Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu została oskarżona o pomocnictwo w aborcji. Justyna przekazała własne tabletki ofierze przemocy domowej, którą mąż chciał zmusić do urodzenia dziecka. 8 kwietnia rozpoczyna się proces aktywistki. Grozi jej kara trzech lat więzienia.
Do Justyny zgłosiła się Ania. Zamówiła tabletki poronne zgodnie z instrukcją Aborcyjnego Dream Teamu, ale to był rok 2020, początek pandemii, lockdowny w kolejnych państwach, tabletki nie doszły. Czas naglił, wiadomo, że im wcześniej aborcję się przeprowadzi, tym będzie bezpieczniej. Justyna wsadziła więc do koperty trzymane dla siebie tabletki mizoprostolu i przesłała Ani.
O sprawie dowiedział się mąż Ani, czekał z policją, aż wróci ona z poczty, odebrali jej tabletki. Potem policja zapukała do Justyny. Ania była pewna, że z tym mężczyzną dziecka mieć na pewno nie chce. Dziecko w związku przemocowym oznacza dla kobiety utratę wolności. Kontrolujący, przemocowy partner będzie traktował to dziecko jak jej słabość, by zaszantażować, zmusić, jak czułe miejsce, w które łatwo uderzyć, będzie wykorzystywał zmęczenie, bezsenność, zależność finansową. Justyna, której udało się ze związku przemocowego wyjść, doskonale rozumiała sytuację Ani, dlatego pomogła jej, ze świadomością, że się naraża.
Aborcja jest OK
Organizacje nazywające siebie „prolife” pewnie od dawna czekały na taką okazję, by zaatakować dziewczyny z Aborcyjnego Dream Teamu, które zaczęły działać w 2016 roku. Ordo Iuris już w 2018 roku złożyło do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa z artykułu 152 Kodeksu karnego, przekonując, że „pomocnictwem”, które jest karane, można nazwać podpowiedzi dotyczących aborcji, jakich ADT udzielał w mediach społecznościowych. Prawicowe organizacje oburzało już samo hasło, spopularyzowane przez ADT: „Aborcja jest OK”.
Głośno i wprost mówimy, że mamy prawo do wyboru. #aborcjajestok
czytaj także
Jednak aż dotąd nie udało się nic na aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu znaleźć, bo wbrew przekonaniom Ordo Iuris nie jest przestępstwem mówienie o aborcji, nie jest przestępstwem informowanie o możliwości dokonania aborcji farmakologicznie, o tym, gdzie i jak zamówić tabletki ani jak i gdzie znaleźć zagraniczną klinikę, która aborcję wykona. Nie jest też przestępstwem wspieranie w aborcjach, towarzyszenie, opieka nad osobą w trakcie aborcji, czasem po.
Aborcyjny Dream Team nigdy nie wysyłał tabletek. Są one wysyłane przez organizacje feministyczne Women on web czy women help women zarejestrowane w Kanadzie i w Holandii. Przesyłki z tabletkami właśnie po to były wysyłane z innych krajów, by zminimalizować ryzyko oskarżenia.
Sama wobec okrutnego prawa
Nigdy w Polsce nie było przepisów karnych wobec osoby, która przerywa własną ciążę, zawsze była karana osoba, która wykonuje aborcję osobie w ciąży. Przepisy pochodzą jednak z czasów, kiedy nie było aborcji farmakologicznej.
− Z interpretacji dotychczasowego orzecznictwa sądów, wyroków, które dotąd sądy wydały z artykułu 152, czyli przestępstw związanych z aborcją, można wywnioskować, że karalne w Polsce jest przerwanie komuś ciąży chirurgicznie, i wedle nowszego orzecznictwa, przekazywanie komuś tabletek poronnych. Prawo polskie jest bardzo łatwe do nadinterpretacji − opowiada Natalia Broniarczyk, członkini Aborcyjnego Dream Teamu.
− Ustawa pochodzi z 1993 roku, a przepisy karne z 1997 roku, i one trochę nie pasują do rzeczywistości. Większość aborcji nie odbywa się teraz, jak w latach 90., w gabinetach, gdzie przyjmował nas lekarz. Teraz większość aborcji odbywa się w domu, jest bezpieczniej, jest taniej, no i nie ma konieczności włączenia osoby trzeciej − tłumaczy.
Włączanie osoby trzeciej zawsze niesie ryzyko nieuszanowania prywatności, konieczności upokarzającego tłumaczenia się albo wręcz donosu.
− Pomocnictwo interpretowane jest na niekorzyść nas, kobiet − mówi Broniarczyk. To na przykład sprawa z 2018 roku, kiedy matka zamówiła córce tabletki przez internet i jej dała, a kurator, który opiekował się rodziną, dowiedział się o tym i doniósł na policję. Czy chłopak, który zamówił tabletki dla swojej partnerki i powiedział o tym lekarzowi, a lekarz uznał, że musi poinformować organy ścigania.
Chłopak dostał karę pół roku więzienia, matka dostała rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Przepisy karzące za pomoc, wsparcie osoby, która zdecydowała się wykonać aborcję, mają na celu osłabienie tej ostatniej. Nie można ukarać jej osobiście, ale można pozbawić ją pomocy. Sprytnie, co?
− Przepisy, które mówią o tym, że karana jest osoba pomagająca, nakłaniająca, umożliwiająca, są niebezpieczne, sprawiają, że osoba, która potrzebuje aborcji, zostaje sama, bez wsparcia, musi sama sobie tę aborcję zorganizować i utrzymać to w tajemnicy, a to jest ryzykowne zdrowotnie i obciążające psychicznie − mówi nam Natalia Broniarczyk. − Takich przepisów w ogóle nie powinno być, bo one sprawiają, że aborcja jest nie tylko trudna, ale i ryzykowna. Jeśli chcemy mieć bezpieczne aborcje, to należy ją absolutnie wyjąć z Kodeksu karnego − podkreśla aktywistka.
Nie damy się zastraszyć
Czy Justyna Wydrzyńska dała się zastraszyć? Nie. W mediach powtarza, że nie zrobiła nic złego, że to prawo jest nieludzkie, że gdyby w tej samej sytuacji znalazła się jeszcze raz, postąpiłaby dokładnie tak samo. Bo tak należy. Nie wolno wspierać przemocy, trzeba walczyć o prawa człowieka. A dostęp do bezpiecznej aborcji, prawa reprodukcyjne to też prawa człowieka. Tak przypomina Amnesty International i apeluje o podpisywanie petycji. Bo, jak czytamy w petycji „polskie ustawodawstwo aborcyjne należy do najbardziej restrykcyjnych w Europie”, a konsekwencje drakońskiego prawa spadają na kobiety.
czytaj także
− Proces, który nas czeka od 8 kwietnia, chcemy wykorzystać, by zakwestionować przepisy, pokazać, jak bardzo są niesprawiedliwe. Dlatego mówimy otwarcie, za co stajemy przed sądem. Nie przestaniemy pracować, aborcje z nami są bezpieczne, jesteśmy w stanie pomóc w wielu sytuacjach. − mówi Natalia Broniarczyk. − Wiemy też, że nie jesteśmy same, doświadczamy solidarności, wiemy, że nasza praca jest dobra, że w Polsce poza tą skromną przesłanką o ochronie życia i zdrowia, nie można zrobić legalnie aborcji. Wszystkie odbywają się w jakimś stopniu z udziałem organizacji i osób, które chcą pomagać, również przy wsparciu finansowym. Te kilkadziesiąt aborcji, które udaje się zrobić w polskim szpitalu w związku z ustawą, to jest kropla w morzu potrzeb. Wytoczenie takiego procesu postrzegamy jako atak na bezpieczne aborcje, które mogą i powinny się odbywać. Dla dobra kobiet.
Jeśli chcesz pomóc Justynie, nagłośnij tę sprawę, przyjdź pod sąd w Warszawie przy ulicy Poligonowej 8 kwietnia o 9.30. Wspieraj swoje koleżanki, które chcą przeprowadzić aborcję, nie oceniaj, po prostu wspieraj.