Kraj

1 Maja: więcej niż święto robotnicze

1 maja upamiętnia przemoc wymierzoną w niewinnych. W tych, którzy upominali się nie tylko o swoje prawa, ale prawa dla wszystkich.

1 maja jako Święto Pracy nie oznacza dziś wiele. Jak mogłoby być inaczej, jeśli – wiemy to skądinąd – praca w tradycyjnym sensie znika z horyzontu, nie myślimy o niej, nie stawiamy jej pomników i nie tworzymy filmów. Niewiele zostało z romantycznego potencjału, który towarzyszył pracy przez duże P, tej pracy, która była zmianą świata. Z drugiej strony: wciąż wykonujemy jakąś pracę, czy to na prekaryjnych umowach, czy wykonując niewidoczną i nieopłacaną pracę opiekuńczą; pracujemy afektywnie, bo dzięki naszym emocjom działają całe branże przemysłu rozrywkowego. W końcu: pracujemy także we śnie, bo zainstalowane w naszych telefonach aplikacje także wtedy zbierają o nas informacje, które ktoś gdzieś zamienia na pieniądze. Wszystko to, co dzieje się ze współczesną pracą, jakoś wymknęło się temu, co oznaczał 1 Maja, co można było dotychczas obchodzić w tym dniu. Ale czy na pewno?

Majowe święto zostało ustanowione w 1889 przez II Międzynarodówkę na pamiątkę zajść na placu Haymarket w Chicago, do których doszło trzy lata wcześniej. 3 maja niemiecki działacz August Spies został poproszony przez strajkujący związek drwali i ładowaczy drewna, by przemówił na wiecu, który zebrał się nieopodal fabryki żniwiarek McCormick. Zarówno wiec, jak i strajk były elementami trwającej kampanii o 8-godzinny dzień pracy. Część słuchaczy Spiesa nie wytrzymała napięcia i pobiegła do nieodległej fabryki, gdzie właśnie trwała szarpanina między uzwiązkowionymi robotnikami – bez pracy od lutego – i tymi spoza związków, których fabryka zwoziła na miejsce, by zastąpili strajkujących. Gdy dobiegł tam Spies, bójka trwała w najlepsze, a na miejsce zdążyła już dotrzeć policja, uzbrojona w broń palną i zwyczajowe pałki. W strzelaninie zginęło dwóch robotników. Wściekły Spies pobiegł do redakcji „Arbeiter-Zeitung”, gdzie szybko napisał dwujęzyczną odezwę, kończącą się wezwaniem „Robotnicy do broni!”, co miało oznaczać gotowość do oporu. Plotka mówi jednak, że bez wiedzy Spiesa dopisano wielkimi literami, u dołu artykułu, słowo ZEMSTA – co zaostrzyło przekaz i tak wybuchowego wezwania.

Tak doszło do zebrania się, następnego dnia, właściwej demonstracji na Haymarket – postulaty 8-godzinnego dnia pracy łączyły się tam z wściekłością na działania policji i wezwaniami, by fabryki w końcu zaczęły się liczyć ze związkami. Niemniej od samego rana było spokojnie, czym władze i gazety były najwyraźniej zaskoczone. Po paru godzinach, gdy przemawiający Samuel Fielden zbliżał się ku końcowi, a słuchający powoli się rozchodzili, policja w sile 175 funkcjonariuszy zdecydowała się wkroczyć. I choć sam Fielden powiedział: „Dobrze, rozejdziemy się”, z tłumu poleciała bomba, która trafiła w sam środek policyjnego korpusu. Wybuch zabił na miejscu jednego z policjantów, Mathiasa J. Degana, raniąc innych, a wtedy policja na ślepo otworzyła ogień. W wyniku obrażeń po zamieszkach na Haymarket zginęło 7 policjantów; co do protestujących pewności nie ma, ale śmierć poniosło przynajmniej czterech. Kto rzucił ładunek wybuchowy, pozostało niejasne.

W aresztowaniach, które nastąpiły potem, w pierwszej kolejności pojmano wszystkich tych, których nazwiska kojarzyły się policji z ruchem robotniczym, anarchistycznym czy związkami zawodowymi: dziennikarzy, działaczy, przywódców organizacji robotniczych. Bez różnicy, czy byli wówczas na placu, czy nie. Howard Zinn opisał to tak: „Przywódcy zostali aresztowani, mimo że nie było dowodów łączących ich z bombą. Nigdy być ich nie mogło, ale i tak trafili na szubienicę”. Siedmiu: August Spies, George Engel, Samuel Fielden, Louis Lingg, Albert Parsons, Michael Schwab i Adolph Fischer, zostało skazanych na śmierć. Lingg popełnił samobójstwo, dwóm kolejnym zamieniono kary. Na szubienicę trafiło czterech; żadnemu nie udowodniono, że rzucił bombę, sąd opierał się raczej na podejrzeniach o spisek. Lęk przed podejrzanymi o zamach był tak wielki, że gdy Lucy Parsons, aktywistka i żona Alberta, miała odwiedzić całą czwórkę przed egzekucją, podejrzewano, że może szmuglować ładunki wybuchowe i wysadzić wszystkich w powietrze.

Engel, Fischer, Parsons i Spies zawisnęli 11 listopada 1887, podobno śpiewając Marsyliankę. Ostatnie słowa Spiesa miały brzmieć: „Przyjdzie czas, że nasza cisza wybrzmi głośniej niż głos, który dziś zdusicie”.

Cała historia z Haymarket przypomina mi o tym, że jest w tym święcie aspekt bardziej uniwersalny i że nie tylko o pracę tu idzie, lecz także o wolność i sprawiedliwość. Nie trzeba sympatyzować z ruchem robotniczym czy związkowym, żeby podzielać przywiązanie do tych wartości.

1 maja jest rocznicą upamiętniającą nadużycia władzy i przywilejów przez tych, którzy mają jej tyle, że używają wymiaru sprawiedliwości do zemsty – jak najbardziej klasowej, ale przy tym cynicznej i wymierzonej w opór jako taki.

To, że po Haymarket zamordowano akurat młodych działaczy i dziennikarzy, którzy stanowili głos organizującej się wówczas klasy robotniczej – jest znaczące. Zamiarem władzy, sprzymierzonej z wielkim przemysłem, było bowiem spacyfikowanie oporu radykałów – pokazanie, z kim jeszcze są gotowi negocjować (czyli z pokorniejszymi związkami lub bardziej ugodowymi z działaczy), a dla kogo mają tylko szubienicę. Robotnicy byli im bardzo potrzebni, żeby napędzać fabryki – ci, którzy chcieli dać tym robotnikom głos – przeciwnie.

1 maja w tym sensie jest świętem szerszym niż święto pracy, że upamiętnia przemoc wymierzoną w niewinnych. W tych, którzy upominali się nie tylko o swoje prawa, ale prawa dla wszystkich. Dlatego warto dziś pamiętać o jego historycznych korzeniach, gdy wydaje nam się, że to nie nasza data, nie nasze święto i nie nasza opowieść. Bo nie ma opowieści szerszej i bardziej uniwersalnej niż ta o przemocy władzy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij