Dymisja ministra Kościńskiego z kilku powodów nie wystarczy Kaczyń... Przepraszam, czyja dymisja?
„Na pewno jest tu potrzebna radykalna naprawa i na pewno, o czym mówiłem na posiedzeniu kierownictwa partii, są potrzebne decyzje o charakterze politycznym, w tym personalne” – tak w zeszłą środę Jarosław Kaczyński odpowiedział na pytania dziennikarzy o problemy z Polskim Ładem.
Po niespełna tygodniu słowa prezesa PiS stały się ciałem. Za problemy z Polskim Ładem głowę położył minister finansów Tadeusz Kościński. Jak poinformowała rzeczniczka PiS, Kościński sam zdecydował się złożyć dymisję. Została ona przyjęta.
Czy ta dymisja zdejmie z rządzącej partii polityczną presję, pod jaką znajduje się w związku z wprowadzeniem Polskiego Ładu? Najkrócej mówiąc, nie.
Odejście z rządu Kościńskiego z kilku powodów nie wystarczy, by rządząca partia odzyskała inicjatywę w sprawie programu, który miał być jej sztandarowym sukcesem w drugiej kadencji.
Polski Ład to polityczna filozofia i praktyka obozu władzy w pigułce. Poznajcie trzy filary pisizmu
czytaj także
Przepraszam, kto?
Pierwszy powód tego jest taki, że do poniedziałku mało kto w ogóle o Tadeuszu Kościńskim słyszał. Był on kolejną postacią w łańcuchu w zasadzie anonimowych pisowskich szefów resortu finansów, nieznanych opinii publicznej.
W III RP minister finansów był tradycyjnie jednym z najmocniejszych ministrów, obok szefów MSW, MON i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tak było, z wyjątkami, od pierwszego Balcerowicza (1989–1991) do Jana Vincenta-Rostowskiego (2007–2013).
Jarosław Kaczyński zawsze krytykował jego zdaniem nadmierną siłę resortu finansów, uważał, że centrum polityki gospodarczej rządu powinno znajdować się raczej w Ministerstwie Gospodarki, resorcie odpowiadającym nie tylko za budżet, ale za ogólny rozwój ekonomiczny.
Taka zmiana zaszła w czasie rządu Szydło, gdy centrum polityki gospodarczej rządu stało się Ministerstwo Rozwoju Morawieckiego. Wówczas, po odejściu z resortu finansów Pawła Szałamachy we wrześniu 2016 roku, Morawiecki sam przejął obowiązki ministra finansów i sprawował je do momentu objęcia teki premiera.
Niegdyś niemal najpotężniejszy w rządzie resort finansów stał się faktycznie działem Ministerstwa Rozwoju. Wszyscy kolejni ministrowie finansów po 2017 roku byli ministrami technicznymi, bez jakiejkolwiek własnej pozycji politycznej w obozie władzy. Jedynym, którego opinia publiczna może kojarzyć, jest pełniący tę funkcję przez niecałe trzy miesiące latem 2019 roku Marian Banaś. Choć jego też nikt nie pamięta akurat z uwagi na to stanowisko.
Trudno więc uwierzyć, by skalp anonimowego ministra bez żadnej politycznej widoczności i pozycji usatysfakcjonował wkurzoną na rząd opinię publiczną.
Prawdziwa twarz Polskiego Ładu
Zwłaszcza że dla przeciętnego obserwatora polityki, twarzą Polskiego Ładu był ktoś inny – Mateusz Morawiecki. To on – początkowo wspólnie z prezesem Kaczyńskim, później solo – dał twarz Polskiemu Ładowi. To premier zachwalał jego zalety we wszystkich mediach, z którymi łaskaw jest rozmawiać prawicowy rządowy układ. To Morawiecki zjeździł miasta i miasteczka, gminy i powiaty w całej Polsce, wysławiając ekonomiczne dobrodziejstwa, jakie Polski Ład wkrótce im przyniesie.
Nawet TVP Jacka Kurskiego, przy całym swoim propagandowym talencie, nie zdoła teraz przekonać ludzi, że to nie Morawiecki odpowiada za to, co nie wyszło z Polskim Ładem, tylko nikomu nieznany minister finansów. Zwłaszcza że jeszcze do niedawna wszystkie rządowe media chórem głosiły, jak wielkim sukcesem jest Polski Ład.
Biorąc pod uwagę, jak słaba była pozycja ministra finansów w rządzie, jest oczywiste, że nawet gdyby Kościński próbował skorygować zbyt pośpieszne i przeprowadzone bez należytej staranności reformy Polskiego Ładu, to byłby w tym równie skuteczny, jak minister Niedzielski w lobbowaniu za elementarnie racjonalną polityką pandemiczną.
Paszporty covidowe? Przymus szczepień? Nie, bo PiS przegrał z foliarzami i antyszczepami
czytaj także
Oczywiście, przeciętny wyborca niekoniecznie orientuje się, jak właściwie kształtują się relacje w rządzie. Ma jednak dość rozumu, by zapytać, jaka była rola w implementacji Polskiego Ładu premiera Morawieckiego. Czemu szef rządu nie był w stanie zauważyć, że jego podwładni w Ministerstwie Finansów przygotowali bubel?
Można też zapytać, czemu jak jeden mąż za tym bublem głosowali posłowie i posłanki Zjednoczonej Prawicy? Jak to się stało, że w licznym klubie parlamentarnym obozu władzy nie było nikogo, kto by zauważył, jak może się skończyć wdrażanie tak ambitnych reform w tak chaotyczny i nieprzemyślany sposób?
Buldogi walczą…
Być może, gdyby nie to, że większość PiS w Sejmie jest tak krucha, stanowiskiem za Polskim Ład zapłaciłby sam premier Morawiecki. Szef rządu ma w obozie władzy licznych wrogów, chaos wokół Polskiego Ładu ośmielił ich i zachęcił do ataków na wyraźnie słabnącego premiera. Ale przy tak chwiejnej większości, jaką Kaczyński dysponuje dziś w Sejmie, operacja zmiany premiera zbyt łatwo mogłaby się jednak wymknąć spod kontroli. Morawiecki zostanie więc najpewniej u steru rządu do następnych wyborów.
Co nie znaczy, że jego wrogowie w rządzie przestaną grać przeciw swojemu szefowi. Istotni wrogowie Morawieckiego w rządzie są dwaj: Zbigniew Ziobro i Jacek Sasin. Ten drugi, po kompromitacji z wyborami pocztowymi, które się nie odbyły, traktowany jest często jak mem, ktoś powagą dorównujący Markowi Suskiemu.
Sasin nie jest jednak wyłącznie memem. Niezależnie od jego braku kompetencji w rządzeniu państwem, radzi sobie całkiem nieźle w polityce rozumianej jako „kto kogo”. To Sasin, jak można wnioskować z doniesień medialnych, w ostatnich miesiącach przeprowadził udaną kampanię przeciw Morawieckiemu, zmniejszając wpływy szefa rządu w spółkach skarbu państwa.
Spór o to, kto jeszcze położy głowę za Polski Ład i kto obejmie kierownictwo nad resortem finansów, będzie próbą sił między Sasinem a Morawieckim. Na razie Morawiecki trzyma się całkiem mocno. Odejście Kościńskiego – człowieka premiera – jest jakoś akceptowalną dla Morawieckiego ceną. Środowisko Sasina ma domagać się kolejnych dymisji ludzi premiera – jak podaje „OKO.press”, nie tylko w Ministerstwie Finansów, ale także w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Morawiecki na razie ma być pełniącym obowiązki ministra finansów. Od tego, kto ostatecznie obejmie tę funkcję, będzie zależało, czy tę rundę wygrał premier, czy Sasin i jego stronnicy.
Nie zdziwię się, jeśli podobnie jak w latach 2016–2018 konstrukcja z Morawieckim jako p.o. ministra finansów się utrzyma. Kaczyński lubi rozgrywać przeciw sobie różne frakcje swojej koalicji i może uznać, że w tym rozdaniu lepiej nie dawać jednak zbyt wiele sasinowcom. Pytanie jednak, jak w tej grze zachowają się PiS-owskie media – co, jeśli TVP zacznie teraz atakować premiera za niedostatki Polskiego Ładu?
Opinię publiczną te wszystkie wewnętrzne gry i podchody – ilu ludzi Sasina pójdzie w górę, a ilu Morawieckiego w dół (albo na odwrót) – interesują średnio. Ludzi może za to wkurzyć to, że zamiast rozwiązywać realne problemy związane z Polskim Ładem, obóz rządowy znów zajmuje się sobą.
…problemy zostają
A problemy nie znikną od tego, że w resorcie finansów pojawi się nowe kierownictwo, niezależnie, czy będzie od Morawieckiego, czy od Sasina. Ludzie ciągle nie wiedzą, ile w sumie zyskają, a ile stracą na Polskim Ładzie. Całe grupy, od nauczycieli po pracowników utrzymujących się z umów-zleceń, mogą czuć się oszukane tym, że zamiast zyskać na tym programie – straciły.
Próby łatania chaosu przez rząd wprowadzają jeszcze więcej bałaganu. Wypowiedź premiera, który obiecał, że osoby tracące na Polskim Ładzie będą mogły się rozliczyć w roku 2022 według zasad z roku 2021, wprowadza polski system podatkowy w wyższe rejony absurdu.
Polski Ład ma oczywiście swoje zalety: dawno temu należało podnieść drugi próg oraz kwotę wolną – choć tę drugą niekoniecznie tak skokowo i nie kosztem samorządów. Słuszny jest też impuls, by uczynić polski system podatkowy bardziej progresywnym. Próba przełożenia tego na praktykę skończyła się jednak bezprecedensowym zamieszaniem i kompromitacją obozu władzy.
Program, który miał być dla drugiej kadencji PiS tym, czym 500+ było dla pierwszej, zmienia się pomału w społecznej percepcji w kolejną stępkę dla promów w Szczecinie albo nowy węglowy blok z elektrowni w Ostrołęce.
Głowa nieznanego szerzej ministra finansów nie odwróci społecznych nastrojów – politycznie waży zbyt mało.