Historia, Kraj, Weekend

Czy osoby o lewicowych poglądach mogą zatrudniać pomoc domową?

Nie wiem. Nie będę wam mówić, co macie robić. Powiem tylko, że to pytanie o bardzo długiej historii.

Niedołężni starcy czyszczą sobie buty

W 1902 roku Julian Marchlewski, polski socjalista, został zaproszony na spotkanie w domu znanej niemieckiej feministki. Debata przeciągała się do późnej nocy – nic dziwnego, w końcu debatowano o ważnej reformie dotyczącej warunków pracy robotników i robotnic fabrycznych. Gdy około trzeciej zaproszeni goście zaczęli opuszczać salon, „w przedpokoju podawała nam palta służąca”, wspomina Marchlewski. „Młoda dziewczyna chwiała się na nogach ze znużenia, a cały jej wygląd świadczył o anemii w największym stopniu”.

Wyczerpanie dziewczyny łatwo było wytłumaczyć – jej pracodawczyni często organizowała podobne nocne spotkania, a służąca nie dość, że zmuszona była podczas nich usługiwać, to potem musiała wstać o szóstej rano, by rozpalić ogień w kominku i pójść na targ po śniadanie.

„Jako człowiek nieobyty ze zwyczajami radykalnych salonów – opowiadał Marchlewski – pozwoliłem sobie w przedpokoju na uwagę, że na przyszłym posiedzeniu postawię wniosek, aby agitację o osiągnięciu skróconego dnia roboczego dla kobiet rozszerzono, domagając się skrócenia dnia tego i dla służących”. Do kolejnego spotkania jednak nie doszło – a być może doszło, ale polski krzykacz zadający niewygodne pytania nie został zaproszony.

Anegdota opowiadana przez Marchlewskiego miała uwrażliwić czytelników na dwie kwestie. Po pierwsze: rażące nierówności w warunkach życia służących domowych i ich pracodawców mieszkających przecież pod tym samym dachem. O tym samym mówiła w 1903 roku Cecylia Walewska, polska emancypantka: „Pijąc czarną kawę na szumnych five o’clockach, zalani potokiem blasku żyrandoli, czy moglibyśmy przypuścić, że wykwintna pokojówka, krążąca z tacą pełną sewrskich filiżanek, sypia w ciemnej norze, do której dostaje się po karkołomnych schodkach, norze, zwanej pawlaczem, gdzie chcąc usiąść na łóżku, głową musi bić w pułap – tak niewielka przestrzeń dzieli poziome forsztowanie kuchni od sufitu?”.

Walewska pytała o ową przepaść klasową i ekonomiczną czytelniczki w 1903 roku. Irena Krzywicka, socjalistka, wspominała w podobnym okresie, że niezależnie od postępowości poglądów i radykalności zachowania najbardziej nawet równościowej bohemy służbę domową traktowano wówczas jak oddzielny gatunek człowieka: „Pęta dawnych obyczajów były tak silne, że niepodobna sobie było wyobrazić, aby służąca chodziła innymi schodami niż kuchenne, aby nie całowała pani w rękę albo pozwalała sobie usiąść w jej obecności” – pisała we wspomnieniach o swoim dzieciństwie na początku wieku XX.

Ludowa historia Polki

Marchlewski także zwracał uwagę na ten paradoks – ślepą plamkę, która pozwalała postępowym, uświadomionym klasowo (by użyć ówczesnej nomenklatury) intelektualistom bezrefleksyjnie wykorzystywać pracę kobiet z proletariatu, głównie młodych, samotnych, niepiśmiennych imigrantek ze wsi. W XIX wieku służba domowa była jedną z najliczniejszych grup zawodowych Królestwa Polskiego. Według spisu powszechnego w 1897 roku w Warszawie pracowało około 50 tysięcy służących. Służba domowa stanowiła wówczas około 30 proc. aktywnych zawodowo pracowników miast.

Warunki pracy służących domowych były zatrważające. W porównaniu z innymi pracownicami fizycznymi były słabo opłacane, płacono im między 3 a 8 rubli miesięcznie. To, że tak niewiele zarabiały, uzasadniano tym, że zamiast pensji pracodawcy zapewniali im wikt i opierunek. Służące mieszkały ze swoimi pracodawcami, na co dzień więc nie miały swobody poruszania się czy zawierania znajomości. Ich czas wolny też był często iluzoryczny. Służące jadły, spały i pracowały w tym samym miejscu, a więc były wykorzystywane do pracy, kiedy tylko zaszła taka potrzeba. I na tym ich eksploatacja się nie kończyła. Jako że na służbie pracowały prawie wyłącznie młode dziewczyny odizolowane od swojego środowiska, miejsce pracy i życia często zamieniało się w miejsce przemocy fizycznej i seksualnej ze strony męskich mieszkańców domu.

Pan i służąca. Od pracy na służbie do pracy seksualnej

Części radykalnych reformatorów społecznych sprawa wydawała się bardzo prosta. Salomea Perlmutter prognozowała w 1902 roku, że wraz z postępem technologicznym ludzie porzucą indywidualne mieszkania na rzecz zorganizowanego mieszkalnictwa komunalnego ze wspólnymi kuchniami i łazienkami, które będą obsługiwane przez wynajęte do tego firmy sprzątające. Przedsiębiorstwa te „dostarczą wszystkiego do domów przy pomocy sił roboczych, ustanawianych przez odnośne stowarzyszenia”. Indywidualną służbę domową należało zlikwidować, a pracodawcom z miejskiej burżuazji i inteligencji poradzić, by nauczyli się sami wykonywać prace domowe.

Marchlewski przytaczał głos zrozpaczonego brytyjskiego polityka, który podobno podczas tamtejszej debaty nad reformą służby domowej pytał: „Kto będzie w państwie przyszłości czyścił buty?”, na co odpowiedziano mu pytaniem: „Czy pan tak już zniedołężniałeś, że nawet sam sobie butów nie potrafisz oczyścić?”. Każdy powinien radzić sobie sam. W końcu sprzątanie, gotowanie czy opieka nad dziećmi to nic trudnego, to zajęcia niewymagające profesjonalnych umiejętności, to coś, co może robić każdy (a może tylko każda?) z nas, z wyjątkiem niedołężnych brytyjskich polityków i ludzi obłożnie chorych.

Gospodyni zamyka salon na klucz

W tym samym czasie krakowska emancypantka Kazimiera Bujwidowa pisała, że domowa praca kobiet nigdy nie będzie traktowana na równi z pozadomową pracą męską, ponieważ brakuje jej jednego, kluczowego czynnika – jest nieodpłatna. Twierdziła, że „mężczyzna zawsze uważać siebie będzie za jednostkę w budżecie rodzinnym większą przedstawiającą wartość”, bo on za swoje wysiłki dostaje pensję, jego żona zaś pracuje za darmo.

Postulat płacenia matkom i żonom przez państwo, a także ustanowienie emerytur dla matek był jednak tak samo kontrowersyjny w 1900, jak jest w 2022 roku. Jednym z powodów jest mizoginiczne przekonanie, że praca usługowo-opiekuńcza jest instynktowna, wręcz automatyczna dla jednej płci i do tego na tyle nieskomplikowana, że nie wymaga docenienia innego niż symboliczne.

Opieka to praca, nie zasób naturalny [rozmowa z Anną Wiatr]

Później, już w latach 40. XX wieku, Simone de Beauvoir pisała, że oczekiwanie, by każda kobieta wykonująca we własnym domu wszystkie czynności porządkowe czerpała z tego satysfakcję, jest złudne i praca ta powinna być płatna. Uważała, że nieodpłatność sprawia, że prace domowe mają sens tylko wtedy, gdy ich efekty są nienaruszalne. Budzi to frustrację, ponieważ „gdy tylko rzeczy zaczną być użytkowane, od razu brudzą się i niszczą: toteż gospodyni czuje pokusę wycofania ich w ogóle z użytku: jedna przechowuje konfitury tak długo, aż spleśnieją, inna znowu zamyka salon na klucz”.

Oczywiście nie każda kobieta doświadcza tego stanu. Jeśli jednak zgodzimy się, że nagrodą za działania porządkowo-opiekuńcze może być coś więcej niż tylko uśmiech dziecka, to dlaczego nie możemy pójść o krok dalej i zgodzić się, że akceptowalne jest też przekierowanie tych czynności na profesjonalistkę z zewnątrz?

Nie ma równości w polskim domu

Dlaczego usługi sprzątające mają nie być traktowane jak cenna, wymagająca praca zasługująca na godziwą zapłatę? A jeśli ta praca jest cenna i możliwa do wyceny, to dlaczego płacenie za nią ma być krępujące? Wątpliwość w tej kwestii podszyta jest przekonaniem, być może nieuświadomionym, że niewidzialna praca kobiet powinna być taka właśnie – niewidzialna i przyporządkowana kobietom.

Komercjalizowanie sprzątania i płacenie za jego wykonanie jest więc transgresją wobec konserwatywnego porządku, w którym ta praca jest wykonywana przez samych członków rodziny (czy też członkinie), a także budzi niejasne poczucie dyskomfortu, że oddaje się coś prywatnego w ręce specjalistki. Warto jednak zastanowić się, czy dobre intencje nie maskują tu głęboko zakorzenionego w kulturze przekonania o niskiej wartości pracy domowej.

Drugim czynnikiem jest trudna przeszłość tego zawodu. Nieufność osób o lewicowej wrażliwości wobec zatrudniania pomocy domowej jest w dużym stopniu wynikiem bagażu historycznego. Na przełomie wieku XIX i XX służba domowa była symbolem tego, co najgorsze w industrialnym społeczeństwie patriarchalnym – polem do dyskryminacji klasowej, ekonomicznej i seksualnej. Stanowcze odrzucenie możliwości odpłatnego zlecania sprzątania, gotowania i prania nie bierze jednak pod uwagę jednej ważnej kwestii: praca służących nie była upodlająca przez samą swoją naturę, tylko przez warunki, w jakich się odbywała.

Podstawą sprawiedliwej sprzedaży usług jest umożliwienie pracownikom wykonywania dowolnego zajęcia w godnych, bezpiecznych warunkach za godziwą płacę. Jeśli zlecający usługi wywiązuje się z tego obowiązku, nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia. Poza tym warto zastanowić się, czy nasze skrępowanie w tej sytuacji nie wynika w równym stopniu z lęku przed wyrządzeniem komuś przemocy klasowej, jak i z niejasnego przekonania, że pewne czynności należy nieodpłatnie wykonywać samemu lub z pomocą najbliższych. A rozstrzygnięcie, czy sprzątanie domów jest usługą mającą swoje miejsce we współczesnym świecie, pozostawić osobom podejmującym się tej pracy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Alicja Urbanik-Kopeć
Alicja Urbanik-Kopeć
Doktorka historii kultury
Alicja Urbanik-Kopeć (1990) – badaczka historii literatury i kultury polskiej XIX wieku, obroniła doktorat w Zakładzie Historii Kultury Instytutu Kultury Polskiej UW. Oprócz kulturoznawstwa ukończyła też filologię angielską w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW. Interesuje ją, co dla ówczesnych znaczyła nowoczesność. Pisze o spirytyzmie, wynalazkach, emancypacji i klasie robotniczej. Autorka książek „Anioł w domu, mrówka w fabryce” (Wydawnictwo Krytyki politycznej 2018) „Instrukcja nadużycia. Historia kobiet służących w dziewiętnastowiecznych domach” (Post Factum 2019) i „Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2021).
Zamknij