Kiedy byłam mała, Trzech Króli było świętem, dniem wolnym od pracy, a aborcja była zakazana. Teraz jestem stara, aborcja jest zakazana i na Trzech Króli znowu świętujemy. Mogłabym zapytać: to pocośmy tę żabę jedli? Październik, Marzec, Grudzień, Czerwiec, Sierpień… Okrągły Stół i wstąpienie do Unii Europejskiej. I znowu jest tak samo. Corso i ricorso, czyli wte i nazad. Mogłabym zapytać, ale nie zapytam, bo nie znam odpowiedzi. Zazwyczaj zadaję pytania, na które znam odpowiedź.
Wyrażę raczej uznanie dla praktycznego rozumu Kościoła. Rok temu to święto przebiegało niezauważenie, co prawda poprzedzone jakąś pyskówkę, nie znalazło miejsca w mediach ani w zbiorowej wyobraźni. W tym roku lud katolicki spontanicznie przebrał się za wielbłądy, murzynów i Matki Boskie, więc nareszcie było co filmować. I bardzo dobrze. Będziemy mieli nowy zwyczaj, choć podobno stary, przebierańców na ulicach, zbiorowe działanie, atrakcję turystyczną i swojską. Żadne tam halloween czy inne walentynki. I wolny dzień, jestem entuzjastka wolnych dni. Właściwie to mogłoby mi się to podobać. Tak jak podobają mi się różne etniczne zwyczaje, wprowadzające nieco lokalnego kolorytu. Msze, śluby, pogrzeby, pierwsze komunie, czyli rites de passage. Obrazki, krzyże, kapłani w haftowanych sukniach. Czy to nie piękny dodatek do różnych okoliczności publicznych, ładnie komponujący się z kompania reprezentacyjną Wojska Polskiego? Może dodać splendoru otwarciu autostrady albo innemu wodowaniu. Także forma dla aktywności oddolnej i wspólnotowych przeżyć.
Nie raz słyszałam narzekania na rytualizm i powierzchowny charakter polskiego katolicyzmu, ale cóż w tym złego? Im więcej rytualizmu, tym lepiej. Naprawdę chodzi nam o to, żeby ludzie wierzyli w coś, czego nie ma? Przeżywali jakieś odloty, jak po narkotykach? Co innego zwyczaj! Nie wymaga żadnego uzasadnienia, jest sobie, bo jest, i bo jesteśmy do niego przyzwyczajeni – jak sama nazwa wskazuje. Ot, miła i dekoracyjna różnorodność. Wcale nie musi wchodzić w konflikt z modernizacją, a z kapitalizmem świetnie wręcz się miewa. Kościół jako przedsiębiorstwo świadczące usługi dla ludności w zakresie oprawy ważnych uroczystości. A przy okazji zarabiają dostawcy sukien, trumien, strojów na Trzech Króli. I do tego ludzie robią coś wspólnie: śpiewają, wymachują krzyżami – zawsze mnie to wzrusza. Nawet bardziej niż Parada Równości. Zresztą polski Kościół, instytucja i wierni, jest już bliski tego ideału, tylko chyba niewłaściwie opodatkowany. Namawianie biskupów, żeby sprzedali swoje pierścionki i pieniądze oddali biednym, nie ma większych szans powodzenia, moja propozycja natomiast wydaje się całkiem realna. Niniejszym jednak ją wycofuję.
Niestety. Mamy to w komplecie z zakazem aborcji, wtrącaniem się do polityki, właściwie przymusowymi lekcjami religii w szkole… Listę można by wydłużać i wydłużać. W tej sytuacji z żalem jestem przeciw i domagam się aborcji Trzech Króli z polskiego kalendarza.
A mogłoby być tak pięknie!