Dlaczego za głupotę rządu i łamanie przezeń prawa odpowiadać mają wszyscy obywatele, w tym ci, którzy nie tylko go nie popierają, a wręcz otwarcie przeciwko niemu występują? Ziemowit Szczerek broni Macieja Gduli.
Maciej Gdula, poseł lewicy, na Twitterze i w wywiadzie dla Gazeta.pl całkiem przytomnie powiedział, że unijne sankcje za łamanie praworządności powinny być nałożone wyłącznie na PiS-owców.
– To niesprawiedliwe, aby za działania rządu PiSu, który poparło tylko 8 z 38 mln Polaków, odpowiadali wszyscy obywatele i obywatelki Polski. Dlatego sankcje powinny być nałożone bezpośrednio na tych, którzy realnie niszczyli praworządność, czyli polityków PiS – w @gazetapl_news.
— Maciej Gdula (@m_gdula) January 31, 2020
Jeśli nałożymy je na cały kraj, to wszyscy obywatele, którzy z ich powodu ucierpią, wściekną się raczej na Unię niż na PiS. PiS, jak to bywa w takich przypadkach, zrobi z nich zakładników, mówiąc – patrzcie, przez wrogów cierpicie, a cierpicie za Polskę, i co z tego, że ta Polska została zredukowana do roli partii politycznej, i to w dodatku populistycznej, nieodpowiedzialnej i niedojrzałej. Sankcje nałożone na wszystkich średnio zresztą działają – Kuba, Iran czy Rosja nie są raczej przykładami sukcesu takiej polityki. Gdula ma więc rację – dlaczego za głupotę rządu i łamanie przezeń prawa odpowiadać mają wszyscy obywatele, w tym ci, którzy nie tylko go nie popierają, a wręcz otwarcie przeciwko niemu występują?
Populistyczna prawica potraktowała Gdulę z buta. To bardzo ciekawe: pop-prawicowcy mają uroczy zwyczaj poniżania wszystkich, którzy nie myślą tak, jak oni – rzygać na nich ze swoich zabawnych, dziecinnych i zwyczajnie rozkosznie głupich medioidów, od wpolityce.pl, przez „Do Rzeczy”, a na TVP kończąc – ale domagają się od tych inaczej myślących lojalności. Bo państwo to oni. I rozkosznie zapominają, że to właśnie oni mają tendencję gardzić Rosjanami za podobne odruchy im przypisywane, nucąc pod nosem Iwana Groźnego Przemysława Gintrowskiego, który „pohańbił bojarskie córy, łabędzice” i pościnał głowy bojarskich synów, „dobrych mołodców”, ale mimo wszystko „sława” mu, jako „naszemu prawosławnemu carowi, ojczulkowi naszemu”. Taka to ta znienawidzona na „Zachodzie, który ceni ludzką indywidualność, rabska ruska dusza”. Cudownie.
Można więc pogardzać co najmniej połową narodu i gnoić ją, można łamać państwowe prawo, można – w końcu – prowadzić dziecinnie głupią i absolutnie kontrskuteczną politykę i wbrew faktom nazywać ją sukcesami, można – wbrew praktyce demokratycznej – zamieniać państwowe media w partyjną propagandę, a sądy w kontrolowane przez partię muppety – ale nadal domagać się lojalności. Bo inaczej to jest to zdrada. No cóż, jeśli już bawimy się w tak upraszczające i niedojrzałe kategorie, którymi lubi posługiwać się prawica, a które przez ludzi cywilizowanych są kategoriami z epoki stosów, pręgierzy i toporów, ewentualnie przywracane, razem z rozstrzelaniem, w wyjątkowych i dramatycznych momentach, jak na przykład wojna – to zdrajcami takimi są raczej właśnie oni. Ci, którzy łamią zasady prawne RP, niszczą trójpodział władzy i ustrój Rzeczpospolitej.
Ja, oczywiście, rozumiem ich motywacje. Czemu miałbym nie rozumieć. Prawica – co zrozumiałe – chce naprawiać patologiczny system sądownictwa. Jeśli ktoś jednak naprawia go tak, jakby złamaną rękę pacjenta chciał odciąć siekierą, czyli likwidując jego niezależność, upartyjniając ten system („oni chcą, żeby one dalej były zależne od nich” – mówił o sądach Jarosław Kaczyński swojemu słynnemu austriackiemu kontrahentowi, którego następnie zrobił w bola, notabene proponując szyderczo, by rzeczonego Jarosława pozwał) i niszcząc konstytucyjny podział władzy, to automatycznie przestaje reprezentować państwo, któremu służy. I można się domagać ukarania go tak samo, jak można żądać ukarania policjanta, który próbuje nam przestrzelić kolana, żebyśmy mu nie uciekli po tym, jak złapał nas na sikaniu w niedozwolonym miejscu. Albo urzędnika, który pod godłem państwowym żąda od nas łapówki.
Rozumiem również motywacje PiS w dziedzinie – powiedzmy – nadawania podmiotowości Polsce w ramach polityki zagranicznej. Zgoda – wcześniej było to raczej dryfowanie zgodnie z europejskimi prądami. Ale „polityka podmiotowości” realizowana jest tak żałośnie i przeciwskutecznie, że ja naprawdę nie dziwię się Tomkowi Piątkowi, który uważa, że na świecie kretyni tej rangi nie występują i że w związku z tym musi to być efekt działalności agenturalnej Rosjan. No bo co ta podmiotowość – psucie relacji z sojusznikami, niszczenie pozycji międzynarodowej, soft poweru, zniechęcanie do siebie opinii międzynarodowej państw sojuszniczych (kto, przepraszam, będzie chciał ginąć za tak obrzydliwy moralnie kraj, który całą Europę obsiał swoimi migrantami ekonomicznymi, a sam nie chce przyjąć choćby niewielkiej części uchodźców uciekających przed wojną?). Nie wspominając o wspaniałej wolcie, jaką jest po wypięciu się na UE stawianie wszystkich kart na Trumpa, wobec którego PiS jest służalczy jak śmierciożercy wobec Voldemorta. Ale cóż, to ci „donoszący na Polskę zdrajcy” są służalczy wobec UE. Na marginesie, jakim Trump jest sojusznikiem, to się mieli okazję przekonać na przykład Kurdowie.
czytaj także
To wszystko więc, cała ta bezbrzeżna głupota, to widoczne gołym okiem lamerstwo i prowadzenie okrętu na skałę nie pozwala, według pop-prawicy, na ubezwłasnowolnienie kapitana, nie wspominając o wypowiedzeniu takiemu kretynowi posłuszeństwa. Otóż pozwala. Nie mam się za specjalnie poważnego człowieka, ale nawet mnie żenuje taki poziom niedojrzałości. Więc nie, nie uważam, by PiS mnie reprezentował. Niech płynie na skały, ale wyłącznie jako partia polityczna, a nie Polska. I niech sobie śle w świat sygnały typu #respectus, w żałosnej nadziei, że ktoś tę partię z powodu tego skamlania będzie szanował. Ja wolę powiedzieć #notinourname, jak Amerykanie wtedy, gdy na płaszczyźnie międzynarodowej idiotę robił z siebie George W. Bush, a prawo do robienia z siebie idioty naginał mu Cheney. I nie dziwię się, że to samo powiedział Maciej Gdula.
Rozumiem też postulat prawicy mówiący, że państwo powinno o wiele mocniej gruntować w polskiej tradycji. Popieram to i nie mam nic przeciwko takiemu gruntowaniu w historii, jak robią to na przykład Brytyjczycy czy arcydemokratyczni i prosocjalni Skandynawowie, i wcale nie uważam, że jest tu potrzebne przywracanie monarchii. Po prostu – próba wejścia w tradycję długiego trwania, odwoływania się do dorobku cywilizacyjnego zohydzonej pod każdym względem (przesadnie, bo tak samo można zohydzić wczesne państwa Brytyjczyków czy Francuzów) I Rzeczpospolitej – jest, uważam, konieczna. Choćby po to, by brać udział w ponadnarodowym, europejskim projekcie w sposób dojrzały i pobawiony kompleksów.
Jak jednak reagować, kiedy profesor Zybertowicz w podcaście nagranym dla „Polityki Insight” pieprzy coś o tym, że tylko PiS wpisuje się w „tysiącletnią tradycję narodu polskiego”, a następnie, jako sympatyk takiego tysiącletniego PiS-u, egzaminuje współrozmówców, starając się ustalić czy są wystarczająco polscy? Jak inaczej niż pustym śmiechem reagować na tego typu „odwoływanie się do tradycji” i „budowę wspólnoty”, gdy propagandowe media i rządowi politycy gnoją wszystkich, którzy według ich prostackiej oceny nie są wystarczająco polscy? Nie, oczywiście, żaden to faszyzm. To raczej jego parodia. Tak samo, jak w Dyktatorze Charliego Chaplina parodiami wiadomo jakich polityków byli Adenoid Hynkel i Benzino Napaloni.
Czy mamy prawo postukać się w czoło i powiedzieć, że Benzino Napaloni nas nie reprezentuje, i domagać się od ponadpaństwowej organizacji, w której jesteśmy dobrowolnie i która ma między innymi stać na straży praworządności demokratycznej w całej Europie, żeby go potępiła? O, jak bardzo tak. Tak samo jak mielibyśmy prawo sprzeciwiać się tej ponadpaństwowej organizacji, gdyby stała się tak samo głupia i antypaństwowa jak PiS.
Gdula: Powinniśmy połączyć to, co mamy najlepszego w SLD, Wiośnie i Razem
czytaj także
No, ale na słowa Gduli pop-prawica zareagowała jak to pop-prawica, gówniarsko i głupio, oskarżeniami o zdradę. A na przykład taki Paweł Lisiecki, polityk PiS, czepił się Gduli w paskudnym, sięgającym poniżej pasa stylu, wypominając posłowi Lewicy, że – uwaga – jego ojciec był w KC PZPR. Zachwycone prawicowe media rozdmuchały tę ripostę pod niebiosa. No tak, bardzo piękna tradycja „genetycznych patriotów” i wypominania „dziadka w Wehrmachcie” czy „resortowości” rodziców wróciła.
Jak wiadomo, obwinianie kogokolwiek o cudze grzechy jest bardzo dżentelmeńskim nawiązywaniem do najlepszych i najwznioślejszych tradycji Rzeczpospolitej, w tym tych chrześcijańskich. Ale można też poczuć zrozumiałe, myślę, zażenowanie i ochotę, by nie mieć niczego wspólnego z gówniarskim myśleniem, jakie prezentuje Lisiecki i hołubiące go populistyczne medioidy. Cóż, jeśli mówimy zresztą o PZPR, to można półżartem wspomnieć, że prawica – i słusznie – hołubi płk. Kuklińskiego, który o wiele bardziej niż Maciej Gdula „zdradził” polskie państwo, wydając jego sekrety Amerykanom. No cóż, jakie było, takie było. PZPR również łamała konstytucję, jak jej się podobało, i również rządziła państwem przez swojego sekretarza generalnego, dla którego państwowe urzędy były tylko pionkami, dokładnie tak samo, jak obecnie urzędy prezydenta, premiera czy ministrów dla prezesa PiS. Półżartem, ale tylko pół.
Więc tak: Gdula ma rację. Gówniarskim, konstrskutecznym, gnojącym własnych obywateli i przestępczym rządom przeciwstawić się nie tylko można, ale trzeba. Można się domagać wobec nich sankcji, czemu nie. Nie jest to żaden wstyd, a konstrukcja „donoszenia na Polskę” jest tak dziecinnym oskarżeniem, że można się tylko pusto roześmiać. PiS, partia, która próbuje wykluczyć gigantyczną część własnego narodu, która łamie jego prawa, która działa tak, że gra na korzyść Rosji, to nie żadna Polska. Na szczęście, bo gdyby tak było, to z żenady trzeba by było chyba strzelić sobie w łeb. Albo przeklinać los, który kazałby się w takim państwie urodzić.
Kiedyś jeden z tych modnych na prawicy młodych publicystów podbił do mnie z informacją, że „uczy się ode mnie propagandy”. – Dlaczego? – Zapytałem zdziwiony. Okazało się, że zaimponowało mu, że określam mentalność PiS jako niedojrzałą. Uznał to za wspaniały chwyt i później, jak widziałem, nawet zaczął go używać.
Nieborak nie brał pod uwagę, że można go brać za gówniarza. I on był przekonany, że w głębi duszy muszę szanować jego gówniarskie poglądy. Tylko moja służalczość Zachodowi, zdradziecka natura i brak genetycznego patriotyzmu nie pozwalają mi tego przyznać.