Twój koszyk jest obecnie pusty!
Tylko „dobrze urodzeni” mogą sobie pozwolić na luksus lenistwa
Ludzie przychodzący do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zaczynają od zapewnienia, że „nie są żadną patologią”. Całe życie uczciwie i ciężko pracowali.
Ktoś powiedział, że bieda to stan umysłu. Te słowa zwykle znaczą, że biedni są głupi; że są biedni, bo ich stan umysłu ich na to skazuje. Słowem: każdemu, co mu się należy. Mądrzy z łatwością pną się w górę drabiny społecznej i gromadzą bogactwa, a głupi tego nie potrafią. Stąd ludzie zamożni często traktują biedaków jak dzieci, z wyższością, która płynie z założenia, że są od nich mądrzejsi.
Noblistka Olga Tokarczuk na pytanie, czy chce, aby jej książki zawędrowały pod strzechy, odparła, że literatura nie jest dla idiotów. Nie było to zdanie mądre ani przemyślane. Odgradzanie się od ludu pogardą oznacza brak szczególnego rodzaju mądrości, mądrości serca. Występuje ona u ludzi o niezbyt wysokim kapitale kulturowym, którzy jednak posiadają bardzo szczególną, wysoką inteligencję emocjonalną.
Widziałem w Paryżu siwego starca odzianego w strój kojarzący się z islamem, który siedział na chodniku koło stacji metra. Nagle podjechał najnowszym modelem BMW młody Afrykanin w garniturze drogiej marki z drogim zegarkiem na ręku. Podszedł do starca, przykucnął i przez jakieś pół godziny z szacunkiem słuchał tego, co stary miał do powiedzenia. Młody bogacz wysłuchał mądrości starego biedaka.
Nie każdy, kto nie dorobił się majątku, komu brakuje wielu rzeczy, doznaje biedy wbrew swojej woli. Są ludzie, którzy wolą być niż mieć. Nie goniąc za monetą, niekoniecznie są głupi.
Większość jednak cierpi biedę z przyczyn zewnętrznych. W Polsce bieda bardzo często bywa wynikiem transformacji ustrojowej. Masowe, długotrwałe bezrobocie wpływa na ludzką psychikę. Naukowcy twierdzą, że te zmiany są często nieodwracalne już po pięciu latach pozostawania bez pracy. Psychika ludzka cierpi, kiedy człowiek traci rytm, jaki nadaje mu regularna praca.
Można powiedzieć, że bieda ma wpływ na naszą psychikę, a zwłaszcza związane z nią upokorzenie. Nie znaczy to jednak, że osoba dotknięta tymi zmianami miała jakikolwiek wpływ na to, że zamknięto jej zakład pracy, czy na inne okoliczności, które pozbawiły ją pozycji społecznej.
Źródłem odmiennego, gorszego stanu ducha jest niemożność osiągania zamierzonych celów. Ich realizacja nadaje życiu sens. Ludzie chcą, żeby się z nimi liczono; by krewni, dzieci, sąsiedzi ich szanowali. Chcą się czuć potrzebni. Niemożność osiągania tych celów sprawia, że w którymś momencie się poddają. Odpuszczają. To się nazywa „wyuczoną bezradnością” czy – jak kto woli – syndromem Syzyfa.
Wiele osób, zwłaszcza starszych, popadło w niedostatek z przyczyn systemowych. Wieloletnie bezrobocie sprawiało, że ci ludzie mają za mało „składkowych” lat stanowiących podstawę do emerytury. Spotkałem na przystanku tramwajowym starszą, dość elegancką panią, która zbierała puszki. Kiedy jej zaoferowałem datek, uprzejmie odmówiła. Oświadczyła, że emerytura jej w zasadzie wystarcza, ale w tym miesiącu chce sobie sprawić przyjemność i pójść do teatru.
Podczas którejś z kampanii wyborczych, w których brałem udział, na zebranie przybył bezdomny mężczyzna. Dowiedział się o spotkaniu z radia kryształkowego, które sam wykonał. Był inżynierem.
Ludzie doświadczający różnych form wykluczenia społecznego zdają sobie sprawę, jak źle ich ocenia duża część społeczeństwa. Ludziom się wydaje, że wystarczy być grzecznym i starać się nie popaść w biedę, bezdomność czy długi. Ale tak przecież nie jest. Na dnie lądują ci, którzy prowadzili własne firmy. Ileż to razy ludzie przychodzący do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zaczynali rozmowę od zapewnienia, że nie są „żadną patologią”, że całe życie uczciwie i ciężko pracowali, a obecne kłopoty to wina choroby, albo tego, że ich oszukano czy w inny sposób skrzywdzono.
Dlaczego taki powszechny jest pogląd, że bieda wynika z lenistwa czy choroby alkoholowej? Bo żeby mieć poczucie bezpieczeństwa, lepiej jest wmawiać sobie, że ci na dole są sami sobie winni. To pozwala wierzyć, że nas to nie dotknie. A jednak dotyka. Dotknąć może każdego.
Wyobrażenie człowieka przegranego i biednego jest więc całkiem fałszywe. Bezdomny to nie tylko człowiek zaniedbujący higienę i koczujący na ulicy. Większość bezdomnych, a znam ich naprawdę wielu, to ludzie pracujący. Mieszkają na działkach, w samochodach, przyczepach, na strychach, w piwnicach. Myją się na stacjach benzynowych czy w łazienkach w supermarketach, bo przecież do pracy nie mogą przychodzić brudni. Znam wiele przypadków, kiedy bezdomni wykupywali karnet na siłownię czy basen, by móc korzystać z zaplecza higienicznego.
Jednym z najgorszych skutków biedy jest upokorzenie. Niektórzy krytykują rodziców, którzy kupują dzieciom smartfony. Tymczasem dziecko, które takiego telefonu nie ma, jest przez rówieśników wytkane palcami. Przy powszechnym poniżaniu ludzi gorzej ubranych czy nieposiadających pewnych sprzętów bardzo trudno zachować poczucie własnej wartości.
Tam jednak, gdzie ludzie rozumieją, skąd bierze się bieda i że jest to wynik niesprawiedliwego podziału dochodu narodowego, duma nie doznaje uszczerbku. Pamiętam mężczyznę w średnim wieku w Hiszpanii, który wyciągnął rękę i powiedział „na chleb”. Jego głos, ton, sposób, w jaki to powiedział, nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że się nie wstydzi. Raczej jest oburzony na niesprawiedliwość, która go spotkała. Należy dodać, że w Hiszpanii poziom bezrobocia jest jednym z najwyższych w Europie.
Nie mamy w Polsce głodu afrykańskiego – takiego, od którego się przeraźliwie chudnie, a niedobory białka mogą prowadzić do upośledzenia intelektualnego. Bieda w Polsce to nie taki głód, ale gorsza jakość życia, gorszy dostęp do leczenia, chroniczny smutek przechodzący w depresję.
Mój kolega ukończył politologię na uczelni w Pułtusku, ale pracę mógł znaleźć tylko w budownictwie. Zatrudnił się przy budowie Stadionu Narodowego, ale został zwolniony, gdy upomniał się o umowę o pracę. Wtedy odpowiedział na ogłoszenie pracy we Włoszech. Okazało się, że trafił do obozu pracy – i dopiero tam poczuł głód. Kradł pomarańcze z drzewa sąsiadów, a im zrobiło się go żal i pomogli mu uciec, wywożąc go w bagażniku.
Biedni nie są ludźmi gorszej jakości. Jeżeli wielu z nich nie może się wyrwać z zaklętego kręgu biedy, wyzysku i krzywdy, to dlatego, że państwo nie dba o tych, którzy pozostali w tyle. Bo urodzili się w złym miejscu i czasie. Bo chodzili do słabszej szkoły, bo nie spotkali na swojej drodze odpowiednich ludzi, mentorów, którzy pomogliby im podążyć za marzeniami i własnym talentem. Bo nie odziedziczyli po rodzicach mieszkania ani firmy i zmuszeni są żyć w zawilgoconych, przeludnionych klitkach.
Oczywiście w każdym społeczeństwie są wałkonie. Zwykle jednak tylko „dobrze urodzeni” mogą sobie pozwolić na luksus obijania się.
80 proc. Polaków ma maturę. Ale wbrew początkowym nadziejom wykształcenie nie daje gwarancji dostatku. Wyścig szczurów wymaga bezwzględności, wspinania się po plecach innych, koneksji i koligacji. Ci, którzy tego nie potrafią, niekoniecznie są głupsi. Chodzą prostą drogą. Są uczciwi, czego nie powinniśmy mylić z głupotą.
Olga Tokarczuk tworzy wybitną literaturę. Feralne zdanie o idiotach zamieszkujących pod strzechą tego nie przekreśla. Ale stoi w sprzeczności z tradycją postępowej inteligencji, która lud szanowała, a nawet chciała mu służyć. Pomagać w wydźwignięciu się. Jeżeli my, inteligenci, zaczniemy wzorem noblistki gardzić ludem, to lud odwróci się do nas plecami i pójdzie za tymi, którzy samo bycie Polakiem czynią wystarczającym powodem do dumy.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.