Polska polityka europejska ciągle jest całkowicie podporządkowana wewnętrznej. Rządzący obóz nie ma żadnego strategicznego planu, mówiącego, gdzie widziałby Polskę w Europie za 10, 15, 25 lat, polityka europejska toczy się od jednej awantury z Unią do następnej.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wygłosiła w środę rano przed Parlamentem Europejskim coroczne orędzie o stanie Unii. Jak można się było spodziewać, zdominowały je trzy tematy: wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny oraz reformy konieczne do tego, by Unia poradziła sobie z czekającymi ją w najbliższej przyszłości wyzwaniami.
W trakcie przemówienia przewodniczącej padły szeroko komentowane w Polsce słowa, że Unia Europejska w kwestii zagrożenia ze strony Rosji powinna bardziej słuchać się Polski i państw bałtyckich. Polskich polityków ta pochwała wcale jednak nie połechtała, przynajmniej nie tych z obozu władzy. Od rana atakowali von der Leyen na Twitterze, oskarżając ją, że z jednej strony chwali Polskę, a z drugiej „na zlecenie Niemiec” blokuje nam środki z KPO, by wymusić zmianę władzy w kraju.
Brak pieniędzy z KPO to ekonomiczna zdrada stanu. Policzyliśmy, ile Polska traci przez PiS
czytaj także
Tymczasem prawda jest taka, że polska klasa polityczna – nawet ta jej szczególna część, zrzeszona w Prawie i Sprawiedliwości – owszem, miała rację w sprawie Rosji i wszyscy lepiej by na tym wyszli, gdyby Europa – z Niemcami na czele – była w stanie skorzystać z naszej wiedzy i słuchać tego, co mieliśmy do powiedzenia. Jednocześnie to Komisja Europejska ma dziś rację w sporze o praworządność, a nie ma jej w ogóle rząd PiS. Tak samo w kwestii tego, że potrzebne są dalsze kroki pogłębiające integrację Unii, rację mają Macron i von der Leyen, a nie politycy partii rządzącej Polską.
Europa zaczyna wyciągać wnioski
Europa Zachodnia zaczyna przy tym wyciągać wnioski ze swoich błędów, co było słychać w przemówieniu przewodniczącej KE. Von der Leyen zapowiedziała utrzymanie sankcji, nie wzywała do „dialogu” z Putinem, wyraźnie zaznaczyła, że Europa wspiera walkę demokratycznej Ukrainy.
Oczywiście, wiele zamożnych państw Europy Zachodniej mogłoby i powinno bardziej zdecydowanie wspomagać Ukrainę dostawami broni, zwłaszcza teraz, gdy Ukraińcy mają szansę realnie wygrać tę wojnę. Komisja Europejska nie ma jednak własnych czołgów i haubic do wysłania, nie wyręczy zatem Berlina i innych stolic. Można jednak żałować, że von der Leyen nie wykorzystała swojego wystąpienia przed Parlamentem Europejskim, by podkreślić, że Europa wspiera Ukrainę w drodze do zwycięstwa, i wezwać wahające się rządy do większej aktywności.
Zmianę, jaką w myśleniu europejskich elit przyniósł czas od 24 lutego, widać było jednak nie tylko w tym, co von der Leyen mówiła o wojnie, ale także we fragmentach jej wystąpienia poświęconych problemom energetyki. Przewodnicząca KE brzmiała w środę jak ktoś, kto w pełni zrozumiał, że model gospodarczy oparty o dostawy tanich surowców z Rosji załamał się i nie da się go naprawić ani przywrócić, także dlatego, że od początku opierał się na błędnych przesłankach, zupełnie ignorując polityczne ryzyka, jakie ze sobą niósł.
Dlatego priorytetem Europy ma być teraz, jak mówiła przewodnicząca KE, poszukiwanie nowych źródeł dostaw energii, budowa terminali LNG, inwestycje w energię odnawialną. Von der Leyen zapowiedziała stworzenie Europejskiego Banku Wodoru, który ma wspierać inwestycję w energię uzyskiwaną z tego źródła i pomóc zbudować dla niej europejski rynek.
Można zgłaszać słuszne zastrzeżenia do tego, że von der Leyen nic nie wspomniała o atomie jako o źródle energii dającym zarówno niezależność od Rosji, jak i niską emisyjność – zwłaszcza postawa Niemiec, państwa, z którego pochodzi przewodnicząca, jest w tej kwestii daleka od racjonalnej. Ale nawet biorąc pod uwagę to zastrzeżenie, to, co mówiła von der Leyen, to krok w bardzo dobrą stronę. Szantaż energetyczny wobec Europy był jednym z ostatnich asów w rękawie Rosji, pozwalającym temu państwu zgłaszać pretensje do roli globalnego mocarstwa. Jeśli Europa teraz pokaże, że jest w stanie przetrwać zakręcenie przez Rosjan kurków, radykalnie wzmocni to jej pozycję wobec Moskwy.
By wspomóc zieloną transformację, Komisja przygotowuje też europejski akt w sprawie surowców krytycznych. Dziś większość minerałów ziem rzadkich i litu, niezbędnych dla zielonych technologii, przetwarzana jest w Chinach. Akt ma pomóc stworzyć rezerwy tych surowców dla UE i uruchomić mechanizmy, które ochronią przechodzącą zieloną transformację Europę od uzależnienia od Chin.
czytaj także
Proces odcinania Europy od rosyjskiej energii będzie jednak bolesny. Ważne jest, by jego koszty były rozłożone społecznie sprawiedliwie – inaczej w kolejnych krajach czeka nas fala gniewu, wynosząca do władzy mniej lub bardziej grających na Kreml populistów. Dlatego należy docenić zapowiedź wprowadzenia podatku od nadmiarowych zysków firm energetycznych, które mogą tanio produkować energię, a jednocześnie sprzedawać ją po cenach zawyżonych przez spowodowany wojną kryzys. Pozyskane w ten sposób środki państwa członkowskie miałyby przeznaczyć na dopłaty do rachunków dla gospodarstw domowych, by uniknąć wpychania ludzi w ubóstwo energetyczne. Jak ocenili analitycy PKO BP, wprowadzenie takich rozwiązań dałoby polskiemu budżetowi w 2023 dodatkowe przychody o wielkości nawet 1 proc. PKB.
Przewodnicząca, podobnie jak wielu liderów z Europy Zachodniej, ma też świadomość, że ze wszystkimi wyzwaniami Europie trudno jest się mierzyć w obecnych ramach traktatowych, gdzie w wielu obszarach jedno państwo ciągle może blokować całą Unię. Stąd propozycje otwarcia dyskusji o traktatach, przede wszystkim w kwestii zasady jednomyślności.
Komisja naprawdę nie ma z kim rozmawiać w tym rządzie
W reakcji na te wszystkie propozycje przewodniczącej politycy obozu władzy najczęściej mieli do powiedzenia: „Niemko, gdzie nasze pieniądze z KPO?!”. Niestety, w przeciwieństwie do elit Europy Zachodniej, polski rząd nie wyciągnął żadnych wniosków, jeśli chodzi o swój stosunek do Europy, z tego wszystkiego, co stało się po 24 lutego.
PiS, tak jak przed wojną, oczekuje, że Europa da rządzonej przez tę partię Polsce europejskie środki, dostęp do wspólnego rynku, prawo weta dla jakichkolwiek projektów usprawniających funkcjonowanie Unii, a przy tym zostawi partii władzy wolną rękę w budowaniu nad Wisłą ustroju, który nie tylko odrzuca europejskie rozumienie praw człowieka, ale też ewoluuje w semiautorytarnym kierunku. Fakt, że PiS miał wyjątkowo rację w sprawie Putina, Polska wspiera zbrojny wysiłek Kijowa, a nasz kraj przyjął rekordową liczbę ukraińskich uchodźców, ma być ostatecznym argumentem, by Unia przestała się czepiać Zjednoczonej Prawicy i wypłaciła w końcu pieniądze.
W PiS nie widać żadnej refleksji na temat tego, jak kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i cywilizacyjnej przyszłości jest zakorzenienie w strukturach jednoczącej się Europy – jak niedoskonała by ona nie była; jak narastający spór między światem demokratycznym i autorytarnymi mocarstwami oraz wyzwania klimatyczne wymagają sprawniej działającej, a to znaczy bardziej zintegrowanej Europy. Zamiast pracować z innymi mniejszymi państwami nad scenariuszem pogłębionej integracji, która nie oznaczałaby faktycznie problematycznej dominacji Niemiec czy niemiecko-francuskiego tandemu, rząd broni zasady jednomyślności jak szlachecki sejmik liberum weto w czasach saskich.
Polska polityka europejska ciągle zostaje całkowicie podporządkowana wewnętrznej. Rządzący obóz nie ma żadnego strategicznego planu, mówiącego, gdzie widziałby Polskę w Europie za 10, 15, 25 lat, polityka europejska toczy się od jednej awantury z Unią do następnej. Ich jedynym celem jest wykreowanie politycznego spektaklu na potrzeby polityki krajowej, wywołanie podziału, w którym PiS broni „suwerenności”, a opozycję można obsadzić jako „partię zewnętrzną” na pasku Berlina lub Brukseli.
czytaj także
Pandemia i wojna dały nowy polityczny impuls Europie – mimo że Unia wydawała się stać na początku obok toczonej przez państwa narodowe wojny z COVID-19, a atak Putina na Ukrainę obnażył geopolityczną słabość Europy i jej zależność od Stanów jako eksportera bezpieczeństwa. Europejskim elitom udało się jednak odpowiedzieć na pandemię funduszem odbudowy, który nie tylko daje europejskim państwom granty i tani kredyt na ożywienie gospodarki po pandemii, ale także – choćby przez zaciągnięcie wspólnego długu przez kraje UE – pogłębia europejską integrację. Widać, że w Europie toczy się poważna dyskusja na temat tego, jak w podobny sposób wykorzystać kryzys energetyczny.
Unia dziś nie ma z kim o tym wszystkim rozmawiać w polskim rządzie. Tak długo, jak rządzi PiS, będziemy poza tą dyskusją, choć odczujemy jej efekty. Bo krzykiem, szantażami i podnoszeniem sprawy niemieckich reparacji PiS nic w Europie nie ugra – będzie wyłącznie spychał Polskę na coraz bardziej marginalne pozycje.