Lewica złożyła w październiku w Sejmie projekt „ustawy ratunkowej”, która depenalizuje zabieg aborcji. W myśl projektu pomoc lekarza, pomoc rodziny czy partnera również nie będzie karana. W czwartek Lewica poprosiła o nadanie numeru druku i włączenie projektu do porządku najbliższych obrad Sejmu. Rozmawiamy z posłanką Lewicy Magdaleną Biejat.
Michał Sutowski: Niedawno jeszcze Lewica zapowiadała liberalizację prawa, domagając się aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży. Dziś, po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakazującego wykonywania zabiegu w Polsce, chcecie już tylko zdekryminalizować pomoc przy przerywaniu ciąży – do 12. tygodnia lub później, jeśli mamy do czynienia z ciężkim uszkodzeniem płodu. Rezygnujecie z bardziej liberalnych zmian?
Magdalena Biejat: Nie, z niczego nie rezygnujemy. Nasza ustawa jest bezpośrednią odpowiedzią na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. To nie jest rozwiązanie docelowe, lecz próba ratowania sytuacji po tym, jak kobietom odebrano resztkę pozostałych jeszcze praw i możliwość legalnego przerywania ciąży z powodu ciężkich wad płodu. Dlatego nazywamy ten projekt „ustawą ratunkową”. Oczywiście, on nie rozwiązuje wszystkich problemów związanych z przerywaniem ciąży, ale pozwala choć trochę bardziej ochronić kobiety poprzez dekryminalizację pomocy w zabiegu.
czytaj także
To znaczy?
Dziś kobiety przede wszystkim czują lęk, że będą zmuszane do rodzenia dzieci, które potem umrą w męczarniach, o ile w ogóle dadzą radę się urodzić. Zostają z tym lękiem zupełnie same, bo ci, co mogliby im pomóc – z miłości, z empatii czy zwykłej ludzkiej chęci pomocy, rodzice, partnerzy czy przyjaciele – na mocy pisowskiej ustawy muszą się liczyć z drakońskimi karami więzienia. To się dzieje naprawdę. Nie dalej niż kilka dni temu zapadł wyrok skazujący tego rodzaju.
Przypomnisz tę sprawę?
Kobieta w powiecie słupeckim doszła do wniosku, że nie jest gotowa na dziecko, i zdecydowała się na przerwanie ciąży. Partner przekazał jej 440 zł na zakup tabletek poronnych w internecie. Został za to skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności.
Sądzona była również matka molestowanej dwunastolatki, bo zorganizowała córce aborcję. Ukarana może też zostać na przykład osoba, która pożyczy pieniądze na zabieg.
Nasza ustawa znosi podobne zagrożenia. Gdyby została przyjęta, kobiety zyskałyby przynajmniej poczucie, że prosząc kogoś o pomoc, nie będą narażać nikogo na niebezpieczeństwo.
To dotyczy również lekarzy wykonujących zabieg?
Oczywiście, nasza ustawa dekryminalizuje pomoc niezależnie od tego, w jakiej relacji jest dana osoba wobec kobiety chcącej przerwać ciąże. Odtąd nie będzie można karać tego kogoś więzieniem.
Ale czy wasza ustawa nie stoi w sprzeczności z istotą orzeczenia Trybunału Przyłębskiej, czyli że aborcja jest nielegalna, i kropka? Na chwilę abstrahując od tego, co sądzimy o prawomocności tego wyroku i całego TK?
Nie stoi, bo przecież nasz projekt w ogóle nie odnosi się do kwestii dopuszczalności przerywania ciąży. Dotyczy tego, z jakimi konsekwencjami muszą się liczyć osoby, które w przerwaniu ciąży zechcą pomóc, a zatem warunków, w jakich kobiety w Polsce realnie będą przerywać ciążę.
Realnie?
Musimy mieć świadomość, że zdecydowana większość zabiegów przerwania ciąży przeprowadzana jest metodą farmakologiczną, w warunkach domowych. I chodzi o to, żeby przerywając ciążę w domu, kobiety mogły liczyć na wsparcie najbliższych lub – w razie potrzeby – także lekarza. Lekarze nie mogą się obawiać konsekwencji prawnych. Już przed orzeczeniem wielu z nich bało się robić nawet badania prenatalne, nie mówiąc o legalnych aborcjach, bo prawo zawsze mogło być zinterpretowane na ich niekorzyść. A w efekcie kobiety pozostawiane były same sobie.
Albo narażone na większe koszty, bo w takiej sytuacji część lekarzy pewnie liczyła sobie dodatkowo premię za ryzyko…
Po tym wyroku i tak nastąpi pogłębienie „prywatyzacji” aborcji w podziemiu. Pytanie brzmi, w jakich będzie wykonywana warunkach. Dotychczas wykonywanych legalnie było około tysiąca zabiegów rocznie, choć prawo do nich i tak praktycznie było ograniczone. A teraz mamy faktyczny zakaz.
A to znaczy tyle, że kobiety będą musiały za zabiegi płacić: w Polsce czy za granicą. I jeszcze jedna kwestia: jak ten wyrok wpłynie na dostęp do badań prenatalnych, który i tak był już ograniczony, bo lekarze bali się oskarżeń o dążenie do aborcji. A przecież wiedzieć, że wady prenatalne płodu są, to nie zawsze znaczy, że chcemy przerwać ciążę, ale też, żeby je leczyć, jeśli jest to możliwe. I znów, wyrok skazuje kobiety na prywatny rynek badań i płacenie za te badania…
czytaj także
A czy można jeszcze liczyć na sytuację taką, jaka miała miejsce przed rokiem 2015? Prawo zakazujące aborcji było restrykcyjne, ale stosunkowo rzadko przestrzegane. Że hipokryzja władzy pozwalała je omijać poprzez wyjazdy zagraniczne i podziemie?
Przerwanie własnej ciąży jest w Polsce legalne w tym sensie, że nikt nigdy nie karał kobiet za to, że dokonały aborcji, i mam nadzieję, że nigdy się to nie stanie. Różnie natomiast było z ludźmi, którzy wspierali kobiety w tym procesie. Publikacja wyroku i generalnie strategia rządzącej prawicy w tym zakresie sugerują, że kurs będzie się niestety zaostrzał.
Bo jest pandemia i są większe szanse, że ludzie mają inne sprawy?
Jestem przekonana, że jeśli czegoś w tej chwili nie zrobimy, to również w obszarze pomocy kobietom może dojść do zaostrzenia prawa lub jego praktyki. To nie jest ani żaden „temat zastępczy”, żaden przypadek, ani tym bardziej przykrywka dla nieudolności rządu w związku z epidemią. To jest element długofalowej strategii odbierania kobietom ich praw. I dlatego wzywam polityków wszystkich partii w parlamencie, żeby poparli nasz projekt, jeśli mają w sobie choć trochę empatii i zwykłej przyzwoitości.
Ale jakich „wszystkich partii”, skoro mówisz, że władza najwyraźniej zaostrza kurs. A i w PSL czy w KO też nie brakuje konserwatywnych posłów.
To jest właśnie projekt konserwatywny, łagodzący praktyczne skutki tych rozwiązań prawnych, których na razie nie możemy cofnąć, i który odpowiada na realne zjawiska społeczne. Wzywamy do poparcia go całą opozycję, bo ma świetną okazję pokazać, że można coś dla Polek i Polaków zrobić tu i teraz, a nie dopiero za trzy lata, jak się pokona PiS i przejmie rządy.
Ale nawet cała opozycja nie ma w Sejmie większości.
Liczę, że również w Zjednoczonej Prawicy są ludzie, którzy zachowali resztki sumienia, wyobraźni i przede wszystkim świadomości tego, jak naprawdę wygląda życie kobiet w Polsce.
No dobrze, ale czy naprawdę uważacie, że to może przejść? Czy to nie jest raczej dawanie – żeby nie było, słusznego – świadectwa, co należałoby zrobić i co się powinno?
Zrobimy wszystko, żeby ten projekt przeszedł. Będziemy prowadzić rozmowy, zachęcać ludzi i pokazywać liczby. My naprawdę mamy dziś całkowity zakaz aborcji w przypadku dramatycznych wad płodu, bo przecież uzasadnienie wyroku niczego w jego brzmieniu czy wymowie nie zmienia. Mam wrażenie, że zaczynają to powoli rozumieć nawet przedstawiciele PiS.
Ale co rozumieć?
Czym to się skończy dla kobiet w Polsce, ale również politycznie dla nich samych. I że zdecydują się nas wysłuchać choćby dla własnego interesu, rozważą procedowanie projektu w Sejmie, a część da się przekonać, by ten projekt poprzeć. Widać przecież, że cały czas kombinują, jak zniuansować interpretację wyroku trybunału. Nie rozumiejąc zresztą, że wszystkie te próby tylko pogorszą sytuację kobiet, bo te same nie będą wiedziały, jakie prawo je obowiązuje.
Nadzieja odchodzi ostatnia. Jak Argentynki wywalczyły prawo do aborcji
czytaj także
Dziś panuje w Polsce poparcie dla liberalizacji aborcji, rośnie wzburzenie Polek i Polaków na to, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. I co ważne, nie wynika to z sympatii politycznych, lecz z tego, że ludzie zdają sobie sprawę z konsekwencji tych zmian dla ich życia.
_
Magdalena Biejat jest posłanką na Sejm, członkinią partii Razem i Klubu Lewica. Socjolożka, od lat związana z organizacjami pozarządowymi, mieszkanka warszawskiej Pragi.