Kinga Dunin

Tenis w porcie

Jestem człowiekiem jak wielu innych i kiedy widzę jakąś skandaliczną informację o celebrycie czy polityku na czołówce „GW” – klikam. Nie czytam pudelka ani innego ratlerka, ale moi znajomi czytają, a ja nie zatykam uszu, kiedy dzielą się ze mną jakimś smacznym kąskiem. Oczywiście czytają to tylko dla beki, tak się chyba teraz mówi, to dość oczywista strategia, kiedy czegoś chcemy i nie chcemy zarazem.

W „GW” strategia ta polega na tym, że po podaniu skandalizującej informacji publikuje się teksty, które krytykują „godną jedynie brukowców pogoń za sensacją” i dostarczają czytelnikom – np. mnie – miłego poczucia wyższości. Oto my, gardzący brukową prasą, jej prymitywizmem, nas nie interesują plotki ani donosy. Dokładnie tak samo postąpiła „GW” w przypadku prowokacji dziennikarskiej wobec Fibaka, z której dość jasno wynika, że bywa pośrednikiem między sponsorami a paniami poszukującymi sponsora. Najpierw poinformowała, potem skrytykowała. To ciekawe, że Fibak zajmuje się stręczycielstwem, i okropne, że zostaliśmy o tym poinformowani. Ciekawość zaspokojona, czystość zachowana.

Ostatecznie mamy przyjąć do wiadomości taki oto komunikat: celebryta postąpił brzydko, ale to jego prywatna sprawa, która nie powinna być rozpatrywana w sferze publicznej. A właściwie czemu nie? Jeśli już ktoś tym celebrytą jest, i to z wyższej półki, to ma z tego wiele korzyści oraz kłopoty. I nie ma co liczyć na ochronę prywatności. Tak brzmi odpowiedź cyniczna. Mniej cyniczna odwołuje się do prawa. Prywatność prywatnością, ale jeśli ktoś łamie prawo, to należy się tym zająć. Stręczycielstwo w Polsce jest karalne, zagrożone karą więzienia do lat trzech. Co prawda stręczycielstwo do nierządu, a nie do sponsoringu, ale tym niech już zajmie się sąd.

Czy jednak publicznie wolno zajmować się czyjąś moralnością, gdy nie dochodzi do naruszenia prawa? W Polsce monopol na moralność ma KK, który na wszystko, co dotyczy sfery seksualno-obyczajowej, ma swoje przepisy, do których można się odwołać. Po drugiej stronie obowiązuje nie do końca przestrzegana zasada dyskrecji i desinteressment. To znaczy – jak zostało powiedziane – wolno powiedzieć, że ktoś źle postąpił, ale trzeba dodać, że to jego prywatna sprawa i nas to w zasadzie nie interesuje. Jako szczerych liberałów nie powinno interesować.

W ten sposób pozbywamy się ze sfery publicznej dyskusji na tematy moralne. Chociaż przecież wiemy, że zasad moralnych nie dał nam żaden Pan Bóg, tylko tworzymy je sami, w dyskursie praktycznym.

I jeśli nie uważamy, że wszystko, co nie jest zakazane, jest dozwolone, także w sensie etycznym, to sposobem wytwarzania świeckiej moralności jest też publiczne dyskutowanie o niej. Wymaga to na przykład uzasadnienia swoich odruchów moralnych, tak dalece, jak jest to możliwe. Źle się pan Wojtek zachowuje, ale właściwie dlaczego? Żyjemy w kulturze, w której panuje kult pieniądza i sukcesu, młodości i piękna, a kobietom i mężczyznom przypisane są różne role i miejsca w strukturze władzy i prestiżu. Wszystko też daje się podobno przeliczyć na pieniądze. Kontrakt między bogatym kolesiem i atrakcyjną młodą kobietą wydaje się tylko prostą konsekwencją tej konfiguracji.

Innym wyjaśnieniem może być to, że mężczyźni zakochują się w pięknych młodych kobietach, a kobiety w bogatych lub wysoko postawionych mężczyznach. Czy należałoby tego zakazać? A przynajmniej potępiać? (Ktoś może w tym miejscu powiedzieć, że to nie kultura, a natura. No cóż, natury też nie musimy lubić ani słuchać w każdym calu. Moralność, nawet jeśli ma swoje biologiczne podstawy, bywa również antynaturalistyczna).

Czyżby zatem grzechem Fibaka był po prostu konformizm? A za potępieniami kryje się jedynie zazdrość tych, których nie stać, wobec kogoś, komu dostał się zdecydowanie większy kawałek tortu? Na jego obronę można powiedzieć, że nie złamał żadnej normy, którą by publicznie deklarował, nie jest świętoszkiem, których tutaj pełno. Jeśli ktoś uczciwie chce skrytykować Fibaka, powinien umieć też skrytykować tę część kultury, którą on reprezentuje. Jeśli sprzyjają temu bezrefleksyjne odruchy – tym lepiej. Etyka jednak na bezrefleksyjnych odruchach się nie kończy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij