysystemowych i antyszczepionkowych, który udziela się w protestach rolników. Był członkiem nacjonalistycznej organizacji Narodowa Wolna Polska, która wprost wyraża swoją sympatię do Rosji. Sam Rostankowski składał kwiaty pod pomnikiem żołnierzy Armii Czerwonej w Mińsku i publikował zdjęcia pod hasłem „cześć i chwała bohaterom”.
czytaj także
Uczestniczył też w wiecu poparcia dla Białorusi i Łukaszenki. W trakcie pandemii działał we wspomnianym wyżej ruchu „polskich żółtych kamizelek” i uczestniczył w najściu na dom ówczesnego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Na protestach rolniczych pojawił się dobrze przygotowany, z grupą wsparcia i sprzętem. Relacjonował w sieci m.in. ten, który odbył się 6 marca w Warszawie. Transmitowane przez niego treści rozeszły się szeroko – zanotowały prawie 20 tys. reakcji, ponad 7 tys. udostępnień i 8 tys. komentarzy.
Analizując udostępnienia postów Rostankowskiego, można dojść do kolejnych osób tworzących sieć prorosyjską w Polsce. Jest wśród nich Adam Kłoszewski, który tworzył jedną z dwóch kancelarii prawnych działających na rzecz antyszczepionkowców. Okazało się, że obie były prowadzone przez osoby niemające do tego żadnych uprawnień, jak sam Kłoszewski. Strony internetowe kancelarii były tworzone w taki sposób, by uwiarygodnić je jako prowadzone przez radców prawnych. Wiele osób się na to nabrało.
Trup w oborniku i wieś, która odchodzi [Majmurek o „Tyle co nic”]
czytaj także
Dziś Kłoszewski udostępnia m.in. treści z konta Putin Club Poland (tak, funkcjonuje ono zupełnie legalnie), a napis na zdjęciu w tle jego profilu brzmi: „Żądamy ustawy o penalizacji banderyzmu”. Wygląda jak równoległy świat płaskoziemców? Może i tak, ale dzięki skutecznemu podpinaniu się pod rolnicze strajki i sączeniu przygotowanego w Moskwie przekazu materializuje się on w postaci rosnącej nienawiści do Ukraińców i Unii Europejskiej, a szerzej: do wartości demokratycznych, humanistycznych i ekologicznych.
Wymienione osoby pozostają ukryte za murem zamkniętych grup na Facebooku czy Telegramie. Tradycyjne media nie poświęcają im większej uwagi. Jedyną z nielicznych osób z tego środowiska, która pojawiła się w reportażu TVN i przewinęła przez duże portale, jest Sławomir Zakrzewski, nacjonalista o poglądach antysemickich, przewodniczący Ruchu Suwerenność Narodu Polskiego, wielokrotnie fotografowany w towarzystwie ambasadora Rosji Siergieja Andriejewa. Na proteście rolników pojawił się z banerem „UKROPOLIN STOP”, co wyłapano i napiętnowano – właśnie we wspomnianym materiale TVN, jako wykorzystywanie protestów do siania rosyjskiej propagandy.
Niezbadana skala rosyjskich wpływów w Polsce
Problemów w mierzeniu skali opisywanego zjawiska jest według Mierzyńskiej kilka. Większość tego typu wpisów pojawia się w przestrzeniach, w których nie da się zastosować narzędzi badających media społecznościowe, np. zamkniętych grupach na Facebooku. A to tam dzieje się najwięcej. Z kolei właściciel platformy X, Elon Musk, w duchu głoszonej przez siebie wolności absolutnej, wprowadził zaporowo wysokie opłaty za pobieranie danych z portalu. Im więcej, tym wyższy koszt, co ogranicza możliwości ich analizowania. Jedna z głównych platform odgrywających rolę w rosyjskiej inwazji sieciowej, Telegram, całkowicie uniemożliwia prowadzenie analizy ilościowej. Grupy prorosyjskie nie używają też wspólnych hasztagów czy fraz kluczowych, co tworzy dodatkowe utrudnienia.
Ikonowicz: Za naszą żywność. Skąd bierze się poparcie dla rolniczych protestów?
czytaj także
Mierzyńska uważa, że możemy spodziewać się eskalacji tego typu działań w miarę zbliżania się daty wyborów europejskich. Na poziomie Polski być może nie przełoży się to na rozkład mandatów, ale mówi się o koalicji ugrupowań skrajnie prawicowych na arenie europejskiej, jednocześnie antyukraińskich i prorosyjskich. W ten sposób Rosja próbuje zdestabilizować zachodnie demokracje, odizolować Ukrainę i zabezpieczyć swoje interesy w zakresie eksportu żywności. Przypomnijmy, że rosyjska żywność wciąż płynie pełnym strumieniem, w dumpingowych cenach, na cały świat, również do Polski.
Czy ktokolwiek w Polsce walczy z wykorzystującą bunt rolników rosyjską dezinformacją? Na poziomie systemowym, zdaniem Mierzyńskiej – nie. Są konkretne osoby, które się temu przeciwstawiają. Przykładowo na jednym z protestów rolniczych organizatorka odmówiła głosu Wojciechowi Olszańskiemu, znanemu w sieci nacjonaliście, patostreamerowi, aktorowi i założycielowi partii Rodacy Kamraci. Olszański obrzucił ją obelgami, ale odpuścił.
Anna Spurek: Żyjemy w mleczno-mięsnym matrixie. Na talerzach serwuje się nam katastrofę [rozmowa]
czytaj także
Prowadzonych jest kilka śledztw prokuratorskich w sprawie poszczególnych akcji (np. niesławnego banera „Putin zrób porządek z Ukrainą” czy wysypywania zboża na tory). Media odnotowują wpływ Rosji na nastroje protestujących, ale skala nagłośnienia jest niewielka i zwykle kończy się na ogólnikach o tzw. rosyjskich trollach.
Najbardziej ucierpi przyroda i malutcy
Na 6 czerwca zapowiedziano międzynarodową manifestację w Brukseli. Liderem Grupy Polskiej jest Szczepan Wójcik, guru branży futerkowej, który na hodowli dorobił się fortuny. To człowiek, który postawił się samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, wywracając słynną „piątkę dla zwierząt”. W wywiadach wprost mówi, że jego celem jest wyrzucenie z Brukseli wszystkich zwolenników i konstruktorów Zielonego Ładu oraz rozwiązań proklimatycznych na poziomie europejskim. Wójcik wyraża nadzieję, że dzięki temu Bruksela będzie „mniej podatna na wysłuchiwanie głosów i naporu ze strony organizacji pozarządowych, ekologów i podobnych ruchów”. To również stały element prorosyjskiej narracji.
Stawką tej gry jest wygrana przez Rosję wojna, zachowanie wpływów politycznych i finansowego status quo ogromnych, scentralizowanych korporacji produkcji rolniczej i żywnościowej, globalizacja rynku i kanałów dostaw. Trzech na czterech polskich rolników, posiadających gospodarstwa mniejsze niż 10 ha, pozostaje pionkami i użyteczną masą.
Mamy do czynienia z pojedynkiem gigantów – i to na wielu poziomach – w którym, jak zwykle, najbardziej ucierpią niewinni, czyli przyroda i malutcy, zarówno rolnicy, jak i konsumenci. Lokalni, mali i średni rolnicy, którzy dziś wywalczą kilka pozornych ustępstw, na globalnym rynku i tak będą coraz mniej konkurencyjni, produkując coraz więcej, coraz taniej i coraz bardziej eksploatując zasoby planety. Przegrywają konsumenci, którzy jedzą coraz gorszej jakości pożywienie, podlewane coraz większą ilością pestycydów, herbicydów oraz antybiotyków, bo inaczej nie da się utrzymać spadającej żyzności wyeksploatowanych gleb i nadprodukcji mięsa. Kubłem zimnej wody powinien być fakt, że mimo rosnącej każdego roku produkcji żywności w coraz większych obszarach świata narasta głód. A zmiany klimatu dopiero się rozkręcają.