Prezydent Andrzej Duda: solidne 6 na 10

Chociaż przeciwnicy PiS uważają Dudę za pieska na smyczy Kaczyńskiego, to jest to oczywista nieprawda. A sama prezydentura Dudy nie była wcale zła – zwłaszcza na tle poprzedników.
Andrzej Duda. Fot. Monika Bryk

Ustępujący prezydent początkowo był skory do współpracy z obecnym rządem. W ogóle jednym z największych błędów Tuska było pójście na zwarcie z pałacem, zamiast się z nim próbować dogadać, co było możliwe.

Chociaż Andrzej Duda był jednym z bardziej lekceważonych prezydentów RP, nawet w obozie politycznym, z którego się wywodzi, to 10 lat jego prezydentury na tle poprzedników prezentuje się ostatecznie całkiem przyzwoicie.

Takie stwierdzenie w obozie antyPiS-u brzmi wręcz obrazoburczo. AntyPiS byłby zadowolony z Dudy tylko wtedy, gdyby działał tak, jakby sam pochodził z obozu liberalnego. Tylko że Andrzej Duda nie wywodzi się z tego obozu, wręcz przeciwnie. Został wystawiony przez PiS jako niespecjalnie rozpoznawalny i skazany na pożarcie kandydat – bez tej decyzji sprzed dziesięciu lat wciąż mógłby być drugorzędnym politykiem z Parlamentu Europejskiego.

PiS robiło mu również kampanię pięć lat później. Duda bez tej partii nigdy nie zostałby prezydentem, więc trudno od niego oczekiwać, że nagle zmieni front na życzenie obozu liberalnego. I w takim kontekście należy go oceniać, a nie na podstawie teoretycznych oczekiwań i wyobrażonych realiów. W realnym kontekście i na tle poprzedników prezydentura Dudy nie była wcale zła.

Nie taki długopis

Przede wszystkim wbrew opiniom liberalnego komentariatu, który nazywa Andrzeja Dudę „długopisem”, ustępujący prezydent wcale nie był skory do podpisywania wszystkiego, co mu podsuną. W ciągu pierwszych pięciu lat prezydentury zawetował 9 ustaw, tymczasem jego poprzednik Bronisław Komorowski cztery. Duda wetował niewiele rzadziej niż Aleksander Kwaśniewski w latach 1995–2000, który zawetował 11 projektów ustaw, ale od 1997 roku funkcjonował w kohabitacji z rządem Jerzego Buzka.

Żulczyk napisał powieść z kluczem. To thriller o daremności władzy

W ciągu 10 lat prezydentury Andrzej Duda zawetował łącznie 19 ustaw, czyli w drugiej kadencji było ich 10, z czego cztery były projektami rządu Zjednoczonej Prawicy. Także wbrew opinii liberalnego komentariatu, Duda wcale nie blokował projektów obecnej koalicji jak leci. Do czerwca spośród 184 projektów obecnej większości rządowej zablokował tylko 13 ustaw – 6 w formie weta i 7 w formie odesłania do TK, czym de facto zamroził je na wieczne nigdy. To ostatnie nie było z jego strony uczciwe, ale opowieści o tym, że to Duda uniemożliwia rządzącym reformy, jest opowieścią rodem z mchu i paproci.

Co więcej, Andrzej Duda zawetował kilka ustaw bardzo ważnych dla rządu PiS – w tym reformę Sądu Najwyższego i KRS, która miała dać zbyt dużą władzę prokuratorowi generalnemu, czyli Zbigniewowi Ziobrze, nad sądownictwem. Zablokował również reformę ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego, która miała drastycznie zmniejszyć liczbę okręgów, co realnie podniosłoby trzykrotnie 5-procentowy próg wyborczy. „To by oznaczało, że w praktyce dzisiaj w Polsce szanse na uzyskanie poważnej reprezentacji w PE miałyby tylko dwa ugrupowania” – uzasadniał wtedy prezydent. Andrzej Duda zawetował również słynną „lex TVN”, która mogłaby zmusić Warner Bros. Discovery do sprzedania swojej polskiej spółki. Prawdopodobnie akurat to zrobił pod naciskiem Amerykanów – ale zrobił.

Sprawny na arenie międzynarodowej

Jedną z głównych funkcji prezydenta jest reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej. Polityka zagraniczna zasadniczo jest oczywiście kompetencją rządu, ale prezydent ma tutaj ogromną rolę do odegrania. Nie tylko dlatego, że nominuje ambasadorów, lecz przede wszystkim buduje relacje z państwami, w których na czele rządu stoi prezydent. Czyli z bardzo dla nas ważnymi USA, Francją i Ukrainą. Poza tym jako zwierzchnik sił zbrojnych zwykle reprezentuje Polskę na szczytach NATO.

Na tym polu Andrzej Duda zdał swój egzamin. W ostatnich miesiącach, jak i w latach 2017–2020, utrzymywał bardzo dobre relacje z Donaldem Trumpem. Oczywiście Trump jest postacią godną najwyższej krytyki, ale nie zmienia to faktu, że drugi raz jest prezydentem naszego głównego gwaranta bezpieczeństwa. Dobre relacje z amerykańskim przywódcą są więc niewątpliwie atutem Polski, niezależnie od tego, co można myśleć o nim samym.

Ułaskawienie Bąkiewicza to błaganie Dudy o niewysyłanie go na emeryturę

W czasach rządów Bidena, pochodzącego z obozu przeciwnego PiS, Dudzie również udało się zachować bliskie i dobre relacje. Podobnie zresztą jak rządowi Morawieckiego, szczególnie po 24 lutego 2022 roku. Relacje Dudy z Bidenem oczywiście nie były tak przyjacielskie jak z Trumpem, ale dzięki temu były dokładnie takie, jakie powinny. Biden dwukrotnie odwiedził Polskę w ciągu dwóch lat, Duda wspólnie z rządem przyjął również Kamalę Harris, której wizyta odbywała się w dobrej atmosferze.

Poza tym Duda zbudował bardzo dobre, przez moment wręcz zażyłe, relacje z Wołodymyrem Zełenskim. Odwiedził Kijów wspólnie z prezydentem Litwy dokładnie w przeddzień ofensywy rosyjskiej, chociaż już wtedy wiadomo było, że Rosja może zaatakować w każdej chwili. Gdy już w czasie wojny odwiedził ukraiński parlament, politycy przywitali go wrzawą niczym gwiazdę rocka, a Zełenski – serdecznymi uściskami. Od początku był zwolennikiem wejścia Ukrainy do NATO i UE, co wielokrotnie powtarzał.

Gdy relacje Kijowa z Warszawą stały się napięte z powodu napływu importu znad Dniepru i blokowaniu go przez polski rząd, relacje obu znacząco się ochłodziły. Nie było w tym jednak winy Dudy, wręcz przeciwnie, to był efekt zmiany postawy Zełenskiego. Duda cierpliwie zniósł nawet ostentacyjne wyjście Zełenskiego podczas jego wystąpienia na forum ONZ. W sprawach Wołynia zachowywał się bardzo delikatnie, według prawicy był wręcz uległy. Czym akurat dowiódł swojego odpowiedzialnego nastawienia.

Całkiem koncyliacyjny

Chociaż jest oczywiste, do jakiego obozu politycznego Dudzie najbliżej i niewątpliwie trudno go nazwać prezydentem wszystkich Polaków, to ze wszystkich czołowych polityków w Polsce Duda był relatywnie najmniej skory do podgrzewania polaryzacji. Oczywiście, że zdarzały mu się ostre wystąpienia, ale znów – te sprawy należy rozpatrywać w kontekście. A ten jest taki, że nad Wisłą mamy wręcz polityczną wojnę na noże – i to dosłownie, bo prezydenta Gdańska publicznie zasztyletowano. Z obu stron padają oskarżenia o najgorsze występki, z mordami politycznymi czy zdradą włącznie. Na tym tle prezydent wyróżniał się na plus.

Czy Kamiński i Wąsik powinni siedzieć?

Poza tym początkowo był skory do współpracy z obecnym rządem. W ogóle jednym z największych błędów Tuska było pójście na zwarcie z pałacem, zamiast się z nim próbować dogadać, co było możliwe. Duda świadomie niezwłocznie podpisał ustawę o in vitro, by dać sygnał nowej koalicji, że jest otwarty na współpracę. Silne animozje zaczęły się dopiero po siłowym przejęciu mediów publicznych przez ministra Sienkiewicza oraz usunięciu przez ministra Bodnara prokuratora krajowego Dariusza Barskiego, z pominięciem podpisu prezydenta.

Nawet wtedy starał się jednak utrzymywać w miarę cywilizowaną atmosferę. Przykładem może być choćby mianowanie Marcina Kierwińskiego na pełnomocnika ds. odbudowy po powodzi, dla którego Duda był zaskakująco wręcz serdeczny, chociaż to Kierwiński był szefem MSW, gdy policja weszła do pałacu prezydenckiego, by zawinąć Kamińskiego i Wąsika, co było bezprecedensowe. Poszedł także na rękę rządowi przy okazji rekonstrukcji, gdyż nie zwlekał z nominacjami ani chwili, chociaż część jego obozu namawiała go do zakwestionowania Waldemara Żurka jako następcy Bodnara.

Nie taki partyjny

Chociaż przeciwnicy PiS uważają Dudę za pieska na smyczy Kaczyńskiego, to jest to oczywista nieprawda. Duda od początku próbował rozluźnić swoje relacje z partią i finalnie zdobył niemałą autonomię. Dowodem tego są nie tylko weta w kilku ważnych dla rządu PiS sprawach, ale też choćby brak bezpośrednich relacji z Kaczyńskim, który go ostentacyjnie lekceważy, czym kompromituje bardziej siebie niż prezydenta, zachowując się jak obrażone dziecko.

Panie prezydencie, konstytucja jest niekonstytucyjna

Skład osobowy kancelarii również pokazuje, że środowisko Dudy zdobyło pewną autonomię względem PiS. Powołanie Marcina Mastalerka na szefa Gabinetu było wręcz wyzywające wobec Kaczyńskiego i pisowskiej wierchuszki. Kaczyński, z wzajemnością zresztą, nie znosi go nawet bardziej niż Beaty Szydło – właśnie dlatego Mastalerek trafił na pewien czas na polityczny out. Duda go jednak z niego wyciągnął i to na bardzo wysokie stanowisko – Mastalerka zaczęto wręcz określać mianem „wiceprezydenta”. W jednym z wywiadów stwierdził też wprost, że Kaczyński powinien udać się już na emeryturę.

W latach 2022–2025 szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego został natomiast Jacek Siewiera, który również jest spoza środowiska PiS. Co więcej, bywał wobec tej partii bardzo krytyczny. „Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński żyje w świecie, w którym jego właśni ludzie donoszą mu rzeczy nieprawdziwe, zmanipulowane informacje i zły obraz świata” – stwierdził Siewiera w rozmowie z Konradem Piaseckim. Finalnie były szef BBN wypadł ze środowiska Dudy i był nawet kandydatem na społecznego doradcę w ewentualnym gabinecie Trzaskowskiego, jednak w pałacu na najważniejszych stanowiskach utrzymały się osoby spoza PiS – chociażby szefowa Kancelarii Małgorzata Paprocka.

W określonych ramach

Prawdopodobnie największą różnicą między Dudą a Nawrockim będzie to, że ustępujący prezydent nie wychodził poza swoją rolę. Nie próbował poszerzać swoich kompetencji, tak jak Lech Wałęsa, któremu służyły w tym celu „interpretacje prawne” Lecha Falandysza. Duda zasadniczo trzymał się swoich kompetencji i nie wchodził na pole zarezerwowane dla rządu. Oczywiście miał o tyle łatwiej, że przez większość prezydentury współpracował z rządem ze swojego obozu.

Polska niewiele zyskała na wizycie Dudy w Chinach [rozmowa]

Jednak podczas obecnej kadencji Sejmu także nie wchodził w paradę rządowi. Przepychanki z rządem mają miejsce jedynie wtedy, gdy to rządzący odbierali mu kompetencje, jak w przypadku odwołania prokuratora krajowego bez podpisu prezydenta. Jako formalny zwierzchnik sił zbrojnych utrzymywał bardzo dobre relacje z szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Jedynie w polityce zagranicznej pojawiło się pole sporu w związku z częścią nominacji ambasadorskich, a w szczególności Bogdanem Klichem w Waszyngtonie i Ryszardem Schnepfem w Rzymie.

Od początku było jednak wiadomo, że obie kandydatury będą dla Dudy nie do przyjęcia, więc rząd wykazuje tutaj taki sam upór jak prezydent. Poza tym Klich jest obiektywnie złym wyborem, gdyż nie zbuduje dobrych relacji z Republikanami. Przypomnijmy, że pisał na X o Trumpie jako „niezrównoważonym i nieszanującym demokracji polityku”. Takie słowa o jednym z najważniejszych polityków nie tylko USA, ale i na świecie, powinny skreślić osobę jako dyplomatę, a już na pewno jako ambasadora w Waszyngtonie. Co więcej, pomysł pałacu prezydenckiego, by to inteligentny i sprawny Krzysztof Szczerski, obecny ambasador przy ONZ (czyli również stacjonujący w USA), zamienił się z Klichem miejscami, jest całkiem sensowny.

W pozostałych sprawach zagranicznych Duda nie wchodził rządowi w paradę. Przede wszystkim nie pcha się na szczyty unijne, oddając to pole rządowi. Czym odróżnił się od swojego mentora Lecha Kaczyńskiego, który z rządem toczył słynną „wojnę o krzesło”, co doprowadziło do kuriozalnych obrazków na jednym ze szczytów i kompromitowało Polskę na forum UE.

Powaga, a czasem luz

Pomimo potężnej polaryzacji Andrzej Duda potrafił zdobyć zaufanie Polaków, co powinno być głównym atrybutem prezydenta. Przez większość kandydatury był zdecydowanie na czele rankingu zaufania. W lipcu w badaniu CBOS zaufanie do niego wyraziło 53 proc. respondentów, więc pod tym względem zdecydowanie „wyszedł z pisowskiej bańki”. Jako jedyny polityk w Polsce cieszy się zaufaniem ponad połowy społeczeństwa. Dla porównania Donaldowi Tuskowi ufa 36 proc., Szymonowi Hołowni 37 proc., Kaczyńskiemu ledwie 32 proc., a Włodzimierzowi Czarzastemu 29 proc. W obozie liberalnym największe zaufanie mają szef MSZ Radosław Sikorski (44 proc.) i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (też 44 proc.).

Lekceważący Dudę Tusk i Kaczyński pod względem zaufania społecznego mogliby mu więc czyścić buty. Podobnie jak pod względem legitymizacji społecznej – wyniki wyborów prezydenckich w 2020 roku, gdy w pierwszej turze zdobył aż 43,5 proc., w drugiej – rekordowe wtedy 10,5 mln głosów, pokazały, że potrafił zdobyć szerokie poparcie także poza wyborcami PiS.

Przyborska: Utalentowany pan Duda

Andrzej Duda uchronił się też przed większymi wpadkami, chociaż odbył mnóstwo ważnych spotkań i wizyt – wszak był prezydentem w czasach wojny u sąsiada. Na tle Bronisława Komorowskiego był wręcz wzorowy. Przypomnijmy, że odwiedzając japoński parlament, Komorowski wołał do gen. Kozieja „chodź Szogunie”. W rozmowie z Barackiem Obamą Komorowski stwierdził „jeśli mamy razem iść na wielkie polowanie, to najpierw musimy mieć pewność, że nasz dom, nasze kobiety, nasze dzieci są bezpieczne”, jakby mówił do jakiegoś wodza w Afryce. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie widział czarnego człowieka.

Na tle swoich poprzedników Duda wypada jako polityk mający swoje ograniczenia, ale przynajmniej zachowujący powagę. Kilka razy pokazał jednak też swój luz. Podjął pandemiczne wyzwanie #Hot16challenge i choć jego występ był słaby, to nie zasługiwał aż na takie wyszydzenie, z jakim się spotkał. Mógł przecież w ogóle dać sobie z tym spokój, tym bardziej że sztywny Duda do rapu pasuje jak Zdechły Osa do piosenek o trzeźwości.

Poza tym przypomnijmy jego słynne słowa w reakcji na groźby atomowe Putina podczas konferencji po szczycie NATO. „Jest takie powiedzenie w Polsce, brzydkie zresztą, nie strasz, nie strasz…” – stwierdził Duda, z trudem tłumiąc śmiech, co Łukasz Najder podsumował wybitnym tłitem „Putin: Mamy broń jądrową. Polska: nie zesraj się”.

Podsumowując, oczywiście, że Dudzie można wytknąć mnóstwo błędnych decyzji i kontrowersyjnych działań, co zapewne zrobi wielu innych komentatorów. Trzeba jednak oceniać go w kontekście polskiej głębokiej polaryzacji oraz na tle poprzedników. Nie można też zapominać, że został prezydentem jako mało doświadczony polityk, a w drugiej kadencji przyszło mu się mierzyć z ogromnymi wyzwaniami, którym sprostał. Mając to wszystko na względzie, daję mu solidne 6/10. Żadnemu z jego poprzedników nie dałbym więcej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta i dziennikarz ekonomiczny. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną, „Dziennikiem Gazeta Prawna”, „Tygodnikiem Powszechnym” i „Przewodnikiem Katolickim”. Autor serii powieści kryminalnych „Metropolia”.
Zamknij