Kraj

Duda chce, byśmy uznali, że Kamiński i Wąsik są jak Andrzej Poczobut

Może gdyby marszałek Hołownia uznał, że prezydent ułaskawił, a jego ułaskawienie „było i jest skuteczne”, dziś od rana pod Pałacem Prezydenckim, mimo mrozów, stałaby kolejka kolejnych chętnych do „skutecznego” ułaskawienia jeszcze przed zapadnięciem wyroku.

„Zaproponowałem Marszałkowi Sejmu, by dla zamknięcia tej sprawy i uniknięcia niepokojów, po prostu uznać dzisiaj, że to ułaskawienie z 2015 r. było i jest skuteczne” – napisał po spotkaniu z Szymonem Hołownią Andrzej Duda.

Uznać – to słowo, którego Andrzej Duda użył, jest tu kluczowe. Chaos sądowniczy i medialny, tworzony z determinacją i konsekwencją przez dwie kadencje pisowskich rządów, był potrzebny, by doprowadzić do sytuacji, w której „nic już z tego nie rozumiemy”, bo „jest jakaś pętla”, jak tłumaczył w czasie konferencji prezydent. Potrzebny jest więc ktoś w pozycji arbitralnej, stojący ponad prawem – w tej roli wyraźnie chce się obsadzić Andrzej Duda – kto przetnie węzeł wedle własnego uznania.

Cała reszta to uznanie uzna, a on będzie cieszył się uznaniem.

Ale uznania nie ma

Wciąż nie rozumiem, w jakiej grze Andrzej Duda chciałby wygrać ani jak mogłaby wyglądać wygrana. Wiemy już, że nie chodzi mu o karierę międzynarodową, skoro podpisał ustawę o badaniu wpływów rosyjskich. Może chce błyszczeć na polskiej prawicy, a do tego potrzebne mu jest uznanie Jarosława Kaczyńskiego. Jednak o to chyba trudniej niż o karierę międzynarodową, bo w tym drugim przypadku – będąc już prezydentem – wystarczyłoby grać według zasad. Żeby zasłużyć na uznanie Kaczyńskiego, trzeba odgadywać jego myśli, bo ma swoją własną grę, w której nie obowiązują żadne zasady, nie ma więc przed prezydentem jasnej ścieżki awansu.

To może być dla Andrzeja Dudy najlepszy czas. Może nawet uratuje PiS?

Może gdyby marszałek Hołownia uznał, że prezydent ułaskawił, a jego ułaskawienie „było i jest skuteczne”, dziś od rana pod Pałacem Prezydenckim, mimo mrozów, stałaby kolejka kolejnych chętnych do „skutecznego” ułaskawienia jeszcze przed zapadnięciem wyroku. Wodziliby prezydenta na pokuszenie koledzy Wąsika i Kamińskiego, i ten, co sprzedawał respiratory, i ten, co rozdawał wille, i ten, co na targach w różnych krajach handlował wizami, i wielu, wielu innych. Czy taka była w istocie oferta PAD-a? Czy wobec rozpoczynających prace komisji śledczych, wobec ujawnianych nadużyć, chciał kolegom podarować święty spokój? Nie udało się. Marszałek odmówił uznania.

Co mieliby z tego demokraci?

Można by się zająć sprawami bezpieczeństwa, groźbami ze strony Rosji, do czego przydałaby się współpraca prezydenta – najwyższego zwierzchnika Polskich Sił Zbrojnych – z rządem. Może udałoby się obniżyć napięcie przed zapowiadaną na 11 stycznia przez PiS demonstracją, może zapobiec rodzącej się właśnie politycznej legendzie. Bo, jak przekonuje prezydent i jego kancelaria, Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik poświęcili życie zawodowe walce z korupcją i jeśli trafią do więzienia, będą pierwszymi w Polsce po zmianie ustroju więźniami politycznymi. Byli szlachetni i walczyli ze złem.

To, co teraz – wobec braku uznania jego arbitralnej decyzji – proponuje prezydent, to żebyśmy uznali iż Kamiński i Wąsik będą więźniami politycznymi, całkiem jak Andrzej Poczobut.

Albo Jullian Assange, który ukrywał się na terenach ambasad. Czy prezydent właśnie tak chce chronić skazanych?

Hołownia wymiękł czy wykazał się sprytem?

Marszałek się nie ugiął i nie uznał. Ale chyba się cofnął. Wobec machiny propagandowej, która odsapnąwszy po kampanii wyborczej, znów ruszyła do pracy. Wobec ciągłego podważania legalności i demokratyczności nowego rządu, oskarżeń o tyranię, łamanie wolności słowa, prawa i demokracji. Posiedzenia zaplanowane na ten tydzień zostały odwołane. Demonstranci – czy też działacze PiS-u – którzy przyjadą w czwartek z całej Polski, będą stać pod pustym sejmem.

Można narzekać, że Hołownia wymiękł, że mrugnął, że nie wytrzymał napięcia, ale moim zdaniem postąpił właściwie – jak byk ze „słynnej prowincji Gaudalajara”. Wykonał unik przed toreadorem stojącym z gołym mieczem, szykującym się do konfrontacji. „Byk żaden sam nie zacznie bóść, więc ty go wciąż muletą kuś, niech wścieka się, niech biega wkoło, niech myśli, że stawiasz mu czoło” – śpiewał Wojciech Młynarski.

To właśnie zdaje się robić PiS: macha muletą. Kamiński pokazuje wała, pisowscy politycy okupują budynki telewizji, TV Republika mnoży demonstrantów walczących o „wolne media”, a żeby demokratów rozjuszyć jeszcze bardziej – wszak walczą w słusznej sprawie – mogą być nieprzebiegli, np. zestawiając zbiórki WOŚP z kwestami nazistów.

Koalicja ma się wściec, otoczyć sejm barierkami i sięgnąć po rozwiązania siłowe, co pozwoli w dalszym ciągu przekonywać obserwującą te zmagania publiczność, że to właśnie Koalicja 15 października zagraża ustrojowi, zaś całą politykę przenieść z powrotem na poziom freak fightów, w których PiS czuje się swobodnie.

Sadura: Lewica powinna wziąć przykład z Trzeciej Drogi

Szymon Hołownia najwyraźniej zdaje sobie sprawę, że „sukcesów sens przy walce byków polega na sztuce uników”. Nie dał się rozjuszyć, robi taktyczny unik, ale przecież komisje śledcze pracują, zeznania Jarosława Gowina przyciągają publikę. Toreadorowi być może w tym czasie opadnie animusz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij