Lewica jest jedna i stoi dziś na przeciwko kilku prawic. Jedne są mniej, inne bardziej demokratyczne, ale to wciąż prawica. Wierzę, że prędzej czy później będziemy budować lewicowy rząd – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, kandydatka do Sejmu z wrocławskiej listy Lewicy.
Przemysław Witkowski: Dla porządku: którą Ty w zasadzie partię reprezentujesz w tej koalicji?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Jestem kandydatką bezpartyjną, popieraną przez Wiosnę Roberta Biedronia. Jednocześnie było dla mnie bardzo ważne, zanim przyjęłam tę propozycję, upewnić się, że mam też poparcie wrocławskich struktur i SLD i Razem, więc czuję się kandydatką Lewicy.
Dlaczego tak rozpoznawalna polityczka, jeszcze niedawno jedna z głównych twarzy Razem, w tych wyborach startuje z ostatniego miejsca na liście?
Takie miejsce zostało mi zaproponowane i takie miejsce przyjęłam. Prowadzę aktywną kampanię, wspiera mnie fantastyczna ekipa ludzi. Jestem w stanie i z tego ostatniego miejsca zawalczyć we Wrocławiu o mandat. Tym bardziej że tu lewica może liczyć na 2–3 posłów z tego okręgu. Oczywiście to wyzwanie, ale wiem, że ludzie mnie popierają, doświadczam tego na ulicach, więc jestem dobrej myśli.
czytaj także
Serio wierzysz, że zdobędziecie we Wrocławiu trzy mandaty?
Tak, wierzę w dobry wynik lewicy i ciężko na niego pracuję. Walczę tak zawzięcie o ten mandat, bo mam masę do zrobienia w Sejmie. Mam gotowe projekty ustaw, między innymi projekt o dostępie do bezpiecznej i bezpłatnej aborcji. Mam plany, jak uspokoić sytuację w szkolnictwie po „reformie” minister Anny Zalewskiej. Jest dużo do zrobienia i ja chcę to robić z ław sejmowych. Choć muszę przyznać, że już sama kampania stworzyła mi pole do działania. Udało mi się wykorzystać czas kampanii, żeby zrobić coś pożytecznego – uruchomiłam akcję profrekwencyjną dla kobiet #mamgłos, do której zaprosiłam moje wyborczynie. To kilka kobiet, bardzo różnych, które mówią, dlaczego idą na wybory i zachęcają do tego inne kobiety.
Widziałem, że agitujesz nie tylko we Wrocławiu, ale też i w okolicznych gminach.
Tak. Jeżdżę po okolicznych miejscowościach i powiatach: Oława, Trzebnica, Oleśnica, Milicz, Góra, a we Wrocławiu spotkam się z wyborcami na różnych osiedlach. Bardzo mi zależy, żeby dotrzeć z kampanią bezpośrednią jak najszerzej. Ale jestem też aktywna w mediach społecznościowych, gdzie staram się zachęcić przede wszystkim młode dziewczyny, grupę, która jest bardzo świadoma politycznie, a jednocześnie bardzo zniechęcona do polskiej polityki, żeby tym razem się przełamały i poszły zagłosować.
Tymczasem małe miasta to teren gdzie w Polsce dominuje raczej PiS, a nie lewica. Jak chciałabyś te miasteczka partii Kaczyńskiego odbić?
Jest kilka problemów, które powtarzają się – niezależnie, do którego z tych mniejszych ośrodków się wybiorę. Po pierwsze kwestie transportu publicznego. Tu, na Dolnym Śląsku w ostatnich latach prężnie działały koleje regionalne. Korzystali z nich masowo ludzie dojeżdżający do pracy z mniejszych miejscowości. Działały z sukcesem, a Dolnoślązacy coraz chętniej przesiadali się z samochodów do pociągów. Celowo używam czasu przeszłego, bo od ostatnich wyborów samorządowych sytuacja zaczęła się psuć. Kilka dni temu pojawiła się informacja, że rządząca województwem koalicja PiS – Bezpartyjni Samorządowcy planuje cięcia połączeń. Znów oglądamy zwijanie kolei. Opcja na pracę, kultura, kontakt z rodziną – to wszystko pogarsza się w mniejszych ośrodkach wskutek tych cięć. Jestem wrocławianką, ale przez kilka lat mieszkałam też w Oławie i w Kotlinie Kłodzkiej i doskonale wiem, że wygodny, regularny transport publiczny także kosztami wygrywa z prywatnym samochodem i omija korki na wlotach i wylotach z miasta. Dlatego będę walczyć o utrzymanie i rozwój sieci Kolei Dolnośląskich oraz o kolej aglomeracyjną.
A któż to wszystko będzie niby finansował, spyta oczywiście prawica…
Program Lewicy jest bardzo dobrze zbilansowany. Bilans wychodzi dodatnio – na 40 miliardów zł. Skąd oszczędności? Chcemy zrezygnować z takich niemądrych inwestycji jak Centralny Port Komunikacyjny albo elektrownia w Ostrołęce. Chcemy też zlikwidować Fundusz Kościelny, wyprowadzić religię ze szkół, a przede wszystkim zrezygnować z finansowania lekcji religii z budżetu państwa. Tych źródeł oszczędności trochę jest i Polskę naprawdę stać na to, żeby usługi publiczne, takie jak transport czy ochrona zdrowia, były świadczone na godnym poziomie. Ta ostatnia i jej niedofinansowanie łączy duże i małe ośrodki – kolejki do specjalistów, starzejąca się kadra, brak leków. To nie są problemy wyłącznie wielkomiejskie.
czytaj także
Fajnie, fajnie, wszystko super, ale jak Lewica chce dotrzeć do tych wyborców, bo ja mam wrażenie, że macie jakiś poważny problem z komunikacją?
Widzę, jak krok po kroku buduje się nasza wiarygodność w tych miastach. Kiedy przyjeżdżam do Oławy i rozmawiam z jej mieszkańcami, to wiem, o czym mówię, bo tam mieszkałam i wiem, jaki jest tam problem z dostępnością miejsc w przedszkolach czy żłobków. To nie jest kwestia szukania jakiegoś magicznego języka dla różnych grup – żłobek to żłobek. Każde dziecko powinno mieć do niego dostęp. To jest też to poczucie, że jest się stąd, ma się wspólne doświadczenia.
No właśnie, PiS na dolnośląska listę wysłał ministra Dworczyka, który pierwsze co zrobił, to naobrażał mieszkańców tego regionu. Z drugiej strony jedynką Lewicy jest Krzysztof Śmiszek, który Wrocławianinem to jest może z ducha i serca, ale nie z zamieszkania czy urodzenia…
Krzysztof Śmiszek jest z Warszawy, to prawda. Ale w odróżnieniu od Dworczyka przyjeżdżając tu i kandydując, nikogo nie obraża! Można woleć głosować na osobę stąd – sama jako wrocławianka liczę na głosy mieszkańców Wrocławia – ale porównywanie Śmiszka z Dworczykiem jest zupełnie nieuzasadnione. Pan minister przyjechał z Warszawy, żeby oznajmić, że w tym regionie było „szczególnie dużo Służby Bezpieczeństwa”, a komuniści „przeprowadzili eksperyment stworzenia nowego człowieka socjalistycznego”, „człowieka wyzutego z właściwie wszelkich właściwości, człowieka zastraszonego”. To są zupełnie inne podejścia, totalnie. Porównywanie ich jest nie na miejscu.
Michał Syska: W Wiośnie kluczowe decyzje podejmowane są na randkach Biedronia i jego partnera
czytaj także
Prowadzisz bardzo aktywną kampanię. Wszystko własnym nakładem sił i pieniędzy?
Tak, całkowicie. Każda złotówka, którą wydaje na kampanię, pochodzi albo z mojej kieszeni, albo z tego, co na moją kampanię wpłacą moje sympatyczki i sympatycy. Nie mam dostępu do środków partyjnych, nie korzystam z jakiejkolwiek partyjnej dotacji. Mam też ogromne wsparcie aktywistów i działaczek. Bardzo mi pomagają w kampanii. I mogę z przekonaniem powiedzieć, że jest to kampania oddolna. To nawet symboliczne – startuję z ostatniego miejsca i mój start jest takim mostem między lewicą partyjną a lewicą oddolną, uliczną, związaną z ruchami miejskimi i organizacjami społecznymi, grupami zawodowymi. Cieszę się, że tak jest, bo uważam, że jeśli lewica ma być trwała i ma mieć realne znaczenie polityczne, to musi stać na tych dwóch nogach – parlamentarnej i społecznej.
Wiesz, zostałaś memem, ten gif „hańba” może trochę ułatwiać sprawę.
Ja się tego zupełnie nie wstydzę (śmiech).
No, ale zszokowałaś prawicę tą otwartą deklaracją liberalizacji ustawy antyaborcyjnej…
Kogo zszokowałam, tego zszokowałam, nic nie poradzę na to, że w Polsce pełnia praw kobiet to szokująca propozycja. Politycy w Polsce, szczególnie na prawicy, zupełnie nie nadążają za tym, jak zmienia się podejście do związków, seksu i obyczajów wśród Polek i Polaków. Coraz większa ich grupa chce normalizacji prawa związanego z aborcją, bo rozumie, że to co mamy teraz, to jest jakiś zupełny anachronizm. W Europie dostęp do bezpiecznej i bezpłatnej aborcji do 12 tygodnia jest normą, jedną z usług medycznych, której żadne widzimisię kościoła czy polityków nie może zablokować.
W ogóle mam wrażenie, że Polki i Polacy są dużo bardziej postępowi niż politycy, którzy chcą ich reprezentować. Najbardziej jest to widoczne w przypadku Koalicji Obywatelskiej. Zmiana twarzy kampanii ze Schetyny na Kidawę-Błońską miała pokazać bardziej łagodną, prokobiecą twarz tej koalicji. Zadziałało tylko na chwilę, bo zarówno Kidawa, jak i Schetyna jasno zadeklarowali, że są przeciwni cywilizowaniu prawa antyaborcyjnego. Czyli Koalicja bez ogródek odwróciła się od 80% swojego elektoratu, bo z badań wynika, że taki procent dotychczasowych wyborców PO chciałoby złagodzenia ustawy antyaborcyjnej.
To co im tak przeszkadza? Wyborcy Lewicy chcą złagodzenia, wyborcy PO niby też chcą. To czemu to się nie zmienia? Zwariowali?
To jest świetne pytanie. Mnie się wydaje, że im w ogóle nie chodzi o wyborców. I dlatego tracą poparcie, głównie na rzecz Lewicy. Bo my mówimy odważnie to, czego większość Polek oczekuje, a czego prawica się zwyczajnie boi – że damy im pełnię praw, w tym prawo do decydowania o swoim zdrowiu, życiu, macierzyństwie. Że zbudujemy w Polsce kraj jak Szwecja czy Dania, w którym kobiety czują się po prostu bezpiecznie, nie boją się zajść w ciążę. Dziś w Polsce taki strach jest częsty.
czytaj także
Co masz na myśli?
Kobiety boją się zachodzić w ciążę, jeśli wiedzą, jak ciężko będzie skorzystać z badań prenatalnych. I że nawet jeśli się uda, ale okaże się, że ciąża grozi zdrowiu czy życiu, albo że płód jest trwale zdeformowany, to nie będą mogły zdecydować się na aborcję. Nawet nie dlatego, że nie jest legalna, ale dlatego, że znalezienie kliniki czy lekarza, który nie zasłoni się „klauzulą sumienia” może być niewykonalne.
Jakie jeszcze plany polityczne poza złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej?
W Sejmie chcę działać w Komisji Edukacji. W ogóle polityka edukacyjna to główny obszar moich zainteresowań. Otwarcie mówię, że chciałabym w przyszłości objąć tekę w Ministerstwie Edukacji Narodowej. To takie specyficzne ministerstwo, do którego zwykle trafiają ludzie, którzy wcale tego nie chcą, jak minister Zalewska. Ja chcę. To jest jeden z moich politycznych celów. Znam się na edukacji. Przez lata pracowałam jako badaczka i ekspertka edukacyjna. Doradzałam samorządom, zakładałam przedszkola, współpracuję ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, naukowo zajmowałam się edukacją. Chcę uporządkować polski system oświaty.
Chciałabyś być ministrą edukacji, ok, super. Ale czy chciałabyś być tą ministrą w rządzie Grzegorza Schetyny?
Chcę być ministrą edukacji w lewicowym rządzie. Takim, który umożliwi mi realizację polityki oświatowej nastawionej na wyrównywanie szans uczniów, na współpracę w szkole. W którym mogłabym ustabilizować sytuację nauczycieli. Doświadczenie rządów Platformy Obywatelskiej, tego, jak umożliwiły powolną komercjalizację szkolnictwa, jak osłabiały status zawodowy nauczyciela, nie napawa optymizmem.
No to skoro nie Platforma, to może PiS, wygaszając swoją frakcję nacjonalistyczno-religijną, a wzmacniając aspekty socjalne, znajdzie więcej uznania w Twoich oczach?
PiS ani nie jest opcją socjalną, ani demokratyczną. Nie widzę tu pola do współpracy.
Nie ma pola do współpracy, no tak, tak, „znajdzie się cela dla Leszka Millera”, a potem Adrian Zandberg na pierwszym miejscu warszawskiej listy SLD w Warszawie, nie takie cuda wiedzieliśmy…
Czy to jest nadal pytanie o PiS? Jeśli tak, to odpowiedź jest jasna – dla mnie nie jest wyobrażalna współpraca z ludźmi, którzy szczują na uchodźców, gejów, lesbijki i opluwają nauczycieli. Podczas ich wiosennego strajku PiS pokazało, jak potrafi z buta potraktować pracowników. Nie ma mowy o współpracy.
To chyba nie bardzo macie koalicjantów do rządu?
Lewica jest jedna i stoi dziś na przeciwko kilku prawic. Jedne są mniej, inne bardziej demokratyczne, ale to wciąż prawica. Wierzę, że prędzej czy później będziemy budować lewicowy rząd.
czytaj także
Nie idźmy też, że pozwolę sobie zacytować Ziemka Szczerka, w „kaszkietyzm” i fantazje o czystości ideowej…
Moja historia polityczna wskazuje chyba dość wyraźnie, że nie jest to moja ścieżka. Nie szłam i nie pójdę drogą sekciarską. Jestem zwolenniczką budowania mostów i współpracy. Ale nie za wszelką cenę. Nie dołączyłabym „dla stołka” do odległej mi formacji.
Pójdźmy teraz w kierunku ekologii i energii – atom, węgiel czy coś innego?
Po pierwsze, odejście od węgla, szczególnie importowanego…
czytaj także
No to chyba wygląda na to, że Lewica odpuszcza sobie Górny Śląsk…
To Śląsk leży w Donbasie, Kuzbasie czy Mozambiku, skąd importujemy węgiel? Kluczowe jest odejście od importu, od elektrowni węglowych, przestawienie się na zieloną energię, stworzenie, także na Śląsku, zielonych miejsc pracy.
A prawica znów powie: no tak, lewica chce zniszczyć polską gospodarkę – zabrać jej węgiel, nie dać atomu i znów kupować niemieckie technologie…
O atomie trzeba rozmawiać, tak. I ta dyskusja powinna toczyć się ponad podziałami, bo katastrofa klimatyczna dzieje się na naszych oczach.
czytaj także
Małgorzata Tracz, szefowa Zielonych opowiadała mi, jak to Grzegorz Schetyna bierze na klatę ich postulaty i je popiera, jak wy to przebijecie?
Tymczasem Kidawa-Błońska, kandydatka KO na stanowisko premiera, zapowiedziała, że węgiel trzeba eksploatować tak długo, jak tylko to możliwe. Szanuję Zielonych i znam ich program. Ale dziś startują w ramach Koalicji, której podejście do ekologii i kryzysu klimatycznego przypomina malowanie brunatnego węgla zielonymi farbkami.