Kraj

Gdula o Zjednoczonej Lewicy: Musi dowieść, że jest czymś więcej niż szalupą ratunkową

Inaczej jako skamielina trafi do Muzeum Ziemi obok Wiejskiej.

Jeszcze kilka miesięcy temu można było przypuszczać, że na lewicy żadnego zjednoczenia nie będzie. Nie to, że nie mówiło się o jedności. W zasadzie jednoczyć chcieli się wszyscy, ale każdy miał kogoś, z kim nigdy za stołem nie usiądzie. Czarną bestią dla jednych był Miller, dla innych Środa, a część nie wyobrażała sobie, żeby robić coś z Erbel. Gdyby chcieć zadowolić wszystkich, nie byłoby w zasadzie czego zlepiać. Z tej perspektywy porozumienie łączące dzisiaj SLD, Twój Ruch i Zielonych to naprawdę spory sukces.

Politycy, którzy zdecydowali się na współpracę, przeszli test dochodzenia do porozumienia, ale przed nimi teraz o wiele cięższe zadania. Muszą udowodnić, że Zjednoczonej Lewicy chodzi o coś więcej niż uratowanie kilku miejsc w parlamencie i stworzenie szalupy ratunkowej dla starych działaczy. Gdy śledzę media, mam niestety wrażenie, że to jeszcze do nich nie dotarło.

Po pierwsze jest kwestia twarzy. Widzę i słyszę przede wszystkim Millera, Czarzastego i Palikota. Ich intensywna obecność potwierdza tylko słowa krytyków, że Zjednoczona Lewica to pomysł starych działaczy, którzy kurczowo trzymają się polityki.

Nie domagam się udawania, że ich nie ma, ale jeśli z koalicji partii ma wynikać nowa jakość, to powinna o niej świadczyć szersza publiczna obecność Barbary Nowackiej, Pauliny Piechny-Więckiewicz, Krzysztofa Gawkowskiego czy Adama Ostolskiego.

Polska polityka zmienia się pokoleniowo i jeśli Zjednoczona Lewica nie odpowie na ten proces, to zostanie zaliczona do skamielin i złożona niedaleko Wiejskiej w Muzeum Ziemi.

Następna sprawa dotyczy definiowania celów koalicji. Liderzy często powtarzają, że gra idzie o zachowanie reprezentacji lewicy w parlamencie i przeciwstawienie się dominacji prawicy. Ten  przekaz wydaje mi się dość nietrafiony.

Ani PiS, ani PO nie są dziś partiami z jednoznacznie prawicowym obliczem. PiS domaga się przede wszystkim zwiększenia nakładów na politykę społeczną i punktuje rządzących za nieudolność. PO stara się ratować swoje poparcie, udowadniając, że nie jest mu obca wrażliwość społeczna i sięgając po część postulatów światopoglądowych (patrz ustawa o in vitro). Gdy prawica się rozmiękcza, trudno po prostu nią straszyć.

Zachowywanie miejsc w parlamencie nie jest też celem bardzo ambitnym.

Jeśli partie już zdecydowały się na koalicję, a nie budowanie nowego wspólnego ugrupowania, co oznacza konieczność zdobycia aż 8 procent głosów, to trzeba iść za ciosem i nie domagać się „kawałeczka dla nas”, ale odważnie definiować cele adekwatnie do ryzyka, jakie podjęto.

Mówienie o zachowaniu lewicy w parlamencie ma wreszcie tę wadę, że jest autotematyczne. Już opóźniony start w wyborach jest obciążeniem dla Zjednoczonej Lewicy, która przez z górą miesiąc „zajmowała się tylko sobą”. Język walki o zachowanie miejsc w sejmie wzmacnia wrażenie, że politykom chodzi głównie o stołki. Na pierwszym planie powinna być wizja i sprawy, o które dopominają się działający w nowej koalicji, tak aby ludzie pomyśleli, że trzeba ich mieć w parlamencie.

Oczywiście łatwo radzić, trudniej zrobić. Kampania będzie niezwykle trudna, bo w mniejszym niż kiedyś stopniu opierać się będzie na narracjach, a bardziej zahaczać o wydarzenia. Na przykład w ostatnim miesiącu na kształt kampanii wpływ miały zatrucia dopalaczami i kryzys grecki. W tej sytuacji definiować można jedynie ogólny kierunek, jaki powinna obrać koalicja.

Jeśli zależałoby to ode mnie, położyłbym nacisk na godność, współpracę i walkę o Europę. O godności mówi się już przy okazji porozumień i to bardzo dobry sygnał. To rzeczywiście odróżnia lewicę od innych sił politycznych, jeśli chodzi o podejście do kwestii socjalnych. Dla nas nie są to wyłącznie sprawy administracyjne czy techniczne. Na przykład zwiększanie kwoty wolnej to nie tylko wspomaganie popytu wewnętrznego, ale rozwiązanie, które ma zapewnić ludziom większe poczucie niezależności, ma ich wzmocnić wobec pracodawców, pozwolić im uwolnić się od wstydliwej konieczności zaciągania niekorzystnych kredytów na zaspokajanie podstawowych potrzeb. To samo dotyczy umów śmieciowych, świadczeń społecznych czy dostępu do opieki zdrowotnej.

Chociaż współpraca jest wartością, której bardzo nam brakuje w polityce, mówi się o niej niewiele. Liberałowie wolą konkurencję i tzw. aktywność społeczną tam, gdzie rynek nie domaga. Konserwatyści chcą budować więzi społeczne na lojalności, zwłaszcza narodowej. Tylko lewica może przywrócić sens pojęciu współpracy. Szkoła, praca, nauka i kultura przesiąknięte są dziś rozwiązaniami promującymi bezwzględną rywalizację i podlane są przy okazji narodowym sosem. A przecież jeśli nie przekształcimy społecznych instytucji tak, aby w większym stopniu opierały się na współdziałaniu, nie tylko stracimy rozwojowe szanse, ale będziemy też żyć w nieznośnym społeczeństwie.

Ostatnia kwestia to walka o Europę. Nie chodzi tu o proeuropejskość, która coś była warta, gdy mobilizowaliśmy się do wejścia do UE. Dziś proeuropejskość oznacza w najlepszym razie naiwność w najgorszym zgodę na polityczny dryf i ekonomiczne cięcia.

Jeśli lewica ma w Polsce jakąś pracę do wykonania, to jest nią odczarowanie Unii jako zestawu gotowych norm i standardów, które zagwarantują tu normalność. Unia będzie taka, jaką ją zrobimy.

Może działać na rzecz reprodukowania nierówności, bezpieczeństwa kapitału i interesów możnych. Może też jednak przeciwdziałać jeździe na gapę ze strony bogatych, chronić pracowników i dbać o zrównoważony rozwój. Może być wzorem dla innych, jeśli idzie o solidarność. To nie jest utopijny projekt. Utopią jest przekonanie, że polski dobrobyt jest zupełnie niezależny od kierunku, który obierze Unia.

Jeśli Zjednoczona Lewica nie odpuści tych kwestii, to ma szanse na coś o wiele więcej niż zdobycie kilku miejsc w sejmie. Jeśli jednak górę wezmą kalkulacje i strach, to jesienne wybory mogą być niestety jej pierwszym i ostatnim startem.

***

Czytaj o lewicy przed wyborami w Dzienniku Opinii:
Janusz Palikot: Korekta kapitalizmu lepsza od populistycznych obietnic
Partia Razem: Do zobaczenia w Sejmie!

**Dziennik Opinii nr 204/2015 (988)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Autor szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij