„Tylko żebyś wiedział, to nie jest tak, że my te debilizmy z «Wiadomości» łykamy jak młode pelikany – zwraca się do mnie młodszy gość w koszulce z wielką pumą na piersi. – Nie mieszkam w Warszawie, ale dobrze wiem, że nie chodzicie tam po kostki w gównie przez awarię w Czajce” – fragment książki Dawida Krawczyka „Cyrk polski”.
Glaca mu się świeci, jakby ją czymś nasmarował. Dba nie tylko o skórę głowy, ale i o skórzaną kamizelkę narzuconą na plecy, perfekcyjnie natłuszczoną i wypolerowaną. Odstawił się tak, że na kulistą czaszkę powychodziły cienkie żyły.
– Piece trzeba odpalić. I puścić kominem tę zarazę LGBT! Inaczej się nigdy zdrajców nie pozbędziemy – mówi.
Nie chce się przedstawić. Mówi tylko, że jest stąd i jest u siebie. W Końskich.
– Jakie piece? O czym pan mówi? – pytam.
– Dobrze pan wiesz jakie. Ale ja panu powiem, bo się nie boję. Auschwitz!
„Czy po nas już tylko czarna dziura zostanie?” Rolnicy patrzą w przyszłość
czytaj także
Na wielkim telebimie ustawionym na skwerze Kościuszki pusty pulpit z tabliczką „Rafał Trzaskowski”. Po chwili ciszę wypełniają gwizdy i buczenie. Oglądamy program TVP Debata Prezydencka 2020. Kilkaset metrów stąd, w studiu zbudowanym w hali widowiskowej, prezydent Andrzej Duda odpowiada na pytania Michała Adamczyka, prezentera Wiadomości.
– Słyszała pani, co ten facet mówił o zdrajcach, LGBT, piecach w Auschwitz? To nie przesada? – zagaduję panią w garsonce.
– Wie pan, ja też jestem za Dudą jak ten pan, więc nie chcę tak krytykować. Ale trudno mi się tego rzeczywiście słucha. Mój świętej pamięci dziadziuś został zamordowany w Oświęcimiu, więc rozumie pan – odpowiada najspokojniej w świecie.
* * *
Jubiler Skorpion na Piłsudskiego reklamuje się wielkim złotym napisem, tak samo złotym pajęczakiem i zdjęciami modelek w sukniach ślubnych. W poniedziałkowy wieczór zamknięty, podobnie jak większość pobliskich sklepów z odzieżą używaną. Działają tylko kebabownie i sklep z dżinsami.
– Kurtki dżinsowej pan szuka? Albo może spodnie jakieś? Albo może jedno i drugie? Skompletuję dla pana taki zestaw za trzy stówki. Najwyższa jakość, ludzie z Reichu zjeżdżają specjalnie, żeby u mnie kupić – zachwala asortyment sprzedawca.
– Nie będę kręcił. Nie przyszedłem na zakupy. Chciałem zapytać, jak się pan czuje jako gospodarz debaty prezydenckiej. Końskie to dzisiaj chyba najważniejsza miejscowość w Polsce?
– Bardzo dobrze, wreszcie ktoś się nami zainteresował. Najechało się tutaj ludzi. Normalnie tak powinno być, to na turystyce można byłoby zarobić – opowiada.
Wychodzimy przed sklep.
Dżinsy przywozi z Rawy Mazowieckiej, bezpośrednio od producenta. Mówi, że odkładają mu zawsze lepszy towar, ale nie wiem, czy to prawda, czy dalej próbuje opylić mi dżinsowy komplecik. Kiedyś prowadził warzywniak, ale od kiedy weszła Biedronka, to biznes bez przyszłości, więc przebranżowił się na odzież męską. Żyje ze stałych klientów. Kupują te same modele co rok, dwa. Nawet nie muszą mierzyć.
Skwer Kościuszki wygląda jak festiwalowe miasteczko TVP. W parku ustawione jedno studio i gigantyczny telebim, samochodów z logo telewizji nie sposób zliczyć. Jeszcze więcej sprzętu stoi przy hali widowiskowej. Tam za dwie godziny prezydent będzie odpowiadać na pytania lokalsów.
TVP zaproponowało Końskie w odpowiedzi na propozycję debaty ze strony TVN-u, TVN24, Onetu i Wirtualnej Polski. Duda odrzucił zaproszenie od prywatnych stacji, sztab Trzaskowskiego mówił publicznie, że debata w telewizji publicznej to ustawka, choć podobno do samego końca przyjazd do Końskich rozważał.
Niedużą miejscowość w Świętokrzyskiem przed kilku laty na cały kraj rozsławił Grzegorz Schetyna. W wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” powiedział, że „wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie”. Innymi słowy: na prowincji, a nie na elitarnych przedmieściach.
Handlarz dżinsem śledzi kampanię wyborczą bardzo uważnie. Codziennie po pracy odpala telewizor i jedzie po kolei: Wydarzenia na Polsacie, Fakty TVN-u i Wiadomości w TVP.
– Każdy na swoją modłę pokazuje, więc trzeba z każdej strony to oglądać. Ale zdanie swoje mam i go nie zmienię. Na Dudę będę głosował. I każdy, kto wie, co się dzieje, powinien tak samo zrobić – mówi pewnie.
czytaj także
Jego kandydat mówi na wiecach przed drugą turą mniej więcej to samo co w pierwszej. Głównie, że obroni programy socjalne i polską rodzinę przed obcymi ideologiami. Z samego rana, przed przyjazdem do Końskich podpisał projekt zmiany Konstytucji RP, który ma uniemożliwić adopcję dzieci parom jednopłciowym.
– Przecież ani geje, ani lesbijki nie mogą w Polsce adoptować dzieci, więc po co on to podpisuje? – pytam sklepikarza.
– Żeby nie mogli na pewno, nawet jak Trzaskowski, nie daj Bóg, wygra. Niech se te pedały żyją i tam wyprawiają pod kołdrą, co im się podoba, ale z dala od dzieci! I żeby nie obnosili się i nie promowali!
– Słyszę o tym promowaniu homoseksualizmu cały czas – prowokuję. – A niech mi pan powie, co to właściwie znaczy? Jakby tak dwóch gejów tu, przed nami, się pocałowało teraz, toby pan żonę zostawił i pojechał na Paradę Równości do Warszawy z Trzaskowskim tańczyć?
Udaje mi się go nawet rozbawić.
– No wiadomo, że nie. Ale jakby taki młody człowiek zobaczył, nieukształtowany jeszcze, to kto wie, może by chciał spróbować – odpowiada.
Widzę, że lubi pytania. A ja lubię pytać.
– A o tym ułaskawieniu pedofila przez pana prezydenta to co pan myśli?
– Oj, już tam pedofila od razu! – oburza się troszkę.
Trzy dni wcześniej „Fakt” wrzucił na okładkę wielkie zdjęcie Andrzeja Dudy i nagłówek: Trzymał córkę, bił po twarzy i wkładał jej rękę w krocze. W środku dziennikarze tabloidu opisali sprawę ułaskawienia mężczyzny, który wielokrotnie gwałcił swoją córkę. Wyrok za gwałt odsiedział, ale sąd zakazał mu zbliżania się do dziewczyny i jej matki. Na prośbę kobiet prezydent Duda skorzystał z prawa łaski i zniósł ten zakaz.
– Nie ułaskawił pedofila, tylko ojca, bo to kobity chciały już – słyszę. – To, co oni tam wyprawiali, to ich rodzinna sprawa, a nie gazety jednej czy drugiej. Co to jest, żeby niemieckie gazety nam się tu wtrącały!
Słowa handlarza dżinsem, ale nie on je wymyślił. Powtarza to, co Duda wykrzykuje na wiecach.
czytaj także
– Dzisiaj ten oszczerczy atak to po prostu podłość, to jest najgorszego gatunku brudna kampania! Czy koncern Axel Springer, z niemieckim rodowodem, który jest właścicielem gazety „Fakt”, chce wpłynąć na wybory prezydenckie w Polsce? Niemcy chcą wybierać w Polsce prezydenta? To jest podłość, ja się na to nie zgadzam! – grzmiał w Bolesławcu na Dolnym Śląsku.
Im bardziej jednak prezydent i jego sztabowcy walą w „Fakt” i „zagraniczne media”, tym więcej jego przeciwnicy mówią o „ułaskawieniu pedofila”. Kiedy Duda przyjedzie do Wrocławia tydzień przed ostatecznym głosowaniem, powita go kilka tysięcy osób zamierzających głosować na jego konkurenta. Wśród nich pani z transparentem, nad którym pracowała przez całą poprzednią noc. Tekst napisała szybko: „A mnie też pan ułaskawi?”. Dużo więcej czasu zajął jej realistyczny portret Mariusza Trynkiewicza narysowany kredkami ołówkowymi obok pytania.
– Myśli pan, że Końskie będą coś mieć z tej debaty, co się tu zaraz odbędzie? – pytam dżinsiarza na koniec.
– Wie pan, ja to bym chciał, żeby nam wyremontowali ten park. Żeby można było sobie po ludzku przyjść, posiedzieć. Ale tak szczerze, to nie sądzę. Tu się wiele nie zmienia. Tak myślę tylko, że jak wygra jednak Trzaskowski, żeby nie chciał się jakoś na nas mścić, że tu Dudę z takimi honorami witaliśmy – mówi, zamykając sklep.
O to samo pytam po wszystkim licealistów w parku. Przynieśli ze sobą kartki z wydrukowanymi ośmioma gwiazdkami: pięć na górze, trzy na dole. Układ jak w „jebać PiS”, ale jeszcze nieliczni to wiedzą, więc chłopaki chodzą sobie spokojnie przed kamerami TVP z kartkami w dłoniach.
– Czy coś zostanie z tej debaty? Porysowany parkiet w hali widowiskowej i memy. Ostatnio, jak przyjechał Duda i podpisywał ustawę o kolei na pustym peronie, to cała Polska się z nas śmiała – mówi jeden.
Pokazuje mi zdjęcie, a ja przypominam sobie, że rzeczywiście swego czasu zrobiło furorę w internecie: samotny prezydent przy szkolnej ławce na starym, zaniedbanym peronie podpisuje ustawę Kolej Plus. Ławka i krzesło do szkoły już nie wracają; zaraz po uroczystości zostają przewiezione do budynku starostwa powiatowego. I wystawione na korytarzu, na tle wielkiej foty z wydarzenia, za złotą barierką. Jak eksponat muzealny.
„Fabryka jutra”, czyli Szymona Hołowni przepis na kiełbasę wyborczą
czytaj także
– A pociągów jak nie było, tak nie ma. Żeby dojechać do większego miasta, do Opoczna trzeba się najpierw dostać – dorzuca licealista.
Za rok pisze maturę. Chce zdać, wyjechać na studia i już nie wracać.
Dudabus rusza z Końskich na Warszawę.
– Cy-kor! Cy-kor! Cy-kor! – krzyczą zwolennicy Trzaskowskiego.
– Trzaskowski to cykor! Cy-kor! Cy-kor! – odpowiadają przeciwnicy.
* * *
– Nie żałujecie, że wasz kandydat nie pojechał do Końskich? – pytam Cezarego Tomczyka na rynku w Ciechanowie.
– Oj nie, na pewno nie! – odpowiada szef sztabu.
– A to nie jest tak, że pretendent do tytułu to powinien się nawet za stodołą napierdalać, jak ma możliwość? – drążę. – Wybaczy pan poseł dosadność…
– Gdyby tylko trzeba było się bić za stodołą, to jesteśmy gotowi, ale nie na ustawkę w rządowej telewizji. Zaraz by się okazało, że w Końskich mieszka jakaś pani, którą Trzaskowski wyrzucił z kamienicy. Albo jechała akurat autobusem w Warszawie i uległa wypadkowi. To nie jest walka jednego kandydata z drugim, tylko kandydata opozycji z całą machiną państwa.
Przed chwilą oglądałem przejście Trzaskowskiego z budynku urzędu miejskiego na rynek. Stałem na balkonie lumpeksu z lokalną nauczycielką.
– Rzadko się komu do tego przyznaję, ale skoro pan pisze książkę, to powinien wiedzieć, że tacy ludzie też istnieją. W 2015 głosowałam na Dudę, bo miałam dosyć tego gadania Platformy, że tego się nie da, tamtego też nie. A później nas, nauczycieli, PiS zeszmacił po prostu. Nigdy więcej! Nigdy więcej nawet mi przez myśl nie przejdzie, żeby na nich głosować! – mówi pani Beata.
Z daleka nie widziałem dokładnie, ale wokół Trzaskowskiego była jakaś przepychanka. Dopiero wieczorem w Wiadomościach zobaczyłem, że kandydatowi próbował zadać pytanie dziennikarz TVP. Na drodze stanął mu, oczywiście, Sławomir Nitras.
O 19.30 na pierwszym kanale publicznej telewizji nie ma innych informacji niż te z kampanii. „Trzaskowski prowadzi kampanię kłamstw?”, „Warszawa. Narkomani prowadzą autobusy”, „Zwolennicy Trzaskowskiego niszczą Polaków” – to zaledwie kilka tytułów na pasku. Co wieczór te same archiwalne ujęcia: Trzaskowski z Tuskiem, Trzaskowski na Paradzie Równości, Trzaskowski klei szybę taśmą.
Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie napisze w raporcie podsumowującym kampanię prezydencką: „W okresie przedwyborczym publiczny nadawca stał się kampanijnym narzędziem urzędującego prezydenta, a część materiałów miała jasny ksenofobiczny i antysemicki wydźwięk”.
W Raciążu na Mazowszu jestem kwadrans przed Trzaskowskim. Mieszka tu pięć tysięcy ludzi. Jeśli nie pracują w żadnym z punktów usługowych na rynku, znaczy to tyle, że dojeżdżają do roboty w Warszawie.
Dowiaduję się tego pod kwiaciarnią, gdzie na krzesełkach wędkarskich wysiaduje czterech facetów. Lokalna starszyzna.
– Przyjedzie, nagada się, a ludzie i tak na Dudę zagłosują – zaczyna kwiaciarz. Bawi się srebrnym zegarkiem na bransolecie.
– Sama prawda – dodaje młodszy gość w koszulce z wielką pumą na piersi. Wyszedł przed chwilą ze sklepu odzieżowego Moda na Sukces. – Tylko żebyś wiedział, to nie jest tak, że my te debilizmy z Wiadomości łykamy jak młode pelikany – zwraca się do mnie. – Nie mieszkam w Warszawie, ale mam znajomych i dobrze wiem, że wcale tam nie chodzicie po kostki w gównie przez awarię w Czajce. A teraz chcą mu przyklepać jeszcze tych kierowców narkomanów. Jak oni to sobie wyobrażają, że prezydent będzie latał i im kubeczki podstawiał, żeby sikali?
Pod tę kwiaciarnię trafiłem po raz pierwszy dwa tygodnie wcześniej. Tak samo jak dziś wjechałem za ekipą Trzaskowskiego. Nie zdążyłem jednak dobrze zaparkować, gdy dostałem wiadomość od koleżanki dziennikarki: „Wracaj, autobus spadł z wiaduktu. Jedna osoba nie żyje. Trzaskowski na pewno wróci i odwoła wydarzenia”. Następnego dnia prokuratura potwierdziła informację, że kierowca znajdował się pod wpływem narkotyków. Tydzień później kolejny kierowca tej samej firmy stracił panowanie nad kierownicą; w jego krwi również znaleziono amfetaminę.
Przygody na wojnie z rzeczywistością [rozmowa z Peterem Pomerantsevem]
czytaj także
W Wiadomościach do samych wyborów leciały ujęcia zwisającego z wiaduktu przepołowionego autobusu.
– Wczoraj widziałem na Jedynce jeszcze, że ten drugi kierowca to nie dość, że narkoman, to jeszcze gej. Olaboga! – ironizuje mój rozmówca. – Tutaj, w Raciążu, naprawdę nikogo nie interesuje, kto kogo wali i od której strony, że tak powiem.
– Byleby dzieci nie adoptowali – włącza się kwiaciarz.
– To jak tak wszyscy wiedzą, że w TVP głupoty, i do gejów nic nie macie, to dlaczego i tak na Dudę? – pytam.
Starszy aż wstaje z krzesełka. Zapina srebrną bransoletę na nadgarstku.
– Ja całe życie zarabiam najniższą krajową – mówi. – Zawsze na etat, umowa o pracę, ale najniższa krajowa. Płaci mi szef, ale podwyżkę dostaję tak jakby od państwa, bo tylko wtedy, jak podwyższają płacę minimalną. Za PiS-u poszła w górę i zapowiadają, że ma dojść do czterech tysięcy. Już wiesz dlaczego?
**
Fragment książki Dawida Krawczyka Cyrk polski, która 24 lutego ukaże się nakładem Wydawnictwa Czarne.