Połowa lat 90, zbliżają się wybory prezydenckie, Wałęsa ogląda sondaże, ze strachu pada na kolana i zaczyna się modlić.
Połowa lat 90, zbliżają się wybory prezydenckie, Wałęsa ogląda sondaże, ze strachu pada na kolana i zaczyna się modlić.
− Boże, pomóż mi. Straciłem zaufanie społeczne. Co mam teraz robić?
− Synu, mam do ciebie nieuzasadnioną słabość – odzywa się Głos Z Niebios. – Postaram się coś wymyślić. Mój syn też kiedyś miał problemy z wiarygodnością, więc dozwoliłem mu chodzić po wodzie. I pomogło. Zrób tak i ty. Udaj się nad Wisłę, wejdź na wodę i idź. Nic ci się nie stanie, a ludzie znowu ci uwierzą.
Tak też Wałęsa uczynił. Spaceruje sobie po wodzie, a z brzegu obserwuje go dwóch wędkarzy.
− Popatrz – mówi pierwszy. – Wałęsa!
− No Wałęsa. Widzisz, ten idiota nawet pływać nie potrafi!
Tak mi się jakoś przypomniało, z czasów, kiedy jeszcze istniały dowcipy polityczne. Przypomniało, bo jak wynika z badań CBOS, Palikotowi spadło i jego partii też. Partia nie załapuje się do sejmu, a Palikotowi nie ufa 55 procent odpowiadających, to już więcej niż Kaczyńskiemu. Pytanie o zaufanie do osób publicznych zawsze było dla mnie zagadkowe. Odpowiedź na nie jest zapewne wskaźnikiem czegośtam, ale nie do końca wiadomo czego. Politycznych sympatii? Efektu działania mediów? Wrażenia, jakie sprawia polityk? Cokolwiek by to było, Palikotowi ubyło. Niezbyt mnie to martwi, ale trochę tak.
Czy ufam Palikotowi? To zależy. W jego lewicowość nie wierzę. A w liberalizm obyczajowy? Wierzę. Mimo „Ozonu”, kapliczki w ogrodzie, „tak mi dopomóż Bóg”. Ale też sądzę, że może przestać popierać swoje poglądy, kiedy uzna, że przestało mu się to opłacać. I właśnie dlatego, jednak trochę martwi mnie, że mu spadło, bo stanie się to w kółko powtarzanym dowodem na konserwatyzm Polaków, którzy nie chcą żadnych obyczajowych nowinek, a miłość do krzyża wyssali z mlekiem matki.
A jak jest naprawdę? Ilu jest takich, którzy naprawdę pragną krzyża w sejmie i nie wyobrażają sobie, żeby mogło go tam nie być? Albo chociaż konsekwentnie udają, że tak sądzą i może nawet momentami zaczynają w to wierzyć? Jak się jednych do drugich doda, to trochę ich będzie. Ilu jest zaś takich, dla których świeckość państwa jest wartością i krzyż naprawdę im przeszkadza? Garść, a może garstka. Na pewno mniej niż tych pierwszych. Większości krzyż, jak to lubią mówić, nie przeszkadza. Warto ich czasem zapytać, czy przeszkadzałoby im, gdyby krzyża nie było. Zadałam kilka razy takie pytanie i jak dotąd odpowiedzi były podobne – nie, nie przeszkadzałoby. Po prostu większości krzyż, za przeproszeniem, wisi. Pewno podobnie jest z wieloma innymi kwestiami – in vitro, związkami partnerskimi, chociaż bez adopcji, trawką…
Gdybym miała oceniać mentalność większości Polaków, nie powiedziałabym, że są konserwatywni, nie są tez liberalni. Irytuje ich PiS i ojciec Rydzyk, ale rozwiązania bliskie tym kręgom już im nie przeszkadzają. Irytuje ich Palikot, ale gdyby rząd zdecydował się na liberalizację prawa, też bym im to nie przeszkadzało. Dużo ludzi przyjeżdża na zloty na Jasnej Górze, ale równie dużo pojawi się na koncercie Madonny. Tłumy oglądały Euro, podobnie jak tłumy poszły, żeby zobaczyć Prezydenta w trumnie, ale tylko nieliczni zostali pod krzyżem.
Mentalność społeczna nie jest żadnym wyjaśnieniem konserwatyzmu polskiego prawa. Inni szatani są tu czynni. Kościół katolicki, który wciąż jest silną i świetnie zorganizowaną instytucją. Kultura polityczna, która dwadzieścia parę lat temu zaczęła się kształtować tak, a nie inaczej, a teraz ma już swoje tradycje i nawyki. I niestety słabość Palikota ją utrwala, ponieważ to on stał się symbolem „obyczajówki”. W takiej sytuacji PO nadal może grać w „nie przeszkadza”, bo poza gowinami, tak właśnie gra PO. Tusk nie powie, że gotowy jest umrzeć za krzyż w parlamencie, powie raczej, że ludzie tego chcą, a więc nie będziemy z tym walczyć, bo nam to nie przeszkadza. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że społeczeństwu nie przeszkadza brak krzyża i go zdjąć. Awantura, którą wówczas rozpętałaby prawica, tylko by mu pomogła. Ludność, której wisi, lubi normalność i umiarkowanie, a nie jakieś awantury. Teraz musi awanturować się Palikot – i na tym traci. Podobnie jak PiS na swoich awanturach. Z tą różnica, że PiS utrzymuje żelazny elektorat, a RP ma kłopot ze stworzeniem go tylko na bazie liberalizmu obyczajowego. Bo w gruncie rzeczy Palikot jest emanacją i reprezentacją Polaka, któremu wisi, któremu nie przeszkadza ani krzyż, ani jego brak.
Czy pałeczkę mógłby przejąć SLD? W liberalizm obyczajowej tej partii nawet ona sama nie wierzy.
Powiedzmy sobie, nikt z nich nie umie pływać.